Fastnews
Koncertowisko!
DEATH + Obscura + Darkrise, KRAKÓW, KWADRAT - RELACJA 2013-11-15

Stało się coś, czego nigdy się nie spodziewałem. Usłyszałem na żywo kawałki jednego z najważniejszych zespołów ekstremalnego metalu. Oczywiście słychać było zewsząd głosy, że jak tak można bez Chucka, że w ogóle bez sensu itd. Ja poszedłem z nastawieniem, że usłyszę numery Death na żywo i micha mi się cieszyła, bo nigdy bym nawet nie pomyślał, że będę miał okazję. Dostałem natomiast dużo więcej. Ale po kolei.

Fanów Death jest jednak dużo. Krakowski koncert się wyprzedał i nie było możliwości kupienia biletu w dniu koncertu. Współczuje ludziom którzy przyjechali praktycznie po nic, ale jest tyle możliwości kupienia biletów na koncerty, że można było się o to zatroszczyć wcześniej. Krakowski Kwadrat mieści około 1000 osób. Cieszy więc, że są jeszcze kapele, które są u nas w stanie wyprzedawać kluby, bo rzadki to widok obecnie.

 

Aha, supporty. Tu muszę się uczciwie przyznać do pewnej nierzetelności, bo z taką gwiazdą wieczoru, supporty naprawdę niewiele mnie obchodziły. Darkrise to death metal pozbawiony charakteru. Jest takich kapel na pęczki w każdym kraju, więc nie było to nic szczególnego.

 

Obscura natomiast pokazała kawał fajnego, technicznego death metalu. Z pewnością przyjrzę się im uważniej, bo zostali przez docenieni przez panów z DTA, gdyż wokalista/gitarzysta i perkusista z Obscury dołączyli później do gwiazdy wieczoru, żeby zagrać Spirit Crusher. Mnie osobiście trochę to zabolało, bo to był numer, na który najbardziej czekałem, a tu goście. Ale Niemcy naprawdę dali rade. Sprawdźcie ich.

Wreszcie nadszedł ten moment. Dla mnie i dla wielu tam zebranych to był bardzo ważny koncert. Bo jak wiadomo Death wielką kapelą było, a Chuck jest otoczony kultem w całym metalowym święcie. No i przez ten kult właśnie wielu kręciło nosem na sam pomysł takich koncertów. Ale niech Ci, co zostali w domu żałują. Ten Projekt/coverband czy jak to tam sobie ludzie nazywają, broni się sam niemal pod każdym względem. Muzyków mamy z górnej półki, bo Paul Masvidal, Sean Reinert i Steve Di Giorgio to skład nie byle jaki. Poza tym, Max Phelps (od niedawna też w Cynic), który zastępuje w tym projekcie Schuldinera, to dobry wybór. Do swej roli podszedł z odpowiednią pokorą, a gra ten chłop i drze mordę fenomenalnie. A wychodzenie co wieczór na scenę i zmaganie się z legendą Chucka Schuldinera to też nie są rurki z kremem. Szacun panie Phelps, szacun.

 

Nagłośnienie! Ekipa techniczna to też, jak słychać było, specjaliści najwyżej klasy, bo band od początku świetnie nagłośniony, a nie wszyscy sobie z tym radzą w Kwadracie, a ja na to co rusz narzekam. Tutaj nie było żadnych zgrzytów, wszystkie instrumenty i wokal dobrze słyszalne. Miód! Oby wszystkie koncerty w tym klubie były tak nagłaśniane.

 

Szybko podsumowując. Byłem na koncercie, gdzie grali topowi, metalowi muzycy, świetnie nagłośnieni, a w ich repertuarze były kawałki legendarnego i cenionego zespołu. Czego chcieć więcej? Wszyscy muzycy byli w dobrych humorach i formach. Można mieć nieco zastrzeżeń do Reinerta, bo najzwyczajniej w świecie się spasł i nie wyrabiał w niektórych momentach, co dobitnie pokazała zmiana perkusisty przy okazji Spirit Crusher. No i mogę pomarudzić trochę, co do setlisty, bo ja osobiście wolę późniejszą twórczość Death. Ale nic to. Ja mogłem wreszcie zobaczyć w akcji Steve'a Di Giorgio. Kto tego pana nie zna, niech się wstydzi i nadrobi zaległości na youtube. Naprawdę fajnie się patrzy jak wymiata na 6 i 3 (sic!) strunowym fretlessie.

 

Death To All to pomysł zdecydowanie trafiony. Panowie, którzy nagrywali z Schuldinerem pozwolili tym, którzy nie mieli okazji, usłyszeć kultowe numery Death na żywo. Kto nie był niech żałuje, bo nikt tam nie chciał Chucka zastępować. Ten projekt jest hołdem w najlepszej jakości. Dzięki Panowie, że mogliśmy posłuchać jeszcze raz tej genialnej muzyki na żywo.  

Rev&4ever