Fastnews
Koncertowisko!
Obituary - Kraków/Kwadrat RELACJA 2018-07-30

Przed trasą ze Slayerem, na szybką wycieczkę do Europy wpadły deathmetalowe redneki z Obituary. Krótka trasa miała dwa przystanki w Polsce, więc wybraliśmy się do krakowskiego Kwadratu, żeby zobaczyć po raz kolejny legendę z Florydy. Temperatura była iście piekielna, więc wszystko trzymało się odpowiedniej konwencji, bo na scenie jako pierwsze, rozgościło się się nasze rodzime Planet Hell. Jeśli lubicie oryginalne deathmetalowe łojenie, to jest coś dla Was. Zespół zaprezentował kawałki ze swojej debiutanckiej i dobrze przyjętej płyty Mission One. Warto wspomnieć, że warstwa liryczna płyty oraz cały koncept zespołu, oparte są na twórczości Stanisława Lema. Polecam również sięgnięcie po sięgnięcie po muzykę na fizycznym nośniku, gdyż płyta jest bardzo ładnie wydana i zdobią ją grafiki Daniela Mroza - ilustratora dzieł Lema. Ta intrygująca mieszanka broni się również na żywo! Więc jeśli tylko Planet Hell pojawi się w Waszym mieście, nie wahajcie się ani chwili i biegiem na koncert! Jak się okazało, to nie był koniec miłych niespodzianek. Po Planet Hell, na scenie rozgościło się niemieckie Deserted Fear.

Panowie weszli na scenę uśmiechnięci od ucha do ucha, łamiąc tym samym mroczną konwencję death metalu i humory dopisywały im aż do końca setu. A death metal według Deserted Fear to przekrój przez cały gatunek, od toporności Obituary po melodie At The Gates, okraszony nowoczesnym brzmieniem.

Taka przekrojówka sprawdza się na żywo bardzo dobrze i przede wszystkim nie nudzi, co jest zmorą gatunku. Świetny dobór supportu i na pewno do twórczości Deserted Fear jeszcze wrócę.

Po nich nadszedł czas na gwiazdę wieczoru. Obituary to zespół, który kupił mnie kilka lat temu swoim brzmieniem na żywo. Na każdym koncercie, weterani sceny z Florydy, brzmieniem urywali łeb. Od pierwszych dźwięków. I tym razem tego zabrakło.

Nie wiem czy to specyfika sali, czy może brak Donalda Tardy’ego za garami (zastąpił go Lee Harrison z Monstrosity), ale tym razem sound nie przygniótł mnie do podłogi. Jednak szybko przełknąłem tę gorzką pigułkę i dałem się ponieść topornemu, bagiennemu groove’owi, gdyż Amerykanie zaczynają set od instrumentalnego Redneck Stomp.

Potem do zespołu dołączył John Tardy ze swoim unikalnym growlem i wszystko już było po staremu. Obituary na żywo roztacza pewną specyficzną aurę, którą ciężko zdefiniować, lae która sprawia, że od koncertu nie da się oderwać i wychodzi się z uśmiechem.

Polecam Wam sprawdzić to na żywo, najbliższą okazję będziecie mieli pod koniec listopada, gdzie Obituary wystąpi jako jeden z supportów przed Slayerem. Do zo!

 

--------------------------

tekst: Rev, foto: 4ever