Fastnews
Koncertowisko!
THE DILLINGER ESCAPE PLAN, KRAKÓW - RELACJA 2013-10-12

Po krótkim urlopie od koncertowych wojaży wracamy! Nowy sezon otworzyliśmy nie byle czym, bo koncertem The Dillinger Escape Plan. Zespół chwalony zewsząd, a nawet sama Metallica zaprosiła go na swój fest. Mieli zagrać latem na MetalFeście, jednak kontuzja Bena Weinmana im to uniemożliwiła. Wrócili jesienią na dwa koncerty. Czy się zrehabilitowali?

Tradycyjnie wpadliśmy do klubu nieco spóźnieni na pierwszy support, czyli czeski Contrastic. Ponoć ekstremalna scena u naszych południowych sąsiadów jest bardzo silna, ale ci przedstawiciele nas nie kupili. Jakimiś znawcami tego gatunku nie jesteśmy, ale większość ludzi na koncercie była chyba podobnego zdania. Moim zdaniem dobór supportu nieco nietrafiony, można było sięgnąć po jakąś polską załogę, bo mamy u siebie parę perełek, choćby pierwsza z brzega Antigama. 

 

 

Następnie była wolta stylistyczna, bo na scenę wkroczyła postrockowa załoga z Maybeshewill. Tutaj było już lepiej. Anglicy prezentujący dużo lżejszą, muzyczną wagę niż Czesi, wypadli dużo lepiej. Bardzo sprawni muzycznie. Irytował mnie tylko bardzo wyeksponowany klawisz z dość denerwującym brzmieniem. Jeśli komuś odpowiada takie granie to polecam się przysłuchać bliżej. Natomiast tu znowu mam wątpliwości, co do wyboru supportu. No bo kurde post-rock przed DEP? Można to zwalić na karb różnorodności w ramach jednego koncertu, ale mnie to w tym wypadku nie przekonuje. 

 

 

Nadszedł czas na gwiazdę. Wiele sobie obiecywałem po ich występie. Moje oczekiwania zostały spełnione w 150 procentach. Od pierwszych sekund kupili mnie, wywalili z kapci, a potem już tylko rozkoszowałem się tym scenicznym chaosem. Ja akurat widziałem ich parę lat wcześniej i wiedziałem, co oni wyprawiają na scenie (jak ktoś nie wie to polecam choćby filmiki na youtube, ale koncert dużo bardziej). No i teraz wrócili ze świetnym brzmieniem, w zajebistej formie, z nowymi kompozycjami oraz z nowym oświetleniem. To ostatnie to był jedyny maleńki zgrzyt podczas ich występu. Bo o ile efekt, który uzyskują dzięki takiej dawce stroboskopów jest dość imponujący w połączeniu z ekspresją ich występu, to na dłuższą metę jest bardzo męczący dla oczu. Co zresztą potwierdziło odbijające się od fotografów echo: „Nic nie wyjdzie, nic nie wyjdzie, nic nie wyjdzie...”.

 

 

Wracając jednak do Dillingerów, to nigdy nie dostałem od zespołu tak wielkiej dawki dzikiej energii. Ci goście się nie oszczędzają, a widać było że sceny w Kwadracie trochę im było mało. Poza tym ich muzyka to coś naprawdę wspaniałego, ale to można sprawdzić na płytach. W połączeniu z wręcz akrobatycznym występem na żywo zyskuje jednak nową jakość. Sezon uważam za otwarty w zajebistym stylu! Do następnego!

 

Rev & 4ever