Fastnews
Koncertowisko!
Behemoth - relacja 2014-10-09

Młoda parka szła sobie spokojnie po krakowskim rynku. Mijając kościół mariacki, pod którym stała mała grupka osób pod szyldem „Krucjata Różańcowa za Ojczyznę”, dziewczyna przystanęła. Posłuchała chwilę i zwróciła się do swojego towarzysza następującymi słowy:

- Słyszysz co oni mówią? Ja pierdolę...

 

 

Dziewczyna wyglądała zupełnie normalnie. Żadnych oznak szatańskości nie stwierdzono. Była przez zupełny przypadek w tym miejscu, o takiej porze. Dlatego ta historia cieszy jeszcze bardziej i jest pięknym wstępem do opisania koncertów Behemotha i tego, co się wokół nich dzieje.

 


 

Niestety, gdy przychodzi do trasy Behemotha nie można skoncentrować się tylko na muzyce. Histeria medialna, która się wtedy rozpoczyna jest nie do powstrzymania. O ironio, z całego zamieszania korzysta najbardziej Behemoth, bo trasa jest wypromowana świetnie i za darmo, a te „krucjaty” to kilka do kilkunastu modlących się osób, które mają za złe Nergalowi darcie biblii. No ale wolno im, takie mają prawo i nikt nie zamierza im tego zabraniać. Szkoda tylko, że ci państwo modlą się o to, żeby innym te prawa odebrać. Przejdźmy jednak do tego, co najważniejsze

 


 

Czarne serca zaprowadziły nas aż na dwa koncerty Behemotha. Jak to z reguły bywa, Behemoth supporty ma dość różnorodne. Tym razem wieczór rozpoczynała Mord'A'Stigmata. Kto śledzi polską scenę blackową na pewno ten zespół zna i wie czego się po nich spodziewać. Wybór bardzo fajny i adekwatny, a koncert zajebisty. Po nich na scenę wchodziła Merkabah. Ta kapela to wybór nieco kontrowersyjny, bo eksperymentalny hałas, bez wokalu i z saksofonem ma może jakąś bazę fanów, ale wśród publiki Behemotha chyba nowych nie znajdzie. Konsternacja a nawet niesmak były widoczne na twarzach ludzi. Mam też wątpliwości do tego, czy jest to muza na koncerty. Tak czy siak polecam sprawdzić, bo mają nieco inne podejście do hałasu niż metalowcy.


 

 

Tuż przed Behemothem była przyjemna niespodzianka - Tribulation. Trochę to black metal, trochę death, dużo w tym groovu, a Szwedzi podają to wszystko w oldschoolowym sosie. Do tego na żywo wypadają świetnie, a jeden z gitarzystów jest tak fotogeniczny, że bardzo wiele osób myślało, że to kobieta. Szczerze polecam, dobra muza z pomysłem.


 

Następnie, z bananem na ryju, obserwowałem jak ekipa techniczna przygotowuje scenę do koncertu gwiazdy wieczoru. Stalowe orły, świece, statywy do mikrofonów, dwa backdropy - wszystko to robiło naprawdę spore wrażenie. Od razu było widać, że czeka nas przemyślane i przećwiczone show. Do kompletu brakowało już tylko samej kapeli. 

 


Inferno zasiadł za swoim zestawem, Orion i Seth stanęli na podestach, a centralne miejsce na scenie zajął Nergal z pochodniami. I tak, od „Blow Your Trumpets Gabriel”, rozpoczęło się misterium Behemotha. Jeśli ktoś nie lubi muzyki Behemotha lub nie może się do niej przekonać, polecam pójście na koncert. Ja sam stałem się fanem dopiero po tym, jak zobaczyłem ich live kilka ładnych lat temu. Powtarzam - idźcie na koncert!!! Ten zespół jest teraz w swojej najlepszej formie muzycznej, a cała produkcja, nagłośnienie i sound to już absolutna pierwsza liga. Byłem tylko na kilku takich koncertach, gdzie nagłośnienie było tak selektywne. Troszeczkę ciszej, żeby nie uderzyła w nas ściana dźwięku, ale za to cholernie selektywnie. Miazga!

 

 

Setlista ułożona była w sprawdzony sposób: same hiciory + nowa płyta, więc niczego nie zabrakło. Jedyną alarmująca rzeczą jest wokal Nergala. Słychać, że sie oszczędza a Orion i Seth wspomagają go w tej kwestii dużo częściej niż kiedyś. Ale na szczęście gitarzystą pan Darski jest nadal pierwszorzędnym, myślę że jednym z lepszych w swoim gatunku. Słuchanie jego solówek to czysta przyjemność.

 

 

Co do wspomnianego show, to nie chce się wgłębiać w szczegóły i odsyłam niedowiarków na koncerty, ale śmiało mogę stwierdzić, że środowiska katolickie słusznie obrażone są na Behemotha. Ale nikt nie zmusza przecież do chodzenia na koncerty Behemotha, a ci najbardziej obrażeni, co najwięcej krzyczą, nigdy na takim koncercie nie byli. Krzyki i obrażanie się skończyły się tylko/aż odwołaniem jednego koncertu w Poznaniu. Na szczęście nigdzie indziej takie metody nie poskutkowały i dzięki temu dwa dni z rzędu mogliśmy oglądać genialnie zagrany i wyprodukowany koncert POLSKIEGO zespołu.

 

 

Rev & 4ever