W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
James o brzmieniu remasterów i nagrywaniu w Danii
dodane 16.04.2016 00:14:02 przez: Rafał
wyświetleń: 3879
Pod koniec marca w cyfrowym magazynie So What pojawił się nowy, obszerny wywiad z Jamesem Hetfieldem. Część pierwszą znajdziecie na naszej stronie tutaj, część drugą tutaj. Poniżej natomiast trzecia i zarazem ostatnia część pogawędki z Hetfieldem, którą również przetłumaczył dla nas Marios - wielkie podziękowania i pozdrowienia!


SC: Chcę cię zapytać o utwory z „Kill ‘Em All” i „Ride the Lightning”, których słuchałeś na potrzeby remasterowania. Czy nie korciło cię, by dostać się do ścieżek i poprzerabiać coś, albo zremiksować?

JH: Zastanawiałem się nad tym materiałem wiele razy. Powiedzmy, już jakieś 20 lat temu, gdy słuchałem „Seek & Deastroy”, albo jak wykorzystali ten utwór na meczu San Jose Sharks. I brakowało dźwięku gitar. Pomyślałem wtedy: „O nie! Szkoda, że nie może brzmieć grubiej, ciężej”. Tak było. Ale dlaczego miałbym coś zmieniać? Po co? To jest świadectwo tego, gdzie wtedy byliśmy, jak pracowały nasze głowy, jaki dźwięk nam się podobał. Jest najlepszy, jaki wtedy mogliśmy mieć, na jaki było nas stać. Więc dlaczego chcesz to zmieniać? Ten dźwięk jest częścią historii, świadectwem tamtych czasów.



S.C.: Jednym z elementów, za które kocham „Kill ‘Em All”, zwłaszcza, gdy usłyszałem go po raz pierwszy, jest to takie niedokończenie, ten super punkowy sznyt. Nie chodzi mi o prędkość, ale o postawę.

JH: Racja. Jasne. Nie jest to jakoś do końca wyprodukowane. Można tak powiedzieć.

S.C.: Więc nie było nadmiernej produkcji, by nie zagłuszyć wibracji, klimatu, który się tam wytworzył?

JH: Boże, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Mówiliśmy wtedy: „Hej, lubimy to brzmienie”. Słuchaliśmy Discharge, albo czegoś takiego, i dochodziło do: „Możemy to zrobić w ten sposób”. Byłem przekonany, że [w studio] będą bardziej doświadczone umysły, myślałem, że ludzie będą ogarniać to co im tłumaczyliśmy, o co nam chodzi. Ale nie. Przy „Ride the Lightning” i na pewno przy „Master of Puppets” mieliśmy więcej pomysłów na to, jak nasze dźwięki powinny brzmieć i jak mogą brzmieć. Wiesz, „Ride the Lightning” był jak dzień do nocy przy “Kill ‘Em All”. Dowiedzieliśmy się, że: „Łał, możemy to zrobić w ten sposób?”. Dźwiękowo poczyniliśmy ogromny postęp.

S.C.: Dobrze. Pozwól, że zadam jeszcze kilka pytań na temat reedycji „Ride the Lightning” i rzeczy, na które się przy tym natknąłeś. Pierwszy raz spędziłeś tak dużo czasu poza krajem, więc może opowiedz trochę o doświadczeniach młodego Hetfielda. Wylądowałeś w ojczyźnie swojego perkusisty. To musiało być trochę dziwne.

JH: Tak, tak. Nie przejmowałem się tym zbytnio wtedy. To było: „Świetnie. Jedziemy na przejażdżkę”. Lars był zawsze od planowania. Był bez wątpienia sprytniejszy na polu biznesowym, to na pewno. Więc nie ma mowy, by ktoś inny w zespole planował, że będziemy w Europie tak długo. Fakt jest taki, że Lars ogarniał cały temat NWOBHM, bo to działo się na jego terytorium. Więc to było ekscytujące. Zaliczyliśmy w Europie swoisty powrót do korzeni, bo to tam wszystko się zaczęło. Wybierając się do Danii, nie przypuszczałem, że będziemy tam tak długo. Przy „Ride the Lightning” byliśmy tam długo, ale przy „Master of Puppets” spędziliśmy w Danii jeszcze więcej czasu.



S.C.: Mimo tak odległego czasu, to wszystko nadal w tobie tkwi. Myślę, że to dlatego, ponieważ była to twoja pierwsza podróż [do Europy], prawda?

JH: Tak, ponieważ poza nagrywaniem „Ride the Lightning” zwiedzaliśmy. Skończyliśmy zwiedzać i zostaliśmy [w Danii] by nagrywać. Bardzo dawne czasy.

S.C.: Czy to prawda, jeśli powiem, że gdy znalazłeś się [ogólnie w Danii], było ciężko na początku?

JH: Och, nie ma wątpliwości. Bez wątpienia tak. Ale wiesz, trzymaliśmy się jako grupa i wzajemnie sobie pomagaliśmy. Było wiele rzeczy, które musieliśmy robić, by przetrwać. Nie raz i nie dwa myśleliśmy: „Hej, musimy się jakoś dostać do studia, ale nie mamy nawet kasy na autobus”. Tego rodzaju sytuacje.

S.C.: Groziło to załamaniem?

JH: Tak. Zbieraliśmy butelki po piwie, żeby mieć z nich parę groszy.

S.C.: Naprawdę?

JH: Naprawdę tak było. Wiesz, musieliśmy dojechać do studia, ale jak mieliśmy się tam dostać? Wchodziliśmy do kogoś na posesję i buchaliśmy rower! Takie tam. I jechaliśmy po dwóch na rowerze i tak docieraliśmy do studia.

S.C.: Odstawialiście rower z powrotem?

JH: No tak. Jak wracaliśmy ze studia, zostawialiśmy go gdzieś w pobliżu miejsca, z którego go braliśmy. Za każdy razem braliśmy inny rower.

S.C.: Łał! Więc byliście pionierami wypożyczania publicznych rowerów w Kopenhadze?

JH: Tak. To byliśmy my!



S.C.: Muszę zapytać o waszą dietę. Co jedliście, żeby przetrwać? Tradycyjna dieta ubogich w Ameryce to zupki w proszku, prawda? Ale nie mieliście tego syfu w Danii. A może liczyłeś na dobrą wolę znajomych?

JH: Tak właśnie było. Dużo znajomych nam pomagało. W studio były też inne zespoły, i wiesz, gdy nagrywali, ich jedzenie gdzieś znikało! Ale ludzie w studio byli bardzo pomocni. Był przydział racji żywnościowych. Myślę, że wytwórnia dawała pieniądze żonie Flemminga Rasmussena, by nas karmiła, więc obiady jedliśmy u Flemminga w domu.

S.C.: Fajnie! Co wam gotowała?

JH: Stary, byliśmy wdzięczni za cokolwiek. Nigdy na to nie narzekaliśmy. Ale zdarzyło się parę razy, że wyszła wkurzona. Lars jako jedyny w zespole mówił po duńsku, zawsze przekazywał jej nasze wrażenia. Zawsze odpowiadał „Powiem ci później”. Nie był to dla niej za wesoły czas. Gotowała dla swojej rodziny, mieli kilka szczeniaków, pamiętam małe dzieci. Mark Whittaker był wtedy z nami, więc było pięć długowłosych, przetłuszczonych głów jedzących w jej kuchni!

S.C.: Czy gdy złożyliście boksy w całość, rozmawialiście o tych materiałach? Usiadłeś kiedyś z Larsem i wspominaliście: „Łał! Pamiętasz ten posiłek? Pamiętasz to?”.

JH: Tak. Robiliśmy to. Czasami jedna rzecz sprawiała, że przypominałem sobie o czymś zupełnie innym i przechodziliśmy na następny temat. I Kirk przypomniał sobie wiele fajnych rzeczy. Fajnie jest usiąść razem i powspominać. To całkiem zabawne.


W tym momencie James spojrzał na zegarek, widzi, że czas minął i przepraszająco usprawiedliwia, że musi iść. Rozpoczyna swój dzień pracy u boku Grega Fidelmana. To z pewnością była miła rozmowa. I chcę powiedzieć, że podejrzewam, że nie skończy się tylko na reedycjach. Blackened Recordings rozkręci się na dobre.


Marios
Overkill.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak