W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Jak Metallica ewoluuje w średnim wieku
dodane 13.11.2016 11:21:16 przez: Kubus-87
wyświetleń: 2945
Artykuł LOS ANGELES TIMES: "BEZ ZANIKANIA W CIEMNOŚĆ, JAK METALLICA EWOLUUJE W ŚREDNIM WIEKU"
Na oficjalnej stronie Metalliki pojawił się artykuł z "Los Angeles Times", napisany przez Mikaela Wooda Piccol zajął się tłumaczeniem. Zapraszamy do zapoznania się.





James Hetfield nie miał największych z nadziei.
Rozparty na poobijanej, skórzanej sofie, na backstage’u biura produkcji, frontman Metalliki przygotowywał się do wyjścia przed publiczność składającą się mniej więcej z 20 tysięcy ludzi w Shoreline Amphitheatre, które jest nie tak daleko od głównej siedziby zespołu, mieszczącej się w północnej Kalifornii w Marin County.
Rozmiar widowni nie dawał powodów do alarmu. Ponad trzy i pół dekady od czasu, kiedy James razem z perkusistą Larsem Ulrichem i pozostałymi członkami zespołu, zagrali na większej ilości stadionów i aren niż są w stanie to zliczyć. W 2014, Billboard umiejscowił grupę na liście 25 wykonawców z najbardziej kasowymi koncertami, co jest osiągnięciem spowodowanym po części poprzez niespodziewany sukces Czarnego Albumu wydanego w 1991 roku.

Typowy koncert Metalliki wymaga głośności, i to dużo. A jednak w ostatnim miesiącu, jako część corocznego koncertu gwiazd, organizowanego przez Neila Young’a, z którego dochody przeznaczane są na Bridge School, Metallika miała zagrać akustycznie.

„To jest ciężkie, koleś – w tym nie ma mocy która by mnie napędzała,” powiedział Hetfield krótko przed wyjściem Metalliki na scenę. „Kiedy grasz potężną muzykę, to porusza cię to. Akustyczność jest przeciwieństwem potęgi/mocy; czujesz to jako coś swego rodzaju słabego. Wolałbym raczej podłączyć sprzęt do prądu i dać czadu.”
„Ale to dobre wyzwanie,”
dodaje ze śmiechem. „A my lubimy wyzwania”.






W tym miesiącu, Metallika – w której skład wchodzi również gitarzysta Kirk Hammet i basista Robert Trujillo – stawia się przed kolejnym testem, jakim jest wydanie „Hardwired… to Self-Destruct”, 10 studyjnego albumu od czasu ich debiutu w 1983 roku którym był thrash metalowy klasyk „Kill ‘Em All.”

18 listopada, wydany przez własną wytwórnię grupy, Blacken Recordings, nowy album jest następcą wydanego w 2008 roku, przyjętego dobrze „Death Magnetic”, który podreperował reputację grupy, nadpsutą, wpierw przez „St. Anger”, album który obraził długoletnich fanów, poprzez brak solówek gitarowych, następnie przez „Some Kind of Monster”, dokument który ukazał dziecinne kłótnie zespołu.

Ale tam gdzie „Death Magnetic” udowodnił, że Metallica może wykorzystać pierwotną energię jej wpływowych, wczesnych dokonań, „Hardwired… to Self-Destruct” szuka umiejscowienia grupy ku przyszłości, w momencie kiedy wielu z ich idoli i rówieśników znika ze sceny, z własnego wyboru lub poprzez okoliczności.

W zeszłym roku, Van Halen zagrał coś co może być ich ostatnim koncertem z piosenkarzem Davidem Lee Roth, lider zespołu Motorhead Lemmy Kilmister umarł na raka w wieku 70 lat, a schorowany Brian Johnosn odszedł (lub być może został zwolniony) z AC/DC. Black Sabbath zbliża się ku końcowi wraz z ich pożegnalną trasą.

I mimo, że zjednoczony ponownie Guns N’ Roses zarobił miliony dolarów odwiedzając latem stadiony, hard-rockowy zespół, który tak kapitalnie koncertował z Metalliką w 1992, nie zagrał żadnego nowego materiału podczas ostatnich koncertów, zwracając się ku ich klasykom. „Niestety, zwrócili się ku swego rodzaju nostalgicznym występom, co dla mnie jest dosyć smutne,” powiedział Hammet.

Jako kontrast, Metallica...ze zwarcie skomponowanymi piosenkami, podejmującymi nowoczesne tematy takie jak globalne ocieplenie, sztuczna inteligencja, czy iluzoryczna natura internetowych celebrytów.
„Nie chcę myśleć że staramy się pozostać młodymi poprzez pisanie nowego materiału, ale tak właśnie się przy tym czujemy,” powiedział Hetfield „Czyni to w nasz uczucie, że ciągle się rozwijamy.”

Co nie oznacza, że odmawiają patrzeć wstecz. Podczas tworzenia „Death Magnetic,” producent płyty, Rick Rubin, zachęcił muzyków do uwolnienia ich od „perwersyjnego strachu przed powtarzaniem się,” jak Ulrich to wyłożył, i wyprawy w stan umysłu który mieli podczas nagrywania „Master of Puppets,” (…).

Tym razem, według Hammeta, pracując z zaufanym inżynierem dźwięku Rubina, Gregiem Fidelmanem, pomyśleli o „prostocie i agresji ‘Kill ‘Em All.’”

Ulrich powiedział, że w pewnym stopniu, te nawiązania do przeszłości są nieuniknione, dla zespołu który ma tak długi staż jak Metallica. „Jakikolwiek kawałek dywanu podniesiesz, odkrywasz rocznicę,” powiedział perkusista – i w istocie, podczas gdy Metallica pracowała nad „Hardwired… to Self-Destruct”, grupa przygotowywała również reedycję ich wcześniejszych albumów, o których Metallika może decydować teraz samodzielnie, poprzez wygaśnięcie w 2012 kontraktu z Warner Music Group.

Ale „Hardwired” nie brzmi jak dzieło przytłoczone historią; jest szczuplejsze i bardziej bezpośrednie niż „Death Magnetic.”
„W pewny stopniu, część piosenek zrobiło się trochę rozwlekłych,” powiedział Urlich „Więc resztę skróciliśmy o trochę.”

Pierwszy album który Metallika wypuściła za pośrednictwem własnej wytwórni Blackend, „Hardwired” odzwierciedla zwiększenie kontroli zespołu nad własnym biznesem.
„Zawsze patrzyliśmy na siebie jak na outsiderów,” powiedział Urlich „Nigdy nie chcieliśmy być zależni w czymś od kogokolwiek – lub być komuś coś dłużnym.”

Jednakże, kiedy Metallica zaczynała, wytwórnie trzymały władzę, i były potrzebne by sfinansować drogie sesje nagraniowe i kampanie marketingowe.
Teraz rzeczy mają się inaczej: z więdniejącym tradycyjnym sposobem sprzedaży muzyki (i subskrypcji stremingu nie pokrywających strat "wytwórnie chcą byś zapłacił za wszystkie te rzeczy,” powiedział Hetfield „Chcą byś odpalił im zyski z twojego merchu. Bez sensu.”

Cliff Burnstein, wieloletni manager Metalliki, który pomógł założyć Blackend, powiedział Metallica – która według Pollstar zarobiła około 200 milionów dolarów na trasie powiązanej z „Death Magnetic” – ma zasoby których potrzebuje, by dostać się na rynek z mocno sprofilowanym (w oryginale – high-profile – przyp. Tłumacz) albumem.
„Możemy poświęcić więcej czasu na strategię niż jakakolwiek inna wytwórnia by mogła i chciała,” powiedział Burnstein.

I strategię planują: tak długo jak Ulrich rozkoszuje się w wolności którą ma Metallica, perkusista przyznaje, że nie jest już dłużej pewien co oznaczają tradycyjne miary sukcesu– szczególnie dla kapeli rockowej w mainstreamowym środowisku zdominowanym przez pop. „Nie ma już odpowiedniej, lub złej drogi do zrobienia czegokolwiek,” dodoał Urlich „Teraz to jest jak dziki zachód, i to jest ekscytujące.”

By się zaadaptować, zespół używa wszelkiego rodzaju taktyki do zbudowania świadomości o nowym albumie, od robienia old-schoolowej trasy stadionowej dla Ameryki Łacińskiej by „mieć pewność, że jesteśmy na wszystkich odpowiednich playlistach” na Spotify, jak powiedział Burnstein. (W USA Metallica planuje trasę w 2017).

Wtopy również się zdarzały, jak np. „Through the Never”, artystyczny koncert 3-D w formie filmu który nie odniósł sukcesu w box office w 2013. Nie mniej jednak Hetfield upiera się, że projekt był wart inwestycji. „Chcieliśmy to zrobić,” powiedział. „I jeśli zwrócą się kiedyś z tego pieniądze to świetnie"

Dobry interes Metalliki w tej nieczystej grze może wydawać się niezsynchronizowany z ich przyziemnym i pierwotnym image’m. Faktem jest, że zespół na początku przykładał dużą wagę, kiedy przeprowadził się z Los Angeles (gdzie poznali się Hetfield i Ulrich) do San Francisco, by uniknąć bycia powiązanym z grupami metalowymi w krzykliwych włosach, które rządziły Hollywood od początku do połowy lat 80-tych.

A bezpieczne planowanie jest czymś co pozwala Metallice ciągle funkcjonować, wraz z tym jak stają się coraz starsi. W trasie, zespół gra koncerty w dwu-tygodniowych odstępach, zamiast zostawać poza domem przez miesiące, więc członkowie mogą wrócić do domów by zobaczyć się z ich rodzinami (i uniknąć nadmiernego ciśnienia którego mogliśmy doświadczyć w „Some Kind of Monster”).

„Najlepszą rzeczą w Metallice jest to, że cała nasza czwórka ma dzieciaki które są mniej więcej w tym samym wieku, jakoś od 8 do 18 lat” powiedział Urlich oceniając grupę w sposób którego nie mógł by zrobić nikt z zewnątrz. „Wszyscy płyniemy tą samą łodzią. To nie tak, że dwóch z nas to hardcorowi tatusiowie, a dwóch to kawalerzy palących świeczki na dwóch końcach do trzeciej nad ranem.”

„Nie mamy już 30 lat,” powiedział Hetfield „Wszyscy mamy swoje potrzeby – barki, gardła, plecy. Chodzi o to by robić trasy odpowiednie do wieku.” Wtedy, jak piosenkarz mówił, mały telewizor w rogu biura pokazał Nelsona na scenie Shoreline, brzdąkającego na jego sfatygowanej gitarze, i mamroczącego wesoło do świata „Mammas Don’t Let Your Babies Grow Up to Be Cowboys.”

„Zdecydowanie podziwiam Willie’go, że wciąż daje czadu, ma z tego radochę i gra,” powiedział Hetfield biorąc minutę przerwy, by docenić 83 letnią gwiazdę country.
„Mam na myśli. Boże, jeśli kochasz, to co robisz, czemu to przerywać”







źródło : Los Angeles Times (Mikael Wood)

tłumaczenie : Piccol

Waszym zdaniem
komentarzy: 1
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Kubus-87
15.11.2016 09:37:15
O  IP: 185.67.188.4
Dzięki Piccol za tłumaczenie. Reportaż zawiera sporo ciekawych fragmentów. Hetfield w temacie akustycznych koncertów, Urlich o Hardwired ...itd
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak