W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Rozmowy w czasie kwarantanny - Rob Dietrich - historia życia nadwornego gorzelnika Metalliki So What! - maj 2020 - cz. I
dodane 06.06.2020 10:31:47 przez: Marios
wyświetleń: 1958
Dokładnie rok temu Rob Dietrich wszedł w buty zmarłego Dave'a Pickerella i został nowym mistrzem destylacji przy produkcji Blackened whiskey dla Metalliki. Redaktor naczelny sekcji So What!, Steffan Chirazi, odbył dwie internetowe sesje rozmów z nadwornym gorzelnikiem Metalliki. Zapis rozmów pojawił się w maju br.









tekst: Steffan Chirazi
tłumaczenie: Marios



Od najmłodszych lat uczymy się, aby nigdy nie oceniać książki po okładce, ale czasem wszyscy tak robimy, bez względu na to to, czy się do tego przyznajemy, czy nie. Niektóre style ubierania się od razu przypisywane są w konkretny sposób do osób przez niektóre grupy ludzi. Specyficzna fryzura nigdy nie umknie opinii publicznej. A co z zarostem twarzy? Może on się naprawdę stać pretekstem do chlapania jęzorem.

Rob Dietrich ma zadziorną parę bokobrodów. Wielkie baki, które zaatakowały obie strony jego twarzy. Bez brody, bez wąsów. Wyłącznie te gigantyczne baki. Sugerują one postronnym jedną z dwóch cech: hipsterska poza, albo ekscentryczny, nieco dziki, swobodny i pozbawiony uporządkowania styl bycia – życie opierające się na kreatywności, nutce niebezpieczeństwa, a przede wszystkim doświadczeniu. Poniższa historia nie pozostawia wątpliwości, którą z owych dwóch cech wykazuje Rob Dietrich.

Przeprowadziłem wywiady z setkami ludzi i mogę kategorycznie stwierdzić, że Rob Dietrich znajduje się w pierwszej piątce najlepszych rozmówców, u których oszałamiające i zaskakujące zwroty akcji są na porządku dziennym. Pod koniec naszego ponadgodzinnego, dwuczęściowego wirtualnego spotkania, uświadomiłem sobie kilka rzeczy. Zdrapałem ledwie namiastkę wszystkiego, z czego składa się osoba Dietricha… Scenarzyści od zawsze próbują wymyślać takie postaci i gdybym kiedykolwiek zapytał Roberta, czy spał nago w mongolskim ulu, z pewnością odpowiedziałby, że tak, ponieważ najprawdopodobniej to się wydarzyło. Nie mam pojęcia, czy taki eksperyment może się w ogóle udać. Chodzi mi o to, że Rob Dietrich czułby, że należy taki eksperyment wykonać, i albo by to zrobił, albo zacząłby intensywnie rozmyślać, jak coś takiego zrobić. Zanim zagłębimy się w rozwinięcie tego tematu, nie powinno być wielkim zaskoczeniem to, kiedy napiszę, że niezależnie od tego, jakiej mieszanki Dietrich używa do produkcji Blackened dla Metalliki, rozmowa ta była przygodą, na którą nie mogłem się doczekać.





Zacznijmy od tego, gdzie się urodziłeś i wychowałeś. Czy jesteś rodowitym mieszkańcem Kolorado?

Uważam się za rodowitego gościa z Kolorado. Urodziłem się w Ashtabula w Ohio, ale przeprowadziliśmy się do Kolorado, gdy miałem sześć lat.

W porządku. Więc urodziłeś się w Ashtabula. Przyjrzyjmy się temu, jak wyglądało gospodarstwo domowe Dietrichów. Co robili rodzice, kiedy dorastałeś? Pytanie za sto punktów brzmi: czy w twoim domu rodzinnym piło się whiskey? Czy kiedy byłeś dzieckiem, whisky miało na ciebie wpływ?

Rodzice w ogóle nie pili alkoholu, gdy dorastałem. Mój ojciec zdecydowanie bardziej lubił hipisowską sałatę niż alkohol. Zdecydowanie lubił zajarać trawkę. Dorastałem w południowej części Kolorado. Była to jakaś godzina drogi na północ od Telluride, więc byłem jednym z tych dziwnych dzieciaków sceny punk rocka, która właściwie nie bardzo istniała.

Czyli kapele w stylu The Fears, The Germs, The Black Flags, czy też nurt NWOBHM oddziaływały na twoją ścieżkę poznawania muzyki?

Oczywiście! Ostatnio włączyła mi się na Spotify losowa setlista, a tam pojawia się Alien Sex Fiend. Lubię ich i wiesz: Cholera, nie słyszałem tych gości od wieków!

Świetnie. Alien Sex Fiend godzinę drogi na północ od Telluride. Czym to było dla ciebie?

Próba dotarcia do jakiejś przyzwoitej muzyki była wtedy dość trudna, ponieważ dorastałem w konserwatywnej części kraju. Musiałem zdobywać muzykę w sposób nielegalny, bootlegowy, bo mama wychowywała nas jako Świadków Jehowy, a mój tata był hipisem, który lubił zapalić trawkę. Taka dziwna domowa dychotomia.

Co??? Czekaj, bo nie bardzo łapię… To całkiem… Jak ty… sobie z tym poradziłeś? Podaj przykład, w jaki sposób taka całkiem różna sytuacja, różny sposób na życie połączył twoich rodziców, mimo całkiem różnych filozofii życia.

Mój tata powiedział: Jeśli twoja matka chce religii w swoim życiu, może ją mieć. Ale zdecydowanie był to najbardziej dzielący aspekt w domu. Nie obchodziliśmy świąt. Żadnych świąt. Nie było urodzin i tego rodzaju rzeczy. Więc naturalnie czyniło to ze mnie w szkole odludka i tym chętniej spodobały mi się szkolne grupki słuchające Dead Kennedys i tego typu muzyka. Ilekroć sięgałem po muzykę, była ona jak złoto. Każdy, kto podróżował do Denver, przywoził ze sobą jakieś taśmy ze składankami, a ja myślałem: O Boże! Gdzie mogę posłuchać tego więcej?!





To szalone. Wróćmy na chwilę do tematu przeprowadzki. Co spowodowało ten krok, że przenieśliście się z Ohio do Kolorado? Dlaczego się przeniosłeś?

Przez jakiś czas żyliśmy dzięki busowi. Mój tata załatwił dostawczaka i w ten sposób żyliśmy. Urodziłem się w październiku 1971 roku, więc to mogło być w 1972, kiedy podróżowaliśmy z miejsca na miejsce. Przez pewien czas żyliśmy jak koczownicy. Mieliśmy dom to tu, to tam, ale mój tata zbudował innego busa, w którym mieszkaliśmy i przez pewien czas podróżowaliśmy nim. To było przed tym, kiedy moja mama weszła w środowisko Świadków Jehowy.

Gdy osiedliliśmy się w Kolorado, mój ojciec dużo pracował w Telluride, więc nie było go przez cały tydzień. A mama pracowała dla lokalnej gazety i nas wychowywała. I wówczas szukała jakiejś struktury wsparcia, a tak właśnie działa religia. Moim zdaniem Świadkowie Jehowy byli czymś w rodzaju kultowej organizacji. Znów przyzwyczaiłem się do bycia odludkiem, a to naprawdę pomogło wzmocnić moją determinację. Mam już nie jest Świadkiem Jehowy i od wielu lat pozostaje poza religią. Sporo tej determinacji otrzymałem od rodziców, którzy byli niezależni i na wiele sposobów bardzo kreatywni. Mam dla nich mnóstwo szacunku. Wychowywali najpierw jedno, a później dwoje dzieci od siedemnastego roku życia. I nadal są razem! Później oboje weszli do lokalnej społeczność teatru. Mama robiła kostiumy i potem reżyserowała sztuki, tata grał i też reżyserował. Dorastałem w tym środowisku. Rodzice nadal związani są z tym teatrem. Moje umiejętności publicznego występowania wyszły dzięki obcowaniu z tym teatrem.

Dobra, pogadajmy o twoim dzieciństwie. Oczywistym wydaje się fakt, że muzyka dała ci poczucie przynależności, że zyskałeś grupę przyjaciół, gdzie tworzyliście całkiem zgrany gang. Czy nadal jesteś w kontakcie z którymś z nich?

Tak, wciąż ich widuję. Wszyscy się porozchodzili, a było nas sporo. Całkiem zwarta grupa. Miejscowi kowboje chcieli skopać nam tyłki, więc trzymaliśmy się razem. Kiedy przeniosłem się do Denver, nosiłem kilt, wojskowe buty, czarny t-shirt i czarną skórzaną kurtkę. Tak się prezentował wtedy mój mundur.

A te kilka pierwszych kapel, które zawładnęły waszymi uszami i przekonały was do tego, że będzie to coś ważnego w waszych życiach?

Metallica była zdecydowanie jedną z tych kapel. Pamiętam, jak po raz pierwszy słuchałem Master of Puppets w pokoju mojego kumpla na boomboksie i myślałem: Co to do cholery jest?! Coś niesamowitego! Zwaliło mnie z nóg. Gdzieś w tamtym czasie wyszedł też Appetite for Destruction Gunsów i zajechałem tę taśmę, stary. Jednym z pierwszych albumów był u mnie też Twisted Sister, a początki z AC/DC były próbami przekonania się, że to jest właśnie moja muzyka. Mój tata miał świetną kolekcję winyli, którą oczywiście przejąłem, i wiesz, słuchał wszystkiego: jest Black Sabbath, Harry Chapin, Jim Croce, jest też Led Zeppelin. Moja mama lubiła starą muzykę country. Nie mieliśmy telewizora, więc słuchałem muzyki. Była w tym jedna rzecz: obchodzenie się z winylami. Musiałem się nauczyć jak postępować z płytami tak, jak nauczył mnie tata. Inaczej nie mogłem włączać odtwarzacza! Zawsze więc byłem skrupulatny i bardzo ostrożny. Dobrze się wyszkoliłem.

Jestem pewien, że sporo z nas ma identyczne doświadczenia na tym polu.

Tak, i jeszcze przy okazji to samo tyczyło się narzędzi.





Dobra. Mogę już sobie wyobrazić, że winyle i narzędzia zawsze są „właściwie obsługiwane”. Przejdźmy do następnego tematu, który, jak sądzę, zaskoczy naszych czytelników. Chodzi mianowicie o dwie wyprawy bojowe do Somalii z armią USA i wyjazd z pomocą humanitarną na Haiti. Gdzieś czytałem, że te czasy pomogły ukształtować twoją filozofię życia.

Zdecydowanie tak. Pojawiło się z tego kilka spraw, ale najbardziej chwytająca za serce była wynikająca z tych doświadczeń pewność siebie i rozwijane przez całe życie koleżeństwo. Przeszedłem przez ciężkie momenty z osobami, które do dziś są moimi drogimi przyjaciółmi. No i akceptacja własnej śmiertelności… Pamiętam te momenty bardzo wyraźnie… Regularnie atakowano nas ogniem z moździerza i snajperami. Kiedy dotarłem [do Somalii] pierwszy raz, było sporo działania w boju, walki w ogniu. Pewnej nocy leżę sobie na łóżku, czytam książkę i ktoś zaczął nagle walić po ścianach z AK-47. To był atak pojedynczego człowieka. To była ich taktyka, żeby męczyć pojedynczo. Lubili taki sposób, a ja byłem zmęczony na ciągłe reagowanie strachem. Pomyślałem tylko: Nie wygrają tego. Zostanę tu. Odłożyłem książkę i po prostu zaakceptowałem tę sytuację: Dobra, jeśli mnie trafi to trafi. Trudno. Jeśli nie, to nie, ale nie dam im wygrać. I przeczekiwałem. Zmieniło to mój sposób myślenia, bo kiedy pozbyłem się strachu, mogłem się skupić na szczegółach, tego, co miałem do zrobienia. Bardzo intensywny czas, ale dzięki temu ukształtowało się moje życie. To z tego powodu tak dbam o szczegóły.

Łał. Uff. Super intensywny czas. I przypuszczam, że wybrałeś wojsko, żeby znów znaleźć grupę dla siebie i zrobić z tego życiowy fundament? Co sprawiło, że dołączyłeś do armii?

Kiedy skończyłem szkołę średnią, pierwszą rzeczą jaką zrobiłem, było spakowanie się do mojego czarnego Volkswagena i przenosiny do Denver. Nasza szalona paczka z tamtych czasów wspólnie wynajmowała dom. A wówczas było tam zdecydowanie dużo narkotyków i jeszcze więcej alkoholu, ale mimo wszystko, to w tym środowisku odnalazłem własną tożsamość. Mieszkałem w Denver dwa lata, zanim wstąpiłem do wojska. Myślę, że częścią tej decyzji była moja coraz głębsza maligna i czułem potrzebę nabrania dyscypliny i zmian. Moi rodzice nie byli bogaci, więc o studiach nie było mowy. Zasadnicza myśl? Dobra, czas nabrać systematyczności, czas na zmianę, jakiś pozytywny impuls. W ten sposób mam zamiar opłacić studia. I zapisałem się na cztery lata.

Wspaniale. I muszę zapytać: jak ze studiami?

Studiów nie było. Nastąpił czas przemysłu muzycznego.

Tak myślałem. Ale dzięki wojsku mogłeś skupić i pobyć trochę ze sobą.

Oczywiście. To było mentalne ćwiczenie dyscypliny, nauka kontrolowania umysłu i nauka radzenia sobie z lękami.

Znakomicie. I w ten sposób zaczęło się coś, co trwało następne dziesięć lat (zgodnie z chronologią, którą usystematyzowałem). Przez dekadę pracowałeś w Bill Graham Presents. [Bill Graham był jednym z najważniejszych organizatorów wydarzeń muzycznych w historii USA – przyp. red.].

Zgadza się.





I Bill Graham z pewnością nie był zwolennikiem luzaków, ale pracowałeś jako niezależny agent dla takich miejsc jak Red Rocks w Kolorado, czy też Fillmore w San Francisco, czyli to całkiem spora rozpiętość. Scharakteryzuj to, co robiłeś przez te dziesięć lat.

Kiedy skończyłem z wojskiem, zbudowałem sobie dom na kółkach z autobusu szkolnego. Był to półwymiarowy szkolny autobus Chevy – rocznik ‘67. Wypatroszyłem go wewnątrz dokumentnie i urządziłem wygodny domek. Wyjechałem z Nowego Jorku, wyszedłem z wojska, pojechałem do Kolorado, by spędzić trochę czasu z rodziną, a potem wybrałem się do Oregonu i zatrudniłem się jako stolarz. Spotkałem tam moich dobrych znajomych. Uczyłem się serfować i był to największy czas wolności w moim życiu. Wspólnie z dziewczyną mieszkałem w autobusie. Rano wstawaliśmy i serfowaliśmy, później szedłem do pracy, a pod wieczór paliliśmy dużo trawki. Uważam, że taki styl bardzo pomógł mi wyrównać psychikę.

Któregoś razu wybrałem się na wycieczkę rowerową do San Francisco z kilkoma znajomymi, którzy uczyli mnie serfowania. Kiedy trasa była z górki, jechaliśmy sobie rowerami dzień lub dwa, a potem wskakiwaliśmy do samochodu i jechaliśmy dalej. Krótko mówiąc: nie spieszyliśmy się. W San Francisco wpadliśmy na żonę gościa, który prowadził firmę Bill Graham Presents. Pożartowaliśmy trochę, bo była naprawdę sympatyczna. Zapytała: Szukacie pracy? Mój mąż zarządza gigantycznym koncernem w Golden Gate Park i aktualnie poszukują każdych rąk do pracy. I odpowiedzieliśmy: Tak. Zdecydowanie.

Kiedy byłem w armii, należałem do 10 Dywizji Górskiej, więc zostałem przeszkolony do roli alpinisty. Miałem ze sobą sprzęt wspinaczkowy i jak tylko dotarłem na miejsce (był to koncert pod nazwą Wolność dla Tybetańczyków ’96 właśnie w Golden Gate Park. Od razu powiedzieli: Umiesz się wspinać… Więc jesteś taternikiem… I tak jak stałem, spędzałem po 10-12 godzin na rusztowaniu sceny. Delikatnie podpytałem, czy dostanę wynagrodzenie jako taternik. To było coś niesamowitego!

Muszę ci coś powiedzieć. Zwykle, gdy tacy śmiertelnicy jak ja spoglądają na tych potężnych alpinistów podczas jakiejkolwiek roboty przez nich wykonywanej, zawsze myślę: Walcie się! Nie ma takich pieniędzy, żeby mnie do tego zagonić!

Ha, ha! No, to ja zacząłem od wspinania. To była moja robota na dzień dobry. Przy każdym następnym koncercie montowałem oświetlenie, niejako się w tym specjalizowałem. Pracowałem tam, gdzie wysyłali mnie ludzie z Bill Graham Presents: The Warfield, Fillmore, etc. Byłem też na Lollapaloozie, gdy Metallica była główną gwiazdą tego festiwalu. Ciągle mam koszulkę z tych koncertów. Byłem jednym z gości, którzy mocowali się z pudłami już na scenie.

Z pewnością było to szalone przeżycie, jeśli chodzi o te wibracje na linii „my-oni”. Nigdy nie są to kurtuazyjne i rozmyte relacje. Nie było tak, jak na przykład bywało przy Lollapaloozie w 1992 roku z Ministry i Red Hot Chili Peppers.

Zgodziłbym się z tym stwierdzeniem. Też tę edycję wówczas widziałem. Właściwie wtedy jedyny raz widziałem Ministry, ale jak wiesz, było to ich okres świetności, więc było idealnie.






Koniec części pierwszej.








Marios
Overkill.pl


Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak