W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Lars Ulrich w rozmowie dla portalu Collider
dodane 14.10.2020 23:33:09 przez: No Leaf Clover
wyświetleń: 2201
Jeszcze w sierpniu perkusista Metalliki usiadł na pogawędkę dla filmowego portalu Collider i przegadał tematy zarówno okołomuzyczne, jak i okołofilmowe związane z Metallicą.

Tekst: Jeff Sneider
Tłumaczenie: Marios
Redakcja: No Leaf Clover


Przygoda zaczęła się od Natalie Fucci. Była ona jedną z wielu opiekunek, które zajmowały się mną i moim bratem, ale zdecydowanie była tą najfajniejszą; zmieniła moje życie i gust muzyczny, gdy wręczyła mi domowej roboty składankę z utworami jej ulubionego zespołu – Metalliki. Miałem wtedy jakieś 12, 13 lat, gdy rozpocząłem swoją przygodę z muzyką metalową. Ponad 20 lat później nie przestałem machać głową w moim samochodzie, gdzie naprawdę mogłem podkręcić głośność i dać czadu do Blackened.

Wyobraźcie sobie teraz moją radość, gdy kilka tygodni temu w skrzynce z mailami pojawiła się cyfrowa kopia nowego albumu Metalliki – S&M2. Posłuchałem go od razu i bardzo spodobało mi się spotkanie zespołu z Orkiestrą Symfoniczną San Francisco. Cóż więcej mogłem zrobić? Na naszym portalu piszemy oczywiście o muzyce, ale Collieder to nie Pitchfork i tak naprawdę nie recenzujemy albumów. Jednak jest coś, czego nauczyła mnie ta pandemia – poza noszeniem cholernej maski – mianowicie tego, że życie jest cenne i prawie zawsze za krótkie, i pewnie nie zrobiłbym tego, gdyby nie obecne okoliczności. Więc zrobiłem to – złożyłem prośbę o wywiad z Metallicą.

Po wielu tygodniach mailowania z ich zespołem od PR, udało się osiągnąć cel. Legendarny perkusista – Lars Ulrich zgodził się ze mną pogadać o filmach i muzyce. Napisać, że ten wywiad jest spełnieniem moich marzeń, to o wiele za mało. Miałem wielkie szczęście w czasie mojej kariery zawodowej, by przeprowadzać wywiady z niektórymi moimi bohaterami, ale żaden z nich nie poświęcił mi tyle czasu co Ulrich. Dałem sobie trzydzieści sekund, by pokazać mu swoje fanbojstwo, oddanie i udowodnić moje kwalifikacje do pogadania z kimś z Metalliki, a później nadszedł czas, by podejść do sprawy na poważnie.

Oprócz nawiązania do współpracy Metalliki z Jamesem Newtonem Howardem przy filmie Disneya Wyprawa do dżungli, Lars rozprawiał także o nowym albumie S&M2 i o swojej głębokiej miłości do filmów, co czyni go jednym z nas – tych którzy pracują dla Collider. Zamknę się teraz i pozwolę mówić Larsowi. Mam nadzieję, że spodoba się Wam nasza zakrojona o szerokie tematy pogawędka. Nigdy jej nie zapomnę. Dziękuję w tym miejscu Natalie, że zrobiła ze mnie fana największego zespołu metalowego wszechczasów. Dobra,m wskakujemy na błyskawicę i lecimy z tym.


Zacznijmy od S&M2, który podobnie jak część pierwsza zaczyna się od The Ecstasy of Gold. Jak zaczęła się przygoda z tym utworem i dlaczego właśnie nim zaczynacie swoje koncerty? Ciekawi mnie też, czy jesteś fanem filmu Dobry, Zły i Brzydki.


Wyjechaliśmy z San Francisco do New Jersey w 1983 roku, by spotkać się z dżentelmenem nazwiskiem Jonny Zazula, który później został naszym menadżerem przez jakiś czas, a także założył wytwórnię, w której wydaliśmy swój debiutancki album. Zasugerował nam żebyśmy zaczęli grywać na większym, trójstanowym obszarze kraju, a mieliśmy wówczas jakieś kiepskie intro do wychodzenia na scenę. Jonny zasugerował, abyśmy użyli jako intro The Ecstasy of Gold. Mówimy więc o 37 latach, gdzie ten numer był w zasadzie jeśli nie przed każdym koncertem, to w niemal wszystkich, które kiedykolwiek zagraliśmy, a z pewnością w tych, gdzie byliśmy gwiazdą wieczoru. Może zabrakło go przy kilku wypadach, ale w zasadzie od 37 lat to jest nasza muzyka do wychodzenia i ostania rzecz, jaką słyszy członek Metalliki tuż przed wyjściem na scenę.

Kiedy więc podejmowaliśmy pierwszą współpracę z orkiestrą przy S&M 20 lat temu, utwór wydał się czymś bardzo odpowiednim i oczywiście był Michael Kamen, który sterując tym naszym statkiem, był gościem bardzo związanym z filmami i zasadniczo wyszedł ze świata filmu. Był kompozytorem, który pisał muzykę do filmów, więc było stosowne, by to on poprowadził orkiestrę. Gdy postanowiliśmy zrobić to po raz drugi, była to pierwsza rzecz, którą powtórzyliśmy. Dobrzy ludzie z Warner Bros. i dobrzy ludzie związani ze światem Morricone dobrze wiedzą o naszym związku z tym utworem. Właściwie powstał album w hołdzie Ennio. 12 czy 14 lat temu zagraliśmy własną, elektryczną, cięższą wersję Ecstasy na ten album. Pojawiło się tam kilku innych artystów pokroju Bruce’a Springsteena i wielu innych, więc dawało to trochę informacji o naszych związkach z tym utworem.

I oczywiście tak, Dobry, Zły i Brzydki to znaczący kawałek historii filmu, klasyk wszechczasów i owa trylogia z Za garść dolarów i Za kilka dolarów więcej bardzo dobrze wytrzymuje próbę czasu. Trudno mi wymyślić coś lepszego… Kiedy masz przed oczami scenę na cmentarzu z Dobrego, Złego i Brzydkiego, tą pod koniec filmu, gdzie Eli brnie przez cmentarz, biega szukając grobu – jest to prawdopodobnie jedno z najwspanialszych połączeń obrazu z muzyką. Jest to więc utwór z którego jesteśmy absolutnie dumni, z którym jesteśmy kojarzeni, a fakt, że orkiestra wykonała w nim fantastyczną robotę zarówno w 1999, jak i 2019 roku, jest czymś super fajnym.

Macie tylko jeden numer, który nagraliście na potrzeby filmu. Jest to I Disappear dla Mission Imposible 2. Co pamiętasz z ówczesnych spotkać z Tomem Cruisem? Czy widzisz Metallicę znów piszącą utwór do jakiegoś filmu?

Poleciałem do Los Angeles. Było to mniej więcej w tym samym czasie, co pierwszy S&M. Nawet chyba zaraz po premierze. Poleciałem do LA, żeby spotkać się z Tomem. Był na planie, więc musiało to być w styczniu bądź lutym 2000 roku. Oczywiście numery pisane specjalnie do filmów to była wtedy zupełnie inna gadka. Myślisz o Whitney Houston w świecie filmu i od razu masz skojarzenia z filmami typu Bodyguard, więc utwory pisane specjalnie do filmu to całkiem inna sprawa. Więc się odezwali, poleciałem do Los Angeles i było wspaniale, bo nie tylko, że byłem fanem Toma i wszystkiego przy czym pracował, ale byłem też wielkim fanem Johna Woo. To był jeden z pierwszych filmów, które John nakręcił w Stanach, a są tam te wcześniejsze moje ulubione takie jak Dzieci Triady, Płatny morderca, Byle do jutra, czy Kula w łeb, więc móc być na planie jeden dzień i spędzić czas z Tomem…

Spędziłem z nim kilka godzin w jego przyczepie i słuchałem jego wizji na temat filmu i tego, jak będzie oddziaływać z nim muzyka i numer, który mieliśmy napisać i jakby mógł on wyglądać. Pokazał mi jakieś 30-45 minut wstępnego montażu i zacząłem się domyślać, czym miał być ten film. Wróciłem do San Francisco i zameldowałem Jamesowi, a potem napisaliśmy I Disappear. Z pewnością zrobilibyśmy coś takiego ponownie, zdecydowanie tak, z tym, że skojarzenia z pisaniem utworów specjalnie do filmów mogą być… Nie mówię, że się to nigdy nie wydarzy, bo Metallica na pewno zawsze jest otwarta na tego typu przedsięwzięcia, ale teraz ścieżka dźwiękowa nie jest tym, czym była wcześniej. Jednak doświadczenie było wspaniałe i nic nie stoi na przeszkodzie, by znów zbliżyć się do procesu kręcenia filmu. Zawsze fascynował mnie film i zawsze byłem bardzo zainspirowany filmem, a Tom był wówczas wspaniałomyślny. Ale był to ich projekt i mimo tego, że był to wspólny wysiłek, po stronie praktycznej występowały różne dychotomie. Tom bardzo nas wspierał, umieszczając teledysk I Disappear we wszystkich przeróżnych wydaniach takich jak kompilacje, dodatki na DVD itd. Tom bardzo się angażuje, jest zawsze zainteresowany i zawsze był dla mnie kimś super fajnym.

Czy możemy pogadać o twojej współpracy z Jamesem Newtonem Howardem przy Wyprawie do dżungli? Wiem, że Mitchell Leib z Disneya powiedział, że pracujecie nad orkiestrową aranżacją Nothing Else Matters, więc jestem po prostu ciekawy, jak to się stało i dlaczego powiedzieliście tak.

(zaskoczony) OK, w takim razie nius tylko dla Collider. Dobra! James Newton Howard – chodząca legenda, a biorąc pod uwagę to, co zrobił, jest to absolutny zaszczyt móc z nim pracować i cieszymy się, że świat o tym usłyszy. To dość interesujący aranż, ponieważ w pewnym sensie – i nie chcę zbyt wiele zdradzać – to bardzo interesująca zmiana w aranżacji Nothing Else Matters. James wziął nasz dobrze znany utwór i przeorganizował i poprzestawiał go po swojemu tak, by pasowało to do konkretnych scen w filmie. Przyjęliśmy jego wersję. Myślę, że to wszystko, co należy w tej chwili powiedzieć.

Ale tak naprawdę wszystko zaczęło się od Seana Baileya, który całe życie jest fanem rocka i jednym z najwspanialszych, najbardziej przyjaznych, hojnych i ciepłych ludzi, których możesz znaleźć w branży muzycznej. Myślę, że zawsze był fanem Metalliki i dobrze się poznaliśmy. Moja żona i ja jesteśmy wielkimi fanami Disneya, jest więc w tym wielka przyjaźń. On zawsze szukał sposobu, by odpowiednio dopasować Metallicę, abyśmy mogli wnieść swój wkład w jakiś projekt Disneya, więc było to właściwe, by pracować z Seanem jako głównodowodzącym oraz z Jamesem Newtonem Howardem, który ma na koncie mnóstwo osiągnięć. Miałem okazję poznać Jamesa, zanim się zabraliśmy do tego projektu i współpracowało mi się z nim bardzo dobrze, podobnie jak z reżyserem Jaume Collet-Serrą, owym hiszpańskim dżentelmenem, który nakręcił oczywiście kilka niesamowitych filmów i Metallica również była częścią jego filmowej podróży.

Było to więc bardzo naturalne dopasowanie, a jak wszyscy wiecie i wszyscy w Collider to wiedzą, że film to produkcja oparta na współpracy, a jedną z wielu rzeczy, które uwielbiam przy tworzeniu filmu jest właśnie ów element współpracy. Kiedy spojrzysz na związek Metalliki z tym filmem, pierwszym słowem, które przychodzi do głowy jest współpraca. Współpraca między wizją Seana, wizją Jamesa i planem Jaume’a. Oczywiście The Rock był bardzo pomocny. Dwayne mocno mnie wspierał i bycie częścią tego jest naprawdę fajne. Nie mogę się doczekać, aż wszyscy zobaczą końcowy efekt.

Czy myślisz, że Metallica kiedykolwiek jeszcze nakręci zakulisowy film w stylu Some Kind of Monster?

Jeszcze raz? Nie mam nic przeciwko temu. Z pewnością był to trudny okres, który został uwieczniony na filmie. Jestem bardzo dumny z tego, jak wyszedł ten projekt. Widziałem ten film tyle razy, że prawie mógłbym się z niego wyrwać. To prawie jak oglądanie na ekranie postaci i to jakby w trzeciej osobie. Wiesz o co mi chodzi? Ale tak naprawdę tym co zadziałało to była wizja Joe i Bruce’a. Są tam te dramatyczne przeciążenia, które dotykały żywej tkanki. Myślę, że to jest w dużej mierze powód tego, że film wzbudził poruszenie u wielu ludzi.

Prawdopodobnie to poruszenie było większe w świecie ludzi filmu, niż muzyki, co jest interesujące, ponieważ wiele osób ze świata filmu było niemal zszokowanych tym, jak przejrzysty jest to film. Uważam, że w tamtym czasie – przed rewolucją mediów społecznościowych i tym rodzajem dostępu, który umożliwiają te media – niewiele osób widziało rockandrollowy zespół w sposób tak wrażliwy i tak bliski. Więc oczywiście było tam sporo rzeczy, które nie są często pokazywane, bo ludzie z reguły wolą promować tylko pozytywne rzeczy, czy coś takiego. Jestem dumny z faktu, że się z tym zmierzyliśmy. Jestem dumny z pomysłu Joe i Bruce’a na ten film. Jestem wreszcie bardzo dumny z tego, że odkupiliśmy prawa do filmu od naszej wytwórni i przekazaliśmy je Joe i Bruce’owi, ponieważ wykonali niesamowitą robotę.

Czy zrobilibyśmy to ponownie? I znów odpowiedź jest taka sama jak w poprzednim pytaniu. Nie mam nic przeciwko temu, by zrobić to jeszcze raz, ale uważam, że miałoby to mniejszą wartość, ze względu na to, że dzisiejsze media społecznościowe… Wszyscy są o wiele bardziej przyzwyczajeni do oglądania muzyków za kulisami, aktorów, twórców i ci ludzie dziś opowiadają znacznie więcej na temat tego, co się dzieje, zwłaszcza teraz – w czasach pandemii. Opowiadają o tym, co się dzieje w ich domach, jak radzą sobie z procesem tworzenia, o procesach pisania i nagrywania i tym wszystkim, co kryje się za kulisami. Więc ma to prawdopodobnie trochę mniejszą wartość, niż dwadzieścia lat temu.

Ważne jest, by pamiętać o tym, że powód dla którego Some Kind Of Monster był ważny dla tak wielu ludzi, spowodowany był tym wielkim oddziaływaniem, który miał w sobie ten film. Oczywiście, kiedy przechodziliśmy przez ten proces dwa lata, nikt nie wiedział jak to się skończy. To dość szalone, bo żadna z tych scen nie została napisana w scenariuszu, więc mieliśmy szczęście w tym sensie, że istniały podstawy scenariusza. Te trzy akty robią dynamikę w czasie dwugodzinnej podróży.

Co oglądałeś w czasie pandemii? Jestem ciekawy, jak się bawiłeś w tym wolnym czasie.

Oglądałem najwięcej jak mogłem. Nie wiem, od czego zacząć! To zależy od nastroju, a ja mam trzy różne nastroje. Kolejność przypadkowa: istnieje klasyczne kino. Są też filmy które widzieliśmy wiele razy, ale które zawsze zasługują na wielkokrotne oglądanie. Wyłapuje się potem dodatkowe smaczki, które dostrzegamy za czwartym czy piątym razem. No i są też niesamowite filmy, których nie oglądaliśmy od jakiegoś czasu. Na początku pandemii robiliśmy wieczory filmowe cztery, czy pięć razy w tygodniu. Wtedy gromadziliśmy się całą rodziną i padały propozycje, co obejrzeć. Wybraliśmy model „ty wybierasz na dziś, ja na jutro”, itd.

Na początku oglądaliśmy klasyki. Miałem okazję puścić synom rzeczy w stylu Midnight Express, który to film jest jednym z tych, które miały dla mnie największe znaczenie, gdy dorastałem. Oglądaliśmy Motyl i skafander, Motylek, Pluton i inne rzeczy typu Amores Perros, I twoją matkę też, Siódma pieczęć. Mój najstarszy syn (Myles) wybrał film Godarda. Myślałem, że to moja żona i ja będziemy wybierać te szalone filmy, a oni… Wiedziałem, że nie wybiorą filmów o superbohaterach, ale nie sądziłem, że wgłębimy się w to aż na takim poziomie. Tak więc Do utraty tchu ustawił poprzeczkę wysoko. Oglądanie filmów Bergmana i wczesnych filmów Kubricka było szalone. Obejrzeliśmy sporo filmów Thomasa Vinterberga, a także kilka rzeczy od Larsa Von Tiera. Obejrzeliśmy też Full Metal Jacket.

Było wiele filmów, których synowie nie widzieli. Taki choćby Dr Strangelove, lub jak przestałem się martwić i pokochałem bombę. Było tego mnóstwo. Były też i takie do których wróciliśmy. Mam na liście rosyjski film, który jest jednym z moich ulubionych filmów wszechczasów – Idź i patrz. Ale do tego potrzeba odpowiedniego nastroju, ponieważ są to dwie z najtrudniejszych godzin, które spędzisz na oglądaniu filmu. Jest jeszcze kilka moich ulubionych klasyków, którymi chcę się podzielić: Nic doustnie albo Tylko instynkt. Jest też taki niesamowity film pt. Red Road. Widzieliśmy też sporo filmów dokumentalnych. Oglądaliśmy Beastie Boys: Ich historia, i opowieść o The Band – Byli sobie bracia. W zeszłym roku wyszedł Echo in the Canyon a później dwusezonowy Laurel Canyon. Obejrzeliśmy je, a potem zobaczyliśmy jeszcze Linda Ronstadt: Brzmienie mego głosu. Pokazałem im też chyba Ostatni walc. Więc w sumie było dużo dokumentów muzycznych, ale my ogólnie oglądamy sporo filmów dokumentalnych. W zeszłym miesiącu oglądaliśmy Bezlitosny Mike Wallace i Obywatel K Alexa Gibneya. Niedawno widzieliśmy też dwa filmy o Rosji. Tego samego wieczoru odpaliliśmy też Red Penguin, opowiadający o drużynie hokejowej Związku Radzieckiego. Zaangażowali się w to ludzie z Pittsburgh Penguins. Naprawdę interesująca historia. Widzieliśmy więc mnóstwo filmów dokumentalnych. Mam bieżące listy dokumentów do obejrzenia więc każdego wieczoru mogę po prostu z niej korzystać, a każdy z tych filmów jest w pewnym sensie ponadczasowy. Widzieliśmy Nasze miejsce na ziemi, Halston i David Crosby: Zapamiętajcie moje imię.

Obejrzeliśmy też kilka nowszych produkcji. Widzieliśmy Palm Springs i The King of Staten Island, który bardzo polubiliśmy. Po raz kolejny pomyślałem, że Pete Davidson trafił w dziesiątkę. Nie wiedziałem, że to historia wczesnych lat Pete’a, utracie ojca 11 września, itd. Pomyślałem, że to odważne z jego strony, że jest tak otwarty jeśli chodzi o swoje życie. Uważam, że pokazał się jako świetny aktor. Niewiele o nim wiedziałem, ale pokochałem ten film. Obejrzałem też Irresistible Jona Stewarta. Wspaniałym czymś było pokazanie dzieciakom różnych rzeczy, które miały znaczenie dla mnie i dla mojej żony. Ale też nigdy tak naprawdę nie widziałem Siódmej pieczęci, więc było to całkiem fajne uczucie, kiedy twój 19-letni dzieciak wybiera właśnie ten film. Było też sporo lekkiego kina: znów obejrzeliśmy serię Zabójczej broni, bo synowie nigdy ich nie widzieli. Nawiasem mówiąc, muzykę do tej serii napisał Michael Kamen.

Znalazło się też kilka klasyków, których chłopcy nie mieli okazji zobaczyć. Np. Szklana pułapka. Nie widziałem tego filmu od dwudziestu lat, więc fajnie było sobie niektóre z nich przypomnieć. Aparycja i dialogi to specyficzne elementy epoki, ale są pewne elementy całej serii, które trzymają się całkiem nieźle. Choćby właśnie Zabójcza broń. Trudno nie dostrzec chemii między Gibsonem a Gloverem i oczywiście jeśli spojrzeć na południowoafrykańską fabułę drugiej części, wiesz, o apartheidzie i tym wszystkim, niektóre wątki nadal trzymają się bardzo dobrze.

Pojawiło się ostatnio sporo muzycznych biografii: od Queen z Bohemian Rhapsody do Eltona Johna i Rocketman. Gdyby miał powstać taki film o Metallice, kogo chciałbyś zobaczyć w rolach członków Metalliki?

(śmiech) Tak, cóż… Potrzebowaliby kogoś małego, co ma metr pięćdziesiąt, łysiejącego… Wiesz, cały czas żartujemy z takiej sytuacji. Kiedyś mieliśmy na to ustandaryzowaną odpowiedź tylko dlatego, bo pytali nas o to co trzy miesiące w czasie wywiadów. James Spader zagrałby mnie, Tchórzliwy Lew z Czarnoksiężnika z Krainy Oz zagrałby Hetfielda, a Carlos Santana wcieliłby się w Kirka. Świetnie się bawiliśmy, ale nasuwało się pytanie, o jakim okresie mowa? To ma być Metallica z młodości, czy teraz? Jest tak wielu niesamowicie utalentowanych ludzi, jak niektórzy aktorzy, którzy potrafią przepoczwarzyć się do roli. To, co zrobił Taron w roli Eltona Johna, to zasługa niesamowitego castingu i fantastycznego dopasowania.

Ale jeśli chodzi o biograficzne rzeczy, to uważam, że coś takiego to ostrzegawcza opowiastka, co w pewnym sensie pasuje do całego tematu związanego z autobiografiami. Nie jestem przekonany do tego pomysłu. Napisanie autobiografii jest rzeczą trudną, bo uważam, że musiałbyś być całkowicie prawdomówny, a żeby być prawdomównym w stu procentach, musisz opowiadać te historie z wciąganiem w nie innych osób, a wówczas wkraczasz na grząski grunt. Chodzi o to, że bohater konkretnej historii może nie życzyłby sobie, żeby ta historia została opowiedziana. Więc jest to dla mnie rodzaj dylematu. Takie historie zasługują naprawdę i jeśli masz o nich mówić, ale jednocześnie nie możesz brać za pewnik tego, że każdy, kto w te historie jest zaangażowany będzie chciał, by zostały one ujawnione.

To trochę jak wówczas, gdy robimy sobie zdjęcie, a potem ja umieszczam je w mediach społecznościowych bez pytania. Więc w tym temacie jest coś, czego jeszcze nie rozgryzłem, ale oczywiście jeśli chodzi o samo twórcze przedsięwzięcie, to chciałbym się rzucić w wir pracy nad czymś takim, nad wyglądem Metalliki w filmie. To jeden z głównych powodów, dla których zrobiliśmy Through the Never jakieś sześć czy siedem lat temu. Ale jeśli ma to być bardziej na zasadzie autobiografii, to uważam to za o wiele trudniejszą sprawę. Jest przecież mnóstwo takich sfilmowanych biografii, że siedzisz i po prostu przewracasz oczami. Z jakiegoś powodu jestem zwolennikiem prawdy i jeśli ona nie przechodzi, to może warto nic nie mówić. Dla mnie to skomplikowana sprawa, ale zobaczymy, jak to się potoczy.

Wiem, że sytuacja jest dynamiczna, ale kiedy spodziewasz się wznowienia koncertowania? Wiesz, stadiony itd…

Jest jedna rzecz, o której wiemy dziś więcej w porównaniu do 15 marca. 15 marca byliśmy przekonani, że taki stan rzeczy potrwa miesiąc lub dwa, a teraz wiemy, że minęło prawie pół roku i potrwa to jeszcze znaczną ilość czasu. Oczywiście myślę, że w naszym świecie, w świecie muzyki każdy próbuje złamać te kody i stara się poszukać odpowiedniej ścieżki. Teraz powiedziałbym, że cała sprawa będzie ukierunkowana geograficznie, że niektóre części świata pojawią się na koncertowej mapie szybciej niż inne. Nie sądzę, że będzie to jeden konkretny dzień, w którym cały świat ogłosi, że oooooo, koncerty wracają! Wygląda na to, że zachód Europy będzie miał większą szansę otworzyć się przed USA i Ameryką Południową, ale tak naprawdę nikt tego jeszcze nie wie i wszycy próbują to przewidywać. Staramy się w międzyczasie nawiązywać kontakt z fanami muzyki na całym świecie.

Jesteśmy pierwszym zespołem rockowym, któremu powiódł się eksperyment z kinami samochodowymi. Firma Garetha Brooksa i Blake’a Sheltona utorowała nam drogę i jesteśmy pierwszą kapelą rockową, która zagrała w trzystu kinach w Stanach. Było to ekscytujące doświadczenie. Teraz po prostu siedzimy i kminimy, co możemy zrobić przez Internet, ale dobrą wiadomością jest to, że kiedy Metallica będzie ponownie miała szansę zagrać, zwłaszcza w większych miejscówkach, będzie to oznaczać tyle, że będziemy bliżej końca tej dziwacznej sytuacji. W tej chwili uruchomienie koncertów jest właściwie ostatnią pieprzoną stacją na trasie końca pandemii. Kiedy więc koncerty wrócą w całej okazałości, będzie to sygnał tego, że prawie przeszliśmy przez to cholerstwo. Chodzi o koncerty i wydarzenia sportowe organizowane na wielką skalę z kompletem publiczności.

Ostatnie pytanie podpowiedział mi tata. Jak długo zamierzasz to robić? Czy widzisz siebie, jako gościa odchodzącego na emeryturę, czy po prostu planujesz zejść, siedząc za swoimi bębnami?

Duchowo nadal jesteśmy młodzi. Nadal czujemy się zaangażowani, zainspirowani i ożywieni ideą grania muzyki, ideą tworzenia zespołu, ideą kontaktu z publicznością. Kto by przypuszczał 35 lat temu, że w 2020 roku nadal będziemy to robić? Nadal wydajemy płyty, udzielamy wywiadów i nadal (przynajmniej do 2019) gramy koncerty, łącząc się z publicznością na całym świecie. Nikt by się czegoś takiego nie spodziewał. Więc powiem, że dopóki nasze szyje, łokcie, ramiona, kolana i inne części ciała będą się trzymać, to jesteśmy gotowi do biegu. Entuzjazmu ani pragnienia na pewno nie brakuje.

Mogę Wam powiedzieć, że ostatnio obejrzałem na YouTube film dokumentalny z trasy The Rolling Stones, kiedy grali w Europie w 1976 roku. To było jakieś 45 minut w Belgii. Jest rok 1976, więc Stonesi mają po jakieś 32, 33 lata, a głównym pytaniem, jakie im wtedy zadawano, było: Jak długo zamierzasz to robić? Masz 32 lata, zostaw to młodszym. A to było 44 lata temu, gdzie Stonesi wprawiali publikę w dobre samopoczucie. Odkładając na bok problemy zdrowotne i pandemiczne, uważam, że nadal mamy dobrą passę i nie możemy doczekać się nagrywek na następny album. Być może nasze najlepsze lata są wciąż przed nami. Miejmy nadzieję.



Tłumaczenie: Marios

Na drodze współpracy do czasu rozwiązania problemu z monitorem Mariosa będę tutaj zamieszczać Jego tłumaczenia.


No Leaf Clover
Overkill.pl



Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak