W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Basista Metalliki w rozmowie z tvn24.pl: Nic nie zastąpi gry na prawdziwym instrumencie
dodane 31.08.2020 11:29:24 przez: Marios
wyświetleń: 2465
Cieszymy się, że możemy zaprezentować nowy album. Zwłaszcza teraz chcemy wysłać w świat pozytywną energię, gdy wokół pełno jest negatywnych doświadczeń - mówi Robert Trujillo, basista zespołu Metallica w rozmowie z portalem tvn24.pl. - To są naprawdę bardzo dziwne czasy i ważne, aby podtrzymywać to, co dobre, a muzyka potrafi jednoczyć ludzi - dodaje.








Autor: Estera Prugar
Źródło: tvn24.pl


Metallica jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych zespołów na świecie. Wbrew twierdzeniom sceptyków, że "skończyła się na KIll 'Em All" - swoim legendarnym już debiucie z 1983 roku, grupa przez 40 lat swojej działalności zebrała miliony fanów, których nigdy nie przestała zaskakiwać. Jak wtedy, gdy w 1999 roku, zagrała kultowy już koncert S&M z Orkiestrą Symfoniczną San Francisco. Od tego czasu zmienili basistę i wydali kolejne trzy albumy studyjne, których w swojej dyskografii mają dziś łącznie jedenaście. W zeszłym roku zakończyli kolejną, ponad dwuletnią trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych i Europie, ale nie po to, aby odpocząć. Zaraz po zakończeniu trasy, w dwudziestą rocznicę S&M, Metallica powróciła do prób z Orkiestrą Symfoniczną, czego rezultatem były dwa wyjątkowe koncerty, które odbyły się 6 i 8 września 2019 roku w hali Chase Center w San Francisco. Przypomnienie tego, co wydarzyło się dwie dekady temu, ale również zupełnie nowe, specjalnie przygotowane aranżacje utworów zostały wydane na niezwykłym wydawnictwie S&M2, którego światowa premiera odbyła się w piątek 28 sierpnia 2020 roku.

O tym, jak wyglądały przygotowania do tego wydarzenia, ale również o 17 latach spędzonych z Metallicą, wspomnieniach współpracy z Ozzy'm Osbourne'em, a także działalności fundacji charytatywnej zespołu All Within My Hands, w rozmowie z Esterą Prugar opowiedział basista Robert Trujillo.





Robert Trujillo: Dzień dobry, jak się czujesz? U nas jest jeszcze rano.

Estera Prugar: Ja bardzo dobrze, dziękuję, a ty?

U mnie też całkiem nieźle, chociaż to dziwne czasy. Nie wiem, jak to jest w Polsce, ale w Kalifornii jest dość dziwnie, ale z drugiej strony jest lato, mamy plaże, małe domowe studia nagrań, co pozwala na dużo kreatywności i pracę nad różnymi pomysłami, więc staramy się myśleć pozytywnie.

Do tego wydajecie właśnie nowy album S&M2, na którym zarejestrowaliście swój zeszłoroczny koncert z orkiestrą symfoniczną. Pierwszy koncert S&M miał miejsce w 1999 roku, skąd pomysł, żeby akurat teraz nagrać jego drugą odsłonę?

Sam pomysł na tę kontynuację wziął się z tego, że mijało dokładnie 20 lat od pierwszego koncertu Metalliki z Orkiestrą Symfoniczną San Francisco. W mieście otwierano wtedy nowe, ogromne centrum sportowe Chase Center i mieliśmy okazję, aby zagrać tam jako pierwszy zespół. Zdawało się, że gwiazdy sprzyjają temu pomysłowi - wszystko razem miało sens. Dodatkowo wróciliśmy wtedy z trasy koncertowej, która trwała dwa lata i zdawało się, że to świetna okazji do tego, aby odpowiedzieć w ten sposób na fantastyczny czas, który mieliśmy zarówno podczas koncertów w Stanach, jak również w Europie, gdzie zagraliśmy chyba najlepszą trasę koncertową do tej pory.

Tydzień po powrocie do domu zaczęliśmy próby, przygotowaliśmy materiał i we wrześniu zagraliśmy koncert, który okazał się sukcesem. Oczywiście później uderzyła pandemia, ale w tym wszystkim, co się obecnie dzieje, dobre jest to, że - jak mi się wydaje - nasi fani cieszą się z tego, że możemy wydać coś nowego. To oczywiście nie do końca jest "nowa muzyka", chociaż niektóre kawałki faktycznie są, ale jest to na pewno nowa odsłona znanych utworów. To jest ekscytujące i tak się złożyło, że mieliśmy szczęście zarejestrować ten koncert i teraz możemy się nim podzielić z publicznością na całym świecie.

Czyli ułożyło się idealnie.

Tak. Jest wiele zespołów, które dopiero co zaczynały nagrywać nowy materiał, niektórzy mieli wchodzić do studia, kiedy nagle pojawił się wirus i wszystko musiało zostać przeniesione. Inni byli gotowi zaczynać trasy koncertowe, które zostały z dnia na dzień odwołane. My mieliśmy szczęście, bo dopiero co skończyliśmy koncerty i nagraliśmy S&M2, zanim zaczęło się to szaleństwo. Tak jak mówię, cieszymy się, że możemy zaprezentować nowy album, zwłaszcza teraz chcemy wysłać w świat pozytywną energię, gdy wokół pełno jest negatywnych doświadczeń. To naprawdę są bardzo dziwne czasy i ważne, aby podtrzymywać to, co dobre. Muzyka potrafi jednoczyć ludzi. Kiedy jej nie ma, jest trudniej, bo nagle okazuje się, że nasze życie przejmuje na przykład polityka i inne nieprzyjemne sprawy, na których nie ma co się skupiać.

Dołączyłeś do zespołu cztery lata po nagraniu pierwszego koncertu S&M. Grałeś wcześniej z orkiestrą?

Nie grałem z orkiestrą od czasów szkolnych, a to było dawno temu, kiedy miałem jakieś 15, może 16 lat. Podczas ostatniej trasy koncertowej nie za bardzo myślałem o tym, że po powrocie będziemy nagrywać S&M2, ale podczas spotkań z fanami niektórzy zaczęli pytać, czy się denerwuję lub boję. Nie miałem pojęcia, o co im chodzi, bo bardziej przejmowałem się tym, co miało się wydarzyć danego wieczoru, zwłaszcza w kwestii duetów, które wykonywaliśmy z Kirkiem [Hammettem, gitarzystą zespołu Metallica - red.] - w każdym kraju graliśmy inne utwory. Pamiętam, że w Polsce graliśmy Dżem i Czesława Niemena. Tego bałem się znacznie bardziej niż S&M2, które było ekscytujące, bo kiedy zaczęliśmy próby z orkiestrą, od razu można było poczuć moc. Wszystkie instrumenty, dynamika, bycie wśród wszystkich muzyków - uczucie trochę, jakbym latał na zaczarowanym dywanie. To było naprawdę coś, a do tego świetny sposób, aby zamknąć trasę - wielki finał.





Te nowe aranżacje pozwoliły ci spojrzeć na niektóre utwory w nowy sposób?

Zdecydowanie. Świetną rzeczą na tym koncercie było to, że dobrze zbalansowaliśmy listę utworów. Znalazło się na niej dziesięć kawałków z S&M, które w 1999 roku zaaranżował Michael Kamen, ale również ponad dziesięć zupełnie nowych aranżacji, z których niektóre jeszcze bardziej pokazywały orkiestrę niż Metallicę lub jednego z nas z orkiestrą. Bardzo ciekawe ułożenie całości, które pozwoliło na celebrację nie tylko zespołu, ale również Orkiestry Symfonicznej San Francisco. To na pewno odróżnia ten koncert od tego sprzed dwudziestu lat, który był świetny, ale miał swoje wyzwania, które dzisiaj - po tylu latach - zostały już zrozumiane i dzięki temu takie rzeczy jak produkcja czy nawet nagłośnienie są znacznie lepsze.

Pamiętasz, kiedy usłyszałeś S&M po raz pierwszy?

Grałem wtedy z Ozzym [Osbourne'em - red.] i byłem trochę w takiej jego bańce, niekoniecznie słuchałem wtedy Metalliki. Pamiętam, że ktoś powiedział mi o tym, że zagrali z orkiestrą i byłem mocno zdziwiony. Pomyślałem: O, to jest coś innego i ciekawego. Później usłyszałem No Leaf Clover i naprawdę mi się spodobała, bo miała fantastyczny balans pomiędzy melodią, riffem i orkiestrą. Musiałem przyznać, że Metallica znowu to zrobiła - znów zaskoczyli czymś naprawdę fantastycznym. To jest jedna z tych świetnych rzeczy, która wiąże się z byciem częścią tego zespołu - ciągle stawiamy sobie nowe wyzwania. Czy jest to koncert z orkiestrą symfoniczną, czy nagrywanie płyty z Lou Reedem, cały czas czerpiemy radość z próbowania nowych rzeczy i świętowania w ten sposób muzyki.

Wspomniałeś o Ozzym Osbournie. Podobno, zanim dołączyłeś do jego zespołu, grałeś w grupie, która suportowała go na trasie koncertowej i tam zdarzył się drobny wypadek…

Tak, to prawda. Grałem wtedy z grupą Suicidal Tendencies, ale miałem również inny zespół - Infectious Grooves, z którym na pierwszą trasę koncertową pojechaliśmy właśnie jako suport Ozzy’ego. Poznaliśmy go podczas prac nad naszą debiutancką płytą, ponieważ nagrywał w tym samym kompleksie studyjnym. A ponieważ praca w studiu potrafi zająć naprawdę długi czas, to w pewnym momencie go poznaliśmy. To był okres, kiedy on był naprawdę szalony. Imprezował i pił. Czasami do nas przychodził i pytał, czy mamy jakieś narkotyki. Odpowiadaliśmy, że nic takiego nie mamy, a on na to: Nudni jesteście. Oczywiście żartował, ale lubił do nas zaglądać i skończyło się tak, że nagrał z nami kawałek Therapy - kolejne wyjątkowe doświadczenie w życiu.

Później jechał w trasę promującą album No More Tears i zaprosił nas, abyśmy otwierali jego koncerty. Oczywiście zgodziliśmy się, chociaż tak naprawdę nie bardzo mieliśmy zespół. Oryginalnie Infectious Grooves miał być projektem wyłącznie nagraniowym, ale w takiej sytuacji szybko skompletowaliśmy muzyków. Pierwszy koncert graliśmy w Teksasie, co było dość straszne, bo tłum ludzi cały czas skandował "Ozzy, Ozzy" i nikt nie wiedział, kim jesteśmy. To było bardzo intensywne przeżycie i kiedy skończyliśmy, postanowiliśmy się zrelaksować. Wzięliśmy piwo i zaproponowałem, żebyśmy poszli na tyły sceny i obejrzeli występ Ozzy’ego. Skradaliśmy się tyłem, zespół grał, aż nagle było ciemno i nie zauważyłem stosu kabli. Prawie jak w zwolnionym tempie pamiętam moment, kiedy potknąłem się o te kable, leciałem z piwem i upadając, wyrwałem je z podpięć. Spojrzałem w górę i zorientowałem się, że cały dźwięk na scenie zniknął - zespół grał, ale nic nie wydobywało się na zewnątrz, a wśród publiczności tysiące ludzi. Ozzy się rozglądał, ale mnie nie zauważył, za to szybko przybiegł techniczny, który był bardzo miły i błyskawicznie wszystko podpiął na miejsce. Uciekłem do garderoby, wziąłem jakieś jedzenie i zacząłem jeść z pochyloną głową.

Wtedy na moim ramieniu poczułem rękę managera Ozzye’go, który zapytał, czy to ja odłączyłem prąd. Przyznałem się, przeprosiłem i od razu powiedziałem, że rozumiem, że mamy zbierać się do domu. Na co on odpowiedział: Więcej tego nie rób, ale Ozzy myśli, że w mieście była awaria prądu, więc jesteś kryty. Bardzo intensywna noc. Zabawne, kiedy myślę teraz o takich historiach.





Z Metallicą grasz już od 17 lat. Zdarzają się chwile, kiedy patrzysz wstecz na wszystko, co przeżyłeś przez te lata?

Czas płynie niewiarygodnie szybko. Z Metallicą dużo przeżyliśmy, niektóre z tych momentów były wręcz surrealistyczne, jak na przykład zagranie koncertu na Antarktydzie - coś szalonego. Czuję, że mam niezwykłe szczęście, bo mogłem pracować ze wszystkimi swoimi idolami. To zawsze jest też wyzwanie, nawet wtedy, gdy grałem z Suicidal Tendencies. Byłem bardzo niedoświadczony w takich tematach jak trasy koncertowe, a mogłem być otoczony przez niezwykłą ekipę. Bardzo wiele się nauczyłem. Popełniałem błędy, ale również dorastałem. Podczas naszej pierwszej trasy, którą graliśmy w Europie, byłem zupełnie nieporadny. Nigdy wcześniej nie grałem na tak wielkich scenach, przed tak dużą publicznością i pamiętam, że dużo się śmiałem. To taki odruch, który mam, gdy dobrze się bawię, grając muzykę - zaczynam się śmiać i czuję się tak bardzo szczęśliwy. Pamiętam, że miałem to uczucie również grając swój drugi koncert z Ozzym. To było w Las Vegas i pomyślałem sobie wtedy: Czyli to jest teraz moja rzeczywistość, moje marzenia się spełniły.

Podobnie było z Metalliką. Pamiętam, jak z Suicidal Tendencies otwieraliśmy ich koncerty w okolicach 1993 lub 1994 roku i co wieczór słuchałem ich, myśląc o tym, jacy są świetni, wielcy i sławni. A dziesięć lat później okazuje się, że jestem z nimi na scenie, pracując z nimi i przyjaźniąc się teraz już od kilkunastu lat, prawie jak rodzina. Czasami muszę pomyśleć sobie o tym, gdzie dzisiaj jestem i aż trudno mi sobie wyobrazić, że tak to wszystko się potoczyło.

Dzisiaj to ty dla wielu osób jesteś idolem. Masz okazję z nimi rozmawiać, docierają do ciebie ich historie?

Zawsze zachęcam młodych, kreatywnych ludzi do podążania za swoimi marzeniami. Bez względu na to, czy chodzi o muzykę, czy cokolwiek innego. To młodość sprawia, że świat idzie do przodu. Czasem mam wrażenie, że muzyka odchodzi od prawdziwego grania i staje się bardziej komputerowa, co jest w porządku, ale jednocześnie nic nie zastąpi gry na prawdziwym instrumencie i budowania wspólnoty z innymi podczas tworzenia muzyki. Dlatego zawsze zachęcam młodych, aby tego się trzymali. Bez względu na to, gdzie ich spotykam, bo zdarza się, że dzieje się to na ulicy, kiedy podchodzi do mnie rodzic i mówi, że jego syn gra na gitarze i uwielbia Metallicę. W takich chwilach jedyne co mogę zrobić, to zachęcać, aby z tego nie rezygnowali.

W południowej Kalifornii mamy sporo młodych zespołów. Znam je, ponieważ mój syn, który skończył właśnie 16 lat, również gra w jednym z nich i wiem, że te grupy razem koncertują, w ten sposób się zaprzyjaźniając. Zaczynają się komunikować, umawiają się na wspólne granie i to jest niesamowite widzieć, jak to młode pokolenie angażuje się w dzisiejszego rock and rolla. A to również jest dzisiaj wyzwaniem. Pamiętam, że kiedy ja byłem młody, w moim sąsiedztwie było około dziesięciu kapel. Wsiadałem na rower i jechałem pograć z perkusistą, który mieszkał na końcu ulicy. Obecnie wygląda to inaczej, bo często trzeba jechać godzinę drogi do kogoś, z kim można poćwiczyć. Wiem, bo wożę tak swoje dziecko, ale uważam, że warto to robić. Ważne jest, aby pomagać młodym, by mogli być aktywni.





Metallica od lat jest bardzo aktywna, ale nie tylko muzycznie. Cztery lata temu bardzo zaangażowaliście się w działalność charytatywną, polegającą na pomocy bankom żywności w Stanach Zjednoczonych.

Mamy fundację All Within My Hands ("Wszystko w moich rękach" – red.), która tak naprawdę polega na tym, że odwdzięczamy się światu za to, co dostaliśmy od niego. Wielokrotnie jako muzycy podróżujemy po świecie i w najróżniejszych miastach widzieliśmy coś takiego, jak banki żywności, które teraz wpieramy. Z jednej strony chodzi o podzielenie się częścią tego, co zarabiamy, ale również o budowanie świadomości - mówienie o tym fanom. To jest coś, co robimy my, ale oni również mogą pomóc. To nasza droga, aby nie tylko grać dla fanów, ale także dać coś od siebie i przekazać dotacje dla banków żywności i może w ten sposób pomóc nakarmić potrzebujące osoby. Niestety, cały czas na świecie żyje wielu ludzi bez dachu nad głową, którzy nie mają co jeść. Doszliśmy do wniosku, że w ten sposób możemy świętować nasze sukcesy: dzieląc się z innymi. Natomiast nie jest to tylko jedzenie, ale również praca. W Stanach mamy programy, dzięki którym ludzie uczą się zawodów: spawania, stolarstwa czy mechaniki. Uczą się profesji. Mają szansę chodzić na lekcje, aby zdobywać umiejętności i Metallica płaci za te zajęcia poprzez dotacje. W ten sposób pomagamy ludziom wzrastać i znaleźć zawód. To może być wszystko, ale chodzi o to, żeby znaleźli zawód. Czasami ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że mają taką opcję, żeby móc nauczyć się czegoś nowego i dzięki temu zdobyć umiejętność, która zapewni im zarobek.

Więc nie chodzi nam tylko o muzykę. Ona jest motorem, ale jeśli sami mamy szansę, aby dać ją też komuś, to jest dobra sprawa. Faktycznie, robimy to od mniej więcej czterech lat i już widzimy efekty. Myślę, że może dzięki temu również inne zespoły zyskają świadomość i będą chciały w jakiś sposób także zaangażować się w niesienie pomocy.






Artykuł w całości dostępny po zalogowaniu na stronie tvn.pl Dodatkowo do obejrzenia fragmenty wideo-rozmowy z Robertem na potrzeby tego wywiadu. Podziękowania dla Huberta za podlinkowanie rozmowy.










Estera Prugar
tvn.24.pl

Źródło: tvn24.pl



Waszym zdaniem
komentarzy: 2
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
siara
31.08.2020 18:39:35
O  IP: 0.0.0.87
GC z odstępami 1 metr, to by było wydarzenie!!! Lotnisko Bemowo w sam raz by się nadawało
swirkh
31.08.2020 16:41:39
O  IP: 0.0.0.62
Dzięki za tekst, bo nie mam zamiaru rejestrować się na ich stronie. Czasem mam wrażenie, że dziennikarze rozmawiający z Robem dostają od managementu przygotowaną listę "obowiązkowych" pytań, bo to już któryś wywiad z kolei w ostatnim czasie, gdzie opowiada te same historie o Ozzym w studio i nadepnięciu na kable.
Zabrakło mi jakiegokolwiek pytania o Polskę, np. o covery albo nawet jakieś wspomnienia z koncertów u nas.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak