W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Gdzie jest pacjent nr 9?Rob Trujillo na najnowszym albumie Ozzy’ego Osbourne’a
dodane 05.11.2022 21:12:26 przez: Marios
wyświetleń: 4003
W lutym 2020 premierę miał album Oridinary Man, a już w grudniu tego samego roku producent i gitarzysta trzymający pieczę nad twórczością Ozzy’ego – Andrew Watt – dzielił się ze światem szczegółami kolejnego studyjnego krążka Księcia Ciemności: Jest w to zaangażowanych wiele osób – mówił wówczas Watt w magazynie Guitar World. Zacząłem nagrywać kilka podstawowych kompozycji z Chadem Smithem i Robertem Trujillo. Jest tam kilka numerów, które trwają około ośmiu, czy dziewięciu minut i są naprawdę szalonymi podróżami. Jestem tym naprawdę podekscytowany. Jak się okazało, producent nie rzucał słów na wiatr, a ciekawostką jest fakt, że Robert Trujillo nie pełnił w studiu wyłącznie roli basisty.







Zanim w początkach XXI wieku słynne przesłuchania katapultowały Roba Trujillo na pokład Metalliki, basista u boku Mike’a Bordina zdążył wspomóc Ozzy’ego przy nagrywkach płyty Down to Earth, a także Jerry’ego Cantrella na krążku Degradation Trip, również u boku swego kumpla – Mike’a. Zażyłość obu panów była wówczas tak mocna, że perkusista trzy lata później został ojcem chrzestnym Tye’a. Robert w ogóle jest muzykiem, który co i rusz poszerza paletę pobocznych projektów. W domu Trujillów twórcza fala wciąż i wciąż nie daje o sobie zapomnieć. Pamiętajmy, kto ten dom tworzy: żona Chloe i córka Lullah to istne twórcze Eldorado. Dom Trujillów to jakiś rodzaj obozu artystycznego, na którym jest jedna, twarda zasada: ciągłe tworzenie. Dodajcie do tego udział w charakterze doradczym na pierwszym albumie kapeli syna – Ottto, dodajcie rolę basisty oraz executive producer niedawnego materiału od Infectious Grooves, dołóżcie komponowanie numerów na najnowszy album swojego starego znajomego, Ozzy’ego, a uzyskacie obraz naprawdę aktywnego muzyka, który w 2022 roku nie chciał zostać w tyle za Kirkiem Hammettem. Tak, kochani – pół Metalliki wydało w mijającym właśnie roku nową muzykę. O udziale na nowym albumie Ozzy’ego, Rob napomknął ledwie Steffanowi Chiraziemu w trakcie sierpniowej pogawędki: Ponowna współpraca z Ozzym to dla mnie wspaniałe uczucie, szczególnie teraz, kiedy zbliżam się do sześćdziesiątki, czy jak tam na to spojrzeć. Ale po prostu to kocham. Kocham metal, uwielbiam grać funky na basie. Po prostu kocham to wszystko, wiesz? To sprawia, że czuję się dobrze!

Nie natknąłem się w przestrzeni internetowej na ani jedno zdjęcie Roberta, dokumentujące studyjną dłubaninę nad albumem Patient numer 9. Ani na Instagramie Ozzy’ego, ani na swoim prywatnym profilu… Nie ma nic. Robert w momencie promowania albumu Ozzy'ego milczy jak grób. No, chyba, że ktoś go o ten temat przyciśnie. A chyba nie ma obecnie w świecie Metalliki nikogo innego, poza Steffanem Chirazim, który z premedytacją ciągnie za język, by uzyskać choć trochę szczególików. Fragment sierpniowego wywiadu:

Porozmawiajmy trochę o Ozzym i całej tej sprawie. Niektórzy z naszych czytelników może nie będą tego wiedzieć, ale ten związek trwa dziesiątki lat (Robert grał w zespole Ozzy’ego w latach 1996-2003), a jego intensywność jest tak wielka, jak się o niej powszechnie mówi, co nie?

Tak, tak. Zdecydowanie.

Mnóstwo tam zaufania, prawda?

Dla mnie w Ozzym najważniejszy jest Ozzy; po prostu jako jednostka. Dorastałem, grając jego muzykę na imprezach podwórkowych. Miałem wtedy 16 lat. Graliśmy numery Sabbathów, graliśmy też jego solowe utwory, jak "Crazy Train", i takie tam. Były one sporą częścią naszego repertuaru. Kiedy więc dołączyłem do kapeli Ozzy’ego, to było spełnienie moich marzeń. Miałem jeszcze jedno takie marzenie – komponowanie z nim. Miałem małą okazję przy Down to Earth, a potem ruszyłem dalej, dołączając do Metalliki; zawsze miałem do Ozzy’ego pełen szacunek i zawsze byłem mu wdzięczny. Zawsze staram się doceniać przeszłość i myśleć o ludziach, którzy pomogli mi w rozwoju kariery: czy to Mike Muir, Rocky George, czy nawet Jerry Cantrell. Uczyłem się od wszystkich, dorastałem przy nich i wierzę, że pomogli mi się dostać do Metalliki. Jestem im za to wdzięczny i zawsze będę chciał pomóc ludziom, którzy pomogli mnie, jeśli tylko będę mógł.

To zaszczyt być jego przyjacielem, a taka wieź jest odpowiednia do wspólnego komponowania. Tak, możliwość współkomponowania dla kogoś, kto jest tak ważną postacią mojej muzycznej drogi, była całkiem zabawnym doświadczeniem. Jednego dnia zagraliśmy "War Pigs". Wiesz, ci inni goście, co pomagali nagrywać ten album, nie grali z nim takich utworów, więc byłem tam weteranem!






Kolejnymi źródłami informacji w temacie nagrywania nowej płyty wydają się być wywiady z samym Księciem Ciemności, z których należy sobie samemu uporządkować kalendarium, albo… po prostu książeczka płyty Patient numer 9. Fakt pozostaje faktem – po 21 latach Robert Trujillo znów studyjnie potowarzyszył Osbourne’owi. Co takiego wydarzyło się w przeciągu ostatnich trzech lat, że Przeciętny człowiek (Ordinary Man) zmienił się w Pacjenta nr 9? – szaleńca, który uciekł ze szpitala psychiatrycznego? Całkiem zgrabnie owo kalendarium wydarzeń przedstawione zostało w listopadowym, rodzimym wydaniu magazynu Metal Hammer. Nie będę się więc silił na wymyślanie koła na nowo i przytoczę ów rozwój wypadków. A właśnie – wypadki. Pamiętacie pewnie obawy Ozzy’ego, związane z wybuchem zarazy: Jeśli się tym zarażę, będę miał przejebane… No, a potem już poszło:

Operacja szyi, gronkowiec, covid, diagnoza choroby Parkinsona… To tylko niektóre z nieprzyjemności, jakie w ostatnim czasie dopadły Osbourne’a. Po takich przejściach nietrudno zwariować i chyba większość z nas zdążyła popaść już w zwątpienie, co do świetlanej przyszłości Ozzy’ego. Ten jednak, po raz kolejny postanowił nas zaskoczyć. Pomogło mu przy tym zacne grono przyjaciół, takich jak pojawiający się w dwóch utworach Tony Iommi, Jeff Beck, Eric Clapton, Zakk Wylde, nieżyjący już Taylor Hawkins, Robert Trujillo, czy goszczący już na Ordinary Man Duff McKagan. Jest też w tym składzie drugi pałker – Chad Smith… a to tylko niektórzy z długiej listy gości!

Nowy Ozzy zachwyca i… przeraża. Niektórzy sugerują, że najnowszy album mógłby być jego testamentem i trudno się z nimi nie zgodzić. Chociaż sam album jest bardzo żywotny, to już sam klimat szpitala przyprawia o dreszcze. Silniejsze, jeżeli płyta miałaby być pożegnaniem, którego uroczysty charakter podnoszą tak znamienite osobistości. Czy Ozzy szykuje dla nas coś jeszcze? Tego nikt nie wie. Otwierający, tytułowy utwór Patient Number 9, na którym słyszymy Jeffa Becka, czy Roba Trujillo, od razu stał się przebojem. Teledysk do niego jest częściowo kreskówkowy, tak jak i do One Of Those Days, co świetnie pasuje do postaci Ozzy’ego. W specjalnym winylowym wydaniu albumu możemy znaleźć bonus w postaci komiksu autorstwa Todda Ferlane’a poświęcony Pacjentowi Numer 9. Obok utworu Degradation Rules na pewno obojętnie nie przejdą fani Black Sabbath. Przyznam, że słucha się go z pewną dozą nostalgii, a wywołanie jej zostało prawdopodobnie świadomie zaplanowane wcześniej przez Osbourne’a i Iommiego, chociażby przez dodanie charakterystycznej, ale nie przesadzonej harmonijki. Powrotem do przeszłości również okazuje się być kolejny utwór stworzony ze współpracy z Iommim – No Escape From Now (pamiętacie Planet Caravan?). Cały album stanowi jakby przekrój przez solową twórczość Ozzy’ego, świetnie połączoną z dokonaniami Sabbathów. Można też uznać go momentami za mroczniejszą i cięższą kontynuację Ordinary Man (co wcale nie musi być przestrzeloną opinią – wszak płytę zamyka Darkside Blues – kompozycja, która zamykała już na poprzedni krążek w wydaniu japońskim – przyp. Marios).





Niezaprzeczalnie mocnym punktem nowej płyty jest utwór nagrany wespół z Claptonem pt. One Of Those Days, do którego tekst świetnie wpasowuje się w klimat albumu, a dźwięków gitary słucha się z ciarami na plecach. Chciałoby się, by rozbrzmiewały jeszcze przez chwilę dłużej. Ozzy sam zresztą przyznał ostatnio, że ceni Claptona za nierozwlekanie solówek na siłę i skupianie się na mocy każdego dźwięku z osobna. Ten utwór dowodzi tego, że Osbourne rzeczywiście wycisnął z Claptona dokładnie to, na czym mu zależało. Kolejną ciekawą współpracą okazała się być ta z grunge’owcem, Mike’em McCreadym z Pearl Jam w utworze Immortal, w którym to Ozzy wczuł się w rolę wampira. Wsłuchując się w teksty do Mr. Darkness, Evil Shuffle, czy chociażby ww Immortal można poczuć, że słuchamy świata przedstawionego z perspektywy osoby samotnej, udręczonej i być może izolowanej, dlatego klimat szpitala psychiatrycznego jako motywu przewodniego tej płyty jest strzałem w dziesiątkę. Patient Number 9 z pewnością może stać się wydawnictwem kultowym. To trzynasty album w karierze Ozzy’ego, chociaż on sam jest przesądny i ma fobię na punkcie tego numeru. Tymczasem sprzedaż winduje album na sam szczyt list od Anglii po samą Australię.




...



W przypadku Down To Earth z 2001 roku Robert Trujillo pełnił obowiązki basisty we wszystkich jedenastu utworach oraz jest współkompozytorem trzech z nich: That I Never Had, Junkie oraz Can You Hear Them?. Na Patient Number 9 Rob szarpie basowe struny w sześciu numerach: tytułowy otwieracz Patient Number 9, Parasite, Mr. Darkness (gdzie ścieżki basu podzielili na siebie Trujillo i Watt), Evil Shuffle, Degradation Rules oraz Dead And Gone. Mało tego – Roberto jest współkompozytorem wszystkich tych utworów. Trudno się temu w sumie dziwić, skoro jeszcze w 2020 roku Andy Watt zamknął się w studiu z sekcją rytmiczną (Robert – bas, Chad Smith – gary) i nagrali kilka podstawowych kompozycji – jak wspominał jeszcze w grudniu 2020 na łamach Guitar World pan producent.

Na koniec recenzja z listopadowego numeru Metal Hammer, którą skrobnął Michał Chalota. Album oceniony na 5:

Ogromnie cieszy fakt, że w dzisiejszych czasach technologia pracy nad studyjnymi albumami niejako przedłuża żywot muzyczny naszych ulubionych artystów i oni, mimo ponad pięćdziesięcioletniego stażu mogą wciąż lśnić pełnią blasku. A mówimy tutaj przecież o niekwestionowanym królu heavy metalu, którego głos, mimo przecież nie tylko upływu lat, a również nie najlepszej kondycji fizycznej w ostatnich latach, wciąż powiewa tym charakterystycznym, ekscytującym mrokiem, jakby docierał do nas z zaświatów, a jednocześnie jest lekki i przyjemny. Jak to bywało na poprzednich wydawnictwach, Ozzy’emu na trzynastym studyjnym albumie znów towarzyszy plejada znakomitych artystów z Zakkiem Wylde’em, Ericem Claptonem, Jeffem Beckiem, czy Tonym Iommim na czele. I tak się złożyło, że otwierające nagranie Patient Number 9 to zarazem tytuł płyty. I pierwsza, dość subtelna progresja akordów, przypominająca nieco tę z God Id Dead? Back Sabbath zapowiada, że będzie dobrze. Za chwilę wjeżdża riff z okolic zeppelinowego Kashmir i mamy zwrotkę, którą przełamuje bardziej pozytywny refren. Warto tutaj zwrócić uwagę na grę basisty Roberta Trujillo, który miejscami brzmi tak, jakby za struny szarpał szam Chris Squire (słychać te potężne szarpnięcia, a gdzieniegdzie Robert sam sobie tworzy przestrzeń do jakby miniaturowych solówek a’la Spit Out the Bone – przyp. Marios). I te solowe kąski Jeffa Becka! Zresztą grają tu też na gitarach Zakk Wylde i Andrew Watt. I wcale nie czuć, żeby koktajl ten miał być przesadzony. Po nieco bardziej dynamicznym Immortal przyszedł czas na brudny, naprawdę kapitalnie brzmiący, choć bardzo prosty riff i gitarę Zakka w pełnej krasie. Tak zaczyna się kompozycja Parasite. I brzmi, jakby brzmiała z przełomu lat 90/00. A solówka? Pyszna. Co ciekawe, mamy tutaj też partie perkusji Taylora Hawkinsa. A teraz to, co tygryski lubią najbardziej: Szanowni Państwo, Ozzy Osbourne, Tony Iommi i trzeci sequel sabbathowego Planet Caravan z tym charakterystycznym efektem na wokalu, służącym tutaj jako klamra kompozycyjna. Ale, ale… w środku ten numer jest bardzo progresywny! Zmiany klimatu, dynamiki, tempa, tonacji… O tak! Na taką płytę Black Sabbath naprawdę czekałbym z utęsknieniem przypominając sobie jak wychodzili na wyżyny artystyczne nagrywając Sabbath Bloody Sabbath. Może chłopcy z Birmingham jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa?





Choć łyżka dziegciu być musi… Jest tam też fragment, który brzmi jak bardzo ordynarna kalka z God Is Dead? – frazy wokalne, rytmika riffu, itp. Wszystko to pod tytułem No Escape From Now. No dobra, a teraz czas na bluesrockowy, kremowy feeling Erica Claptona, który znakomicie wpisuje się w One of This Days, choć kompozycja wcale nie jest mniej mroczna od typowego ozzowego świata. I kolejny raz mamy chwytliwy refren. Chylę czoła, bo tak płodny artysta w ostatnich latach wciąż ma całkiem niezłe pomysły i nie zalewa nas skleconym na kolanie byle czym.. W następnym utworze - A Thousand Shades - znów legenda – Jeff Beck i bardzo głęboki, szczery śpiew Ozzy’ego. Ładnie rozpływający się motyw gitarowy w harmonii, niespieszne tempo, i balans wszystkich instrumentów w miksie. Naprawdę wysoka jakość. Oczywiście progresja akordów dość oklepana, ale tym bardziej wymaga kreatywności stworzenie czegoś oryginalnego i świeżego na utartym już schemacie. I ten Jeff, którego solówki brzmią jakby gitara była z plasteliny… Świetna artykulacja i brzmienie!

A dalej Mr. Darkness, czyli znów typowy Ozz – sam o sobie, z całym dobrodziejstwem inwentarza i jakby z przełomu lat 80. i 90. I w zasadzie to wszystko można powiedzieć o całym tym materiale, choć to jedynie mały wycinek emocji, które towarzyszyły mi podczas odsłuchów. Jest tego wszystkiego znacznie więcej. Wystarczy wspomnieć choćby wokalno-gitarowe unisono w Evil Shuffle, czy kolejny sabbathowy powiew i harmonijkę w Degradation Rules… Zresztą sami posłuchajcie i łapcie te wszystkie smaczki, bo warto! Co ciekawe, słyszę tutaj też momentami pewną zbieżność w zakresie patentów aranżacyjnych z australijską grupą Wolfmother, która przecież inspirowała się Black Sabbath. Miło, że kolejny raz mam wrażenie, że historia muzyczna zatacza koło. Chciałbym, by ta charakterystyczna ekspresja wokalna i tak unikatowa barwa, zwłaszcza w środkowych rejestrach, była z nami jak najdłużej. Piękna płyta! Zaśpiewaj nam coś jeszcze, Ozzy!








Metal Hammer

Marios
Overkill.pl


Waszym zdaniem
komentarzy: 1
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
koynrad
07.11.2022 23:13:30
O  IP: 89.71.112.74
a to widzieli?

Pająk zagrał solo z Mastera idealnie tak jak na płycie

https://www.youtube.com/watch?v=lQwgGpMJH50

Pokaż podgląd
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak