W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
So What! [grudzień 2019]: Gang Południowej Kalifornii nadal żyje
dodane 07.01.2020 16:13:27 przez: Marios
wyświetleń: 2005
Od czterech miesięcy Metallica działa w trybie czuwania. Redaktor naczelny sekcji So What! - Steffan Chirazi, postanowił omówić z Robertem Trujillo sprawy ostatnich kilku miesięcy życia poza zespołem. Wydaje się, że Metallica może mieć teraz dłuższe przestoje, ale Robert informuje, że zdecydowanie tak nie jest.










tekst: Steffan Chirazi
tłumaczenie: Marios


Jest już lepszym kostkującym basistą ode mnie, a pomysły, jakie latają mu po głowie zmierzają w inne strony – zachwyca się swoim synem Rob, gdy wpada na temat zakresu talentów swojego ulubionego basisty. Tye ma po prostu ten niesamowity muzyczny umysł i jestem zachwycony nie tylko dlatego, że jest także topowym skaterem. Te dwie umiejętności przedstawiają go jako chłopaka z Westside L.A.

Rob w ciągu ostatnich kilku miesięcy spędził więcej czasu w swojej miejscówce w Południowej Kalifornii (normalnie Raj!), ale jak się wkrótce przekonacie, był jak zwykle zajęty. Metallica jest na zasłużonej przerwie, a James reperuje zdrowie na odwyku. Oczywiście wszyscy kochamy i wspieramy naszego brata w tej pracy – mówi Roberto. Pojawiły się możliwości kreatywnego działania, które Rob postanowił zbadać. Zaczął od niedocenionej mieszanki funku, punka i metalu w Infectious Grooves… Więcej na ten temat w dalszej część artykułu, ponieważ przede wszystkim chciałem poznać jego refleksje dotyczące WorldWired Tour, skoro ma już trochę czasu.

Dla mnie ta trasa była jedną z najbardziej niesamowitych, trudnych, ale i satysfakcjonujących doświadczeń w moim życiu.. Naprawdę niewiarygodne było granie w miejscach, w których nie grałem przez jakieś dwadzieścia lat, wiesz, czy to z Suicidal Tendencies, Ozzym, czy nawet z Metallicą w latach 2004-2005. Świetnie było zobaczyć jak wiele osób zbiera się wspólnie, by świętować tę trasę na tak wielką skalę. Patrząc nawet na czasy, gdy Suicidal Tendencies otwierali koncerty na trasie Czarnego Albumu w 1993 roku, nie widziałem tych stadionów tak napakowanych i przeżywających jak teraz, gdy rozmawiamy 27 lat później. To dla nas błogosławieństwo! I było coś w WorldWired Tour, że program był jednocześnie intymny, i myślę, że można powiedzieć… Naprawdę wydawało mi się, że jest to jedna wielka impreza w przeciwieństwie, no nie wiem, tradycyjnego rockowego koncertu. Po prostu czułem się tak, jakby to było święto.

Jak zostało już omówione to w tym artykule, ale też we wcześniejszych wpisach So What!, na WorldWired zobaczyliśmy mocną stronę kreatywności zespołu w osobach Roberta i Kirka. To oni byli tym dynamicznym duetem który przynosił (i nadal przynosi) to, co najlepsze, zarówno na scenie, jak i poza nią. Zawsze byliśmy przyjaciółmi i w czasie surfowania, i w Metallice. I to całe doświadczenie zbliżyło nas jeszcze bardziej, jeśli chodzi o twórczość. Może czytelnicy wiedzą, że czasem się bawimy, robiąc taki zespół weselny. To też jest piękna sprawa, ponieważ gdy robimy coś takiego, jest to po prostu związane z czystą frajdą, która pomaga ci wrócić do czasów, gdy byłeś nastolatkiem z instrumentem w ręku. Wyjście na scenę stadionu i granie lokalnego hitu, ta surowość, pasja i odczucia publiczności to jest właśnie ta czysta frajda. Tak więc połączenie owych doświadczeń i bycie z Metallicą na scenie naprawdę stworzyło tę więź. I super jest to, że możesz to robić z kreatywnymi ludźmi. A Kirk?...Zdałem sobie sprawę z tego, że to może być najmądrzejszy i najsprytniejszy facet w tym zespole, kropka!!! Ten gość wie tyle o różnych stylach muzycznych… I ma z pewnością naprawdę bogatą wiedzę, jeśli chodzi o muzykę. Nie wiedziałem jak bardzo bogatą, aż do zeszłego roku.





Rzeczywiście, ten duet jest całkowicie zaangażowany w to, co robi i pokonywane odległości nie jest dla nich przeszkodą we wspólnym spędzaniu czasu. Byliśmy w Venice i przygotowywaliśmy materiał i znów wracamy do zabawy – mówi Rob. Byłem też na Hawajach… To znaczy regularnie jeździłem na Hawaje, żeby ćwiczyć duety, więc nadal to robimy. Pracujemy nad coverami. Jest to zabawne, ekscytujące i ogólnie terapeutyczne zajęcie. Poważnie. „Terapeutyczne” to słowo całkiem na miejscu, bo muzyka jest wolnością, ekscytacją, sprawia, że się uśmiechasz i pomaga, by dzień był ekscytujący. To trochę jak surfowanie! Spójrzmy prawdzie w oczy: ci dwaj nie są zamknięci w studiu 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Spędzają też trochę czasu na falach. Powiedziałbym, że jest to ich część programu utrzymania się w dobrym zdrowiu.





Pojawiła się też kwestia Infectious Grooves, która znów wysunęła się na pierwszy plan. Dzięki trzem albumom i solidnemu dziedzictwu koncertowemu oraz statusowi, jaki zyskali Infectious Grooves, jako jeden z najlepszych funkowo-punkowo-rockowych sosów, które wystartowały z Południowej Kalifornii parędziesiąt lat temu, teraz apetyt na więcej ponownie się wzmocnił. Dlatego też Robert, Mike Muir, Brooks Wackerman, Dean Pleasants i Jim Martin wybrali się do Sao Paulo, by pokazać swoje nowe oblicze. Poprosiłem o błogosławieństwo moich przyjaciół z Metalliki, a więc to dzięki nim, oraz faktowi, że w połowie listopada zaplanowaną mieliśmy przerwę, przyjąłem zaproszenie i okazało się, że to naprawdę fajna sprawa – wyjaśnia Robert. Zapomniałem jak bardzo niesamowici są muzycy Infectious Grooves. Granie z nimi tej świetnej muzyki to także fajne połączenie, bo też ja ją pisałem. Wydaje mi się, że to część mojego dzieciństwa. Bo mam na myśli Brooksa… Miał zaledwie 15 lat, kiedy grał pierwszy koncert w składzie Infectious Grooves. Spotkanie z nim na jednej scenie po 25 latach było niesamowite. Oczywiście są też fani IG, którzy nigdy nie doświadczyli tej muzyki na żywo, ponieważ zespół tak naprawdę nigdy nie zagrał w Ameryce Południowej, więc fajnie było udać się w miejsce, gdzie nie miało się jeszcze okazji grać. Podobają mi się fani, którzy doświadczyli takiego koncertu po raz pierwszy, którzy znają tę muzykę, ale też trafiają się ludzie, którzy nie wiedzą z czym mają do czynienia.

Infectious Grooves pierwszy raz w podobnym składzie zaprezentował się lata temu na festiwalu Orion Music + More.





Wiesz, parę lat temu, gdy dostaliśmy ofertę powrotu i zaprezentowania się na Orion, to było trochę jak łapanie praktyki na stażu. – kontynuuje Rob. Nasz oryginalny gitarzysta, Adam Siegel, już nie koncertuje; jest dyrektorem artystycznym i na tej robocie się skupia. No i Mike Muir ze wszystkich ludzi wybrał Jima Martina. Przyjaźnimy się z Faith No More. Mike Bordin jest ojcem chrzestnym mojego syna, jak niektórzy wiedzą. Zawsze uwielbiałem to, co Jim robił w Faith No More i uznałem, że to świetny pomysł. Naprawdę dobrze bawiliśmy w czasie Orion Festival i skończyliśmy wszystko jednorazowym występem w Whisky a Go Go (wówczas w składzie figurował Stephen Perkins z Jane's Addiction, który zagrał na pierwszym albumie Infectious Grooves). To wszystko się działo jakieś pięć, sześć lat temu, więc to ostatnie granie stało się tak naprawdę kolejnym krokiem w przygodzie z Jimem. Spędzaliśmy z nim czas, bawiliśmy się, poznawaliśmy go coraz bardziej i docenialiśmy jego umiejętności i tego ducha, którego wnosi jako muzyk, wykonawca, przyjaciel i gitarzysta.

Oprócz tego, że Jim Martin łączy w sobie te niesamowite talenty, jego obecność w IG jest także kontynuacją głębokich związków Martina z Metallicą, gdzie wszystko zaczęło się oczywiście od Cliffa Burtona. Tak, to połączenie oczywiście sprawia, że jest o wiele bardziej ekscytująco, że ten rodowód nadal żyje poprzez połączenie Jamesa, Cliffa i Jima. A to wszystko wynikło z jednego pierwotnego pytania, które przed festiwalem Orion zadał Mike Muir: „A co z Jimem Martinem?”

Oczywistym jest fakt, że Trujillo jest więcej niż zachwycony ponownym nawiązaniem kontaktu z Mikiem Muirem, tym potężnym, przełomowym huraganem wpływów twórczego życia Roberta. Poza tym, że Mike jest dla Roba prawdziwym muzycznym ojcem chrzestnym, czy chodzi o przyjaźń, czy o całe plemię z Venice i Południowej Kalifornii. Stary, wiesz co to jest? To jak stara rodzina – uśmiecha się Robert. Wiesz, ponownie łapiesz kontakt z dawno niewidzianymi członkami rodziny i to jest piękna sprawa. U niektórych takie odnawianie kontaktu działa, u innych jest inaczej. Mike i ja mamy do siebie ten wzajemny szacunek, żeby móc wejść na scenę w Sao Paulo i zagrać tę muzykę. Jeszcze raz się połączyliśmy.

Jest w całej tej sytuacji odrobina szczęścia. Muir spędza obecnie dużo czasu w Ameryce Południowej, a Tye Trujillo bawił się tam z Kornem jakieś trzy lata temu w wieku 12 lat. (Czaicie? Przeczytajcie to jeszcze raz – dzieciak pograł z, kurwa, Korn podczas ich trasy po Ameryce Południowej, gdy miał 12 lat! Co robiłeś w wieku 12 lat? Zdrapywałeś strupy i biegałeś z kijkiem po placu zabaw?!).

Mike ogarnął, ze Tye ma dość mocną rzeszę fanów – wyjaśnia Robert. Teraz ma 15 lat i jest niesamowitym muzykiem. Ma swoją kapelę Ottto i swój rap, który układa każdego dnia, co jest po prostu niesamowite. Te wypowiedzi nie brzmią jak lukier w kierunku syna. Jest to prawdziwie pełne szacunku uznanie, że chłopak jest muzykiem. Tworzy te szalone, mroczne, tajemnicze rytmy-pułapki. Nazywam je trip-hopem, ale wiesz, z mrocznym zabarwieniem. I każdego dnia, gdy jestem w domu, słyszę jak dopracowuje jakiś szalony beat, a ja wołam: „Młody, to daje po dupie!”. Niedawno napisał taki niesamowity thrashowy riff i połączył go z rapowym rytmem z domieszką Tool, wiesz o co chodzi? Robert łapie oddech, oczy mu błyszczą ze zdumienia, jakby opowiadał o Flea albo kimś w ten deseń. Tworzył ten instrumental, który był prawie poza percepcją. To tak, jakby wyczyniał magiczne sztuczki ze swoją kreatywnością. A wracając do Sao Paulo, Mike rzucił pomysł: „Stary, zaproś Tye’a, zagramy wspólnie jakiś numer IG na bis”. Spytałem syna i powiedział, że chciałby wrócić do Ameryki Południowej. Było bardzo fajnie. Przypomniałem mu, żeby nie zapomniał deskorolki, bo jest też aktywnym skate’em, więc miał okazję zaliczyć kilka fajnych skateparków: Manifesto Skate Park oraz Vans Skatepark.


więcej o listopadowym koncercie Inflectious Grooves tutaj.







Tutaj rodzi się pytanie, czy grając wspólnie, odbywa się to na zasadzie mistrz/uczeń, czy jammują na tym samym poziomie jak równy z równym. Gram z Tye’em jak równy z równym, bo on gra inaczej niż ja, ale też jest świetny – jednoznacznie stwierdza Rob. Ma znakomitą prawą rękę gdy gra palcami i już mnie przewyższył w kostkowaniu. Kiedy zjawił się na scenie i grał „Subliminal” od Suicidal Tendencies, zachowywałem się bardziej jak obserwujący go fan. Stałem za bębnami Brooksa obserwując, jak ci goście grają numer z pierwszej płyty ST, z którą nie miałem nic wspólnego. Wykonanie było bardzo naładowane złością, ponieważ zespół nie tylko w sobie miał odpowiednią furię, ale dodatkowo zarazili tą furią publiczność. Tam było ponad osiemnaście tysięcy ludzi z kilkoma rozkręconymi moshpitami. Później zagraliśmy oczywiście razem kilka numerów. Jednym z nich był „We Care a Lot” – to ukłon w stronę Jima Martina, ale też dla nas, bo jesteśmy fanami Faith No More. Jim był podekscytowany. Była to dla niego niespodzianka, więc było fajnie. Później zagraliśmy „Infecto Groovalistic”. To numer z pierwszej płyty IG. Tye zagrał ją ze mną. Pierwotnie ten numer ma dwie partie basu. W studiu nagrałem bas w stereo. Super sprawą było zagranie go na scenie tak, jak został nagrany w studio – z dwoma basami. To była świetna zabawa.

Robert zaczyna się śmiać na samo wspomnienie… W pewnym momencie, gdy Tye miał jakieś 13 lat, w pewnym sensie wkurzył się na mnie, że nie grałem z nim w jego zespole, ale udało mi się go zmusić, żeby pograł z nami w IG. Świetnie się bawiliśmy, a ludzie pod sceną… Fani z pasją, którzy podzielili się nią z nami w Brazylii… To jest po prostu niesamowite.

Oczywiście Rob, będąc supernaładowanym umięśnionym mieksykańskim watażką metalu, zaraził wojowników w Sao Paulo swoimi cechami z gangu Południowej Kalifornii. Rob dołączył do Kirka w Cleveland, gdzie razem wzięli udział w otwarciu wystawy Rock & Roll Hall of Fame pt. Play It Loud Było to 21 listopada 2019.

Tak, to całkiem szalone, ale bardzo fajne przeżycie – śmieje się Rob. Umówiłem się z Kirkiem na lotnisku LAX i polecieliśmy do Cleveland w Ohio. Naprawdę wspaniale było zobaczyć tam nasze instrumenty i ich historię. Była tam gitara Kirka, z której korzystał przy pracach nad Czarnym Albumem. Nagrał wiele świetnych solówek tą konkretną gitarą. To było naprawdę wyjątkowe doświadczenie zobaczyć też inne wspaniałe instrumenty, które są częścią tak ogromnej historii. Np. fortepian, na którym John Paul Jones zagrał w „Stairway to Heaven”, wiesz, o co mi chodzi, nie? Albo gitary Hendrixa – to kolejny przykład na to, że to muzeum napędzane jest pasją. A to wszystko w czasach, w których rock rzekomo umiera. A oni tym muzeum odwrócili tę sytuację i sprawili, że muzyka rockowa nadal jest interesująca, zabawna, potężna, historyczna…

Jedna z ciekawszych interakcji ze sprzętem sprzed lat pojawiła się w dość niespodziewanej formie: Robert i Kirk mieli okazję obcować z rzeczą-ikoną świata hip-hopu z 1986 roku.





Robert: W pewnym momencie zabrali nas do skarbca i jedną z rzeczy, które tam mieli, był olbrzymi medalion volkswagena Mike’a D. (z czasów licencjonowania dla chłopaków z Beastie Boys). Dość zabawna sytuacja. Zrobiliśmy zdjęcie z medalionem i wysłaliśmy mms do Mike’a D. Był całkowicie zszokowany: „Gdzie wy, kurwa, jesteście?! Aaaa… Jesteście w Cleveland…” Dzięki temu dostaliśmy zaproszenie na Święto Dziękczynienia w Nowym Jorku, a jechaliśmy na inne wybrzeże, w kompletnie odwrotnym kierunku.





Wystawa Play It Loud będzie dostępna do września 2020 roku. Oprócz robieniu wrażenia na panu D., duet Rob/Kirk przygotowali na tę okazję medley utworów Metalliki. Przygotowaliśmy składankę numerów Metalliki w bardzo krótkim czasie. Zajęło nam to z pół godziny i bawiliśmy się dobrze, grając ją – mówi Rob. Tego wieczora zaprezentował się też Don Felder z The Eagles, który przygotował piękną wersję „Hotel California” na swojej klasycznej gitarze z podwójnym gryfem. Była też Nany Wilson z Heart. Dowiedziałem się, że Nancy niedawno przeprowadziła się do Północne Kalifornii, ale przez wiele lat była moją sąsiadką w Kanionie Topanga! To był wieczór, na którym nie zdawaliśmy sobie sprawy, że stanie się tak wyjątkowy i zapewni tyle radości.

Czas udać się do domu? To nie dla wędrowców z Metalliki. Ruszyli do Lone Star w Teksasie na uroczystość z Blackened Whiskey. Tak, następnego dnia polecieliśmy do Waco w Teksasie, spotkaliśmy się z naszymi fanami z tej części Teksasu i surfowaliśmy w basenie Waco. To, co w tych podróżach jest niesamowite to fakt, że przez połowę czasu nie wiesz, czego się spodziewać. Nie wiedzieliśmy nawet, czy pojawi się pięć osób. A było tam dobrze ponad 1000 fanów. Byli tam po to, by świętować ducha Metalliki i to, co robimy. Nie chodziło nawet o whiskey, ale właśnie o ducha zespołu.





Wreszcie Rob wylądował z powrotem na Zachodnim Wybrzeżu, na swojej ziemi i ziemi tych, których łączy ta sama bogata osobowość, kreatywność i możliwości, jakie ma Rob od czasów, gdy tańczył na stoliku kawowym swojej mamy.

Wiesz, natknąłem się na Chrisa Robinsona z The Black Crowes. Od kilku lat regularnie spotykam się z każdym: od Justina Chancellora z Tool po Scotta Iana i Joni Mitchell, a Stanley Clark – jeden z moich basowych bohaterów i założyciel jednego z pierwszych zespołów jazzowych Return to Forever – żyje tuż za rogiem. A Venice to szaleństwo, ponieważ masz tam dosłownie każdego: od wokalistów Pat, Marka i Kippa Lennona, którzy koncertują z Rogerem Watersem, do np. wiesz, Jona Theodore’a z Queens of the Stone Age i Brada Wilka z Rage Against the Machine. Jest też Armand Sabal – basista z Kamerunu – jeden z czołowych muzyków sesyjnych na świecie. I to jest tak, że wszyscy mogą tu być w ciągu jakichś dwudziestu minut, do pół godziny. Jest czas surfowania Z Flea, czy Anthonym Kiedisem, którzy są zawsze pod telefonem, dzieci Mike’a D. chodzą do szkoły z moim synem i są dobrymi przyjaciółmi – razem tworzą muzykę, jeżdżą na desce… Więc cała ta niesamowita energia płynie z surfingu, jazdy na desce, tworzenia muzyki, i to zarówno u młodych, jak i u starszych.

Baza Trujillo obecnie znajduje się w sercu Kanionu Topanga. Rob nadal ma też swój pierwszy dom, w którym jego żona, Chloe, tworzy eklektyczną, hipnotyzującą sztukę, malując i projektując stylowe dodatki do ubrań. Robert mówi, że żona pomaga mu być „pokornym, zmotywowanym i cały czas w gotowości”. Nie jest to cichy dom, co z pewnością wzmaga ów przepływ kreatywności: słychać tu ciężkie gitarowe riffy, funky-basowe popisy, po trip-hopowe beaty. No i zawsze usłyszysz pianino – śmieje się Robert. Chodzi mi o to, że codziennie gra się raz lepiej, raz gorzej, i zwykle to ja gram! Pianino to po prostu najlepsze narzędzie do komponowania. W każdym pokoju leżą też basy, co prawdę mówiąc, doprowadza Chloe do szału, bo powtarza, że ta miejscówka bardziej przypomina studio, niż wygodny dom do mieszkania.

Nie ma się więc czemu dziwić, że Robert jest podekscytowany. Gang Trujillo nadal będzie rządził na swojej ziemi, dzięki kreatywnej energii Tye’a oraz córki Roberta, Lullah, która jest początkującą artystką. Szczerze mówiąc, jestem bardzo podekscytowany tym, że Tye jeździ na desce lepiej niż kiedykolwiek, a teraz moja córka Lullah zaczyna pasjonować się dekskorolką. Oboje są bardzo skupieni na tym, co robią. Są częścią plemienia Venice, tym młodym pokoleniem – promienieje Rob nie ukrywając dumy. Ja zostałem częścią Venice w starszym wieku. Mimo tego, że byłem tam, gdy byłem młody to łapałem to DNA przez lata. To DNA jest dla mnie naprawdę potężną sprawą. Jest w nim dużo tej kultury. Można wiele nauczyć się od osób, które dorastały tu przez lata w różnych częściach i spotykają się w skateparku, jeżdżąc na desce, dobrze się bawiąc, stawiając przed sobą kolejne wyzwania, robiąc to,co robią. Dla mnie jest to bardzo piękna sprawa. No i jest jeszcze fakt, że Tye tworzy muzykę w Venice. Tu właśnie nagrywa, tu zagrał większość swoich koncertów. To naprawdę wyjątkowa sytuacja. To jest jak część dzielnicy. Jakbyś mieszkał w Londynie… Uczysz się swojego rzemiosła, znasz każdy zakamarek, masz pasję, swoją ukochaną drużynę piłkarską itd. To wyjątkowa sprawa, która znaczy bardzo wiele, bez względu na to, gdzie jesteś, dokąd podróżujesz, gdzie mieszkasz. Cokolwiek robisz, tu będzie twój dom. A znajomy kurz z sąsiedztwa to coś, z czego zawsze będziesz dumny.

Wiesz co? – zagaduje do mnie patrząc mi prosto w oczy i mówiąc prosto z serca o tym, jak ma zamiar się rozwijać: Jestem wdzięczny za to, że mam swoje twórcze ujście, za to że mogę się fizycznie wyszaleć w zespole takim, jak Metallica, gdzie raz po raz stawiamy sobie wyzwania, co jest po prostu niesamowite. Wchodzimy na scenę i przekraczamy granice. Dla mnie właśnie o to chodzi w życiu. Chodzi o dobrą zabawę, ale też o utratę pewności i podejmowanie wyzwań. To naprawdę docenianie pełni życia!

Panie i panowie, chłopcy i dziewczęta, oto Robert Trujillo na rok 2020: ta sama ciepła, przyjazna, płynąca rzeka inspirującej kreatywności i szczęścia, którą jest Rob od kołyski aż po dziś. W świecie, w którym zmienia się tak wiele rzeczy wokół nas, cholernie fajnie jest wiedzieć, że tacy faceci są nie tylko w Venice, ale wysyłają również tę energię w świat. Energię, której desperacko potrzebujemy od nich jako od artystów, ale też jako osób prywatnych. Dzięki temu Subaru surf wagon wyrusza w kolejną przygodę.










Marios
Overkill.pl




Waszym zdaniem
komentarzy: 3
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
MaciekP
08.01.2020 11:18:30
O  IP: 0.0.0.213
Mechanizm komentarzy kuleje baaaaardzo... Logowanie trwa kilka minut. Napisanie wiadomości i naciśnięcie Wyślij nie gwarantuje przesłania. No ale spróbuję odtworzyć.

Ja w wieku 12 lat zdrapywałem strupy i grałem na skrzypcach, ale wolałem koncentrować się na strupach niż skrzypcach :D

Co zaś do dzieci sekcji rytmicznej naszego ulubionego zespołu no to jedno jest pewne i to widać - NIE są to zblazowane, bogate, małe skurwysyny, a dziciaki z pasją. Oczywiście my wiemy o ich pasjach dlatego, że ich tatowie grają w Metallice, ale to raczej naturalne.

Jeśli chodzi o ocenę jakości to Myles z tego co pamiętam gra zajebiście - chyba stwierdzić, że nie tylko nazwisko ale i imię zobowiązuje:) Ten młodszy nie pamiętam, chyba nic rewelacyjnego, ale nie wyłączyłem. Co zaś do Ottto no to nic odkrywczego w sensie takim, że ciężko dzisiaj zagrać coś 'nowego' w szeroko pojętym rokendrolu. No ale słychać w ich graniu taką fajną nastoletnią spontaniczność a la pierwszy Death Angel czy nie przymierzając Killem All. Wszystko siedzi, bardzo dobrze zagrane, tata załatwi fajne grania, myślę że jest szansa aby zafunkcjonowali w światowym mainstreamie.

a7xsz
08.01.2020 10:52:46
O  IP: 0.0.0.89
dzieciak pograł z, kurwa, Korn podczas ich trasy po Ameryce Południowej, gdy miał 12 lat! Co robiłeś w wieku 12 lat? Zdrapywałeś strupy i biegałeś z kijkiem po placu zabaw?!).

Heloł, autor niusa - nie każdy ma ojca w Metallice !
Jest wielu nastolatków, którzy grają i tworzą. Ale nie każdy ma kasę, możliwości i kontakty takie jak Tye.
Słuchałem jego muzyki z innego niusa i jest przeciętna, nie porywająca.
JaCkyLL
07.01.2020 22:18:13
O  IP: 0.0.0.31
cześć wszystkim ... Pan Prokop chciał zabłysnąć ... Am I Demon ... Hmmm .... :)

https://dziendobry.tvn.pl/a/polak-ktory-podrozuje-za-metallica-po-calej-europie#?
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak