W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Fanklubowa rozmowa z Jamesem Hetfieldem - (So What! październik 2020)
dodane 10.10.2020 10:00:46 przez: Marios
wyświetleń: 2680
Welcome back! Overkill wrócił, mamy nadzieję, że na trochę dłużej, niż rok! Co się działo przez ten czas w świecie Metalliki? Pierwsze i najważniejsze - Steffan Chirazi ostatniego dnia września zapowiedział serię czterech wywiadów z Metallicą. 1 października wpadł pierwszy z nich - z Jamesem. A tylko So What! dostarczał nam takich wywiadów przez ostatnie 27 lat.






tekst: Steffan Chirazi
tłumaczenie: Marios


Podzielimy to na kilka tygodni. Zaczniemy od rozmowy z Jamesem, za dwa tygodnie spotkamy się z Kirkiem, następnie z Robertem i wreszcie na zakończenie serii z Larsem. A więc przygotujcie swój ulubiony napój, usiądźcie w wygodnym fotelu i delektujcie się tymi ekskluzywnymi wywiadami.

Minęło trochę czasu od moich ostatnich rozmów z Larsem, Jamesem, Kirkiem i Robertem. Przyczynę takiego stanu rzeczy przypisać można obecnej pandemicznej sytuacji i szeregu obostrzeń z nią związanych. Ale kiedy nagrywano występ Metalliki na potrzeby Pandemica Tour dla kin plenerowych wiedziałem, że nadszedł czas aby się zebrać i porozmawiać z każdym z nich. Czas na „pogawędki”, jak pieszczotliwie nazywa się w HQ te nasze wspólne momenty. Niekoniecznie wymagałem szczegółów i niekoniecznie chciałem rzucić się na nich z ciężkimi tematami. Chciałem zrobić po prostu to, co niezmiennie robiliśmy przez lata, zarówno w formie okrągłych stołów, jak i solowych wywiadów. Włączyłem więc dyktafon i pogadałem z każdym z nich. Oczywiście pojawiło się kilka pytań dotyczących wspomnianego projektu dla kin samochodowych oraz rzeczy związanych z S&M2, ale przede wszystkim owe pogawędki służyły temu, by się spotkać, ponadrabiać zaległości i po prostu wrócić do tych fajnych momentów, czyli posiedzieć z każdym z członków zespołu i przy kominku pomówić jeden na jeden.

Kiedy przygotowywałem się do wywiadu z Jamesem Hetfieldem tydzień po nakrętkach w hrabstwie Sonoma w Kalifornii na potrzeby kin samochodowych, kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie byłem trochę zdenerwowany. James to mój przyjaciel, to ktoś, kogo znam od 36 lat, jednak minione miesiące były niezwykle trudne dla ludzkości, w tym dla Metalliki i konkretnie Jamesa. Jest wiele spraw o które trzeba zapytać, ale jest wiele z nich, o jakie pytać nie wypada. Z pewnością nie byłem zainteresowany, by nieświadomie zapuszczać się na grunt tych drugich, ale mój styl wywiadowania zawsze polegał na gawędzeniu w obrębie grupy tematów. Bez obaw: jeśli te 36 lat coś mi dało, to jest to z pewnością zaufanie i komfort.Z takim nastawieniem zaczęliśmy dyskutować na różne tematy, przede wszystkim jednak o tym, jak wygląda dziś życie Jamesa i gdzie obecnie stoi Metallica. Była to rzeczywiście znakomita pogawędka i jak zobaczycie, James Hetfield ma się dziś dobrze.





Pogadajmy trochę o życiu w erze COVID. Po pierwsze we wrześniu (2019) wziąłeś wolne i postawiłeś na odpoczynek. To była priorytetowa sprawa, ale nagle natura postanowiła zająć nam wszystkim czas na znacznie dłużej. Z tego powodu jestem zaintrygowany, naprawdę zaintrygowany tym, jak dla ciebie ułożyło się życie w erze pandemii. Co robiłeś w tym czasie? O czym rozmyślałeś?

Cóż, COVID z pewnością nie jest mile widziany. Pandemia nie jest mile widziana. Ludzie cierpią, umierają. Wielu, naprawdę wielu boryka się z niedostatkiem funduszy. Gdziekolwiek mieszkają, nie stać ich już na kupowanie. Życie zmienia się w drastyczny sposób. Nie chciałbym zabrzmieć bezuczuciowo, ale dla mnie osobiście to zwolnienie, zatrzymanie pracy, wstrzymanie całego cyrku z trasami koncertowymi, wyhamowanie z pracą zespołu, z problemami rodzinnymi… Dla mnie było ważne po prostu być. Mieć czas, żeby najzwyczajniej pożyć.

Nie goniło mnie planowanie, mogłem się zanurzyć w życiu, w normalnych życiowych warunkach, pobyć trochę wśród sąsiadów tutaj, w Kolorado. To z pewnością jedna z trudniejszych spraw w przeszłości, ponieważ przyjeżdżałem i wyjeżdżałem co kilka tygodni, nie mogąc tak naprawdę podpisać się pod żadnymi zobowiązaniami na miejscu. Nie mogłem powiedzieć: Hej, będziemy to robić raz w tygodniu. Spotkania, wspólne grillowanie, palenie cygar, czy cokolwiek. Nie miałem takich cotygodniowych rzeczy, które ludzie zazwyczaj robią. Nie mogłem tego robić. Teraz mogę. Zbudowałem wokół siebie naprawdę fajną grupę przyjaciół, prawdziwych, bezwarunkowo oddanych przyjaciół. A nie miałbym ich, gdybym nie dostał tego czasu.

Mam cię. Chodzi ci o to, że fajnie było zorganizować „społeczność Jamesa”, zamiast po prostu być w grupie pt: „James w trasie. Pracujący James”. To inny rodzaj społeczności od tej, w jakiej byłeś przez większość swojego życia, czyli w czasie tras koncertowych. O to właśnie chodzi?

Mam na myśli dom. Kiedy wracałem do domu i spędzałem w nim kilka tygodni, to Francesca, moja żona, miała zaplanowane sprawy: To nasi przyjaciele, spotkamy się z nimi i spędzimy wspólnie czas. I ja po prostu wskakiwałem w ten plan. Wtedy nawet powiedzenie „cześć” zajmowało tydzień. Nawet jak miałem się zwlec z kanapy i powiedzieć „cześć”, to też trwało to tydzień. Dostrzegam znacznie więcej odkąd jest przerwa. To przestawianie się z tras na dom było trudniejsze, niż na początku zakładałem. Wydaje mi się, że robię to dopiero od 40 lat, a dopiero teraz dostrzegam, jakie to trudne. Ale nie mam z tym problemu. Czułem się winny, że miałem tylko dwa tygodnie na siedzenie w domu i musiałem się na pstryk przestawić. Musiałem, bo inaczej wypadłbym z szyn. Więc tak, teraz jest to po prostu inny rodzaj dbania o siebie.

To tak, jakby zresetować metronom, który odpowiada za rytm twojego życia, i poszukać nowego rytmu, żeby to wszystko zadziałało.

Tak i muszę przyznać, że jestem, powiedzmy przygnębiony i popadam w chandrę. Po trasach wpadam w smutny nastrój, albo też niepokoję się zbliżającym się początkiem koncertowania.

Tak. To na pewno.

Dostrzegam to teraz wyraźniej. Przypuszczam, że ma to związek z tym, że jestem trochę bardziej wrażliwy, niż chcę to przyznać.

To właściwie jedno z największych błędnych przekonań do każdego, kto występuje w tej grze zwanej rynkiem muzycznym, a w twoim obszarze to już w ogóle, ponieważ jesteś frontmanem. Wszyscy zakładają, że chodzisz dumnie z wypiętą klatą, ale zwykle w twoim położeniu występuje duża presja i niepewność. Myślę, że zawsze jest to dla ludzi zaskoczeniem. To znaczy, możesz mi to powiedzieć i ja o tym wiem, ale myślę, że ludzie nadal będą zdumieni. Chodzi mi o to, że wygląda na to, że też jesteś człowiekiem.

(szeptem) Tak, przepraszam, że przebiłem twoją bańkę z przekonaniami, ale tak – nie jestem jednym z Avengersów, ani kimkolwiek tego typu. Nie mam supermocy.

Jest jeszcze jeden punkt do zbadania i tu wchodzimy jakby na drugi ważny temat, którym jest muzyka. To było twoje życie. Muzyka to nieodłączna część twojego życia. Kiedy spotykacie się ponownie, by móc znów robić wspólne rzeczy (takie jak Pandemica), czy akceptujesz muzykę jako fundament własnej ekspresji? Czy jest ona częścią ciebie, jako człowieka? Czy ta „chemia” muzyki jest częścią całości ciebie? A może było trochę coś w stylu: Kurczę, trochę się boję do nich wracać teraz, gdy jestem w tak wygodnym miejscu?

To dobre pytanie. Doświadczyłem obu tych sytuacji. Tutaj, w Kolorado, jestem od miesięcy, wiesz, w tym moim małym kokonie. Buduję tu grono znajomych i kumpli. Robimy te wszystkie rzeczy, które uwielbiamy robić na powietrzu… Bo wiesz, tutaj było dużo mniej obostrzeń pandemicznych, niż w większych miastach i jestem za to naprawdę wdzięczny. A potem robiliśmy nasze zespołowe spotkania na Zoom i Lars opowiada, że jest w swoim domu w San Francisco i że nie wyjeżdża, nie wychodzi. Dostaje wszystko pod drzwi, a w sklepie nie był od czterech czy pięciu miesięcy. Takie coś mnie zaskakuje. Jestem u siebie naprawdę szczęśliwy. Mam pod ręką czterech czy pięciu kumpli, którzy mogą wpaść, pogrillować, postrzelać, biwakować, wędkować, cokolwiek… Sklepy spożywcze są… Sama normalność. Jestem za ten stan rzeczy bardzo wdzięczny.

A wracając do pracy, to gram, bez przerwy coś piszę, próbuję wyhamować i nakłaniam pozostałych do zaprezentowania rzeczy, które chcieliby zagrać w Metallice. Powrót do chłopaków był pełen niepokoju. Naprawdę tak było, wsiadanie do samolotu, podróżowanie. A potem cała ta akcja, którą musieliśmy zrobić, żeby każda z osób pracująca przy koncercie czuła się komfortowo z tym całym COVIDEM, testami, itd. A więc były podwójne maski, przyłbice, te szmaty przeciwdeszczowe, kombinezony ochronne, wiesz… Trzeba się było zmierzyć z tymi palącymi sprawami i podjęto wszelakie dostępne środki ostrożności. Niektórzy ludzie czują się trochę bardziej przestraszeni tą sytuacją i czują się bezpieczniej przy tym poziomie ochrony. Uważam, że wykonaliśmy świetną robotę w tym temacie. Ale sam powrót i granie były sprawami przerażającymi. Wychodzisz po prawie roku i mówisz: Łał, nie mogę grać tak szybko jak kiedyś, nie mogę tego, nie mogę tamtego… Było tak samo, jak działo się u nas przez lata, kiedy mamy koszmary przed powrotem na trasę, ale gdy tylko zagramy, wszystko jest w porządku. To wszystko przez pokręcony, twórczy umysł, który jest zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem.





Tak, bardzo dobrze powiedziane. Wiem, że znów przemawia do ciebie koncepcja siły wyższej, natchnienia, szczególnie w tym momencie. Muszę zapytać, czy uważasz, że twoje pisanie i muzyka to jakaś siła wyższa, która szepcze ci: Hej, jestem tutaj, nie możesz mi odmówić…? Czy takie uczucie prowadzi cię w tych momentach, a może boisz powrotu do czegoś po praz pierwszy od długiego czasu? Jest w tych moich rozważaniach ziarno prawdy?

Tak, powiedziałbym, że to dobre spostrzeżenie. Dla mnie… Ja jestem tylko naczyniem. Pisanie i muzyka to mój cel. Właśnie te zdolności otrzymałem od swojej siły wyższej i muszę to wykorzystać w służbie moim braciom i siostrom. Jeśli tego nie zrobię popadnę w przygnębienie. Mam wtedy poczucie bezużyteczności, albo wiesz, no nie mam nic, co jest oczywiście nieprawdą, ale taka jest natura człowieka, który pragnie celu, szczególnie dla ludzi takich jak ja – którzy tworzą. Jesteśmy swego rodzaju materialną stroną tej działalności, przy której tworzy się tendencja zadowalania nas na chwilę. Z pewnością [tworzenie] to nie jest ten wypatrzony cel. To tylko część usług, które proponuję. Pisanie, tworzenie, a nawet praca na rzecz ekipy, która nam pomaga. Kiedy my nie pracujemy, oni walczą ze wszystkim. Zwykle było tak, że kiedy my nie pracowaliśmy, to oni mogli popracować chwilę dla kogoś innego, ale teraz nikt nie jest w stanie pracować i wszyscy oni mają problemy. Tak więc każda taka namiastka działania, wyjazd, był bardzo mile widziany i załoga była bardzo wdzięczna.

Tak, ja też to odczułem. Chodzi mi o to, że w zespole było ciszej i przez ten czas bardziej skupiałem się na partnerskich organizacjach charytatywnych, które działają przy All Within My Hands, co było naprawdę dobrym przedsięwzięciem, by zwrócić trochę więcej uwagi na tych wspaniałych ludzi i na niektóre podróże, jakie odbyli, co było naprawdę niesamowite. Każdy ma własną historię do opowiedzenia i tylko od nas zależy, czy będziemy słuchać. A potem to całe wydarzenie związane z Pandemicą… Byłem tego częścią kilka dni i poczułem, jakby na chwilę wszystko stało się trochę lepsze. W pewnym sensie nagrywki dla kina były rodzajem normalności. Był to znak, że wszystko jest w porządku, może to wszystko wyglądało na zamieszanie, ale na końcu dostrzegliśmy to światełko. Rozumieliśmy, że wszyscy idziemy naprzód.

Tak, jest wiele do omówienia. Uwielbiam to, co powiedziałeś o tym, że każdy ma swoją historię i tylko od innych zależy, czy chcą posłuchać i się czegoś nauczyć, czy się z tym identyfikują. Jest mnóstwo trudności i zmagań. Nie zostałem sam w swoim uporaniu się z psychiką. Jestem niezmiernie szczęśliwy z faktu, że jestem tu gdzie jestem jeśli chodzi o komfort, ale to nie ma nic wspólnego z moją kondycją psychiczną, wiesz? Nie jestem w stanie oglądać wiadomości. Tak mnie to złości i smuci, kiedy widzę co się dzieje, a ludzie wykorzystują pewne tematy… Ja nie mogę! To jest takie frustrujące! A potem zdaję sobie sprawę z tego, że to wszystko jest poza moją kontrolą. To się naprawdę dzieje i jedyną sprawą, jaką kontroluję jest to, czy się do takiej sytuacji przyczyniam, czy nie.

To wspaniałe spostrzeżenie. Myślę, że wielu ludzi odczuje ulgę z faktu, że nadal czujesz się w służbie, by mówić przy pomocy muzyki. Uważam, że dla wielu ludzi jest to bardzo pomocna rzecz.

Tak, nie mam absolutnie wątpliwości, że będę to kontynuował aż do ostatniego tchu. Zamykając się na powrót w garażu, odpaliłem spawarkę i porobiłem kilka rzeczy. Potem zrobiłem te stoliki i pomyślałem: Jak mógłbym pomóc? I byłem pod wrażeniem reakcji ludzi i sposobu, w jaki zostało to zorganizowane, gdzie była loteria, a nie zwykła aukcja, którą wygrywa ktoś, kto zapłaci najwięcej. Kupiłeś los i każdy kto to zrobił, miał szansę. To było bardzo fajne i przyniosło rezultat w postaci zebranej kwoty na rzecz All Withim My Hands. W szczególności chciałem, żeby te pieniądze trafiły do szkół zawodowych, do ludzi, którzy zajmują się spawaniem, itd. Wygłupiałem się w garażu i próbowałem samemu wymyślić różne rzeczy dla innych, dzięki którym będę w stanie pomóc. To naprawdę coś dobrego.

Mój drogi przyjacielu, nie mogę pozwolić na to, abyś w tym momencie używał stwierdzenia „wygłupianie się w garażu”. Myślę, że od dawna znasz właściwości i możliwości spawarki TIG i jesteś w tym całkiem dobry. Zmienię teraz trochę temat. Muszę o to zapytać, biorąc pod uwagę fakt, że ostatni zestaw tekstów, jaki napisałeś na album w 2016 roku, zaczynał się od utworu Hardwired. Czy możemy trochę pogadać o tym, co mógłbyś napisać na przyszłe płyty?

(szeptem) Nie jestem prorokiem, nie jestem też wróżbitą ani kimkolwiek innym z tych światów. Nie mam styku z czarownikami. Tak właśnie czułem i to napisałem. A jeśli chodzi o teksty na następny album, to kto wie, stary. Zdecydowanie muszę napisać coś bardziej radosnego, bardziej pozytywnego i mam nadzieję, że tak się stanie.

Super. Wróćmy na chwilę na parking i samą imprezę pod nazwą Pandemica. Czy możesz trochę opowiedzieć o występie? Czy myślisz, że z perspektywy czasu był to dla ciebie najbezpieczniejszy sposób ponownego wdrożenia się w koncert? Wiesz, biorąc pod uwagę, że nie było tam publiczności. W pewnym momencie zastanawiałem się, że skoro nie ma tłumów, to jak wy tam zareagujecie na to.

Po pierwsze było to bardzo dziwne, że zagraliśmy pierwszy raz od roku. Już samo to było dziwaczne. A będąc na powietrzu, grając na piachu w otoczeniu winnic… Nie przypuszczałbym, że coś takiego znajdzie się na naszej liście rzeczy do zrobienia. Plus do tego tylko kilka lamp i zachód słońca w tle… Muszę powiedzieć, że było pięknie. Ale było to naprawdę, naprawdę trudne. To było… Więcej tam było próby, a mniej występu. Takie mam odczucia. Atmosfera wydawała się luźna. Graliśmy bardzo blisko siebie, a większość scen, na których ostatnio graliśmy była masywna, szeroka na 25, 30 metrów, itd. Było miło, ciasno, na miejscu tylko ekipa, więc wyglądało to jak próba. Byłem trochę zaniepokojony: Co mam mówić między numerami? Czy mam gadać do ludzi w kinach? Co mam robić? Dobra, po prostu to zróbmy. Jest jak jest. Nie ukrywamy przecież tego, że jest coś takiego jak COVID, nie ma przecież koncertów. Więc zająłem się tym tematem, powiedziałem, jak bardzo tęskniłem za graniem, jak bardzo brakowało mi naszego wspólnego grania.

Jedna rzecz, która wyszła z tego koncertu jest taka, że zobaczyłem jak bardzo polegam na publiczności, jeśli idzie o wsparcie, energię, miłość i o to wszystko. Po zagraniu pięciu, czy sześciu utworów byłem dość wyczerpany. Zwykle podłączam się pod energię publiki i oni mnie prowadzą.





A to ciekawe. Taka bateria (Battery) że tak to ujmę. To cała masa energii, o której mówiliśmy wcześniej. To interesujące, bo jak was oglądałem, to wydawało mi się, że właśnie gdzieś po trzech lub czterech numerach poczuliście się wygodniej i weszliście na właściwe obroty, gdzie wyczuwało się tę naturalną chemię. Czy uważasz, że po tym ponownym fizycznym spotkaniu – pomijając oczywiście te wszystkie obostrzenia i lekkie zdenerwowanie związane z COVIDEM – że to spotkanie uwolni trochę tej presji od wszystkiego, co zamierzacie robić w przyszłości?

Cóż, to bardziej przypomina mi stwierdzenie typu: Nie wiesz co będzie, dopóki się to nie wydarzy. Dobra, było coś takiego, że: Rany, jestem zmęczony koncertowaniem, ale teraz naprawdę chcę wyjść i zagrać kilka koncertów. Nie chodzi mi o tournée z tym całym szaleństwem, ale oglądanie znajomych twarzy, rodziny, próby, proces twórczy, samo przebywanie w HQ, po prostu spotkanie każdego, kto tam pracuje. Boże, jak ja bardzo za tym tęskniłem. I tak, jest to mój wybór, żeby żyć z dala od tego zamieszania… Boże, zawsze szczyciłem się, czy tam miałem to romantyczne wyobrażenie siebie, jako tego samotnego wilka. Taki właśnie jestem i taki chcę być. Ale tęsknię za ludźmi. I chociaż mówię, że nie, to tęsknię.


Przypatrzmy się teraz koncertom S&M2. Cieszysz, się, że to zrobiłeś, jestem tego pewien. Czy tak?

Och, zdecydowanie. Tak, cieszę się, że to zrobiliśmy. To było duże przedsięwzięcie, a biorąc pod uwagę to, ile ludzi zatrudniliśmy na te dwa koncerty, to było po prostu niewiarygodne. Nasza ekipa urosła jakoś do 120 osób? I cała załoga, wszyscy oni w nowym miejscu. Fajnie, że mogliśmy wziąć w tym udział i stworzyć coś podobnego, a jakże innego od pierwszych koncertów S&M. Tym razem czuliśmy się o wiele bardziej komfortowo. Wysłuchano naszych sugestii o wiele bardziej i mogliśmy wnieść w to swój wkład. Mogę powiedzieć, że byliśmy mniej przestraszeni, bo [20 lat temu] był to dla nas nowy świat i droga, na której nie bardzo chcieliśmy stawać. Tym razem z premedytacją chcieliśmy wejść na tę ścieżkę i stworzyć nową historię. Parę rzeczy tego dowodem: solo na kontrabasie, kilka utworów, których wcześniej nie graliśmy, skowerowanie innego kompozytora, zaśpiewanie utworu tylko z orkiestrą. Takich rzeczy nigdy byśmy nie zrobili za pierwszym razem, bo byliśmy tym po prostu zbyt przerażeni.

Jak wiesz, w mojej naturze leży analizowanie rzeczy i występów, zwłaszcza gdy w powietrzu czuć dużo emocji. Czułem, że było kilka momentów, szczególnie z twojej strony, gdzie wydawało się, że inwestujesz w nie trochę więcej energii w taki sposób, jakiego wcześniej nie widziałem. Pomyślałem, że w All Within My Hands była wyjątkowa elektryczność, no i The Outlaw Torn. Przy tych dwóch numerach uderzyło mnie coś w stylu: Łał, to naprawdę nowy poziom i związek z tymi tekstami. Czy to sprawiedliwa ocena? Czy któryś z tych występów przyniósł ci jakieś nowy związek z warstwą tekstową?

Wiesz, każdy rozdział w życiu to często inne, głębsze, czy nowe znaczenia. Zwykle jest to głębsze, jak w przypadku All Within My Hands, i jest to, jak na ironię, a powiedziałeś to – było po prostu bardziej elektrycznie, mimo, że zagrane akustycznie. Uwielbiam grać ten numer. Coś w nim jest. Złapałem za utwór z St. Anger i zrobiliśmy z nią coś kompletnie przeciwnego. Ale ten sposób jest potężniejszy. Uwielbiam ten utwór i wiecie, musimy go znów zagrać u Howarda Sterna. Ta wersja z jakiegoś powodu przychodzi nam bez wysiłku. Takie proste, a tak głębokie. Kocham to. The Outlaw Torn jest oczywiście cholernie rozciągniętym, ciężkim, wspaniałym utworem, który opowiada o czekaniu na życie. I wiesz, wychodzą z tego całkiem inne sposoby, niż to czego oczekujesz, ale na koniec dnia taki dostałeś efekt, więc wykorzystaj go jak najlepiej. Właśnie przez coś takiego teraz przechodzimy. Bardzo dziwny czas i oczywiście jest wiele strachu i widać to na niektórych materiałach przedstawiających ludzi, którzy wpadają w szał, wiesz? Istnieje mnóstwo obaw, ludzie nie czują się bezpiecznie. Nie dostają tego, czego potrzebują. Zostali zamknięci, a zdrowie psychiczne jest tym głównym, poważnym problemem.

Zgoda! Wróćmy na ścieżkę S&M2. Masz dobre wspomnienia. Czy to przedsięwzięcie ci się podobało?

Tak. Wiesz, po wszystkim może nie byłem w najlepszej kondycji fizycznej i psychicznej w moim życiu, ale nie miałem pojęcia, że byłem w aż tak złym stanie. Żyjąc w prawdziwym świecie, żyłem też alternatywnym światem uzależnienia. Wychodziłem z niego, wracałem i oszukiwałem. Okłamywałem siebie i wszystkich dookoła. Kiedy teraz na to patrzę, to mam tendencję do myślenia: Stary, żyjesz w świecie bólu. Ale faktem jest, że [S&M2] zrobiliśmy i jest już w pudełku z napisem „historia”. Cieszę się, że to zrobiliśmy.

Dobra, porozmawiajmy chwilę o Gregu Fidelmanie. Wydaje mi się, a coraz częściej zauważam tę zależność, szczególnie w erze COVIDU, wiesz, znaczenie Grega w tym wszystkim, co robicie. Wydaje mi się, że jego rola zwiększyła się na tyle, że jest niemal piątym członkiem zespołu. Dobrze myślę?

Powiedziałbym, że on… Teraz jak to powiedziałeś, to trochę przerażające, wiesz? Bob Rock był piątym w naszej paczce… Greg jest nam bardzo, bardzo pomocny. Jest dobry w tym, co robi. Nadal pracuje dla innych, robi wiele różnych rzeczy, ale dobrze nas zna. My też go dobrze znamy. Zna nasze brzmienie, wiemy, co od niego dostaniemy i będziemy mu ufać. Możemy mu zaufać, a jeśli tym charakteryzuje się piąty członek Metalliki, to w porządku.

Tak, kumam i mogę odpuścić używanie stwierdzenia „piąty członek kapeli”, czy cokolwiek, co jest potrzebne w tym równaniu.

Nie, Greg jest niezbędny. Jeśli potrzebujemy czegoś związanego z dźwiękiem, Greg jest na miejscu. Jest niezawodny i doskonały w tym co robi. Więc wiesz, [potrzebujemy go] do miksowania stuosobowej orkiestry z heavy metalowym zespołem i złożenie z tego wielowarstwowego utworu, albo do złożenia w całość nagrań z Zooma. Jest na miejscu, chętnie się uczy i jest w tym dobry. Jesteśmy wdzięczni za to, że go mamy.





Dobrze. Czas na jakieś podsumowanie. Wydaje mi się, że wszystkie podróże, które uskutecznialiście przez kilka ostatnich lat, a kilka ich było, czy teraźniejsza jest jak dotąd najpewniejsza? Czy czujesz się komfortowo z tym, że idziecie do przodu o wiele bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej?

Cóż, jeśli chodzi o moje życie, wspólne życie i rozwój w zespole, powiem, że tak. Im jesteśmy starsi, tym więcej się uczymy. Dowiaduję się o sobie czegoś więcej, czego nie wiedziałem. Przede wszystkim dowiaduję się tego, jak bardzo zwykłym człowiekiem jestem, uczę się z tym żyć. I tak, gram w dużym, popularnym zespole, ale każdy z nas ma w życiu swoją sławę. Popatrz na wszystko wokół siebie. My jesteśmy na dużo wyższym poziomie [tej sławy] i dużo bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że nie dbałem o siebie zbyt dobrze. Wiesz, dorastałem w rodzinie, gdzie nie mogłem zadbać o siebie, jeśli chodzi o medycynę, nie dbało się o nic więcej poza jedzeniem i braniem prysznica. Pytasz o to, czego potrzebują ludzie, zastanawiasz się, czy możesz jakoś pomóc na różne sposoby. Chodzi mi oto, że teraz możemy uzyskać to superszybko i na supergłębokim poziomie, ale tak – teraz mam o wiele więcej wiedzy o sobie samym i o moich relacjach ze światem.

To warte podkreślenia – czujesz swoich braci w tym sensie, że zawsze będziesz się z nimi łączył? Niezależnie od tego, ile czasu spędzicie z dala od siebie, to kiedy się spotykacie, jest po temu jakiś powód, prawda?

Tak. Tak bym powiedział. Jesteśmy braćmi w tej życiowej podróży, a Metallica dzieje się dzięki temu, że się spotykamy. Będziemy nadal w kontakcie, będziemy pisać nową muzykę. Dla mnie zespół to dwie strony medalu: jesteś w trasie, albo komponujesz. W tej chwili nie możemy być w trasie, więc piszemy. To łatwy wybór przy takim rozwidleniu dróg. Tworzymy. Ja piszę, oni piszą. W pewnym momencie się spotkamy. Wiem, że Greg się bawił z Zoomem przy Blackened – he, he. Zrobiliśmy też ten numer na nadchodzący film Disneya, też przez Zoom i było bardzo fajnie. Ale znowu, czy będzie to Napster, czy cokolwiek innego, to nadal jest Internet. A ludzie znów zaczynają się tym przejmować – wiesz, COVID, żadnych koncertów. W porządku. Dostosowujemy się do wymogów. Ważne jest, by służyć swoją muzyką, więc robimy co w naszej mocy i uelastyczniamy się.

Z pewnością było to zawsze jednym z głównych założeń Metalliki, ale chodzi też o to, by zadowolić was, i musi to być coś ważnego również dla waszej czwórki, prawda?

Zdecydowanie tak! To z pewnością jak oddychanie. Fakt, że jesteśmy w stanie robić to razem i dzięki temu windować poziom, jest częścią tego działania. I coraz częściej zdaję sobie sprawę z tego, że to dar. To prezent, który dostaliśmy i musimy się o niego zatroszczyć.



Pandemica Tour 2020 (10 sierpnia 2020 roku)



Koniec.



Marios PS: W komentarzu pozwoliłem sobie zamieścić pewną kwestię natury technicznej. Bardzo proszę o przeczytanie i ewentualne zainteresowanie.







Marios
Overkill.pl



Waszym zdaniem
komentarzy: 1
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Marios
10.10.2020 10:34:31
O  IP: 0.0.0.77
Jak powiedzieli kiedyś mądrzy ludzie, życie to sztuka wyboru. Nasza strona przez chwilę nie działała, mimo wszystko podjąłem decyzję, że nadal będę tłumaczył i wrzucał kolejne artykuły. Głównym impulsem był oczywiście wywiad z Jamesem, który w ubiegłym tygodniu pojawił się na łamach So What! – m.in. rozmowa z Hetfieldem wylądowała na blogowym erzacu - https://metoverkillica-pl.blogspot.com

Począwszy od 2 października, wszystkie dotychczasowe wpisy na owym blogu uskuteczniałem przy pomocy telefonu. Po pierwsze dlatego, że overkill nie dawał znaku życia, a po drugie po 7 latach (5 października) posłuszeństwa odmówił monitor od stacjonarnego kompa, na którym przygotowywałem wszystkie tłumaczenia i wrzucałem wszystkie niusy, obrabiałem do nich fotki etc. Od tamtej pory jako-tako radzę sobie przy pomocy telefonu. O ile zamieszanie wpisów telefonem na w/w blogu nie jest sprawą problematyczną, o tyle obrabianie niusa w html i próba wrzucania go na overkill.pl jest dla mnie teraz sprawą niewykonalną. Szybki komentarz owszem, cały dopracowany nius – odpadam.

Potrzebuję do tej zabawy nowego monitora. Upatrzyłem sobie dwa modele i któryś (pewnie ten tańszy) wybiorę. Droższy kosztuje 777 zł, tańszy 500. Dla kogoś to dużo, dla kogoś mało, ja jestem w tej pierwszej grupie. I sztuka wyboru nie kończy się niestety na wyborze modelu. Daję sobie dwa miesiące na odłożenie wymaganej kwoty, a niusy na razie będę wrzucał na blogspot. Wieczorem postaram się tam zamieścić pogawędkę, której bohaterem jest Donny "Dirty" Gillies, czyli koleś od drugiego dedykowanego plakatu, który można było kupić w czwartek 8 października.

Jak w takim razie wrzuciłem tutaj rozmowę z Hetfieldem ktoś zapyta. Ano siedzę z samego rana w bibliotece i wrzucam na szybko. Bibliotekarki jednak zapewniły mnie, że dziś ostatni raz ktokolwiek korzysta z pracowni komputerowej i od poniedziałku pełna żółta strefa, itd., itp. Wrócę więc do bloga i telefonu. Tłumaczenie wywiadu z Kirkiem dla So What!, który pojawi się w przyszłym tygodniu zamieszczę więc na blogspocie.

Gdyby się jednak okazało, że zależy Wam na czytaniu moich tłumaczeń na Overkillu, a nie blogspocie przez najbliższe dwa miesiące, to oczywiście – każdy z Was, któremu wrzucane przeze mnie niusy i tłumaczenia nie są obojętne, może wpłacić kilka złotych donejta / darowizny – jak zwał, tak zwał.

Nr konta: 38 1090 2112 0000 0005 5201 2784



Cel donejtów: Monitor LG 23,8" 24MP59G – 500 zł lub Monitor LG 27" 27MK430H-B – 777 zł.

Jedno się nie zmienia: dziś wieczorem na blogu ląduje wywiad z Donnym Gilliesem od plakatu, bo rozmowa z gościem, który od 20 lat żyje w świecie Metalliki musi i jest ciekawostką sporego kalibru.

Pozdrawiam: Marios.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak