W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Wywiad z Larsem Ulrichem dla So What! (listopad 2020)
dodane 18.11.2020 20:26:28 przez: No Leaf Clover
wyświetleń: 2059
Czas na zakończenie serii rozmów z członkami Metalliki na potrzeby So What!. Po Jamesie, Kirku i Robercie, ostatnim rozmówcą Steffana Chirazi jest perkusista zespołu – Lars Ulrich. Wywiad przeprowadzono w październiku 2020.



Tekst: Steffan Chirazi
Tłumaczenie: Marios
Redakcja: No Leaf Clover

W ostatnich dwunastu miesiącach nie było elementu, który byłby łatwy dla Larsa Ulricha. Między pobytem Jamesa na odwyku a wybuchem COVIDU zdarzyła się wyjątkowa kombinacja spraw do przemierzenia na tym poligonie. Lars jest przyzwyczajony do roli kapitana na okręcie zwanym Metallicą, a przez to lubi znać dokładne współrzędne oraz prędkość z jaką podróżuje Metallica. Przez dwanaście ubiegłych miesięcy takich rzeczy często nie można było przewidzieć. Zastanawiałem się nad tym, jak cała ta sytuacja wpłynie na Larsa. Faktem jest, że perkusista przetrwał zawirowania ze względnym spokojem, tworząc w tym czasie pewną ciągłość działania pośród nieznanego. Ale czy zawsze był to piknikowy nastrój? Czy był taki w ogóle dla kogokolwiek z nas?! Jednak w momencie, gdy Myles i Layne wrócili do domu, Lars najwyraźniej cieszył się dodatkowym czasem spędzonym zarówno z synami, jak i żoną, Jessicą. Szczęśliwie zaakceptował teraźniejszość, a kiedy nadejdzie odpowiedni moment, by znów uruchomić Metallicę, kapitan ruszy z posad dynamikę nawigowania okrętem w przyszłości. Usiedliśmy, aby przedyskutować to oraz wiele innych spraw związanych z Metallicą. Przed Wami pierwszy pandemiczny wywiad z Larsem na potrzeby „So What!”.

Zacznijmy od punktu wyjścia, od tego, gdzie jest początek całej tej sytuacji. Miałeś już jedną nieoczekiwaną zmianę planów we wrześniu, kiedy James udał się na rekonwalescencję. Uważam, że można śmiało powiedzieć, że Metallica była wówczas w najwyższym punkcie kariery od dobrych dwudziestu lat, a potem nagle to wszystko się na chwilę skończyło. To był jeden szok, a później przyszedł jeszcze COVID. Omów osobisty wpływ tych wydarzeń na ciebie, biorąc pod uwagę, że oba te wydarzenia wytrąciły ci poczucie kontroli.


W przypadku którejkolwiek z tych sytuacji, niezależnie od tego, czy jest to sprawa Jamesa, czy pandemii, trudno było uniknąć zaskoczenia tym, jak się całość potoczyła. Inaczej czuję się z COVIDEM w październiku [2020], a inaczej czułem się w marcu 2020. Dostaliśmy całkiem inny zestaw rzeczywistości nas otaczającej, inną wiedzę na ten temat i inny poziom rozumienia sytuacji. To samo tyczy się problemów Jamesa i jego potrzeby powrotu do zdrowia w zeszłym roku. Więc na czym staliśmy dwa, trzy dni przed koncertami S&M2? Dostałem informację, że James ma pewne problemy i że będzie się musiał z nimi uporać, ale w tamtym momencie tak naprawdę nikt nie wiedział, co to oznacza. Wiesz, co to oznacza dla niego, co to oznacza dla nas, co to oznacza dla planów i całego tego szajsu. Po prostu siedzisz tam i twoje pierwsze myśli idą w kierunku: Wszystko w porządku? Co się dzieje? Potem daty na Australię zostały przesunięte, koncert Helping Hands też był przesuwany, itd. I zaczynasz więcej rozumieć. Rozmawialiśmy parę razy. Pisaliśmy. Zacząłem łapać delikatną klarowność. Chodzi mi o to, że jesteśmy tutaj blisko 40 lat. Poddajesz się tym żywiołom. To część tego związku. Oczywiście oficjalnie nie wzięliśmy ślubu, ale wiesz, w przysięgach małżeńskich jest mowa o „dobrych i złych czasach, w zdrowiu i w chorobie, we wzlotach i upadkach”. I jeśli coś jest jasne po czterdziestu latach, to to, że jesteśmy w tym na dłuższą metę. Kochamy się i w siebie wierzymy. Wspieramy się. Będziemy o siebie walczyć. I trochę się w takich okolicznościach znaleźliśmy.

Nie będę cię oszukiwał. Jeśli patrzę teraz na rok wstecz, to były dni, kiedy byłem bardziej pozytywnie nastawiony, ale były i takie, kiedy byłem mniej przekonany. Były też takie momenty, w których siedziałem i się głowiłem: Jak to się rozegra? Ja, Kirk i Rob rozmawialiśmy ze sobą prawdopodobnie dłużej, bliżej i intymniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Z takim szambem nigdy nie jest łatwo, ale to część tej podróży, więc się po prostu uczyliśmy. Jesteśmy różnymi ludźmi. Jesteśmy od siebie niezależni, żyjemy własnym życiem, a Metallica jest tym, co nas łączy. I na każdym z tych poziomów silnej, wiążącej relacji istnieją równoległe ścieżki: grupa, zbiorowość oraz jednostka. Więc rozmowa wygląda mniej więcej tak: Jak ma się James? Co u Larsa, co u Kirka, Jak tam Rob? I to jest jeden poziom. Inny to: Jak ma się Metallica? To całkowicie inna rozmowa i to jest trudnością w tym momencie to fakt, że obie te rozmowy toczą się na równoległych trajektoriach i również często na siebie nachodzą. Kiedy miałeś 19 lat, być może większy nacisk kładłeś na poczucie zbiorowości, gangu, a kiedy masz 56 lat percepcja się zmienia. Duży nacisk kładzie się na swoją rodzinę i na to wszystko, co stworzyłeś sobie poza Metallicą. Więc kapela jest interesującym miejscem, w którym to wszystko się urzeczywistnia i musisz przygotować się na wzloty i upadki. Nie wiem, co ci powiedział Kirk, nie wiem, co mówił ci Rob i nie czytałem wywiadu z Jamesem. Trudno mi sobie wyobrazić, że nie czuliśmy wszyscy tego samego, a było to przede wszystkim: Jak ma się James? Wszystko u niego w porządku? Czy będzie dobrze? Czy znajdzie możliwości i wszystko czego potrzebuje na drodze powrotu do zdrowia? I w tym samym momencie pojawiają się też inne pytania: Jak ja się z tym czuję? Co na to kapela? Tego typu rozkminy.

Jest rok później i jesteśmy szczęśliwym narzeczeństwem. James jest w bardzo dobrym miejscu, zespół jest zdrowy i oczywiście COVID odegrał w tym wszystkim główną rolę. Przez rok rozjebany mózg. Siedzę z tobą teraz 16 października, czuję się pewnie i jestem podekscytowany stanem ekipy Metalliki. Optymistycznie patrzę na to, co się wydarzy.

Do COVIDU jeszcze dojdziemy, ponieważ to zdecydowanie bardzo ważny temat, ale chcę pociągnąć trochę wątek twojego związku z Jamesem. Jest to oczywiście związek bardzo wyjątkowy, podobnie, jak twój związek z tym zespołem, ponieważ jesteś jednym z rodziców kapeli. Jedna ze spraw, którą zauważyłem w zeszłym roku jest taka, że nie dajesz się sprowokować i nie irytujesz się utratą „bezpośredniej kontroli” nad wynikłymi problemami, z czym być może nie było tak łatwo w przeszłości. Pomów trochę o drodze, jaką pokonałeś, by dotrzeć do miejsca, w którym jesteś w stanie pogodzić się z faktem, że: Tak, jest to poza moją kontrolą. Jak to zrobiłeś?

Nie wiem, czy przeszedłem przez coś innego niż to, przez co przechodziłem w przeszłości. Myślę, że jestem całkiem dobry w kierowaniu wydarzeniami wokół mnie, które wymagają bycia u steru, ale myślę, że jestem też w stanie stanąć z boku, albo dać pokierować komuś innemu w czasie, gdy wpadliśmy w bezruch, albo w momencie, gdy to sterowanie nie sprawia, że płyniemy naprzód. Nie wiem jak to inaczej powiedzieć.



Czy myślisz, że przez ostatni rok stałeś się bardziej wrażliwy w stosunku do kapeli, niż kiedykolwiek wcześniej sobie na to pozwalałeś?

Nie sądzę. Wrażliwy? Nie. Nie sądzę, by było we mnie coś radykalnie innego. Myślę, że droga naprzód jest teraz bardziej przejrzysta.

Co nią jest?

Rozmawialiśmy o tym tysiące razy. Aby ten zespół mógł funkcjonować, członkowie kapeli muszą funkcjonować, rodziny muszą funkcjonować i życie osobiste musi być uporządkowane, życie Metalliki musi być uporządkowane. Jest sporo rodzajów relacji między ludźmi, dużo dynamiki w której można pracować. Gdy zmierzamy naprzód, a Ziemia obraca się we wszechświecie, nasz droga jest coraz bardziej wyklarowana, jeśli chodzi o równowagę potrzebną do utrzymania wszystkiego w ruchu, utrzymania kapeli w działaniu, uszczęśliwienia członków zespołu, utrzymania tego światła. Chodzi o wszystkie te rzeczy. Uważam, że teraz jesteśmy w tym lepsi, niż dziesięć lat temu, a dziesięć lat temu byliśmy w tym lepsi, niż kolejne dziesięć lat temu. Więc to wszystko jest częścią dalszej drogi. Oczywiście musisz pamiętać, że kiedy jesteś częścią grupy, są w tym układzie i wady i zalety. Jest w tej układance czterech gości, i jeśli jeden z nich upada z jakiegoś powodu, i nie chcę tu mówić o przypadku szpitalnym, to radzimy sobie z tym najlepiej, jak potrafimy, korzystając z zasobów wiedzy, jaką nabyliśmy. Czuję, że za każdym razem, gdy któryś z nas niedomaga, uczymy się więcej i następnym razem radzimy sobie z tym lepiej.

Czy czujesz się komfortowo z sytuacją, gdy członkowie Metalliki mogą czerpać inną radość z bycia w kapeli, albo mieć inne cele? James mówił o tym, że Metallica jest dla niego powołaniem. Czuje i zrozumiał, że jest tutaj po to, by pisać teksty i grać muzykę, traktując ją jak misję, że tak to ujmę i myślę, że jest to dla niego najważniejsze, niż jakakolwiek inna składowa. Czy czujesz się komfortowo z faktem, że wszyscy możecie mieć różne powody, by cieszyć się zespołową energią?

Wszyscy bardzo się od siebie różnimy, więc zdziwiłbym się, gdybyśmy nie mieli różnych powodów [bycia w zespole] Byłoby to niezręczne, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami. Myślę, że James często patrzy na niektóre rzeczy przez soczewkę uduchowienia, co się u niego supersprawdza. Ja patrzę na rzeczy w bardziej namacalny sposób – szkiełkiem i okiem.

Czy w tym momencie różnice między wami zarówno w sferze osobistej, jak i bycia w zespole sprawiają, że dzięki temu pracuje się wam jeszcze lepiej

Mogę ci z ręką na sercu powiedzieć, że w przeciwieństwie do tego, co było parę lat temu, w zasadzie nie czytam żadnych wywiadów, których udzielają moi przyjaciele z zespołu. Dwadzieścia, czy trzydzieści lat temu wszyscy siedzieliśmy i, kurwa, czytaliśmy każdą stronę Kerrang! i każdy wywiad w Circus, żeby sprawdzić kto co powiedział. Sprawdzałem, co James mówił na ten i ten temat. Teraz po prostu nie ma czegoś takiego. Nie czytam też tego, co ludzie piszą o Metallice. Od czasu do czasu, raz na pół roku fajnie jest rzucić okiem na sekcję trollingu, a to ze względu na absurdalność tych sądów, ale nie jest to już coś, co robię regularnie. A dwadzieścia lat temu miałem: O Boże, ktoś powiedział coś złego, albo: Co za paskudny komentarz ktoś tu zostawił, tego typu rzeczy. Teraz takie coś nic dla mnie nie znaczy.

Wkurza mnie to. Oczywiście nie muszę odpowiadać, ale kiedy widzę, że ktoś po raz setny gada na temat Napstera – i robi to w bardzo zły sposób – to moim zdaniem takie jazdy są po prostu żałosne.

Dla mnie się to nie liczy. Jestem na to odporny. Właśnie udzieliłem kilku wywiadów i czasami, jeśli udziela się wywiadu dziennikarzowi, który jest też fanem, to pada coś w stylu: Kiedy ludzie mówią, że Lars Ulrich jest chujowym perkusistą, bronię cię. To jest bardzo fajne, ale muszę ci powiedzieć, że 20, 30 lat później po prostu już tego nie rejestruję. Czuję się bardzo dobrze z tym, kim jestem i dobrze mi z tym, czym jest Metallica. Dobrze się czuję w miejscu, w którym się obracamy. Mam niesamowitą żonę, trójkę wspaniałych dzieci, tatę, Molly (macochę – przyp. Marios), niesamowitych przyjaciół i mnóstwo fajnych znajomych. Wszystko jest dobrze. Nie mam już nic do udowodnienia, więc po prostu niczego takiego nie rejestruję.



Dobra, czyli pewność siebie i zaufanie. Zanim przejdziemy do tematów dotyczących przyszłości, chcę wrócić do Pandemiki. Z twojej perspektywy – czy gdzieś po raz pierwszy od dziewięciu, dziesięciu miesięcy czaił się niepokój? Powiedz, jakie to uczucie, grać przy okazji takiego przedsięwzięcia?

Pierwsze słowo, jakie przychodzi mi do głowy to „surrealistycznie”. Wiesz, kiedy miesiącami siedzisz przyblokowany pandemią, mózg szaleje. Siedzisz tak i gadasz: Kurwa, chciałbym być w trasie,. Kurwa, chciałbym być na scenie. Kurwa, żałuję, że nie bawię w towarzystwie chłopaków z kapeli. Czas płynie i nagle mamy koncert. Myślę, że mam usystematyzowane podejście do tych rzeczy, być może jest to błędne podejście. Patrzę na coś takiego prawie zadaniowo i myślę: OK, masz zdanie do zrobienia, bądź w formie! Biegam, ćwiczę, gram na perkusji w moim małym domowym studio, łapię formę. To jest częścią mojego występu. A potem jest:W przyszły wtorek muszę jechać do HQ . I tak, oczywiście mamy testy, jesteśmy obostrzeni kwarantanną. Być może nasze podejście, w porównaniu do tego, jak to robią inni ludzie, było czymś skrajnym, ale nie mamy zamiaru za to przepraszać.


Więc było to surrealistyczne uczucie, przebywać w HQ z dwudziestoma, czy trzydziestoma osobami, mimo tego, że wszyscy mieli robione testy. Wszyscy byli testowani co dwa, trzy dni i dzięki temu na zewnątrz czułem się bardziej komfortowo. Były maski, przyłbice i wszystko, co potrzebne do zachowania środków ostrożności. To trochę dziwne być w studio w HQ i robić prób w masce. Zdarzyło się kilka razy, że powiedziałem: Z tą wentylacją to szału nie ma i tylko dwie pary drzwi są otwarte. Wydaje mi się, że etykę pracy mam po mamie i po 38., 39. latach grania koncertów, na których po prostu grasz pieprzony koncert i robisz to, co musisz. Wiesz, dni narzekania i jęczenia, czy czegoś, co wydarzało się przez dziesięciolecia.

Na poziomie globalnym życie wielu ludzi zostało całkowicie zniszczone przez COVID. Rodzina dotknięta COVIDEM, realia ekonomiczne, które dotknęły masę ludzi. Więc kiedy szedłem do HQ w towarzystwie trzydziestoosobowej załogi, osobistym szefem kuchni, gośćmi od fizjoterapii itd., itd., to cholernie trudno było na cokolwiek narzekać, zwarzywszy na globalną sytuację. Są sytuacje, gdzie chcę po prostu przez coś przejść, by móc później to ocenić.

Świetnie było móc się ze wszystkimi zobaczyć. Po kilku dniach zamknięcia, czułem się bardzo dobrze i bezpiecznie. Reszta chłopaków czuła się świetnie, granie też było świetne. Było bardzo łatwe i naturalne. Zwarzywszy na fakt, że nie graliśmy razem od czasów S&M2, więc ile? Dziesięć miesięcy? Być może jest to najdłuższy okres niegrania koncertów od czasów promowania St. Anger, gdzie mieliśmy prawie jedenaście miesięcy przerwy między zakończeniem trasy a koncertami z The Rolling Stones. Więc przychodzą ci do głowy (na krótko) myśli w stylu: Czy nadal możemy to robić? Ale gram wystarczająco dużo, jestem w formie, więc nie ma czegoś takiego, że: Jasna cholera, nie siedziałem za bębnami od dziesięciu miesięcy, czy mogę jakoś dać energię tym utworom?!

Czy był taki magiczny moment, w którym wiedziałeś, że wszystko pójdzie dobrze?

Nie, to naprawdę nie tak. Ogólnie było o wiele lepiej niż miałem nadzieję. Z pewnością było to łatwiejsze niż się spodziewałem. Kiedy ludzie pytają nas o nasze wyobrażenia, to mamy coś na kształt koszmarów sennych: że spóźniłem się [na koncert], że leci już Esctasyjestem trzy mile od sceny, a kiedy jestem na miejscu otwieracz już się zaczął, nie mogę dosięgnąć perkusji, wszystko zrobione jest jakby z gumy, etc, etc. Więc odkładając na bok wszystkie te głupkowate koszmary, o których wiem, że wszyscy mamy ich jakieś tam wersje, to uważam, że to ,co robimy, jest cholernie mocno w nas zakorzenione. I teraz znów poszło o wiele lepiej i łatwiej, niż to sobie wyobrażałem.

Może to swego rodzaju synergia, współdziałanie różnych czynników ?

Zawsze się cieszę, bo wydaje mi się, że jest to siła, która zawsze wraca. Można siebie pytać: Czy to nie głupota, żeby bawić się faktem myślenia o tym, że potencjalnie to coś nigdy nie wróci? Z reguły jest tak, że kiedy czuję, że gówno uderza w wentylator, kiedy mamy to zrobić, to zwykle jest tak, że wszystko dzieje się tak, jak ma być. A więc jak to nazwać? Nasza średnia to 99 na 100, 98 na 100, czy tam dziewięć na dziesięć. Chodzi mi o ten pieprzony procent. Zwykle jest tak, że lądujemy tam, gdzie sobie założyliśmy. Myślę, że dzięki temu czuję bezpieczeństwo i wygodę robiąc to, co robimy.

Dobra, przejdźmy nieco do przyszłości. Porozmawiajmy o kreatywności w czasach COVIDU. Oczywistym faktem jest stan, że trzeba przemyśleć zasady, trzeba przemyśleć procesy… Wszystko trzeba przemyśleć. I na tym ograniczonym poziomie można uczciwie powiedzieć, że zbadałeś wszystkie możliwości obejścia ograniczeń COVIDU, jeśli chodzi o możliwości twórcze jednostki, tak?

Tak. A kto w marcu przypuszczał, że dalej będziemy tu siedzieć w październiku? A jedyne, co wiemy w październiku to to, że posiedzimy trochę dłużej. Nie zbliżamy się do końca. Jak więc mamy funkcjonować jako zespół i robić postępy? Organizujemy drugi koncert w przestrzeni wirtualnej, tym razem przez streaming – 14 listopada. Nie wiem, jak to wypali, ale wspólne organizowanie spotkań jest super zabawne i inspirujące. Mam nadzieję, że wiemy nieco więcej, niż kilka miesięcy temu, gdy zrobiliśmy drive-in.

W każdy czwartek nasza czwórka rozmawia przez Zoom i gadamy o tym jak nam idzie, jak się czujemy. Rozmawiamy o możliwościach tworzenia muzyki. Nasze życie jest mocno zorganizowane wokół naszych zobowiązań rodzinnych i naszych zaręczyn z Metallicą – nazywam to odcinkami, znacznikami. Zapisujesz w kalendarzu znaczniki obowiązków, urodzin, uroczystości, wakacji, studiów, a potem dokładasz odcinki związane z Metallicą i w taki sposób kalendarz zaczyna się zapełniać. W tym momencie są to dla zespołu najtrudniejsze czasy. Jeśli jesteś solo, masz tylko gitarę akustyczną, to musisz wziąć pod uwagę mniej rzeczy. Możesz wziąć gitarę i napisać coś na miejscu, potem przez Zoom informujesz innych, co mają robić. To działalność jednoosobowa. Kiedy jesteś w zespole i masz ponad pięćdziesiąt lat, staje się to bardziej skomplikowane, a w czasie COVIDU te komplikacje dodatkowo się jeszcze powiększają i wyolbrzymiają. Dlatego zastanawiamy się nad wirtualnymi możliwościami. Greg Fidelman i Jason Gossman obaj są w Los Angeles i sterują tym okrętem. Wiesz, zrobiliśmy Blackened 2020, co było zabawnym, bardzo impulsywnym przedsięwzięciem. Oczywiście istnieją ograniczenia tego, co możemy w przestrzeni wirtualnej zrobić. To nigdy nie zastąpi naszej czwórki grającej razem w jednym miejscu, ale nawet jeśli usuniemy z tego równania sprawę COVIDU, to nasza czwórka i tak mieszka teraz w czterech różnych miejscach, mimo tego, że zespół ma siedzibę w San Francisco. San Francisco było zawsze domem Metalliki i napawa nas to dumą. Dlatego sprawdzamy, w jaki sposób (w połączeniu z COVIDEM) wpływa ta sytuacja na nagrywanie nowego albumu i realizację wszelakich projektów. Czy chcę jutro wyruszyć w trasę koncertową? Oczywiście, że tak. Czy chciałem wczoraj być w trasie? Jasne. Czy chcę tworzyć pozory, że lockdownu nie ma? Oczywiście, że chcę, jednocześnie jak tak o tym razem rozmawiamy, to wydaje mi się, że całkiem nieźle radzę sobie z akceptowanie realiów otaczającej mnie rzeczywistości i taki stan akceptuję

Z pewnością sobie z taką sytuacją poradzimy i będziemy w wirtualnym otoczeniu posuwać pewne rzeczy do przodu. Będziemy słuchać riffów i wymieniać się pomysłami. Słuchaj, ma to pewne ograniczenia, ale nie jesteśmy jedynymi, których one dopadły. Wszystkie inne zespoły też próbują ogarnąć wszystkie możliwości. Ale opóźnienie to opóźnienie! A ponieważ Kirk mieszka na Hawajach, a ja w San Francisco, to tak czy siak nie będzie żadnych opóźnień. To tylko kwestia tego, czy opóźnienie związane z lockdownem dojdą do momentu, gdzie trudno je będzie tolerować i ile pracy możesz wówczas wykonać. Nigdy to jednak nie zastąpi przebywania we wspólnej przestrzeni i znów – jak inne kapele – próbujemy to wszystko rozgryźć, jesteśmy dość odważni i ciekawi tego, co będzie. Mamy wokół siebie wspaniałą grupę ludzi, którzy mogą pomóc rozwiązać niektóre z tych problemów.



Wygląda na to, że dziś inwestujesz w Metallikę tak samo, jak robiłeś to w 1981 roku. Jak to wygląda z perspektywy wieku?

Po prostu naprawdę lubię to, co robię. Naprawdę lubię być w Metallice. Lubię tworzyć i nagrywać numery. Bardzo lubię koncertować. Lubię podróżować. Lubię doświadczać bycia w innych krajach i chodzić do nowych restauracji, widzieć co się dzieje i wchodzić z różnymi ludźmi w interakcję. Naprawdę lubię to wszystko. Nie chciałbym być koczownikiem 365 dni w roku, uwielbiam wygodę, bezpieczeństwo i tę bańkę jaką sobie zorganizowałem w domu. Tęsknię za podróżami. Ale naprawdę bardzo, bardzo, bardzo lubię to, co robię. To sposób na życie jak sądzę. I jak powtarzam to od dwudziestu lat – jeśli to się jutro skończy to nie oznacza, że jeśli będę robić coś innego, to nie będę za tym tęsknił. Tęskniłbym za Metallicą, ale wiesz, to nie tak, że Metallica jutro przestanie istnieć. Chodzi mi o to, że jeśli byłaby to najbardziej szalona sytuacja w najgorszym możliwym przypadku…

…Hipotetycznym przypadku, tak…

… Jutro nasza czwórka decyduje: Wiecie co? Było fajnie. Do zobaczenia gdzieś na trasie. Zawsze będą jakieś rzeczy, którymi trzeba będzie się zająć.

Jasne.

Niezależnie od tego, czy Metallica nadal pisze i nagrywa płyty, czy koncertuje, to trudno mi uwierzyć w to żebym nie przeznaczał znacznej ilości czasu na nadzorowanie kilku innych rzeczy.

Zbudowaliście wspólnie na tyle dużą przestrzeń [w HQ], że każdy może na chwilę zamknąć się w swoim pokoju, jeśli zajdzie taka potrzeba, a potem wrócić do głównej Sali prób i porobić coś razem. Możecie zjeść wspólną kreatywną kolację, ktoś może pójść zrobić jedno, ktoś inny drugie, a potem się razem schodzicie na następną pełną pomysłów kolację. W zasadzie tak to właśnie wygląda. To coś zrobili dla siebie Grateful Dead, coś, co do pewnego stopnia robią Stonesi, itd.,itd.

Wspólna domowa przestrzeń, tak. Jak wiecie, i nie ma w tym żadnego zaskoczenia, bardzo chciałbym zająć się filmem. Chciałbym pisać scenariusze, produkować, a może reżyserować. Z pewnością mniej mnie interesuje aktorstwo. Wierzę, że kiedy moje życie dobiegnie końca, a mam nadzieję, że nie stanie się to przez kolejne 30, 40 lat, to być może nadal będzie kilka niezagospodarowanych miejsc i być może zajmę się nimi w innym czasie, czy może w drugiej rundzie, jeśli pojawię się gdzieś jako żaba na przykład, czy coś takiego. Uważam, że osobiście nie zabraknie mi tematów, w które mogę się zaangażować. Są takie, które uważam za satysfakcjonujące, wymagające i inspirujące, ale wolałbym, żeby Metallica istniała przez następne 30 lat, ponieważ – i jest to bardzo proste wytłumaczenie – uwielbiam być w Metallice i kocham to, co robimy.


Marios
No Leaf Clover

Overkill.pl



Waszym zdaniem
komentarzy: 1
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
NIKT
19.11.2020 17:48:00
O  IP: 0.0.0.79
Niech grają dopóki starczy im sił.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak