Zakreślcie w kalendarzu datę 24 października 2021… Będzie się działo! Jeśli akompaniowanie Metalliki do dziwacznych tekstów na ostatnim albumie
Lou Reeda było najdziwniejszą unią w historii muzyki rockowej, to najnowsze wieści o podjęciu współpracy praojców thrash metalu z zasłużonym nie tylko dla brytyjskiej kultury
sir Eltonem Johnem mogą słuchaczy wysadzić z kapci. Dodając do tego wieści o ukończeniu drugiego w karierze Metalliki albumu we współpracy, serce zaczyna drżeć z podniecenia.
Elton John wielkim muzykiem jest – no dobra, to kumunał, truizm, frazes. A jego twórczość? Pop? Rock? Ja tam wolę określenie „muzyka popularna światowej klasy”. Było przy tym kilka gierek z popkulturą i delikatna nutka prowokacji. Orężem Johna od dekad pozostaje fortepian, a główny nurt najbardziej rozpoznawalnej twórczości sławnego Brytyjczyka to piosenki, do których najbardziej pasuje przymiotnik „ładne”. Nawet jeśli przyjdzie mu pracować u boku
Księcia Ciemności - absolutnej gwiazdy heavy metalu - to wychodzi z tego mega melodyjna i właśnie ładna kompozycja, której tytuł posłużył za nazwę dla całego najnowszego krążka Ozzy’ego.
Twórczą normą Metalliki od dłuższego czasu jest fakt, że albumy – przynajmniej te z premierowym autorskim materiałem – ukazują się w dużych odstępach czasowych. Niby można na nie liczyć częściej, niż na przeszywającą nieboskłon kometę Haleya, ale o klęsce urodzaju raczej trudno mówić. Tym bardziej zaskakująca była niedawna wypowiedź Eltona Johna w
autorskim podcaście dla Apple Music:
Właśnie zrobiłem coś z Metallicą w czasie lockdownu. Nie robiłem nic z myślą o swoim zespole, ale zrobiłem świetne rzeczy z innymi. I tak, macie rację, nie będzie to występ na albumie
Miley Cyrus. Jeszcze nie minął rok od premiery
S&M2, a tutaj dostajemy takie gorące info. Za bardzo nie ma się jednak co dziwić: Metallica też się nie najeździła po świecie w ubiegłym roku, z wielkiej trasy organizowanej przez
Danny Wimmer Presents nic przecież nie wyszło… Spokojnie można było coś zacząć działać.
O problemach związanych z przygotowywaniem nowego materiału na odległość przy pomocy połączeń internetowych kilkakrotnie liderzy Metalliki informowali. John wyszedł więc z propozycją, którą całkiem zgrabnie można było w takich warunkach doprowadzić do końca. Sir Elton wysłał Jamesowi i Larsowi gotowe podkłady fortepianowe pod utwory z przekroju całej swojej kariery. Zadaniem Metalliki było dograć i jakoś zaaranżować własne partie instrumentów do gotowych nagrań fortepianu.
Na płycie Johna i Metalliki znajdą się nie tylko nowe wersje hitów pokroju
I'm Still Standing, czy
Candle In The Wind. Usłyszymy też kilka całkiem nieoczywistych wyborów. Tym razem James Hetfield dostanie troszkę więcej wokalnej przestrzeni niż w przypadku
Lulu; będzie to jednak wyłącznie kilka duetów. Hetfield, zapytany przez brytyjski
Metal Hammer o uchylenie rąbka tajemnicy, skomentował pytanie wymownym milczeniem.
Już wiadomo, po co Lars ostatnio wyciskał siódme poty
Charakter projektowi nadał w głównej mierze
Elton John, co od 2011 nie jest w przypadku Metalliki wcale zaskakujące. Owszem, na korzyść zespołu przemawia argument gigantycznego sukcesu komercyjnego, który… jest mimo wszystko o wiele skromniejszy od dokonań Johna na tym polu. Poza tym ciekawym doświadczeniem dla fanów Metalliki jest świadomość tego, że nasz ulubiony łysiejący Duńczyk znów, jak w przypadku
Reeda i
Lulu, odbiera demówki od sławnego Brytyjczyka i na polecenie:
Ogarnijcie to i się nauczcie, odpowiada karnym (nomen omen):
Yes, Sir! Metallica nie ma przecież problemu z tym, by zdecydować się nagrać cudze kompozycje z cudzymi tekstami.
Lulu dowodem nr 1, ale jest przecież jeszcze cała masa kowerów, które kapela popełniła w przeciągu swojej kariery. Ja tam się chłopakom nie dziwię, że przystali na propozycję Johna. Koncertów nie ma, podróżowanie do ciepłych krajów na wycieczki jest znacząco utrudnione, psychiczne dostosowanie się do tego, że masz w nieskończoność gnuśnieć w domu albo sali prób także nie jest opcją zachęcającą. Hetfield się nałowił i nastrzelał za wszystkie czasy, Ulrich odwiedził wszystkie domy aukcyjne w okolicy San Francisco po kilka razy i pewnie dokupił do kolekcji kolejnego bohomaza, którego sprzeda za parę milionów za kilka lat, Hammett wysurfował się tak, że od oceanicznej soli włosy zbielały mu jeszcze bardziej, a Trujillo nadal jest świeżakiem ze skromnym osiemnastoletnim stażem i musi się jak zawsze po prostu dostosować.
Wiadomo tyle, że album ukaże się
24 października, będzie jednopłytowy a jego długość ma nie przekraczać sześćdziesięciu minut. Tytuł i okładka (projekt autorstwa firmy
Turner Duckworth) nie są jeszcze znane.
Prima Aprilis! Uważaj, bo się pomylisz :)
Marios
Overkill.pl