W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Edwin Outwater - dyrygent sam o sobie dla So What! (sierpień 2020)
dodane 09.09.2020 15:00:54 przez: Marios
wyświetleń: 1996
Energiczna i zauważalna obecność dyrygenta Edwina Outwatera w całym projekcje S&M2 była również jednym z najważniejszych elementów na scenie. Urodzony w Południowej Kalifornii Outwater, od najmłodszych lat był zaangażowany we wszystkie gatunki muzyczne, a różni członkowie jego rodziny byli głęboko związani z biznesem muzycznym.






tekst: Steffan Chirazi
tłumaczenie: Marios


Edwin Outwater - ur. 12 kwietnia 1971 roku w Santa Monica w Kalifornii, absolwent Harvardu, bardzo zaimponował mistrzowi muzyki symfonicznej – Michaelowi Tilsonowi Thomasowi w kilku rolach na przestrzeni lat: od dyrygenta-rezydenta w latach 2001-2006, przez koncertowego reżysera letnich programów orkiestry (2014-2017), aż po ostatnią serię koncertów Sound Box w Davies Symphony Hall w San Francisco. W kwietniu br. Outwater mianowany został dyrektorem muzycznym na uczelni San Francisco Conservatory, po tym jak przez dekadę (2007-2017) pełnił obowiązki dyrektora muzycznego Kitchener-Waterloo Symphony w Ontario. Pomimo tych wszystkich zajęć jego wszechstronne ucho nie straciło z radarów dźwięków, które tworzy Metallica. Edwin obserwuje poczynania kapeli od czasów, kiedy po raz pierwszy odkrył Metallicę przy okazji wydawania Czarnego Albumu.


DZIECIŃSTWO I WCZESNE LATA WPROWADZENIA W ŚWIAT MUZYKI:


Dorastałem w Santa Monica w Kalifornii, tuż przy plaży. Pochodzę z rodziny, która pracowała w przemyśle muzycznym. Moja babcia pracowała dla Elli Fitzgerald przez 40 lat. Rokrocznie chodziłem do domu Elli Fitzgerald w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Moja babcia była niesamowitą osobą. W latach 50. pracowała jako sekretarka w Verve Records dla Normana Granza – typowa kobieca biurowa papierkowa robota. W miarę rozwoju wykonywała wszystkie osobiste prace dla Elli (robiła dla niej wszelkie rezerwacje i takie tam), dla Joe’go Passa i Oscara Petersona. Mój tata (syn babci) był dyrektorem w Warner Bros. Przez jakiś czas zarządzał Amigo Studios w Burbank (tam, gdzie Michael Wagener miksował Master of Puppets). Pierwszym albumem, o jaki kiedykolwiek poprosiłem tatę była płyta Van Halen - Women and Children First. To tam znalazł się otwieracz w postaci And The Cradle Will Rock. Miałem wówczas osiem lat. Dość szybko w wieku dziewięciu, czy dziesięciu lat chciałem Led Zeppelin. Pamiętam, że wtedy tata przyniósł do domu pudło z winylami, więc zacząłem je przeglądać.

Gdzie zaprowadziły mnie uszy, gdy w wieku dziesięciu, jedenastu lat słuchałem Led Zeppelin? W przestrzeń. Pamiętam, jak rozległa była przestrzeń, w której poruszała się ta muzyka. Te melodie, te dźwięki fletu, wiesz, i ten element fantazji. No i okładka IV Zeppelinów – wchodzący pod górę pustelnik… takie rzeczy. Jako dziecko zachłystujesz się Władcą Pierścieni i tego typu sztuką. To jest swego rodzaju ścieżka dźwiękowa, taka ogromna dźwiękowa przestrzeń. Nie chodzi tylko o to, że wszystko aż krzyczy, że jest głośne, ale głównie, że rodzi się w twojej wyobraźni ta ogromna przestrzeń.


TWORZENIE EKLEKTYCZNEGO GUSTU MUZYCZNEGO:


Chciałem grać na klawiszach, lubiłem dziwne dźwięki. Później pojawiły się syntezatory i to one mnie wciągnęły. Uwielbiałem też gitary. Gitary rytmiczne były tymi, które mi się najbardziej podobały. Wkręciłem się w Devo (kapelę z Ohio) i punka. Uwielbiałem tę energię, agresję i gonitwę. Następnie miałem obsesję na punkcie piosenek na klawisze i głos, więc odszedłem od metalu i Zeppelinów na rzecz bardziej okrojonych rzeczy. Lubiłem The Clash, Black Flag i niektóre numery Dead Kennedys. Byłem nieco takim niewiniątkiem i ta muzyka wydawała mi się w pewnym sensie zbyt prowokacyjna.

Nie chodziłem na punkowe koncerty, nie chciałem się uszkodzić! Moi kumple wracali z podbitymi oczami z tych koncertów, a ja byłem zdecydowanie łagodnym dzieciakiem, ale agresję w muzyce kochałem. Talking Heads również stali się dla mnie ważni. Jako dziecko byłem na kręceniu ich koncertu pt. Stop Making Sense. Siedziałem na widowni razem z tatą. Nie miałem pojęcia, na co się piszę, a David Byrne wychodzi z boom boxem i zaczyna grać. Później go spotkałem, co było niesamowite. Uwielbiam także Bowiego i wczesne Roxy Music. Następnie były też takie dziwne rzeczy jak The Residents. Miałem dostęp do wszystkiego, więc szperałem ile mogłem. Nie czułem się punkowcem, nie miałem jednego ulubionego stylu, wiesz, wszystkie drogi miałem otwarte. Chodziłem na świetne koncerty jazzowe i świetne koncerty rockowe.

A muzyka poważna? Miałem jakieś dziesięć, dwanaście lat. Mój tata grał sporo muzyki klasycznej, kiedy byłem dzieckiem, ale nie byłem nią zainteresowany. Zostałem wychowany w katolickim domu, a w naszym kościele był niesamowity chór, który śpiewał muzykę renesansową, więc co niedzielę miałem styczność z tym kontrapunktem w postaci muzyki chóralnej. Organista był profesorem, więc co niedzielę inaczej wszystko harmonizował i improwizował. Renesansowa muzyka chóralna jest przytłaczająca, a improwizacja organowa dość ciężka. W sali koncertowej można było usłyszeć najpiękniejszą muzykę kościelną sprzed setek lat i są to wciąż jedne z najwspanialszych utworów, jakie kiedykolwiek napisano.

Bardzo dobrze pamiętam moment kiedy sięgnąłem po jedną kasetę: Mozart – Symfonia Jowiszowa pod batutą Arturo Toscaniniego. To ostatnia symfonia Mozarta. Taśma pochodziła z Kolekcji Nagrań Biblioteki Muzyki Klasycznej. Po prostu wówczas z jakiegoś powodu postanowiłem włączyć tę kasetę i coś mnie wtedy uderzyło. Nie wiem dlaczego. Dziś mogę to opisać jakby rażenie piorunem. Myślałem: Aha, a więc o to chodzi w tej muzyce.

Moim pierwszym koncertem rockowym był występ Alice’a Coopera. Poprosiłem tatę, żeby poszedł ze mną na koncert rockowy, a on zapytał: Co chcesz zobaczyć? Mówiłem, że nie wiem. Zapytał, czy mam ochotę zobaczyć węże, krew i eksplozje. Powiedziałem, że tak. Poszliśmy na Alice’a Coopera do Greek Theatre w Los Angeles. To było fantastyczne doświadczenie.





OD MUZYKA DO DYRYGENTA PRZEZ HARVARD:


W liceum byłem basistą. Od czternastego roku życia miałem świetnego nauczyciela i potem bardzo szybko rozwijałem się w dziedzinie basu. Uważam, że to, co jest fajne w byciu basistą to fakt, że na ten instrument jest spore zapotrzebowanie, więc jako szesnastolatek szarpałem w liceum bas, grając z 25-30 latkami. Jeździliśmy po festiwalach w Hollywood Bowl. Jeździłem po Los Angeles jako basista i grałem kościelne albo klasyczne koncerty. Grałem w pięciu różnych orkiestrach! Mój nauczyciel, Mark Barnard, był fantastyczny. Orkiestra Filharmonii Los Angeles przyjechała do mojego liceum i zagrali program dla dzieci. Zagrali numer Newleya - Pop Goes the Weasel. Nigdy wcześniej nie słyszałem gry profesjonalnej orkiestry światowej klasy na żywo. Zagrali tę głupią miniaturkę i sprawili, że zabrzmiała jak najbardziej niesamowity utwór na świecie. Odtąd chciałem być częścią orkiestry. Kocham Mahlera. Klasyczne utwory jakie lubiłem, miały w sobie swego rodzaju haeavy metalowe wrażenie. Uwielbiałem tę wielką rytmiczną jazdę i ten mocarny dźwięk.

Chciałem popróbować coś z muzyką. Byłem wówczas studentem. Dostałem się na Harvard, więc uważam, że mój plan w liceum był sprawą pragmatyczną. Coś w stylu: Pójdę na Harvard i spróbuję zostać muzykiem, a jeśli nie uda mi się w muzyce, Harvard to zawsze coś. Poszedłem na kierunek muzyczny, więc miałem tyle muzycznych zajęć, ile chciałem. Uczyłem się tam u jednego profesora przez cztery lata. Najpierw w klasie harmonii, a później wziął mnie na indywidualne studia trzyletnie. W pewnym sensie ów profesor kultywował tradycje związane z Nadią Boulanger, która byłą fantastyczną nauczycielką z Francji. Nauczyłem się tego rodzaju tradycji tego, jak działa muzyka.


SPOTKANIE Z MICHAELEM TILSONEM THOMASEM:


Michaela Tilsona Thomasa spotkałem na Florydzie kiedy pracowałem w Florida Philharmonic Orchestra. Byłem wtedy przed trzydziestką, a Michael pracował wówczas w New World Symphony. Wielu moich dwudziestokilkuletnich znajomych grało w tej orkiestrze przed profesjonalną karierą, kiedy przychodzili po konserwatorium. Jeden z moich kumpli z Miami dostał pracę tam, gdzie grałem i miał bliskie dojście do Michaela, więc napomknął mu o mnie. Coś w stylu: …w Fort Lauderdale jest naprawdę dobry dyrygent… No i Michael chciał ze mną pogadać. Więc poszedłem. To było wtedy, gdy szukał asystenta w San Francisco. Potem poszło szybko: Widział, jak dyryguję i coś we mnie zobaczył. Na przesłuchaniach byłem zdenerwowany jak diabli. Wypiłem mnóstwo kawy. Najpierw rano z dzbanka, później mieli tam kubańską kawę, więc przed przesłuchaniami piłem espresso z cukrem. Skutek był taki, że na przesłuchaniu zacząłem się trząść. Dostałem symfonię Brahmsa – taka spokojna, łagodna. Nigdy wcześniej nie miałem wstrząsów i pomyślałem, że w tak ważnym momencie dostałem rozstroju nerwowego. A po przesłuchaniu Michael mówi mi: To było świetne! Myślałem że to ze zdenerwowania, a okazało się, że piłem za dużo kawy, więc rzuciłem kawę.


DLACZEGO DYRYGENT?:


Dyrygentem chciałem być dlatego, ponieważ chciałem mieć wpływ na repertuar oraz podejmować decyzje dotyczące całego utworu, a nie tylko odgrywać jeden z instrumentów. Wiedziałem, że jestem bardzo dobrym basistą, ale wiedziałem też, że moi przyjaciele, tacy jak Scott Pingel i mój druh Owen, który jest w Cincinnati Symphony Orchestra kochają ten instrument. Ich celem jest to, by ten instrument brzmiał tak pięknie, jak tylko potrafią zagrać. Ja myślałem bardziej szeroko. Muzycy mają po prostu inny rodzaj spełniania się. Będąc dyrygentem, myślę o utworze całościowo. To taki rodzaj wyobraźni, który mogę kształtować, ponieważ myślę o stu częściach. Uważam, że to dlatego, że jako młody słuchacz korzystałem z miliona różnych kierunków. Taki mam charakter. Z wielu różnych fragmentów próbuję stworzyć jakiś porządek i wydobyć z tego ekspresję. Zaufałem instynktowi i rozpocząłem odważną karierę jako dyrygent. Dyrygowanie to akt ukazujący wielkie ego i pychę, a wiesz, to trochę śmieszne. Nadal nie za dobrze czuję się z tego powodu, że stoję przed moimi niesamowitymi kolegami, którzy są tak dobrzy w tym, co robią. W San Francisco Symphony może nie mówię im, co mają robić, ale przynajmniej sugeruję jak mają to robić. Jak powiedział mi jeden z moich dobrych znajomych z San Francisco Symphony: Zadaniem dyrygenta jest inspirowanie muzyków. Próbując coś stworzyć, musisz podnieść ich na duchu by stali się częścią czegoś większego. Można to zrobić za pomocą gestów, ale zdecydowanie wymaga to ciężkiej pracy, nauki i świadomości kierunku projektu, więc dyrygent to pozycja przywódcza, psychologiczne oddziaływanie. Jesteś zaangażowany cały czas. Dyrygowanie to krok dalej niż bycie trenerem, ponieważ jesteś zaangażowany w każdy element, tak naprawdę kierujesz całością na bieżąco, w każdej sekundzie.





JAK TWORZYŁ SIĘ PROJEKT S&M2?:


Zrobiłem już z symfonią tak wiele rzeczy, że wszyscy wiedzieli, że mogą mi zaufać, że mogę być tego częścią. Wiedziałem, że Michael też mi ufa. Metallica mnie nie znała. To znaczy, ze dwa razy spotkałem Larsa i Grega Fidelmana. Wszystko ogarniał producent. Zanim koncert doszedł do skutku, minęło wiele miesięcy pracy z łącznikiem Metalliki, którym był w tym projekcie Greg. Ciągle rozmawialiśmy telefonicznie. Z pewnością Metallica we mnie uwierzyła. Bruce Coughlin rozpisywał partie, potem ja i Greg rozmawialiśmy o tym z Brucem. Bruce wysyłał propozycje do Jamesa, do Larsa i do każdego, kto chciał tego posłuchać, a potem wszystko wracało do Grega. To dość złożony proces.

Na początku myślałem, że scenografia jaką przygotowali jest niemożliwa do realizacji. Dan Brown jednak mnie przekonał, i ostatecznie powiedziałem, że zgoda. W pewnym momencie myślałem: Stary, nie możemy tego zrobić. Muzycy się nie zobaczą, nie usłyszą. Jak wiecie, Dan jest bardzo elokwentną osobą. Jest bardzo przekonujący i w końcu powiedział: Hej, nie chcemy tego robić w normalny sposób, nie o to tu chodzi. No i zamiast mówić „nie”, zacząłem gadać: Dobra, może uda nam się zbudować ścieżki, po których Metallica da radę się przemieszczać. Dan na to: Jasne, że możemy to zrobić. Dan chciał, żeby Metallica była częścią orkiestry. Powiedziałem: Spoko, jak zrobicie jakieś przejścia między orkiestrą, będzie idealnie. Poszedł na to. Sadzanie orkiestry w ten sposób jak w Chase Center, jest pomysłem bardzo odważnym, a okazało się, że było to też coś najbardziej niesamowitego.


CO WYRÓŻNIA METALLICĘ?:


Oczywiście to jeden z największych i najważniejszych zespołów na świecie. Chciałem wiedzieć dlaczego ich muzyka jest wyjątkowa. I uważam, że to dzięki darowi komponowania. Chodzi o melodię. Napisanie świetnej melodii jest jedną z najtrudniejszych rzeczy przy komponowaniu muzyki, a Metallica ma kilka utworów, które wyróżniają się melodyjnym i kompozycyjnym pięknem. Podoba mi się Nothing Else Matters - takie ichnie Yesterday, czy coś w tym rodzaju. Wielkie kompozycje jak One, czy nawet No Leaf Clover mają w sobie ten smutek, są liryczne. Materiał metalowy też: Master of Puppets to formalnie kapitalny numer. Nie wydaje mi się, żeby istniało aż tak dużo zespołów, które mają ten rytmiczny dryg, ten układ formalny w połączeniu z darem melodyjności. Metallica, tak jak wszystkie kultowe zespoły, wykraczają poza gatunek, od którego zaczęli.

Interesującą sprawą była możliwość podpatrzenia, co każdy z muzyków wnosi do zespołu. Lars ma niesamowitą energię i coś co go napędza, James jest bardzo nastrojowym człowiekiem. Mam na myśli ten rodzaj wyrafinowania, subtelności, a to mnie w Jamesie zaskoczyło. James jest po prostu superwyrafinowany. I jest to komplement. Kirk to po prostu niesamowita fala dźwięków. Jest jak superniszczyciel. Numery jeden po drugim mają wielkie solówki Kirka, a wszystkie sola są tak różne i tak niesamowite. Rob to najodpowiedniejszy muzyk. Trzyma wszystko razem w najbardziej spokojny i wdzięczny sposób. Na basówie potwór totalny!





ŻADNYCH WIĘKSZYCH ZMARTWIEŃ, ŻADNYCH OBAW:


Wiedziałem, że będzie dobrze, bo tydzień wcześniej spędziliśmy dużo czasu w HQ i wystarczająco ich poznałem. Polegaliśmy na sobie we właściwy sposób. Kiedy bierzesz się za robotę z zespołem i orkiestrą, największym zmartwieniem jest początek i zakończenie koncertu, więc tę część mieli do obgadania Lars z Jamesem. Oni byli za to odpowiedzialni. Kirk, który dwukrotnie zaczynał utwory, ani razu się nie machnął. Ufałem im, że zaczną te numery dobrze, bo spędziliśmy nad nimi wystarczającą ilość czasu. Utwór się zaczyna, płynie, kończy się, a my jedziemy dalej.

Największa obawa z mojej strony dotyczyła monitorów, wiesz, że się zepsują, czy coś, bo nie jestem przyzwyczajony ich używać. Z Metallicą pierwszy raz używałem słuchawek do uszu. Kupiłem je specjalnie na występy, ponieważ chciałem się poruszać, poczuć się swobodnie, a one mi w tym pomogły. Chciałem się odciąć od dźwięków otoczenia. Potrzebowałem słyszeć jak najwięcej orkiestry, a nie Metalliki. Chciałem wiedzieć, że wszystko jest w porządku. Ale jesteśmy tylko ludźmi i trudno jest coś zmienić, gdy już wystartujesz. Musiałem mieć jakiś komfort tego, co słyszałem, a gitara Jamesa ustawiona była naprawdę głośno. A Larsa zawsze mogłem podpatrzeć na monitorach.

SAMOPOCZUCIE ORKIESTRY W CZASIE GRANIA NA KONCERCIE ROCKOWYM:


Myślę, że obrotowa okrągła scena była nowością dla każdego z orkiestry. Wielu z nich miało okazję grać z Metallicą na S&M. Ten koncert stał się kultowym występem w historii muzyki symfonicznej. Byli zajarani tym, żeby być jego częścią, bo po prostu wiedzieli, że będzie to wielka, historyczna rzecz. Ogólnie mam wrażenie, że występ w 1999 roku na rockowym koncercie był dla nich bardzo przyjemnym doświadczeniem. Wiesz, czy nie jest tak, że każdy muzyk chce być w jakimś stopniu gwiazdą rocka? Nawet jeśli jest muzykiem klasycznym… Czy nie chciałbyś wiedzieć, jakie to uczucie? Myślę, że zdecydowanie chciałbyś.


ULUBIONE MOMENTY S&M2:


Ulubiony kawałek Metalliki do dyrygowania? Wszystkie takie były. Ale było sporo takich, z których miałem mnóstwo frajdy. Np. Clover, czy Outlaw. Uwielbiam Outlaw. To wspaniała muzyczna podróż. A moment z gęsią skórką? Końcówka Memory z drugiego wieczoru z fanami. Ich śpiew trwałby do dzisiaj. Przestałem dyrygować i miałem ten głupi uśmieszek na twarzy. To było po prostu zdziwienie, że publika chciała, żeby trwało to tak długo. Wszyscy byliśmy lekko zdumieni.













Marios
Overkill.pl



Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak