Redaktor naczelny sekcji
So What!,
Steffan Chirazi, przypomniał (tym razem nie w rubrykach
So What!) w kilku zdaniach sylwetkę Ennio Morricone – artysty, który wzniósł muzykę filmową do nowej formy artystycznej. Oto kilka faktów z życia tego najbardziej wyjątkowego twórczego geniusza.
tekst: Steffan Chirazi
tłumaczenie: Marios
Ennio Morricone urodził się 10 listopada 1928 roku w Rzymie. A czy naprawdę był tym wyjątkowym twórczym geniuszem? Oczywiście, że był. Bo widzicie, Rzym jest wyjątkowy. Rzym to żywa historia. To miasto pławi się w chlubnej wyniosłości i świadomości, skąd się pochodzi. To miasto wysyła w świat legendarne osobowości – od Juliusza Cezara przez Federico Felliniego po Ennio Morricone.
Wychowany w dzielnicy Trastevere – części miasta pełnej wąskich uliczek i ekscytującej artystycznej energii, Morricone, był cudownym dzieckiem. Dzięki opiece ojca Mario Morricone (który był trębaczem), Ennio zapisywał swoje pierwsze kompozycje w wieku sześciu lat. Nazwanie Ennio cudownym dzieckiem jest takim samym truizmem, jak stwierdzenie, że księżyc w pełni rzuca odrobinę światła. W wieku lat 12 Ennio uczęszczał do Accademia Nazionale di Santa Cecilia, jednej z najstarszych akademii muzycznych na świecie. Tam opanował czteroletni program nauczania w zaledwie pół roku. Studiował grę na trąbce pod wodzą
Umberto Semproniego, a także u boku słynnego kompozytora
Goffredo Petrassiego zgłębiał tajniki kompozycji oraz muzyki chóralnej. Gdy Morricone kończył konserwatorium w 1954 roku, opuszczał to miejsce z dyplomami trąbki, komponowania, a także pracy z orkiestrą.
Jak się zapewne domyślacie, lista osiągnięć, które nastąpiły później, jest obszerna i zdecydowanie zbyt długa do internetowego wpisu sygnalizującego ledwie tę wielką postać muzycznego świata. Ale są przede wszystkim Oscary: najpierw za całokształt twórczości w 2007 roku, kiedy to doceniono Jego wkład w muzykę filmową, a następnie w 2016 roku za muzykę skomponowaną do
Nienawistnej ósemki w reż.
Quentina Tarantino. Były też trzy statuetki Grammy (+ jeszcze jedna
Grammy Trustees Award – przyznawana osobom, które w trakcie kariery muzycznej, poza występami, wniosły znaczący wkład w dziedzinę nagrywania). Są na tej liście trzy Złote Globy, miejsce na liście dwudziestu pięciu najlepszych ścieżek dźwiękowych w amerykańskich filmach wg. American Film Institute, są wreszcie niezliczone włoskie wyróżnienia.
Jednak zdaniem autora tego wpisu, jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu Morricone miało miejsce w październiku 1956 roku. Wówczas poślubił Marię Travię. Para doczekała się czworga dzieci i była ze sobą aż do śmierci artysty, co wskazuje, że Ennio Morricone był człowiekiem pasji i uczciwości.
Najlepsi światowi filmowcy przybywali do niego, a to wszystko ze względu na cechy charakteru oraz niesamowitą umiejętność tworzenia muzyki, która przemawiała do serc i dusz zarówno widzów, jaki i miłośników muzyki. A lgnęli do niego światowcy:
Oliver Stone,
Quentin Tarantino,
Brian De Palma,
Terrence Malick, czy
Roland Joffe. Komponował dla artystów takich jak:
Paul Anka,
Andrea Bocelli.
Yo-Yo Ma nagrał album z kompozycjami Morricone, które to wydawnictwo pozostawało przez 105 tygodni na listach przebojów
Top Classical Albums. Wpływy Ennio Morricone można usłyszeć i poczuć w różnych gatunkach muzycznych dzięki kilku innym ważnym artystom. A są nimi:
Hans Zimmer,
Dire Straist,
Radiohead i
Metallica…
…
Metallica i
Morricone... Dwa słowa, które od ponad 35 lat łączą się ze sobą jak chleb i masło, pieprz i sól, intro i początek koncertu. Aby ogarnąć ogrom tego związku, należy najpierw zauważyć, że ze wszystkich swoich osiągnięć, Ennio Morriocne będzie najbardziej kojarzony z pracy z reżyserem
Sergio Leone i jego trylogii spaghetti westernów z lat 60.:
Za garść dolarów,
Za kilka dolarów więcej oraz
Dobry, Zły i Brzydki. Przypadek sprawił, że Leone i Morricone byli kolegami z klasy na długo przed tym, kiedy jeden zaczął tworzyć filmy, a drugi partytury z muzyką do filmów, które będą miały ogromny wpływ na współczesne kino. Z powodu niewystarczających funduszy, Morricone do tworzenia partytur wykorzystywał sample strzałów z broni palnej, gwizdań oraz nowej gitary elektrycznej Fendera, aby tymi zabiegami poprawić nastrój i zwroty akcji określonych scen.
Morricone, który szczycił się swoim pochodzeniem, współpracował ze swoim przyjacielem z dzieciństwa, Alessandro Alessandronim oraz z jego grupą wokalną, znaną jako Cantori Moderni, w której śpiewała przykuwająca uwagę sopranistka, Edda Dell’Orso. Leone wierzył, że Ennio jest taką samą częścią scenariusza filmowego, jak jego muzyka. I miał rację. Pokłosiem dalszych sukcesów tego duetu, były obrazy takiej jak
Pewnego razu na Dzikim Zachodzie (album ze ścieżką dźwiękową tego filmu sprzedał się w ok. dziesięciu milionach kopii na całym świecie), oraz
Dawno temu w Ameryce – ostatni film Sergio Leone, zrealizowany przed jego przedwczesną śmiercią w 1989 roku.
Filmy te – przede wszystkim z muzyką Morricone – zapewniły nazwisku Leone szerszą prezentację dokonań szerszej współczesnej publiczności – w tym młodym chłopakom, którzy zakładali kapele napędzane entuzjazmem, energią, fast foodem i tanim piwem.
W czasie trasy koncertowej w latach 1980-81, Motörhead wykorzystywali pierwszą połowę kompozycji
The Good, The Bad and The Ugly jako intro przed wyjściem na scenę. Był jeden taki gość, który wcielił się w rolę pierwszego menadżera Metalliki – nazywał się
Jon Zazula. To on zasugerował Metallice wybranie
The Ecstasy of Gold, jako czegoś charakterystycznego na potrzeby początku koncertu, zamiast puszczać z taśmy coraz szybsze bicie serca, które Metallica wykorzystywała wcześniej jako przedkoncertowe intro. James Hetfield w
Dobrym, Złym i Brzydkim znalazł jako dziecko zarówno rozrywkę, jak i pokrewieństwo oraz identyfikację z tymi trzema postaciami. Okazało się więc, że przepchnięcie propozycji było łatwizną. Lars, Kirk i Cliff to tacy sami miłośnicy filmu, którzy poznali się na ogromie arcydzieł Ennio Morricone, dlatego też Metallica zabrała w trasę tę kompozycję, która od dziesięcioleci przypomina fanom nazwisko Morricone we wszystkich zakątkach świata.
The Ecstasy Of Gold zadebiutowała jako przedkoncertowe intro w czasie letniej trasy
Kill ‘Em All For One w Stanach w roku 1983. Każdy, kto doświadczył potęgi tego utworu na koncercie, ma własne wspomnienia związane z tą chwilą, kiedy po kręgosłupie przechodzą ciary jak gwoździe na sekundy przed tym, kiedy ze sceny zabrzmi potężny ryk Metalliki. A tak się właśnie dzieje. W tym czasie na ekranie obserwujemy scenę, w której
Elli Wallach (jako Tuco) desperacko przedziera się po spieczonym słońcem opuszczonym cmentarzu, szukając grobu, w którym ukryte jest 200 000 dolarów w złotych monetach. A potem doświadczamy tego muzycznego ładunku energii, tych chwil, kiedy oczekiwania narastają z każdym kolejnym dramatycznym zwrotem akcji w wykonaniu Morricone. Znamy każdą nutę, każdą partię wokalu, ale za każdym razem jest to doświadczenie pełne napięcia. A to dlatego, że jest to moment (i nieważne co złego wydarzyło się w ciągu dnia) – dla zespołu, fanów, ekipy technicznej, dla mnie, dla Ciebie – moment, w którym to wszystko co się wydarzyło, zaciera przez wiedzę o tym, co się za chwilę stanie. Ten początek to nasze bezpieczeństwo, to siła, to absolutna radość wspólnego przebywania w naszej świątyni, w naszym domu.
Oczywiście Metallica odbyła wiele twórczych podróży z tą kompozycją pod pachą. Cztery pierwsze koncerty w ramach
S&M oraz dwa ostatnie zatytułowane
S&M2 zawierały wspaniałe orkiestrowe wykonania
The Ecstasy Of Gold. W 2007 roku Metallica zmetalizowała utwór i nagrała go z dużą prędkością na krążek
We All Love Ennio Morricone. Następnie nadszedł 28 lipca 2009 roku. Na piątym koncercie w kopenhaskim Forum, kapela zachwyciła własną wersją tej niesamowitej melodii. Był to jedyny raz, kiedy Metallica zaprezentowała
The Ecstasy Of Gold, grając na żywo. To, że zdecydowali się zagrać ją tylko raz, pokazuje jak cenny jest to utwór, którego nie należy nadużywać, a prezentować jako klejnot tylko na specjalne okazje.
Mówi się, że do chwili śmierci 6 lipca 2020 roku, Ennio Morricone stworzył muzykę do ok. 500 filmów i skomponował ponad setkę klasycznych utworów. Jest jeszcze więcej faktów i jeszcze więcej liczb, ale chcę zakończyć mój skromny hołd, przekazując Wam kilka rzeczy, które wyciągnąłem z życia Ennio i które wzmacniają u mnie Jego legendę:
- uwielbiał pizzę neapolitańską (pomidory, mozarella, troszkę sardeli, a to wszystko na cienkim cieście);
- codziennie zasiadając do luchu, łączył się i rozmawiał z żoną,
- nie znał nazwisk współczesnych muzyków pop;
- uważał że szachy i komponowanie muzyki mają ze sobą dużo wspólnego (był entuzjastą szachów);
- nie ufał komputerom, wolał używać długopisu, papieru, telefonu i faksu;
- został w Rzymie, w czasie, kiedy upominało się o Niego Hollywood.
Cóż za fantastyczna sprawa: ten wyjątkowo utalentowany i kreatywny człowiek odrzucił propozycję splątania swego losu z Los Angeles. Uważam, że taka decyzja musiała w dużym stopniu przyczyniła się do tego, że nadal żył pełnią życia i radości, dopóki nie pożegnał się z tym światem w wieku 91 lat. Nigdy nie stracił z oczu tego, co ważne.
Czy było możliwe to, żeby nie puścić sobie
The Ecstasy of Gold, gdy nadeszły wieści o Jego śmierci? Nigdy nie zabraknie wspaniałej muzyki i wielu fantastycznych wspomnień, by czcić Jego pamięć.
Dziękuję Maestro i życzę udanej podróży. Żywię nadzieję, że u bram Raju przywitano Cię dobrą neapolitańską.
Steffan Chirazi
Marios
Overkill.pl