Kilka dni temu Lars udzielił wywiadu dla Classic Rock. W najnowszym numerze tego czasopisma Lars obiecuje, że kontynuacja Hardwired ... To Self Destruct z 2016 roku będzie najlepszym albumem, jaki kiedykolwiek stworzyli. „To najcięższa rzecz, najfajniejsza” - mówi Ulrich. „Ale odkładając wszystkie żarty na bok, jeśli nie dlatego, że myślimy, że najlepsza płyta wciąż przed nami, to po co to robić? „W Metallice uwielbiamy proces twórczy i trudno mi sobie wyobrazić, że kiedykolwiek przestaniemy nagrywać”.



Portal Louder przypomina również, że Ulrich mówił już o nowej płycie około miesiąc temu w wywiadzie dla Rolling Stone, który możecie przeczytać w całości po polsku na naszej stronie TUTAJ. Wyznał wtedy, że zespół pracuje nad nowym albumem na poważnie od kilku tygodni.

Chociaż według Larsa ich największe, najlepsze i najmocniejsze dzieło może być na horyzoncie, to raczej jest to mówione pół żartem, pół serio. Co więcej, szansa na doświadczenie zespołu oraz nowego albumu na żywo może być jeszcze długo poza naszym zasięgiem. Na początku listopada Ulrich powiedział dla CNBC (tłumaczenie TUTAJ), że okres kiedy muzyka na żywo nie wróci do łask może potrwać jeszcze rok. Możemy więc przypuszczać, że nawet jeśli nowy album Metalliki będzie już gotowy i nagrany, to nie zostanie on wydany od razu, a zespół będzie czekał na możliwość zorganizowania trasy promującej ich nowy krążek. Osobiście zastanawia mnie też stwierdzenie Larsa, że album będzie "najcięższy". Obraz produktu Metallikopodobnego, który miałby być następstwem Hardwired i kolejnym tzw. "odgrzewanym kotletem" kłuci się znacząco z ostatnimi, akustycznymi wersjami zespołu, które mieliśmy okazje oglądać w ubiegłym roku... ale to tylko domysły. Wszystkiego dowiemy się w swoim czasie.