W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Brandon Heart dla So What! (maj 2021) - artykuł o twórcy grafiki na akcję Month of Giving
dodane 11.05.2021 12:26:17 przez: Marios
wyświetleń: 3863
Bohaterem najnowszego majowego artykułu w sekcji So What! jest Brandon Heart – artysta, który stworzył grafikę na tegoroczną akcję fundacji AWMH - Month of Giving. Z artystą pogadał niezastąpiony Steffan Chirazi.






tekst: Steffan Chirazi
tłumaczenie: Marios


Patrzę na Brandona przez obiektyw aparatu i widzę, że gość spokojnie mógłby być perkusistą jakiegoś stoner-rockowego bandu: postrzępiony zarost, okulary i do tego czapka z daszkiem. Spod tej warstwy wydostaje się przyjemny, choć nieco nieśmiały uśmiech, a za artystą widzę trzy wizerunki czaszek. Z jakiegoś powodu kojarzy mi się ta sceneria z Fu Manchu. Osobowość Hearta jest jednak inna – artysta nie jest pałkerem w stonerowej kapeli, a gigantycznym fanem horroru. Filmy pokroju Piątek 13 osadzone są w wielu wczesnych twórczych motywacjach Brandona.

Rodzice pozwalali mi oglądać horrory kiedy byłem całkiem młodym gościem; taki choćby Cheech and Chong i inne tego typu. I tak, te piątkowe wieczory były dla mnie sporym wydarzeniem. Fascynowały mnie jakoś od dwunastego roku życia – mówi z uśmiechem. Ale nie chodziło wyłącznie o tę krwawą stronę. Była również ta aura tajemniczości, której bakcyla złapałem. Jednym z moich ulubionych horrorów wszech czasów jest film Johna CarpenteraCoś. Jest tam taka scena, w której głowa głównego bohatera się odrywa i zmienia się w pająka! No po prostu kultowy. Dochodzi do tego jeszcze ten efekt dźwiękowy – przypomina jakby brzęczenie, ale bardziej napięte. Kiedy to oglądałem, słyszałem podobny dźwięk gdzieś blisko mnie, to musiała być jakaś mucha w oknie, czy coś. Słyszałem ten dźwięk przez całą noc. Moja dziecięca wyobraźnia mogła po prostu wymyślić sobie tę pajęczą głowę pełzającą po podłodze i pamiętam, że w przerażeniu oparłem się wtedy o ścianę, żeby sprawdzić, czy jej tam nie ma.

Brandon przeprowadził się do San Diego w wieku 20 lat. Wychowywał się w Lancaster w Kalifornii – miejscowość ta jest po prostu wysoko usytuowaną pustynią. Nie ma tam nic. Zapraszamy w świat jego lojalnego przyjaciela – magnetowidu VHS; nie zapominamy też o pomocniku – wypożyczalni kaset wideo, która pomagała zabierać Hearta w pełne wyobraźni podróże, których życie nie mogło mu zapewnić.





Mieliśmy malutką wypożyczalnię kaset z małą sekcją horrorów. Po prostu wystawałem tam i patrzyłem ze zdumieniem na okładki kaset. Były to szalone dzieła – wspomina. Uważam, że ta z Piątku 13-go z sylwetką faceta z nożem, a w oddali tylko ciemny las, była bardzo fajna. Właściwie nie było na niej nic strasznego, ale sama jej aura była straszna. Był chyba jeszcze The Cabin. Sam film był okropny, ale ta okładka! Oczy, drzewo i duży nóż. A wszystko bardzo szczegółowe, pomalowane i wyglądające naprawdę realistycznie. Coś miał też kilka wspaniałych okładek z malowanymi potworami. Jeśli chodzi o bardziej rzeczywiste filmy, to Obcy jest prawdopodobnie jednym z moich ulubionych filmów wszech czasów, a Lśnienie kolejnym. Ta starsza kobieta w wannie mnie przeraża. Idę do łazienki i krzyczę: Ooooch!

Muzyka również we wczesnych latach wzbudziła zainteresowanie Brandona kolorowymi obrazami. Od samego początku interesowałem się heavy metalem, wiesz, Motley Crue, Twisted Sister i Judas Priest to jedne z pierwszych albumów, jakie kiedykolwiek posiadałem. Trochę z przypadku – chichocze Heart. Kiedyś prenumerowało się płyty, gdzie za pensa można było dostać kilka albumów. No i moja mama mówiła: „Chcesz? Masz, wybierz coś sobie”. Więc wybrałem losowo kilka płyt. Pewnego razu zupełnie przypadkiem przyszedł album Judas PriestDefenders of the Faith. Miał fajną grafikę. Nigdy wcześniej nie słyszałem tej płyty, więc puściłem i … O mój Boże! Do dziś to jedna z moich ulubionych płyt.


Muszę zapytać, czy w tamtym czasie miałeś na głowie coś na kształt „mulleta”?

Chyba przez jakiś czas miałem po prostu długie włosy, a potem przyciąłem je w coś, co nazywali „ogonem szczura”. To było zabawne – kiedy byliśmy w gimnazjum, przechodziliśmy przez liceum, a tam było jak w więzieniu. Ale wszystkie dziewczyny mówiły: „Łał! Gdybyś tylko zapuścił włosy, byłbyś najgorętszym ciachem”. W końcu jednak je obciąłem, ale tak – miałem długie włosy. Był też etap mulleta, były nażelowane kolce, potem długo z tyłu…

No to jak się tak spowiadamy, to ja też powiem, drogi czytelniku, że sam miałem długie włosy. Zastanawiałem się, czy w Lancaster była banda lansujących mulleta gwiazdorów…

Tak, było nas kilku – śmieje się Brandon. Mieszkaliśmy w przyczepie kempingowej, więc wszystkie dzieciaki zbierały się razem i było tam wszystko – punk, metal i deskorolka. Byliśmy bandą kompletnie znudzonych dzieciaków z przedmieść, którzy szukali jakiegoś wyjścia. Było to mniej więcej wtedy, gdy kumpel zagadnął: "Sprawdź to" – i pokazał mi deskorolkę Powell-Peralta / Mike McGill. Klasyczna czacha i wokół niej wąż, VCJ. To było to. Nigdy nawet… W tamtym momencie nie wiedziałem nawet jak się z deskorolką obchodzić. Dopóki mi nie pokazał. Zapaliłem się do tego, wiesz: „Łał! Niesamowita sprawa!”. Po prostu sama sztuka. Później pożyczył mi trochę numerów czasopism Thrasher i Transworlds. Przeglądałem te wszystkie niesamowite prace i myślałem: „Chcę robić grafiki na deskorolkach”. Na początku chciałem zostać zawodowym skaterem, ale w wieku jakichś piętnastu lat zdałem sobie sprawę, że jednak nie zostanę, więc skupiłem się na grafice i tego typu tematach.

Można śmiało powiedzieć, że zwrot w kierunku czynnej jazdy na desce, skierował muzyczne upodobania Hearta w stronę ostrzejszego i głośniejszego spectrum.

Przechodzimy z glmu Motley Crue i wchodzimy w świat Metalliki! Najpierw prawdopodobnie wsiąkłem w punka – Dead Kennedys, Black Flag, Misfits, Vandals i ktoś w końcu podsunął mi na kasecie „Master of Puppets”, a ja się zachwyciłem: „Łał! Dłuższe numery i gitarowe solówki!”. Ale dla mnie tak naprawdę wszystko było tym samym. Myślę, że łączyłem to jako punk. Wiesz, Metallica, czy Dead Kennedys – wszystko było po prostu ekscytujące i fajne.





Brandon zaczął podążać ścieżką artystyczną; najpierw z ołówkiem, a następnie z piórem i atramentem w ręku, napędzany przez część wybitnych i nieco szalonych artystów. Już jako nastolatek zdałem sobie sprawę z tego, że powinienem do tej sztuki podchodzić bardziej na poważnie. Dostałem na urodziny 100 dolarów i kupiłem za to kilka fajowych szkicowników, ołówków i innych rzeczy. Zacząłem traktować to poważnie, dlatego zwróciłem się ku moim głównym inspiratorom takim jak Salvador Dali, Hans Rudolf Giger, czy Maurits Cornelis Escher i wszystkim tym dziwnym pracom, ale nie miałem takiego poziomu umiejętności. Na początku wszystko kręciło się wokół pióra i atramentu, ale spoglądałem też na te schnące zegary i rzeczy tego typu. A potem wszystko zaczęło się mieszać z odważnymi, prostymi grafikami deskorolkowymi w stylu Jima Phillipsa. Przeszedłem od malarstwa bardziej do rysowania piórem.

W przypadku Hearta sprawy potoczyły się dobrze, a ponieważ zainteresował się sztuką komiksu, był to znakomity warsztat, który uzupełniał jego samouctwo w liceum. Szkoła średnia nie była moim konikiem – uśmiecha się Brandon. Z czasem zaczął uczęszczać na zajęcia plastyczne w szkole wyższej. Miałem naprawdę wspaniałego nauczyciela, Franka Dixona, w czasach, gdy uczęszczałem do Antelope Valley Collage. Jeśli wygoglujecie go w Internecie, zobaczycie w moich pracach ślady jego stylu. Był naprawdę dobry z teorii kolorów i kompozycji. Większość moich podstawowych umiejętności wyszła od niego, więc wielkie brawa dla Franka! Przepełniony radością tworzenia i pewnością siebie, Heart zaczął uderzać tu i tam, chcąc pootwierać sobie możliwości zaistnienia. Jako dzieciak wysyłałem swoje prace do Powell-Peralta. (amerykańska firma deskorolkowa założona w 1878 roku – przyp. Marios) Normalnie, pocztą wysyłałem. W ten sposób chciałem się tam załapać. A ówczesny ich artysta-plastyk – Sean Cliver – odesłał mi nawet odręczną notatkę, w której napisał: „Twoje prace wyglądają świetnie, podobają się, ale oni potrzebują tylko mnie”. Co roku chodziłem na Comicon z własnym portfolio, próbując coś zdziałać w ten sposób. Godzinami wystawałem w kolejkach, czego efektem były głosy typu: „E tam. Zupełnie nie robi to na mnie wrażenia”. Niektórzy mówili: „Naprawdę dobre. Gdybym miał jakąś pracę do zaoferowania, dałbym ci ją”. Z czasem takie reakcje tak mnie przeorały, że zaprzestałem rysowania na jakiś rok. Porzuciłem to.

W niczym to nie pomoże, ale mogę tylko ze zdziwieniem zapytać: „Co jest, kurwa?!” Gardzę łobuzami, którzy zachowują się w ten sposób, zwłaszcza w stosunku do kreatywnych młodych ludzi, którzy próbują znaleźć własną drogę. Brzmi to tak, jakby Heart wpadł na prostackiego dupka. I Brandon to potwierdza: Nie pamiętam jego imienia. Był redaktorem w firmie zajmującej się komiksami Top Cow, która jest swego rodzaju spółką zależną od Image Comics. Wielki, stary, dobrze wyglądający koleś, który rzucił mi: „Marnujesz mój czas i tracisz też swój”. Znęcał się nade mną. Byłem rozbity. Przez fakt, że nie rysowałem przez rok, byłem przygnębiony jeszcze bardziej. Ale pomyślałem, że muszę to robić. Myśl o pracy w fast-foodzie, czy czymkolwiek innym… Nie mogłem pracować w czymś takim. Musiałem ograniczyć się do kreatywności, bo jestem introwertyczny. Doceniam niektóre spostrzeżenia wynikające z krytyki, ale to już była przesada. Gość mnie zniszczył.

Na szczęście ów nikczemnik nie wyrządził jakichś dobijających szkód, by powstrzymać Brandona przed pracą jako artysta-plastyk. Wróciłem i dalej próbowałem – wzdycha Heart, przypominając sobie tamte czasy. Pracowałem jako parkieciarz, przez co czułem się nieszczęśliwy i po prostu bardzo, bardzo przygnębiony. To nie byłem ja. W końcu przejrzałem w gazecie ogłoszenia, żeby znaleźć jakieś inne zajęcie. Pracowałbym w Aaron Brothers, czy gdziekolwiek, gdzie byłbym blisko jakiejkolwiek sztuki. Trafiłem na reklamę Instytutu Sztuki w San Diego, która była placówką całkowicie otwartą, więc sprawdziłem, co tam jest grane. Przechadzałem się po tej miejscówce, a tam wszędzie osoby zajmujące się tylko sztuką. Obrazy na ścianach, te sprawy. Pomyślałem: „Boże, muszę się tu załapać. To jest miejsce, w którym chcę być”. Miałem wtedy 25 lat, więc się trochę spóźniłem, ale nadal chciałem. Potem podano mi ceny za możliwość kształcenia się tam… Siedziałem w samochodzie i płakałem. Nie było mnie na to stać. W końcu zadzwoniłem do babci i poprosiłem o wzięcie kilku pożyczek. Babcia pożyczki podpisała i sprawiła, że marzenie się rzeczywistością. Skoncentrowałem się na animacji i nauczyłem się cyfrowego aspektu sztuki. Miałem już dość stabilne podstawy, więc chodziło głównie o ogarnięcie tej cyfrowej strony i o profesjonalizację, żeby, wiesz, móc po prostu stanąć przed salą ludzi, przedstawić swój pomysł i takie sprawy. W końcu poznałem też swojego szefa, dla którego teraz pracuję w Lincoln Design Company. Robię to już od 15 lat.

To wspaniała historia i kolejny dowód dla każdego, kto czyta te słowa, że nigdy, przenigdy nie pozwól, by jakiś ważniak powstrzymał cię w drodze po marzenia. Osobiście doświadczyłem takiej drogi, więc słuchanie, jak Heart opowiada o swoim triumfie nad jakimś dupkiem dodaje mi sił. Tę siłę Brandon wydobył z wielkiej determinacji i czystej potrzeby bycia tym, kim jest. Nie miał w tym wszystkim przyjaciół, którzy mogliby go wesprzeć, czy doradzić, co w takiej sytuacji robić.

Tak naprawdę nie znałem innych artystów, byłem z tym sam – stwierdza cicho. W końcu kiedy zacząłem pracować ze sztuką, a było to w miejscu zwanym SoupGraphix, tutaj w San Diego, posiłkowałem się tym, co było dostępne. Internet był pomocny, ponieważ można było publikować swoje prace na DeviantArt. Zamieściłem tam co nieco i odezwał się do mnie Chris Siglin – gość od merchu Blink 182. Skontaktował się ze mną i tak zostałem członkiem ekipy Blink 182. Chris był więc ogromnym impulsem, żeby wydobyć moją sztukę. Robiłem plakaty na koncerty i inne rzeczy tego typu. No i pokazał mi rzeczy od Metalliki. Internet okazał się więc wielce pomocny. Teraz mam całą siatkę artystów, których znam, oni znają mnie i jest świetnie. Jedną z najlepszych rzeczy jakie mi się przydarzyły był fakt, że studio Fighting For Dreams, czy Tim Soto zaczęli naprawdę pomagać mi w promocji i sprzedaży plakatów, a także możliwości tworzenia nowych projektów. Na początku nie zajmowałem się tylko tworzeniem plakatów, ale też ich pakowaniem, wysyłką i obsługą klienta. Prawie przestałem robić plakaty, dopóki na horyzoncie nie pojawili się ludzie z Fighting For Dreams. To naprawdę ważna relacja. A jak to było z Metallicą? Tzn. nie mogłem sobie tego nawet wyobrazić. Piętnastoletni ja skakał z radości.





Najnowsze dzieło, jakie zaproponował Brandon Heart, dotyczy metallicowego Miesiąca Darczyńców i grafiki, która zdobi koszulki fundacji All Within My Hands oraz plakat specjalnie na to wydarzenie. Po bliższym przyjrzeniu się dziełu i temu, co Heart miał do przekazania, wyjaśnia się trochę to, co łączy tę grafikę z głęboko zakorzenionymi zainteresowaniami i fascynacjami - w tym to wielkie oko.

Ha, ha, ha, dobrze, że o tym wspomniałeś. Nie postrzegałem tego w ten sposób, ale tak, to jest coś dla mnie. Może to coś w rodzaju „zwierciadeł duszy” [jak postrzega się oczy]. Jest coś przerażającego w tym, że patrzy na ciebie oko. Czego chce? O czym myśli? Mam też coś takiego, że za każdym, gdy w filmie pojawia się scena z udziałem oczu, to po prostu się boję. Taka moja dziwna fobia. Pewnie mam jakiś uraz do oczu, czy coś. [Obraz który przygotowałem] jest po prostu przerażający. Jestem wielkim fanem komiksów i za każdym razem, gdy otwierasz stronę i widzisz ilustrację z okiem, które jest zawsze w centrum uwagi… Wiesz, to po prostu ludzka rzecz. Zawsze tego szukamy; kiedy naprawdę chcesz z kimś porozmawiać, patrzysz mu w oczy, co nie?. Więc te oczy to coś bardziej podświadomego i fajnie wygląda. Co zabawniejsze, kiedy rysuję ludzką twarz, zaczynam od oczu.

I jak przekazuje odbiorcy dzieła każdy artysta, którego solą jest akt twórczy, dzieło artystyczne jest dla obcującego wszystkim, o czym ten sobie pomyśli.

Chcę, żebyście interpretowali to na swój sposób, jakkolwiek czujecie – stwierdza artysta. Dla mnie to niekoniecznie musi być przerażające. Może wygląda trochę zwyczajnie, ale wiesz, może to po prostu mroczny obraz na mroczne czasy, takie jakie się czasem zdarzają? Wyzwanie związane z tym plakatem związane było z faktem, że przeznaczony jest on na cel charytatywny, więc nie mogło tam być śmierci i zniszczenia. Musiało być to jednak coś mocnego, bo chodzi o Metallicę, więc próbowałem coś takiego osoągnąć.

Nie mogę się powstrzymać, by przed zakończeniem rozmowy nie zadać jednego szybkiego pytanka w quizowym stylu: Z którym obecnie tworzącym artystą chciałbyś się spotkać i porozmawiać?

O kurczę, uwielbiam Roba Zombie – odpowiada bez namysłu Heart. Mam na myśli jego filmy i artystyczne wyrażanie się w malarstwie, po prostu. Chciałbym kiedyś spotkać tego faceta. Widziałem go z [żoną] Sheri na Comiconie, ale robili swoje i nie chciałem im przeszkadzać. Ale może następnym razem gdy na niego wpadnę, podejdę i rzucę „cześć”.

Powiedziałem Brandonowi, że przecież nie mógłby nikomu przeszkadzać, bo po prostu nie jest takim typem gościa. To, że sam jest cholernie dobrym artystą, to już na wstępie dodatkowy bonus.




Lars na swoim Instagramie podtrzymuje zainteresowanie akcją Month of Giving, dziękując chapterom:

Ogromne podziękowania dla pięćdziesięciu lokalnych oddziałów fanklubu Metalliki, które pomagają zbierać pieniądze. Doceniamy Was! Pozdrawiam z San Francisco.



Plakat co prawda się wyprzedał, ale w okolicznościową koszulkę ciągle można się zaopatrzyć tutaj












Marios
Overkill.pl


Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak