W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Odważyli się to zrobić – Metallica zaprasza do kin na S&M2
dodane 07.10.2019 15:51:09 przez: Marios
wyświetleń: 2088
Tak właśnie zrobili – Metallica wspólnie z San Francisco Symphony wystąpiła dla ok. 35 000 szczęśliwców, którzy w piątek (6 września) i niedzielę (8 września) pojawili się w Chase Center. Redaktor naczelny fanklubowej sekcji So What! – Steffan Chirazi - był na miejscu uczestnicząc w wydarzeniu.






Czekaliśmy pełni oczekiwań, by zobaczyć, co przyniesie S&M2. Zegar tykał. Nie było już czasu na ćwiczenia, na zmiany i rozmyślanie. Oto jak było: publiczność na stojąco oczekująca, czemu przyglądaliśmy się zza kulis i siedzący symfonicy niewątpliwie przechodzący przez podobne emocje. Filharmonicy rozpoczęli całość od wspaniałego wykonania muzyki ze spaghetti-westernu Sergio Leone (i utworu, z którego korzysta Metallica) – zabrzmiała The Ecstasy Of Gold autorstwa Ennio Morricone. Następnie w piątek wieczorem ok. godz. 20.40. powstał Ktulu. Przypływ mocy był olbrzymi, wspaniały, z ogromną intensywnością przytłaczający. Było to zapowiedzią tego, że będą to jeszcze bardziej wyjątkowe koncerty, niż się na początku spodziewano.

Muszę jeszcze wrócić na chwilę do tej mocy. Podążam za Metallicą przez dziesięciolecia po lądach i oceanach, ale rzadko byłem świadkiem tak gwałtownego wzrostu energii. Skoncentrowana w dużym kole na płycie nowej hali Chase Center moc, płynęła z najwyższych rzędów w kierunku płyty dynamicznymi falami, łącząc się z pierwszymi nutami tej ogromnej muzycznej siły, która na bite dwie godziny obrała emocjonujący kierunek stworzony z kreatywności, talentu i zaufania.





- 75 symfonicznych muzyków, a w tym 41 instrumentów strunowych;
- czterech członków Metalliki;
- plus gościnnie wokalista Avi Vinocur do jednego utworu;
- dyrygent Edwin Outwater;
- czcigodny gość specjalny – legendarny dyrektor orkiestry San Francisco – Michael Tilson Thomas;
- producent Metalliki Greg Fidelman;
- ekipa sceniczna;
- szefowie produkcji;
- oświetleniowcy;
- reżyserzy wideo;
- dźwiękowcy;
- ekipa techniczna;
- ekipa filmowa;
- producenci.


Wiem, że o niektórych zapomniałem i szczerze za to przepraszam. Cała ta cudowna, ekscytująca i przerażająca przygoda była przykładem odwagi działania, wykorzystywania możliwości, jakie taki zestaw ludzi może stworzyć, nie bojąc się tego, że coś może pójść nie tak. Rozpatrując sytuację w kategoriach nie muzycznych, lewa ręka musiała zaufać temu, co robi prawa. I te ręce nie były przytwierdzone do jednego korpusu

Jeśli S&M2 zaczęło się jak najlepszy miusicalowy potwór doktora Frankensteina, to ostatecznie stało się zupełnie nowym, pięknym stworzeniem z możliwościami i potencjałem na to, że wszystkie takie koncerty w Chase Center będą w przyszłości częściej realizowane. Zapominając o rozmiarze i skali tych występów (choć nie do końca – symfoniczne występy oglądało w dwa wieczory po 16 000 widzów), najważniejsze w tym wszystkim było świętowanie obcowania ze wspaniałą muzyką. Większość kanonicznego materiału Metalliki została włożona w ramy muzyki klasycznej – jeśli nie od razu, to po chwili słyszalnych. Jak wszyscy już muszą wiedzieć, Cliff Burton uwielbiał muzykę klasyczną, szczególnie Bacha. Ray Burton przypomniał mi, że Cliff kiedyś nazwał Bacha „Bogiem”. I tę batutę Metallica ma przy sobie cały czas.

I w tych klasycznych ramach wydarzyła się cała magia tego przedsięwzięcia. Ścieżki do eksplorowania tematu zawsze istniały w numerach typu The Memory Remains i The Day That Never Comes. Outwater chętnie wyruszył w tę eksploracyjną przygodę. Oryginalny S&M 1999 roku był nieziemską i niesamowitą koncepcją, a dyrygent Michael Kamen (niestety już nieobecny wśród nas) był czarodziejem, który połączył owe dwa tytaniczne muzyczne światy. W S&M2 wykorzystano szansę poszukiwań, ale też przypomniano niektóre momenty oryginalnego S&M. Być może najwspanialszym przykładem retrospekcji był The Outlaw Torn – każda emocja współgrała z torturującymi tekstami Hetfielda, co zyskało jeszcze większy rezonans. Samotna zawodząca gitara była subtelnym, migocącym w oddali tłem.





Bruce Coughlin, wielokrotnie nagradzany kompozytor i aranżer był gościem odpowiedzialnym za przygotowanie muzyki na te koncerty. Michael Tilson Thomas i Edwin Outwater szybko docenili jego znaczenie dla tego projektu. Pojawił się także nowy materiał w orkiestrowym formacie: Confusion w tej estetyce odnajduje się świetnie oddając charakter twórczości Johna Williamsa. Moth Into Flame być może wydała się jedyną kompozycją, która nie stała się tak wyjątkowa po dodaniu partii orkiestrowych. Halo On Fire to natomiast triumf przeciwieństw: refren w irlandzkim stylu ubarwiony równie wesołymi strunowymi dodatkami. Edwin Outwater jest oczywiście w głębi duszy rockerem, który moim zdaniem czułby się tak samo komfortowo słuchając Black Sabbath i Behemoth, jak i Beethovena i Berlioza. Jego dyrygenckie momenty podkreślane były entuzjastycznym i energetycznym komfortem. Nawet na chwilę się odwrócił, by porwać tłum!

Po dwudziestominutowej przerwie sprawy nabrały iście punkowego charakteru w sensie tego, że łódź wypchana została poza bezpieczne przystanie na otwarte wody.

Bądźmy szczerzy: nie zyskuje się reputacji Michaela Tilsona Thomasa bez posiadania wyjątkowości charakteru. Outwater był świetnym uzupełnieniem dla Thomasa. Obaj byli jak yin i yang. Osobiście czułem, że Thomas ma w sobie trochę z Micka Jaggera, ponieważ gdy dyrygent pojawiał się w świetle reflektorów, zagarniał autorytarnie całą przestrzeń. Tilson Thomas także wyraźnie kocha muzykę i czuje ją w wyjątkowy sposób. Jako wykładowca zapraszający nas w podróż po barokowych zakątkach muzycznego wszechświata, Tilson Thomas nie zawiódł.

Drugi akt rozpoczął się od Suity Scytyjskiej autorstwa Sergiusza Prokofiewa, który – jak wyjaśnił Thomas – był prekursorem ruchu muzycznego nazwanego prymitywizmem. Następnie zaprezentowano The Iron Foundry autorstwa Aleksandra Mosołowa, który był przykładem futuryzmu muzyki klasycznej obejmujący czasy epoki uprzemysłowienia. To było owo arcydzieło zaufania lewej do prawej ręki. Wprowadzono w życie sentencję Audere est Facere (odważyć się, znaczy czynić). W moim szaleńczym umyśle urzeczywistniły się ołowiane kroczące rosyjskie bestie, niszczące Chase Center. San Francisco Symphony i Metallica połączyli się w niesamowitej przygodzie przytłaczającego sukcesu.





Poszukiwania nadal trwały. W The Unforgiven III orkiestra towarzyszyła tylko Jamesowi bez gitary. Moc Hetfielda pochodziła tylko z jego krtani, serca i wyczucia chwili. A to wszystko bez bezpiecznego schronienia za gitarą. Wspaniale było tego doświadczyć. Podobnie jak akustycznego All Within My Hands. Następnie odpalono występ, po którym odezwały się długotrwałe oklaski od publiczności – (Anestchesia) Pulling Teeth. Wiolonczelista Scott Pingel zawsze kochał Cliffa Burtona. Zasugerowano, że Scott skomponuje coś specjalnego na potrzeby S&M2, gdzie Robert Trujillo także mógłby być tego częścią. Gdy Rob po raz pierwszy usłyszał na próbach w HQ to, co przygotował Scott, bardzo mocno poczuł, że Pingel powinien poprowadzić to solo od początku do końca samodzielnie, a Lars dołączy w ostatnim fragmencie. Jest taki powód, dla którego muzycy podejmują tego rodzaju decyzje – jest to najwyższy znak szacunku, jaki można okazać innym. Kompozycja Scotta Pingella była cudowna, poruszająca i majestatyczna. Wiem (i mogę to powiedzieć z pewną powagą), że Cliff byłby absolutnie nabuzowany. Wiem, że Ray Burton powiedział coś podobnego Scottowi po piątkowym występie. A autorytet Raya kończy dywagacje. Tak, to był magiczny moment.





Poświęćmy chwilę, aby ocenić i docenić wizualny efekt S&M2. Scenografia była znakomita: cztery duże, okrągłe ekrany, każdy z wewnętrznymi i zewnętrznymi wyświetlaczami, co stworzyło potężny wizualny efekt. Było też pozorne uczucie ruchu, co wyglądało, jak tajemniczy statek kosmiczny. Elementy zamontowane na górze znakomicie kadrowały i akcentowały ze sceną. Wszystko to uzupełnione subtelnymi, a zarazem delikatnie dramatycznymi świetlnymi pokazami. To zdecydowanie moja ulubiona produkcja Metalliki z ostatnich dwudziestu lat, którą już za chwilę będziecie podziwiać w kinie.

Wherever I May Roam wydał się być bardziej tradycyjny. Symfonia raczej tutaj wspierała, niż odkrywała nieznane. W One i Master Of Puppets pojawiło się majestatyczne szaleństwo, które mocno przywróciło nas w świat Metalliki. Nothing Else Matters już zawsze będzie pępowiną między pierwszą i drugą odsłoną S&M. Już zawsze będzie punktem wyjścia do orkiestrowej współpracy, biorąc pod uwagę to, że oryginalną smyczkową aranżację napisał Michael Kamen. W Chase Center Nothing posłużył zarówno jako świadectwo muzycznej alchemii, oraz jako bardzo przejmujący hołd złożony Kamenowi i temu, co zrobił prawie 30 lat temu. Enter Sandman to oczywisty i naturalny finał, ale był moment – pod koniec, który dodał ostatecznego rozkwitu dwóm wyjątkowym wieczorom. Nastąpiło to tuż przed ostatnim fragmentem, przed ostatnim refrenem. I Michael Tilson Thomas nagle uciszył te dźwięki, wywołując niesamowitą, ponurą, przerażającą muzyczną mgłę. Powstało coś na kształt głębokiego, koszmarnego, horrorowego crescendo. Tak zakończyły się te dwa niezwykłe koncerty.





Jak mogliście zauważyć, zdecydowałem się na prezentację utworów traktując wszystko, jak jedno wydarzenie. To dlatego, że różnice w obu występach są subtelne. Jeśli jest jakaś główna, to może to, że piątek trzeszczał w posadach z napięcia niewiedzy tego, co miało się za chwilę wydarzyć, ewentualnego niebezpieczeństwa, co może pójść nie tak oraz widocznego podniecenia po tym, co poszło świetnie. Niedzielny koncert toczył się w nieco bardziej rodzinnej i komfortowej atmosferze. Publika była różna w tym sensie, że niedziela przypominała bardziej zjazd zagorzałych fanów Metalliki, którzy przybyli z transparentami z całego świata, widocznymi w każdym zakątku Chase Center. Mimo tego piątek nie powinien być postrzegany jako łagodniejszy lub bardziej cichy, ponieważ napięcie wytworzone zbliżającym się pierwszym koncertem wytworzyło zupełnie inną atmosferę. Gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki Ktulu, atmosfera była niespotykana.

Tak jak dwadzieścia lat temu, tak i teraz, podstawowym pytaniem zawsze było połączenie Metalliki z symfonią, że niby te światy do siebie nie pasują. I jeszcze głośniej, niż dwie dekady temu, odpowiedź brzmi… niekoniecznie. A to dlatego, że jest to święto muzyki, święto dwóch potężnych muzycznych zjawisk i święto potęgi, którą tworzy grupa cudownie utalentowanych muzyków.





Wiecie, co w tym wszystkim jest najdziwniejsze? Że od jakiegoś czasu S&M2 jest już kolejnym historycznym rozdziałem w karierze Metalliki, kolejną przygodą z przeszłości. Gdybyśmy tylko mogli kiedyś ponownie odtworzyć całe to wydarzenie na dużym ekranie…

Yyyy… Czekajcie! Możemy! Zapraszamy wszystkich do kin w środę 9 października oraz we wtorek 15 października!


















Marios
Overkill.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 2
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
BME
08.10.2019 11:20:23
O  IP: 0.0.0.77
sprzedam bilet na jutro, Lodz, Multikino, 20:00.
bilet do wydruku wysylam mailowo. 20zl.
priv ;)
the_Rock
08.10.2019 09:56:01
O  IP: 0.0.0.185
Zagadka: co to za licznik (Metallica wrzuciła go na twittera):

https://metallicaxx.com/


Zostały 2 dni. Chodzi o S&2 na BlueRay, czy coś innego?
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak