W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Rob Trujillo w wywiadzie dla So What! (październik 2020)
dodane 03.11.2020 00:46:42 przez: No Leaf Clover
wyświetleń: 1990
Czas na przedostatnią rozmowę, którą przygotował redaktor naczelny sekcji So What!, Steffan Chirazi. Po wywiadach z Jamesem i Kirkiem, pora na Roberta. Za tydzień w czwartek zakończenie serii. Ostatnim gościem będzie oczywiście Lars. Tymczasem basista Metalliki podsumował niejako przymusowy rok przerwy zespołu. Okazuje się, że mimo wszystko było co robić.

Tekst: Steffan Chirazi
Tłumaczenie: Marios
Redakcja: No Leaf Clover






Rob, jak zawsze, pełni rolę rzeki, która pomaga łączyć Metallicę i zapewnia ciągły przepływ potrzebny między czterema członkami kapeli. Robert nadal pozostaje – moim zdaniem – kwintesencją człowieka renesansu w świecie rock’and’rolla: jest niezwykle kreatywnym, empatycznym spoiwem, osobą, która nieustannie poszukuje świeżej twórczej energii i zawsze chce dowiedzieć się czegoś więcej o wszystkim co go spotyka. Rodzina Trujillo emanuje twórczą energią życia – żona Chloe jest artystką i projektantką odnoszącą międzynarodowe sukcesy. Ich córka Lullah to bardzo utalentowana i zaangażowana artystka, która szaleje zarówno na desce, jak i siadając za perkusją. Syn Tye tworzy własne dziedzictwo jako basista w pełnym tego słowa znaczeniu z własnym zespołem Ottto – gdzie mamy do czynienia z szybkim speed-metalowym graniem, klasycznym rockowym składem na gitarę, bas i perkusję. Tye pisze trip-hopowe numery oraz jest niesamowitym skateboardzistą o olbrzymiej reputacji. Rok 2020 był czasem, w którym rodzinna atmosfera toczyła się przez wspólne, różnorakie zajęcia: od przygotowywania wspólnych obiadów, czy też wyjścia na plażę i łapanie fal (Rob i Tye pozostają zapalonymi surferami).
Robert byłby pierwszym gościem, który mógłby przyznać, że era COVIDU sprawiła, iż szukał on dla siebie nowych ścieżek (również w Internecie), które w tym czasie podsuwał nam czas. Będąc nocnym markiem, Rob spędził ukradkiem kilka godzin zagłębiając się w sieci w niezliczone myśli i opinie. Prawdziwy styl Trujillo objawia się jednak tym, że tutaj coś ugryzie, tam weźmie szczyptę i dochodzi do równowagi w owych opiniach i rzeczywistości. Pamiętajcie, że Rob poszukuje. Tak właśnie robią poszukiwacze: łapią temat, sondują, zostają zaciekawieni i dzięki temu kreatywni.

W ten sposób doprowadziło nas to do poniższej rozmowy, która odbyła się w momencie, gdy Robert wrócił w rodzinne pielesze do południowej Kalifornii zaraz po koncercie dla kin samochodowych (w ładnej scenerii, jak mi powiedział).

Pomówmy na początku o pierwszych symptomach, podejrzeniach, że coś się będzie działo w sferze koncertowej. Kiedy pierwszy raz zorientowałeś się, że coś się kroi?


Jakoś w połowie lipca dostaliśmy wiadomość, że zamierzamy ruszyć coś z koncertem. Wydawało mi się wtedy, że było to przekazane tak zupełnie luźno. Nie wiem, czy „niezobowiązująco” to właściwe słowo, ale wydawało mi się, że data była zbyt blisko, żeby mogło dojść do skutku coś takiego jak koncert. A później, kiedy wszystko zaczynało nabierać kształtów, była to dla mnie dobra wiadomość, ponieważ natychmiast po tym, gdy zostało to potwierdzone, pomyślałem: O cholera, czas złapać bas i zabierać się do pracy. Wcześniej więcej czasu spędzałem przy pianinie i dla zabawy z gitarą, więc kiedy nadeszły wieść i o Pandemice, zdałem sobie sprawę, że czas zakasać rękawy, wrócić do sprawdzonej, starej basówki, podłączyć sprzęt, gaz do dechy i jazda. I to był tryb, w jakim się znalazłem.

W tamtym momencie pomyślałem: Stary, zardzewiałeś, ale teraz ta rdza odpada. Kiedy w domu jestem na dole i codziennie słyszę, jak Tye gra, to nawet docierało do mnie, że, łał, nawet nie grałem tak często na basie, więc kiedy nadarzyła się okazja do występu, zmusiło mnie to do wrócenia do basu i śpiewania numerów. I wtedy zdajesz sobie sprawę, że mięśnie i ścięgna twoich ramion, nie bardzo chcą współpracować. Za to dają o sobie znać odciski! Wiesz, struny basowe są duże, grube i granie boli. Boli, gdy nie grasz na instrumencie od dłuższego czasu.

Ciekawe. Nawet o tym nie myślałem. Ślady po odciskach to duża sprawa w graniu. Chronią.

Zapytałem Jamesa pierwszego, czy drugiego dnia prób: Jak tam twoje palce? A on mówi:Bolą. Totalnie bolą. Więc, wiesz, pomyślałem wtedy: Dobra, nie tylko ja tak mam. Jest coś, o czym zapominamy i co często bierzemy za pewnik: mięśnie ramion, palce, wszystkie ścięgna i odciski robią ogromną różnicę.

Widzę, że pamięć mięśniowa to wielka sprawa, a jeśli nie używasz tych mięśni, to mamy mały szok dla organizmu.

Właśnie dlatego opuszki palców przez kilka pierwszych prób miałem naprawdę bardzo obolałe, ale wiesz, muszę stwierdzić, że dzisiaj było naprawdę dobrze. Koncert poprzedniego wieczoru był naprawdę dobry i część tej dobroci ma nawet związek z Kirkiem. Bo Kirk w wolny dzień zaprosił mnie na jammowanie, więc wspólnie pograliśmy. Nawet między próbami spotykałem się u Kirka i graliśmy po kilka godzin. Ćwiczyliśmy All Within My Hands, akustyczną wersję a za chwilę przeradzało się to w Hendrixa albo jakiś specyficzny oryginalny pomysł, czy coś w tym rodzaju. I wówczas zdałem sobie sprawę, że moje place zaczynały nabierać wprawy. Pomyślałem, że jest w porządku. Tak wróciłem do formy.

Bardzo fajnie, że udało ci się to rozwiązać. A jak twoje doświadczenia z wprowadzonym protokołem medycznym i wszystkimi wprowadzonymi obostrzeniami i bańką, jak się przez to wytworzyła? Jak ci się pracowało w takim reżimie? Wiesz, jest sporo rzeczy w tych wytycznych, które bezpośrednio są zupełnie sprzeczne ze zwykłym scenicznym, koncertowym zachowaniem. Np. wymiana instrumentu z rąk Zacha.

Cóż, to zasługa naszych techników. Byli bardzo odpowiedzialni. Nosili wszystkie te osłony twarzy, maski, rękawiczki. Wewnątrz i na zewnątrz. Było to imponujące, że tak mocno się zaangażowali po to, by wszystko poszło tak gładko, jak to tylko możliwe. Więc musisz swoje uznanie przekazać załodze. Oni mają silną etykę pracy i mogę powiedzieć, że ludzie z ekipy byli bardzo wdzięczni za opiekę w czasie wolnego, gdzie pomagaliśmy im nadal trwać w gotowości i na powrót pracować z Metallicą.

To ogromna sprawa.

Wiesz, oni naprawdę podeszli do całej sytuacji z szacunkiem. Ta ekipa to taka nasza dalsza rodzina i nie moglibyśmy zrobić tego bez nich, a oni pomogli urzeczywistnić magię organizacji koncertu, a co za tym idzie – szanowali postanowienia medycznego protokołu.




Opowiedz coś więcej o niektórych wdrożonych procedurach.

No wiesz, nie możesz tak po prostu spędzać czasu z kimkolwiek. Dostawałem sporo telefonów i esemesów od znajomych i przyjaciół z Bay Area i ci, którzy wiedzieli, że jestem na mieście, chcieli się spotkać. I musiałem odpowiadać: Stary, nie mogę się wyłamać. Mamy procedury, zrobiliśmy sobie kwarantannę. Mike Bordin dzwonił: Hej, musisz wpaść do nas do Napa. A ja, wiesz: Stary, no nie mogę tego zrobić. Uważam, że lepiej jest czuć się bezpiecznie, niż później przepraszać. Doceniam to. Ale wierzę też w to, że istnieje [w teraźniejszej sytuacji] sposób na to, by coś się mogło wydarzać. Można uzyskać planowane wyniki, jeśli będzie się przestrzegać owego protokołu i podejmować niezbędne środki do tego, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. No bo patrz: Próbujemy coś zrobić, osiągnąć coś, co jest bardzo ważne dla naszych fanów, ale ważne również dla nas, jako członków zespołu. Ważne jest też w kontekście sztuki i muzyki jaką gramy.

Myślę, że jeśli Metallica coś robi, pomaga to także innym zespołom. Wiesz, skoro Metallica to zrobiła, to my też możemy to zrobić. Kumasz, nie? Szanujmy więc te wytyczne, twórzmy muzykę, róbmy te wszystkie rzeczy i wracajmy do pracy.

Ile razy w sumie miałeś testy?

O matko. Testowali mnie przynajmniej sześć razy. Ludzie z ekipy byli testowani częściej niż ja. Było z tym mnóstwo pracy i wiem, że kosztowało to bardzo dużo pieniędzy. Testowanie dużej liczby osób tanie nie jest, ale proszę bardzo… Jeśli chcesz przejść w swoim planie do szerszego spojrzenia na swoje miejsce pracy i wytworzyć w nim bezpieczne środowisko, musisz przez to przejść. Jest to coś w rodzaju eksperymentu, a eksperyment zawsze obarczony jest ryzykiem. Ale warto to robić, ponieważ od tego może zależeć decyzja, czy będziesz w stanie wrócić do pracy i uruchomić tę maszynerię. Miejmy nadzieję, że taka postawa doprowadzi nas do wniosków w sferze osobistej, ale też zawodowej (co się właśnie dzieje – przyp. autor).

Muszę o to zapytać… Czy za każdym razem pobierali ci wymaz z tej samej części nosa, czy naprzemiennie z obu dziurek?

Na szczęście za każdym razem była to prawa dziurka. Ale wtedy pobierali też z gardła.

Bądźmy szczerzy, z gardła pobiera się o wiele łatwiej w porównaniu z nosem.

Dokładnie.

Gardło to łatwizna. Tzn. pobieranie wymazu z nosa to zdecydowanie dziwne uczucie, ale się do tego przyzwyczajasz. Sam miałem pobierany wymaz tylko dwa razy, ale przywykłem do tego. Nie była to jakaś skomplikowana procedura. Myślę, że jednym z najważniejszych aspektów Pandemiki – z mojej perspektywy – był po prostu fakt, że to się wydarzy. Gadaliśmy przecież o tym nieoficjalnie. Z mojej perspektywy wydawało mi się, że nadchodzi dziwny podmuch normalizacji i od kiedy wreszcie występ doszedł do skutku, mam nieco bardziej radosne spojrzenie na życie. To coś na kształt tego, jakby znów było w porządku, bo ta znacząca część mojego życia się wreszcie uaktywniła. Uaktywniła się mimo tego, że nosimy maski i machamy do siebie zamiast zbić piątkę. Opisz tę sytuację z perspektywy członka Metalliki… Czy wszyscy przechodziliście przez to w ten sam sposób? Opisz swój niepokój związany z ponownym wspólnym zebraniem się w jednym miejscu.

No tak. Wiesz, niepokój był, ponieważ nie mogliśmy po prostu się zjechać i zacząć grać. Musieliśmy przejść przez testy, a powrotowi do prób zawsze towarzyszy lekka niepewność w początkowych sesjach. Próbujesz się z tym oswoić, pracujesz na tym, by wszyscy poczuli się bardziej komfortowo. Zdarzały się nawet momenty, w których – tak myślę – było czuć coś na uczucie stresu… Po prostu… Nie wiem… Wydawało mi się, że unosi się troszkę obaw. Myślę, że James sprawdzał grunt – ale to tylko moja opinia. Ale w końcu znaleźliśmy wspólną pozytywną przestrzeń i ponownie skupiliśmy się na utworach, których nie graliśmy od jedenastu miesięcy, wiesz, coś w stylu: O.K. Znów tu jestem. Jak się z tym czuję?

Dokładnie. Chodzi o to, że jest coś, o czym można łatwo zapomnieć. Pomijając pandemię, mieliśmy też fakt, że po koncertach w Chase Center James udał się na odwyk, co było dla wszystkich dużym zaskoczeniem, dla niego prawdopodobnie też. To był kolejny moment, w którym zespół był na fali wznoszącej, plany były poustawiane hen do przodu, wszystko było w porządku, a potem ta cała układanka nagle się rozpadła. Uważam, że musimy o tym porozmawiać. Nawet bez COVIDU te obawy byłyby wyczuwalne, prawda? Niezależnie od tego, co wydarzyłoby się jako pierwsze. Mam rację?

Z pewnością tak by było. Dorzuciłeś też „Co na to James? Jak on się z tym czuje?”. Na początku było w tym coś troszkę nierzeczywistego, ponieważ dopiero co zaczęliśmy grać, ale – przynajmniej ja – nie byłem tak naprawdę pewien, jak w tej sytuacji czuje się James [mowa o pierwszych próbnych podejściach do grania – przyp. autor]. Zawsze jest dla mnie ważne, to, żeby upewnić się, że wszyscy czują się komfortowo i czują się świetnie w danej sytuacji. Ostatnią rzeczą, której bym chciał, byłoby zmuszanie kogoś do zrobienia czegoś, do czego nie jest przekonany, czego po prostu nie czuje. James jednak poczuł tę więź z duchem zespołu i chociaż nie mogliśmy się przytulić, poprzybijać piątek i znów to wszystko złączyć, to jednak wszystko się pięknie połączyło. Wydawało się, że osiągnęliśmy coś bardzo ważnego w kontekście szerszego spojrzenia na przyszłość i zrobiliśmy duży krok naprzód.

Czy był taki moment, w którym chemia między wami przejęła kontrolę i pokazała wam, że znów jesteście siłą? Czy była taka chwila, kiedy pstryknąłeś palcami i powiedziałeś: Kurwa, lecimy z tym!


Wiedziałem, że chociaż graliśmy bardzo solidnie i w zwarty sposób na nakrętkach do kin, to u Howarda Sterna brzmiało to: Dobra, jesteśmy twardzi. Mamy to. Wróciliśmy. Mimo, że byliśmy zmęczeni i mało spaliśmy (koncert dla kin zarejestrowano 10 sierpnia, a występ u Sterna miał miejsce kilka godzin później o godz. 8.00 – przyp. Marios), wydawało się, że występ u Howarda to coś naprawdę wyjątkowego. Kiedy jestem zmęczony, nie mówię za dużo, więc byłe troszkę bardziej przytłumiony niż zwykle. Z pewnością byłem dumny z faktu, że mogliśmy złapać za instrumenty, mimo, że nie spaliśmy za długo. Daliśmy pokaz, jaki byliśmy w stanie dostarczyć, zwłaszcza, że jednego z numerów nie gramy za często – chodzi oczywiście o akustyczną wersję All Within My Hands. Ale, wiesz, Avi, ja i Kirk włożyliśmy w przygotowania dużo dodatkowego czasu, coś na kształt pracy domowej, więc było świetnie. Bardzo nam to pomogło. Cieszę , że to zrobiliśmy.



Wróćmy do występu na potrzeby Pandemiki. Poczułem, że po początkowym Hardwired, biegi zaczęły działać i nagle ruszyliście z kopyta. Czułeś te wrzucane biegi?

Jasne. Naprawdę poczułem. Doświadczyłem tego uczucia w czasie kręcenia przy Master Of Puppets, że wiesz: wróciliśmy i będę cholernie machać głową tak, jakbym nie robił tego od bardzo, bardzo długiego czasu. Więc po prostu rozpuściłem włosy i zacząłem to robić. Było to naturalne, nie było w tym nic planowanego. Było to naturalne uczucie, kiedy adrenalina wzięła górę. Na pierwszym koncercie zawsze ważne jest to, aby znaleźć ten moment w swojej fizyczności, by w naturalny sposób dostarczyć ten dodatkowy rodzaj energii.

To, co wydarzyło się hrabstwie Sonoma było bardzo osobiste. Chodzi mi o to, że z wielu powodów był to bardzo uczuciowy, głęboki występ, co nie?

Cóż, znaczenie tego koncertu jest czymś naprawdę trudnym do wyjaśnienia. Osobiście widziałem jak w NBA stworzono taką bańkę bezpieczeństwa, co stworzyło możliwość do… Określę to jako „sposób na ruszenie do przodu” by wrócić do produktywności. Pandemica była naszym przykładem próby ruszenia z miejsca, i jak powiedziałem wcześniej, jest to bardzo, bardzo ważny pierwszy krok, ponieważ decyduje on o tym, czy rzeczywiście jesteś w stanie to zrobić. Czuję, że ten występ bardziej niż którykolwiek inny reprezentuje ten pierwszy duży krok naprzód w postrzeganiu tego, co reprezentujemy jako zespół: minęło jedenaście miesięcy; w jakim miejscu znajdują się nasze charaktery?; o czym myślą nasze serca?; czy nadal mamy tę iskrę, tę pasję? Chodzi mi o to, że wraz z nadejściem pandemii wiele rzeczy mogło ulec zmianie. Pandemica stanowiła program do naszego całkowitego uwolnienia się.

Czy uważasz, że jest to dowód na to, że w sposób niezaprzeczalny wszystkim zawsze będzie rządził ten pierwiastek, ta chemia łącząca wszystko

Wierzę, że ten pierwiastek jest niezbędny i jeśli go masz, to super, a jeśli nie, to nic z tego nie będzie. W pewnym sensie znów powtórzyło się to, że mamy między sobą tę chemię, która z wielu powodów miała zostać zakwestionowana, o czym wszyscy wiedzą. Tak więc fakt, że mogliśmy ponownie ten pierwiastek łączności szybko odnaleźć, był częścią do pozytywnego rozwiązania sprawy. Tego potrzebowaliśmy.

Ale to przecież nie tak, że nie rozmawialiście ze sobą. Macie te regularne spotkania telefoniczno-internetowe, te odprawy. Mimo tego jednak przypuszczam, że wiedziałeś tylko o tym kiedy się spotykacie, gdzie i co będziecie robić. Chodzi mi o to, i popraw mnie jeśli się mylę, że spotkanie na próbie nie odpowie na pytanie, jak to będzie. Musieliście doświadczyć grania na żywo. Można chyba powiedzieć, że było to najprawdopodobniej najbezpieczniejsze ze wszystkich środowisko do zagrania koncertu. Wszystko dlatego, że nie było publiczności. Oczywiście patrząc na to z drugiej strony, musiało wam być ciężko grać bez publiki, ale z kolei pozwoliło wam to na skupienie się na sobie nawzajem. Zgadzasz się z tym?

Można tak powiedzieć. Cała ta sytuacja pozwoliła nam cieszyć się chwilą i doceniłem wyjątkowość i intymność tego momentu. Jest rzeczą oczywistą, że tęsknimy do grania koncertów, tęsknimy za fanami, ale w tym konkretnym przypadku naszego pierwszego występu po niemal rocznej przerwie i tych wszystkich sprawach, które się wówczas wydarzyły, bardzo fajnie było móc skupić się na odnowieniu naszej relacji.

Mówiąc wprost, czy myślisz, że skoro poszło jak poszło, to czy taka sytuacja ułatwi wam dyskusje na temat tworzenia w przyszłości?

Oczywiście. Trwają już dyskusje. Możemy zacząć patrzeć w kierunku tego następnego kroku. Jeszcze zanim opuściliśmy HQ, było słychać głosy w stylu: Dobra, wiesz, czas zacząć o tym rozmawiać.

A więc w przyszłości przewidujecie pracę w sprawdzony, odizolowany sposób, który właśnie wprowadziliście i nadal tę metodę bańki będziecie wdrażać, prawda?

Dokładnie tak. Będą to kroki podjęte na potrzeby wszystkiego, co robimy jako ekipa. Mamy teraz na to budżet i po prostu tak jest. Lepiej wytworzyć poczucie bezpieczeństwa, niż później żałować.

Mówiąc budżet, masz na myśli finanse. Bo nie jest to tania zabawa, co nie?

Tak, tak.

Czyli to kolejne koszty, które należy dopisać do rachunku.

Nie będziemy szli na skróty. Nie chcemy ryzykować.

A więc kawa na ławę. Wszystko jasne.

Tak. I dobrą rzeczą w tej sprawie, o której mówiłeś jest fakt, że taka sytuacja wymusza na tobie nieco łatwiejsze podejście do kreatywności, bo po prostu jest mniej elementów rozpraszających. Ale zobaczymy… Jak już powiedziałem, zaczynamy rozmawiać o różnych rzeczach, wszystko leży na stole. Ekscytacja jest.



Na koniec poruszmy temat tego, czym zajmowałeś się ostatnimi czasy, jako twórcza dusza?

A więc jakoś w grudniu (2019) w okolicach Bożego Narodzenia skończyłem nagrywanie EPki Infectious Grooves z czterema utworami, która została właśnie wydana w moje urodziny [23 października 2020 – przyp. autor]. Są to trzydziestoletnie, niewydane dotąd utwory, które pierwotnie nie zostały dokończone. EPka dostępna jest tylko na płycie winylowej. Ostatnio zagrałem też minutowy jam z niesamowitą Hiromi z Tokio. To znakomita pianistka jazzowa. Była to chyba najtrudniejsza minuta grania na basie jaką miałem, ale było super zabawnie. Miła odskocznia i kolejne tereny do zbadania. Jakiś czas temu nagrałem też instrumentalny utwór pt. Currency of Control. Oprócz mnie, zagrał lokalny pałker z Venice, Brad Wilk z Rage Against The Machine i bassman z Brooklynu, Brady Watt. Takie tam basowo-gitarowe granie. Zabawne, bo zagrałem na basie, klawiszach o gitarze. I w porządku, może nie spalam się jak Kirk, ale mam interesującą rolę. Te przykłady pokazują, że uwielbiam pisać i współtworzyć, kiedy jest trochę wolnego, a przy bieżącej pandemii ten czas był.

Chodziło mi o to, żeby jakoś uspokoić głowę za pomocą kreatywności. Tworzenie muzyki jest uzdrawiające. Jeśli jesteś muzykiem, albo pisarzem, twoja kreatywność pomaga leczyć, ale też uczenie się nowych rzeczy, rozwój osobisty również z pewnością jest takim lekarstwem. W międzyczasie, tak często jak to było możliwe, surfowałem z rodziną po Pacyfiku. Deska pozwala powstrzymywać wszelkie negatywne emocje.

A, i jeszcze jedna fajna rzecz. James wciągnął mnie w filozofię holenderskiego freaka, który nazywa się Wim Hof (holenderski rekordzista, poszukiwacz przygód i śmiałek, znany jako „Człowiek lodu” ze względu na swoją zdolność kontroli temperatury ciała i odporność na ekstremalne zimno). Preferuje on terapię zimnem i skupia się na ćwiczeniach oddechowych. I te ćwiczenia oddechowe pomagały mi rozpocząć dzień z większym skupieniem, energią. To oczyszczające. Więc tak, wkręciłem się w szeroki zakres jammowania, kreatywności, uczenia się. Robię wszystko co w tej chwili jest najbardziej odpowiednie. Nie chcę, żeby cokolwiek z tego, co powiedziałem wyglądało na przechwałki, ale był to naprawdę interesujący, produktywny rok, w którym skupiłem się na mniejszych i większych współpracach. Było to dla mnie jak przebudzenie: Łał, mogę coś tworzyć i ludzie naprawdę doceniają i lubią to, co przynoszę!

Marios
No Leaf Clover

Overkill.pl



Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak