W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
James o koncercie w Bataclan i innych związkach z Francją
dodane 03.04.2016 00:01:15 przez: Rafał
wyświetleń: 3925
Pod koniec marca w cyfrowym magazynie So What pojawił się nowy, obszerny wywiad z Jamesem Hetfieldem. Poniżej zapraszam na część pierwszą, którą przetłumaczył dla nas Marios, za co bardzo dziękuję! Kolejne części rozmowy już niebawem u nas.


Jest chłodny poranek w Bay Area. James wchodzi do tętniącego życiem HQ. Ubrany jest odpowiednio ciepło, nieco speszony - jak zawsze, gdy delikatnie się spóźnia. Siada do śniadania i nadrabiamy zaległości, ponieważ James decyduje się zaburzyć swój rytm w HQ i przychyla się do mojej prośby na szybkie przepytanie dla potrzeb „So What!”. Nie będzie to nic czasochłonnego. Trochę o wydawnictwie szykowanym na Record Store Day i co nieco o rozszerzonych reedycjach pod banderą Blackened Recordings.

Nie powinno to trwać zbyt długo.
Tylko kilka słów.

Kiedy zaczęliśmy rozmowę, stało się oczywiste, że konwersacja zmieni się w coś więcej. Że nie będzie to kilka słów. Tak już jest, gdy rozmawiasz z Jamesem Hetfieldem. Nie ma nic do ukrycia, nie ma szybkich, zdawkowych odpowiedzi. Wszystko zyskuje jego pełną, niepodzielną uwagę. Zaczęliśmy od omawiania koncertu Metalliki w Bataclan, który odbył się w 2003 jako część maratonu „Trzy koncerty jednego dnia”, które promowały wydanie „St. Anger”. Koncert zostanie wydany w całości z okazji tegorocznego Record Store Day, z którego zyski trafią do fundacji „France’s Give For France”, która wspomaga ofiary i ich rodziny, które ucierpiały w przerażających atakach bombowych w Paryżu zeszłej jesieni.

I nie zakończyliśmy na tym!
Zatem proszę siadać i cieszyć się czasem z Jamesem Hetfieldem.



STEFFAN CHIRAZI: Porozmawiajmy o koncercie w Bataclan i całym tym dniu. Jak narodził się w was ten pomysł? Opowiedz o wszystkim.

JAMES HETFIELD: Dobrze. Więc ludzie z managmentu i wszyscy wokół zawsze starają się wymyślać nowe fajne pomysły. Pomysły do wszystkiego: w jaki sposób wypuścić nagranie, czy uświetnić coś jakimś specjalnym sposobem. Wiesz, poszukują nowatorskich rozwiązań. Jeśli mnie pamięć nie myli, to Peter Mensch, albo ktoś z jego bliskiego otoczenia wpadł na pomysł zagrania trzech sztuk jednego dnia dla uczczenia wydania „St. Anger”. Trzy w tym samym dniu. Nigdy nie zrobiliśmy czegoś takiego. Kiedy mieliśmy próbę, po dwóch godzinach stwierdziliśmy: „Dobra. Tyle wystarczy”. Pamiętam, że grywaliśmy po dwa koncerty jednego dnia ale to było po wydaniu „Kill ‘Em All” gdzieś na środkowym zachodzie w 1983 roku. Był gig popołudniowy, a potem jeszcze wieczorny.

SC: Oj, powrót do popołudniowych czasów.

JH: Tak, najpierw młodociane szoł, a potem pijackie szoł.

SC: Lubię to...

JH: Oczywiście, jeździliśmy w maratońskie trasy koncertowe, tego typu rzeczy. Siedzieliśmy po szesnaście godzin w studio, ale trzy koncerty? Wiesz, my nie stoimy na scenie gdy gramy. To jest bardzo fizyczne zajęcie, ciągle się ruszamy. Szczególnie dla kogoś takiego jak Lars: dla niego jest to bardzo wyczerpujące. Więc próbowaliśmy się psychicznie przygotować, bo granie trzy razy jednego dnia było ogromnym wyzwaniem.



SC: Niech pomyślę... Pierwszy koncert był w południe?

JH: Tak.

SC: A Bataclan kiedy? O trzeciej, o czwartej?

JH: Tak. To był popołudniowy koncert. Wtedy zagraliśmy jeszcze wieczorem. I [morale] szalało. Góra, dół, góra dół, góra, dół.

SC: Trafiliście na strajk, ale wszystko poszło dobrze. Pamiętasz to?

JH: Tak. Absolutnie.

SC: Były gwałtowne ruchy, prawda? Pamiętam to.

JH: Tak. Gwałtowne ruchy. Poruszanie się po mieście było szalone, prawie niemożliwe. Myślę, że trafiliśmy wtedy na jakiś strajk branży transportowej, więc poruszanie się było utrudnione. To był środek lata. Temperatura wynosiła jakieś 100 stopni plus jeszcze kilka. Pierwszy koncert wydawał się być nawet przyjemny. Klub miał klimatyzację [La Boule Noire – przyp. Marios] i było miło. Drugi koncert był w Bataclan. Zaliczyłem koncerty, na których było równie gorąco. Jak słynny gig w 100 Club w Londynie...



SC: Pamiętam go...

JH: ...gdzie Jason stracił przytomność i byliśmy cali zlani potem. [W Bataclan] było gorzej niż w Londynie. Było okropnie gorąco. Ściany wilgotne, spocone. Nie było powietrza i byłem szczęśliwy, że stałem na scenie i mogłem chociaż kręcić się w miejscu. Ludzie tłoczyli się z przodu. Kiedy jesteś w tłumie i upchnęli cię w małym klubie, a gra tam twój ulubiony, trochę sławny zespół, wtedy nie ma ruchu, nie ma powietrza. Pamiętam, że było tak gorąco, że musieliśmy zrobić sobie przerwę. W wiadrach czekała na nas zimna woda i ręczniki. I wykorzystaliśmy te mokre ręczniki, by trochę obniżyć sobie temperaturę. Drugie co pamiętam to schody, prowadzące w dół do bocznego wyjścia.

SC: Z szatni.

JH: Tak. Pamiętam, jak stałem w tym przejściu i było piekielnie gorąco. A nie chcesz wychodzić na zewnątrz, bo na powietrzu jest jeszcze goręcej. Więc oparłem się o ścianę i ściana była rzeczywiście chłodna. Oczywiście tamto cierpienie ni jak ma się do tego, co stało się tam niedawno, bo stała się straszna rzecz. Zagrać w miejscu, gdzie dzieje się coś tak nierealnego. To surrealistyczne. Widziałem materiał filmowy z tego wąskiego przejścia, gdzie schodami idzie się do... Brutalne.

SC: Gdy usłyszałeś wieści, przypomniałeś sobie własny koncert w tym miejscu?

JH: Jasne. Pewnie. To wszystko wróciło. Ale moja pierwsza reakcja to było: Dlaczego? A potem: Kto grał? Dowiedziałem się, że to byli Eagles of Death Metal. I dowiedziałem się, że następnego wieczoru mieli grać tam Deftones. Wpadli tam po południu, by zobaczyć Eagles. Jakoś pół godziny przed zamachem postanowili jednak opuścić klub. I dzięki Bogu to zrobili. Po prostu obłęd. Mam z tego miejsca zdumiewające wspomnienia. Całkiem nieprawdopodobne.

SC: Czyj był pomysł, by zrobić coś takiego z okazji Record Store Day i wypuścić to w barwach Blackened Recordings, jak mniemam?

JH: Tak. Blackened Recordings. To jest wolność posiadania własnej wytwórni. Można puszczać wszystkie fajne rzeczy w ten sposób. Mamy mnóstwo materiału. Mamy zarejestrowany prawie każdy koncert, jaki nagraliśmy od czasów, gdy stało się możliwe rejestrowanie.



SC: Naprawdę? Powrót do lat 80., co?

JH: Cóż. Aż tak daleko się nie cofniemy. Gdy zaczęliśmy korzystać z Pro Tools, czy wiesz, z komputera, stało się to łatwiejsze. Nawet próby, nasze improwizacje... To wszystko jest rejestrowane. Ale wydanie [Bataclan] ma sens przez te ostatnie, okropne, przerażające wydarzenia. Jest to jeden z ważnych koncertów dla nas.

SC: Spośród artystów, którzy mieli okazję zagrać w Bataclan i w ogóle we Francji, Metallica przez lata przecinała swe losy z Francją. Począwszy od festiwalu Breaking Sound w 1984 roku, po występ na Stade De France kilka lat temu [12 maja 2012]. To stosowne, że robicie ten gest.

JH: Bardzo stosowne. I żeby być w stanie pomóc, wiesz, przez celebrację czegoś cudownego, co się nam tam przydarzyło. To ekstra stosowne.

SC: To był dziki koncert. Czuję, że odczuwacie przy takim koncercie fizyczny przymus albo nawet psychiczny nacisk. Czuć, że zespół chce zagrać twardziej, bardziej gniewnie. Czy to był taki koncert?

JH: Oczywiście. Kiedy stajesz przed wyzwaniem, by sprawdzić się w skrajności, kiedy jesteś fizycznie i psychicznie rozciągnięty, to jest to przytłaczające. Jedno z innych takich wyzwań przed którym stanęliśmy, było wtedy, gdy robiliśmy trzydziestolecie w Fillmore. Prawdziwe mentalne wyzwanie. To było jak Igrzyska Olimpijskie w zapamiętywaniu utworów z całej twojej historii. Mój Boże! A taki gig jak Bataclan? Chcę powiedzieć, że dla nas granie tam w naszym wieku było niesamowicie wyzywające. Mówię ci, ludzkie ciało jest zdumiewające. Może znieść bardzo dużo, jeśli tylko jest napędzane pasją i miłością do muzyki. To znaczy: Tak, było gorąco i brutalnie, ale gdy przestanę grać, nie ma szans, bym przetrwał.



SC: Wróćmy pogadać o waszych związkach z Francją. Chciałbym to rozwinąć. Jak się układały, począwszy od lat 80.?

JH: Cóż, jesteśmy szczęśliwi, że mamy niesamowitą historię z większością krajów. Przybyliśmy tam, i zrobiliśmy niesamowite rzeczy. Ale wiesz, Francja jest krajem, który nadal mnie zadziwia. W pozytywny sposób. Pamiętam mnóstwo dziwności na początku. Oni byli tak pretensjonalni, w wyższości ponad wszystkim. Nie fani, ale prasa, cały biznes. Boże. Pamiętam jak ci ludzie nas traktowali. I ja mówiący do tego, czy innego gościa w duchu: „Dlaczego jesteś chujem? Dlaczego nie gadamy o tym co kocham robić? Możesz nie lubić tego, co robię, nie obchodzi mnie to, wiesz, ale co jest do cholery? Dlaczego postępujesz w ten sposób?”

W latach 80., kiedy tam zaczynaliśmy, Francuzi przeszli na inny poziom prowadzenia wywiadów. I wiesz, siadając do rozmowy z francuskim dziennikarzem, za każdym razem szykowałem się do wojny. Dzisiaj jest inaczej, ale kiedy byliśmy młodzi i uprzejmi, wiesz: „Łał, świetna rzecz, pytają o nieszablonowe rzeczy”. Francuzi pytali o głębsze sprawy. Dotykali psychiki, a my uzewnętrznialiśmy fizyczność. Mam na myśli: „Nie wiem stary, po prostu to robimy”. A oni próbują włazić do twojej głowy i znaleźć wewnętrzne motywacje. I powiem ci, że jestem zadowolony, że to się działo. Było to wyzwanie i urosło w nas przekonanie, że to nie będzie gadka - szmatka. Że ludzie traktują to poważnie. My po prostu kochaliśmy to co robiliśmy. Te wczesne francuskie wywiady przeniosły wszystko na inny poziom.


SC: Więc oni przeszkolili cię w sztuce lepszego radzenia sobie z mediami?

JH: Bez wątpienia tak.

SC: Pamiętasz, kiedy zmieniło się twoje podejście do Francji? Pamiętasz, kiedy pomyślałeś: „Tu jest świetnie, podoba mi się, jest w porządku.”?

JH: Tak. Mamy tam trochę wytchnienia. Kiedy robimy trasę po Europie, często spędzamy tam czas. Chloe, żona Roberta, to Paryżanka, więc jest bardzo pomocna, oprowadzając nas po mieście. Nie wiem dlaczego, ale dla mnie poruszanie się po obcym kraju jest wyzwaniem. Jestem trochę zrezygnowany, bo nie znam języka, nie jestem u siebie i staję się niespokojny. Ale jest tego coraz mniej. Nowy Jork mnie przeczołgał, ogólnie Wschodnie Wybrzeże [USA], bo tam też jestem z dala od domu. Ale Paryż i Francja to tak naprawdę wspaniałe miejsce dla Metalliki. Byliśmy przekonani, że granie w Bercy to szczyt, że trudno będzie zagrać w lepszym miejscu. A potem, wiesz, „Boże! Gramy na Stade De France!”. To był jeden z najwspanialszych występów w historii. Wypełniliśmy stadion w całości. Nie wierzyłem, że to się dzieje. Nie wiedziałem [aż do tego występu], że Francuzi tak bardzo kochają Metallicę.



SC: Myślę, że to ważne, że wspominasz o tym, że zainwestowałeś swój osobisty czas w Paryż, we francuską kulturę i sztukę. O wiele więcej niż gdziekolwiek indziej w ostatnich kilkunastu latach.

JH: Tak. Spaceruję. Spacery są jedną z tych rzeczy, w których pomaga mi mój asystent, Ray. Jest po prostu: „Hej, co chcesz dzisiaj robić? Spacer. Chodźmy się poszlajać”. Chodzimy, chodzimy, chodzimy wszędzie. Odkrywamy małe rzeczy tu i tam. Tak, gdy robimy bazę w Paryżu, to jest część naszego małego menu.

SC: Pospekulujmy przez chwilę, zostając przy francuskim temacie. Odnosząc się z wielkim szacunkiem do wszelkich twórczych sił, które obecne są we Francji, trzeba przyznać, że ten kraj nie wypuścił międzynarodowej gwiazdy hard rocka, czy heavy metalu. Masz jakąś teorię, co może być tego przyczyną? To jest aż oszałamiające, że nie mają własnej wersji Scorpionsów, Metalliki, czy kogoś takiego, prawda?

JH: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. W nowszych czasach myślę, że Gojira jest cholernie wyjątkowa, ma swój charakter. Naprawdę wspaniali ludzie. Pytanie jest ciekawe, ale nie wiem dlaczego tak jest. Francuzi mają mnóstwo wyeksponowanych artystów w innych dziedzinach sztuki, ale jeśli chodzi o muzykę rockową... Tak, to interesujące.

SC: Mieli swoich bardów. Mam na myśli, wiesz, kogoś takiego jak: Charles Aznavour, Johnny Hallyday, Serge Gainsbourgs, czy pionierów muzyki elektronicznej jak Jean-Michel Jarre...

JH: Nie bardzo rockowi. Jestem pewien, że jest ktoś, może nawet kilku, ale w mojej głowie nikt się nie wyróżnia.

CDN...


Marios
Overkill.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 2
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
deadbut75
03.04.2016 21:52:51
O  IP: 86.45.136.134
James zapomniał o dobrym zespole z Francji Massacra...Debiutancka płyta z 1990 roku "Final Holocaust" to super thrash/death metal.
Aleksandra
03.04.2016 19:26:42
O  IP: 77.253.13.131
"Tak już jest, gdy rozmawiasz z Jamesem Hetfieldem. Nie ma nic do ukrycia,(...)" - oj Stefan Stefan, wiedz,że sa fani którzy w to nie uwierzą :]
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak