W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Lars o Lemmym: Jego duch zawsze będzie w nas żył
dodane 01.01.2016 18:54:34 przez: Rafał
wyświetleń: 4722
„Był jak ojciec chrzestny, jak rodzic” – mówi perkusista Metalliki o liderze Motorhead, który zmarł w poniedziałek. Lars Ulrich oddaje hołd Lemmy’emu. Tekst ukazał się 29 grudnia na stronie internetowej magazynu Rolling Stone. Tłumaczenie przygotował Marios - bardzo dziękuję!


Niewiele zespołów mówiło o inspiracji Lemmym i Motörhead tak głośno, jak na przestrzeni trzech dekad robiła to Metallica. Mam na myśli występ jako The Lemmy’s na jego pięćdziesiątych urodzinach, czy też nagranie wiązanki utworów Motörhead, lub po prostu zapraszanie go na scenę i wspólne granie jego numerów. Metallica zawsze machała flagą Lemmy’ego bardzo wysoko.

Lars Ulrich – legendarny szef amerykańskiego Fan Klubu Motörhead („to taka nieoficjalna funkcja” – odpowiada Lars, uśmiechając się). Po raz pierwszy spotkał się z potęgą muzyki Motörhead, gdy był nastolatkiem. Lemmy Kilmister miał wpływ nie tylko na Metallicę, ale także osobiście na Ulricha.



Wspomnienia Larsa:

„Kiedy usłyszałem o śmierci Lemmy’ego, byłem w domu i świętowałem końcówkę Bożego Narodzenia. Rozmawiałem z moim przyjacielem, który bardzo dobrze zna menadżera Motörhead, i ten przyjaciel powiedział mi, że nie wszystko jest w porządku, i może powinienem rozważyć pojechanie do Los Angeles by zobaczyć się z Lemmym i przekazać mu dobre słowo. Rak był bardzo agresywny. Była to ostatnia faza, więc nie zostało dużo czasu. Była godzina pierwsza po północy. O jego śmierci dowiedziałem się około szóstej po południu. To było szalone.

Lemmy był jednym z głównych powodów, dzięki którym chciałem mieć własny zespół. To bardzo proste. W świat Motörhead zostałem wprowadzony w 1979 roku, gdy pojawił się album „Overkill”. Byłem akurat w sklepie z płytami, gdy rozpoczęło się to basowe intro we wstępie „Overkill”. Nigdy nie słyszałem dotychczas czegoś podobnego. Kolejne kawałki sprawiły, że ta muzyka zabrała mnie do miejsc, w których nigdy wcześniej nie byłem. To było naprawdę ekscytujące i orzeźwiające doświadczenie. Czułem się świeżo, kompletnie odmieniony.



I Motörhead stał się dla mnie obsesją. Coraz bardziej narastającą z każdym nowym rokiem. Po raz pierwszy zobaczyłem Lemmy’ego wiosną 1981 roku, gdy jego band supportował Ozzy’ego. Więc to była dla mnie niesamowita szansa, by doświadczyć tego zespołu. Więc ze swoim kumplem Richardem Burchem – gościem od sloganu „Walnij w ten łeb, który nie macha” z pierwszego tłoczenia „Kill ‘Em All” – jeździliśmy za Lemmym po całej Kalifornii: San Diego, Los Angeles, San Francisco. Raz wystąpił także u nas na miejscu w Country Club w L.A.

Pierwsza okazja, by zobaczyć ich w akcji oczywiście była niesamowita, ale najlepsze było to, że dostałem się bardzo blisko zespołu. Miałem szansę by spotkać się z nimi i spędzić u ich boku trochę czasu. To wszystko przez łaskawość Lemmy’ego. Był otwarty i przystępny. Był antytezą gwiazdy rocka: nie wywyższał się, nie chował się za maskami, czy cokolwiek innego. Nic z tych rzeczy. Wyczuwało się u niego tę aurę gwiazd rocka lat 60 i 70., ale jednocześnie mocno stąpał po ziemi. Był niefrasobliwym, łatwo dostępnym facetem. Więc ja i Rich po prostu spotkaliśmy Motörhead i wylądowaliśmy w tylnej części ich autokaru, popijając piwo i słuchając tych wszystkich niesamowitych, dzikich historii bycia częścią Rock ‘n’ rolla. Te wydarzenia miały na mnie wielki wpływ, bo do tamtej pory wydawało mi się, że gwiazdy rocka żyją w kompletnie innym świecie. Byli więksi, ważniejsi. Nie wyobrażałem sobie nawet sceny, że równie mocno zaangażowani [w spotkania z fanami] mogą być Robert Plant, Paul Stanley, Elton John, czy Rod Stewart.



Lemmy był tym facetem, który pokazał wszystkim, że to możliwe. To był pierwszy raz, kiedy tego naprawdę doświadczyłem. Jeździłem z Richem jakieś pięć dni za autokarem Motörhead. Oni robili postój, my robiliśmy postój w tym samym miejscu. „Powinniśmy podejść i przywitać się z nimi? A może dać sobie spokój?”. Te wydarzenia były dziwne i śmieszne, ale w ciągu tego tygodnia poznaliśmy Lemmy’ego . Uświadomiliśmy sobie, że nie musimy się tak skradać. Wytłumiliśmy nasze fanatyckie zapędy. Otworzył drzwi i wpuścił nas. Rozjebało nas to, ponieważ takie zachowanie gwiazd nie było normą w tamtym czasie.

Kilka miesięcy później miałem dość Kalifornii i wróciłem do Europy, gdzie była cała zajawka na te wszystkie nowe metalowe utwory. Wypad skończył się tym, że spędziłem trochę czasu w Anglii z zespołem Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu o nazwie Diamond Head. Największym koncertem w Anglii latem 1981 roku, była impreza o nazwie Heavy Metal Holocaust na stadionie Port Vault. To był stadion na 40 000 ludzi, a główną gwiazdą był Motörhead. Przedstawili publiczności album „No Sleep 'til Hammersmith”, który był numerem jeden na brytyjskiej liście najlepiej sprzedających się albumów. Było to najważniejsze wydarzenie w Anglii tamtego lata.



Więc ja i jeden z członków Diamond Head udaliśmy się do Port Vale, aby spróbować zobaczyć koncert, bo bilety były już dawno wyprzedane. Krótko mówiąc, zagadałem kogoś. Wiedziałem, że jest z ekipy technicznej. Powiedziałem, że jesteśmy z Lemmym przyjaciółmi. W ciągu dziesięciu minut, ja i mój przyjaciel byliśmy już za kulisami stadionowego koncertu Motörhead. Mówię wam, musicie pojąć, jak mocno rozpieprzające umysł było to wydarzenie. Motörhead byli największym zespołem w Anglii tamtego lata. Każda osoba interesująca się muzyką w Anglii, wiedziała, kim jest Lemmy, a tu przychodzi, kurwa, smarkacz, szesnastoletni Duńczyk z trądzikiem, mieszkający w Kalifornii i trafia do ekipy Motörhead. Mózg rozjebany.

Zostałem na Wyspach na kolejny miesiąc lub dwa, a potem wróciłem do Danii. Skombinowałem trochę kasy, by wrócić do Kalifornii. Miałem wylatywać z lotniska Heathrow, więc zostały mi dwa dni w Londynie. Gdy dotarłem na miejsce, zameldowałem się u kumpla, który znał ludzi z magmentu Motörhead. Moja perspektywa była taka: mam 16 lat, nie za bardzo wiem co będzie dalej, jestem w Londynie i mam lot do San Francisco z Heathrow. Został mi jeszcze jeden dzień, kiedy ten kumpel powiedział: „Motörhead mają próbę, więc jeśli chcesz się z nimi spotkać, możesz zejść na dół i sprawdzić, czy już są”. To była oczywista wskazówka.

Więc schodzę do ich sali prób i przez następne pół godziny siedzę w ich kanciapie i są: Lemmy, Phil Taylor – perkusista, który dołączył do składu miesiąc wcześniej, i gitarzysta Fast Eddie Clark. Cała trójka w pokoju hotelowym wielkości komórki. Jak w więzieniu. I do tego ja. Siedzą tam i piszą materiał na kolejny album. Pamiętam, że rozmawialiśmy na temat nowego utworu „Iron Fist”, nad którym wtedy pracowali, a który stał się tytułem dla następnej płyty. To jest największy zespół w Anglii, a ja po prostu siedzę z nimi w pieprzonej salce prób, kiedy oni piszą numery na kolejną płytę. Spróbujcie to sobie wyobrazić.



Rzeczą, którą próbuję podtrzymać, jest ich otwartość i opieka. I to nie tylko ze względu na tego pieprzonego szesnastolatka, który zgubił się w Londynie i który był tak mocno nakręcony na to co robią. Byli bardzo otwarci na ludzi z kręgu ich muzyki, i to mnie zmotywowało. Gdy wróciłem do Kalifornii, jakiś tydzień później spotkałem tego dzieciaka, Jamesa Hetfielda, którego poznałem pół roku wcześniej. Spędziliśmy wspólnie 24 godziny. Mógłbym powiedzieć, że to fajny gość, ale niewiele wyszło z tego spotkania. Ale po tygodniu zadzwoniłem do niego i powiedziałem: „Musimy założyć zespół. Właśnie jestem po spotkaniu z Motörhead. Miałem szansę poznać tych gości w czasie wizyty u Diamond Head. Czuję to. To powołanie”.

Więc kiedy mówię, że Lemmy jest głównym powodem tego, że mam swój zespół do dziś, i że Metallica istnieje dzięki Motörhead, to nie jest to tanie, przesadzone gadanie. To jest prawda. Przyjęli mnie. Pozwolili mi być częścią tego, co robili, i to zainspirowało mnie i Jamesa, by założyć własny zespół w oparciu o tego rodzaju postawę, tego rodzaju estetykę angażowania swoich fanów. Ta przejrzystość i otwartość, by dzielić się z ludźmi doświadczeniami. Wszyscy byliśmy tylko bandą pieprzonych, zagubionych dzieciaków, którzy chcieli do czegoś należeć. Mieć coś własnego.

To właśnie reprezentował Motörhead: byłeś częścią gangu. Jeśli jesteś fanem Motörhead, jesteś powołany do Motörheadbanger. Motörheadbanger to była nazwa ich fanklubu. I wszyscy się w nim łączyliśmy. Czuliśmy przynależność do czegoś wielkiego. Ale nie było podziału na zespół i fanów. Nie było oddzielania. Wszyscy byliśmy jedną paczką. To było cholernie inspirujące być częścią tej społeczności i stworzyć własną wersję takiego doświadczenia. Ta estetyka głęboko się we mnie zakorzeniła. Pochodzi bezpośrednio od Lemmy’ego, bo latem 1981 roku, wpuścił mnie do swojego sanktuarium. Już na zawsze będę miał wobec Niego dług i zawsze będę Mu wdzięczny.



Już po pierwszym spotkaniu zostaliśmy przyjaciółmi. Byłem pierwszy w budynku i zawsze ostatni z niego wychodziłem, gdy Motörhead pojawiał się w pobliżu przez kilka następnych lat. Chciałbym się znaleźć w ich hotelu, chciałbym posiedzieć z Lemmym w pokoju. Chciałbym spędzić z nimi trochę czasu. Tak jak na tym niesławnym zdjęciu z wkładki albumu „Orgasmatron”, gdy leżę cały w treści własnego żołądka. Byłem podekscytowany tym, że piłem z Lemmym wódkę z tej samej butelki. Oczywiście nie byłem tak doświadczony, jak ludzie, którzy z nami siedzieli, i wkrótce większość wódki, którą wypiłem, miałem na sobie.

Wylądowałem w jego pokoju hotelowym. On wykorzystał to zdjęcie i na zawsze uwiecznił mnie w „Orgasmatron”, co było dla mnie wyróżnieniem [śmiech]. Nie miało znaczenia, w jakich okolicznościach została zrobiona ta fotka. Znalazłem się we wkładce jednej z płyt Motörhead, i to jest najważniejsze.

[Mój wcześniejszy wpis na temat obecności Larsa na „Orgasmatron”: LARS GOŚCINNIE NA ALBUMIE MOTORHEAD]

Metallica zaczynała się formować w tamtym czasie. Lemmy był dla nas jak ojciec chrzestny, jak rodzic. Był kimś, z kim zawsze czułeś się bezpiecznie. Nigdy nie osądzał, nie prawił kazań, nie kwestionował. Zawsze byłeś mile widziany. Bez względu na okoliczności. Stałeś przed Nim, a On wpuszczał cię do swojego królestwa. Taka postawa sprawia, że czujesz, że żyjesz; że jesteś kimś ważnym. Czułeś się częścią większej całości. To było bezpieczne i ożywcze miejsce dla takich dzieciaków, jak ja. Lemmy dał nam cel.



Na pięćdziesiątce Lemmy’ego po prostu wyszliśmy poprzebierani za Lemmy’ego i zagraliśmy sześć utworów Motörhead. Granie jego kawałków zawsze było działaniem, które przychodzi nam z łatwością. Gramy je z dumą.

On napisał wiele wspaniałych piosenek. Mój faworyt? „Motörhead” – to taka wizytówka Rock ‘n’ rolla. I ten nieśmiertelny tekst:

„Powinienem być wykończony / A jestem całkowicie nakręcony / Nie czułem się tak dobrze od godziny”

Przytoczony cytat to najbardziej rock ‘n’ rollowy tekst, jaki słyszałem w życiu. Ten numer jest u mnie na samym szczycie. „Overkill” to utwór, dzięki któremu chciałem grać na kontrabasie. Ta piosenka miała duży wpływ na ukształtowanie brzmienia Metalliki.

„(We Are) the Road Crew” to jedna z najlepszych piosenek w historii muzyki, opisująca życie w drodze. „Bomber” jest jednym z najbardziej energetycznych utworów historii. Jest jeszcze „Capricom” – to numer o mnie, bo moje urodziny wypadają dwa dni po urodzinach Lemmy’ego, więc też jestem Koziorożcem. Są jeszcze takie perełki jak chociażby „On the Top”, który ukazał się bodajże na stronie B singla „Bomber”. Wszystkie te utwory mimo upływu lat, nic nie straciły. Ta wyliczanka może trwać w nieskończoność.



Byłem na imprezie z okazji Jego siedemdziesiątki. Dostałem szansę, by usiąść z Nim 10 minut sam na sam i pogadać. Tylko On i ja. Powiedziałem mu, że jest jego obowiązkiem to, aby społeczność rock ‘n’rolla żyła wiecznie, ponieważ to On był przyczyną tego, że spotkaliśmy się wszyscy razem by świętować hard rocka, by świętować Motörhead. Zobaczyliśmy znajome twarze. Jesteśmy wszyscy bardzo zajęci. Jego urodziny były jak zjazd rockowej klasy po latach. Pojawili się tam wszyscy, bo Lemmy był jedną z niewielu osób, co do których wszyscy się zgadzaliśmy, że jest po prostu najfajniejszym człowiekiem w historii.

Oczywiście mogę powiedzieć, że jego zdrowie się pogarszało, ale mieliśmy silną więź, i Lemmy nie musiał nam o tym mówić. Nie potrzebowaliśmy potwierdzenia. Im mniej mówił, tym więcej wiedzieliśmy.

Ilekroć Metallica grała w Los Angeles, Lemmy zawsze przychodził i nas oglądał. Gdy Motörhead grał w pobliżu, zawsze chodziliśmy popatrzeć jak grają. Nasze drogi przecięły jakieś 50 - 100 razy w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Zagrał z nami na scenie wiele razy. To była głęboka więź, która narodziła się szalonym latem 1981 roku. Zawsze będę to pielęgnował, zawsze będę wdzięczny za wszystkie fantastyczne razy, które razem było dane nam przeżyć. Zwłaszcza te z początkowych lat. Byliśmy bezbronni, podatni na bodźce. Znaczna część naszego człowieczeństwa, to kim się staliśmy – zarówno jako zespół, jak i ludzie – jest spowodowane tym, że Lemmy nas zainspirował. On, i cała reszta ludzi, których spotykaliśmy, to że piliśmy z tych samych butelek, że przeżywaliśmy te same historie i zajmowaliśmy tę samą przestrzeń. Jego duch zawsze będzie w nas żył”.




Marios
Overkill.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 6
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
opelek
03.01.2016 22:03:29
O  IP: 188.146.6.201
Zawsze uważałem, że w muzyce motorhead kryje się coś bardzo romantycznego. Nawet jeśli to nigdy nie był mój ulubiony band.
_Egon_
03.01.2016 21:47:59
O  IP: 46.113.189.221
March or die...
opelek
03.01.2016 16:14:17
O  IP: 188.146.137.61
Pięknie to Lars wszystko powiedział. Lemmy był tak jakby piątym członkiem Mety (niezależnie od roszad w składzie).
Predator lecz mów mi Andrzej
02.01.2016 16:16:06
O  IP: 82.143.187.35
Teraz tylko czekać na kolejny hołd, Dio dostał swoją płytkę po śmierci, teraz czas na lidera Motorhead. Więc niedługo znów usłyszymy coś nowego od Mety ;P pewnie szybciej niż ich już "skończony w 90%" album :)
misiek230688
01.01.2016 19:47:59
O  IP: 188.112.42.79
W topie też właśnie była dedykacja dla Lemmiego
Rafał
01.01.2016 18:58:56
O  IP: 84.10.189.80
po przeczytaniu tekstu od razu przypomniala mi sie rownie poruszajaca mowa larsa o lou reedzie

Marios, dzieki za tlumaczenie!
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak