28 kwietnia 2018 roku Metallica jak na razie po raz ostatni zagrała u nas koncert halowy. A cała impreza odbyła się w krakowskiej Tauron Arenie. Wsiądźmy do wehikułu czasu i przenieśmy się na moment do tej bardzo słonecznej jak na kwiecień soboty i wspaniałego wieczoru.
tekst: Bartek Koziczyński /
Teraz Rock
opracowanie: Marios
W Tauron Arenie ewidentnie było już widać XXI wiek, jeśli idzie o nowinki. Centralna scena jest standardem. Synchroniczny taniec dronów to jednak widok rodem z filmów science fiction. Nie chodzi o duże rotory, tylko o te miniaturowe ustrojstwa ze światełkami, imitujące ćmy w
Moth Into Flame. Latały sobie pozornie bez ładu, by nagle sformować krąg nad głową Hetfielda… I tak przez kilka minut. Nad głowami muzyków bez przerwy wisiały natomiast 52 ruchome kostki z ekranami LED, na których wyświetlane były przeróżne rzeczy: w
Sad But True na przykład animacje przypominające „totalitarne” sceny z The Wall Floydów; przy
For Whom the Bell Tools – czerwone czachy. Gdy Rob Trujillo grał
Pulling Teeth, na fanów spoglądał Cliff Burton, a w czasie
One oglądaliśmy fragmenty filmu
Johnny Got His Gun.
Spit Out the Bone okraszony został naszymi barwami narodowymi ustrojonymi w logo zespołu. Od czasu do czasu trafiały tam również zbliżenia muzyków na scenie. Metalowi tradycjonaliści dostali dla siebie słupy ognia. Taka scenografia wymusza specyficzne umieszczenie nagłośnienia. Kolumny podwieszono pod sufitem i z dźwiękiem było niestety różnie. Przy otwierającym
Hardwired kiepsko rozchodził się po płycie. Potem na dole się poprawił, ale na trybunach było chaotycznie, co prawdopodobnie wynikało z odbić.
Niczego nie można było zarzucić Metallice pod względem artystycznym. Poza obowiązkowymi hitami sięgnęli po starusieńki
Motorbreath, z przeróbek była
Die, die My Darling. Od
Misfits. Miała sens aż siedmioutworowa reprezentacja albumu
Hardwired… To Self-Destruct, zważywszy na jego dobre przyjęcie. Tym bardziej, że zespół, który do tej pory raczej wiernie odgrywał kompozycje z płyt, postanowił rzecz urozmaicić. Np. w środkowej części
Now That We’re Dead, gdy na scenę wjechały dodatkowe kostki z padami perkusyjnymi. Dorwali się do nich wszyscy muzycy, a wynikiem był plemienny rytm, kwitowany przez publiczność okrzykami
hej! Po wszystkim James wykorzystał jeszcze pałeczkę do slide’a na gitarze.
Nie brakowało interakcji z publicznością. Szczególnie wyróżniała się przemowa Hetfielda w połowie występu:
Jestem wdzięczny, że mogę tu być. Po 37 latach Metallica wciąż żyje. Jesteśmy tu w Krakowie z naszymi przyjaciółmi i rodziną – piękne! Nie mogłem sobie tego lepiej wymarzyć. Gdy tak spoglądam, widzę różnych ludzi. Wszyscy są w tej rodzinie mile widziani. Mamy więc starsze osoby. Jest mnóstwo ludzi w średnim wieku. Są też małe dzieci, dzieci Metalliki. O, tutaj jedno… Ile masz lat? 13? Jak masz na imię? Peter? Peter ma 13 lat, stoi w pierwszym rzędzie na koncercie Metalliki i trzyma polską flagę – piękne! To twój ojciec? Wujek! Masz bardzo fajnego wujka. Dzięki, wujek! Peter, zagramy dla ciebie numer, bo tworzysz następną generację metallicowej rodziny, następną generację metalu. Fajnie, że tu jesteś. Mam pytanie do ciebie i do wujka… Ma być ciężko?! Metallica zrobi wam ciężko, Peter! I odpalili
Sad But True. Na sam koniec, po finale w postaci
Enter Sandman, miło nawijał też Lars:
W 1987 roku Metallica przyjechała do Polski po raz pierwszy. Graliśmy w Katowicach, Nie wiem, czy ktoś z was tam był? Metallica odwiedza Polskę od 31 lat i jest coraz lepiej i lepiej. Kraków, Metallica was kocha!
To jednak tylko przygrywka do prawdziwych wzruszeń, które zapewniła nowa świecka tradycja polegająca na graniu przez Kirka Hammetta i Roba Trujillo utworu z kraju, w którym odbywa się koncert. Mogło to pójść w kierunku jajcarskim (
Jożin z bażin w Pradze), mogło w kierunku łatwizny w postaci anglojęzycznego metalu (
Balls to the Wall w Lipsku). W tym kontekście zaskoczeniem było sięgnięcie po klasykę rodzimego bluesa –
Wehikuł czasu zespołu
Dżem. Znajomy riff pod ręką Hammetta tylko uwypuklił swój klasyczny charakter, publiczność entuzjastycznie reagowała też na motyw solowy. Trujillo walczył natomiast z pułapkami języka polskiego, co miało swój urok i dawało fanom okazję do gromkiego wsparcia.
Te momenty są magiczne i jest to wyraz szacunku dla miasta, kraju, fanów i ludzi z danego regionu. Taki mamy cel i dajemy z siebie wszystko – opowiadał Rob w wywiadzie. I było to piękne zwieńczenie tego wspaniałego i nad wyraz słonecznego dnia oraz dziesiątej wizyty Metalliki w Polsce.
PEŁNY KONCERT W POSTACI MULTICAM MIX:
Na koniec mała fotorelacja. Tym razem nie z oficjalnej strony Metalliki, a z portalu onet.pl. Autorem zdjęć jest Artur Rawicz.
Overkill.pl