W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Beyond Magnetic - recenzja portalu rockmetal.pl
dodane 15.01.2012 01:36:11 przez: ToMek
wyświetleń: 3251
Poniżej kolejna polska recenzja Beyond Magnetic, zamieszczona na portalu rockmetal.pl przez Megakruka.

Nazwa zespołu: Metallica
Tytuł płyty: "Beyond Magnetic"
Utwory: Hate Train; Just A Bullet Away; Hell And Back; Rebel Of Babylon
Wydawcy: Warner Bros.
Rok wydania: 2011
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6


Lars Ulrich - nazwany ongiś "Mr. Metallica" na łamach niemieckiego "Bravo" i MTV - kontynuuje swój zwycięski pochód menedżera własnego zespołu. Nie wiem, czy to jego pomysły, czy może tresura, jaką zafundowali mu Cliff Burnstein na spółę z Peterem Menschem, uczyniły go tak zmyślnym sterniczym dryfującej ostatnimi czasy bez celu Metalliki (płyta "Lulu") - ale mamy przed sobą rzucone za stosunkowo drobną opłatą na net EP "Beyond Magnetic" i cóż, trzeba powiedzieć, że znów się chyba udało. Po cienkim jak dupa meksykańskiej krowy projekcie z Lou Reedem, trzeba było zaserwować wkurwionym fanom i rozwrzeszczanej gawiedzi (w tym rzecz jasna mnie) garść mięcha, monet i biletów do tanich burdeli, by upadek cesarstwa hetfildowo - ulrichowego, po spektakularnej rewolucji i podpaleniu własnej legendy, nie zakończył się mało ciekawym driftem w stronę krainy kabin WC, w której ostatecznie w ogromnej większości przypadków kończył żywot ich ostatni projekt z pozbawionym kończyn manekinem na okładce.

"Beyond Magnetic" - jak tytuł wskazuje - nie jest nowym "RTL", "MoP" czy "KEA", jeno odrzutem z sesji nagraniowej krążka z 2008 r. o tej samej końcówce w nazwie, który nawiasem mówiąc bardzo mi się podobał, bo po raz pierwszy od jakichś na oko 20 lat zawierał w sobie metal. Mimo tego o dziwo nie spodobał się wielu ludkom, co osobiście bardzo mnie zdziwiło. Czego do cholery oczekiwać od zespołu, który ma w nazwie "metal"? Kasi Perry? Franka Perry? Susan Perry? Na "Death Magnetic" Dżemz i Larz pokazali, że wciąż mają łapę do riffów i pamiętają, kto jest ich matką, ojcem, siostrą i wyjątkowo brzydką teściową. Heavy metal! Komu spodobała się tamta płyta, spodoba się zapewne i to nowe czterokawałkowe mini wydawnictwo, które jednak bardziej niż jego pełnoprawny poprzednik odkrywa prawdziwe oblicze Metalliki z 2008 r. Już tłumaczę. W "duuuużyyym" uproszczeniu "Śmiertelny Magnetyzm" - czy to rozbudowaną formą kompozycji, czy to riffologią - nawiązywał szczególnie do dwóch wybitnych krążków "Czterech - swego czasu - jeźdźców": "...And Justice For All" i "Master Of Puppets" - tutaj zaś usłyszymy, że podczas sesji nagraniowej działo się nieco więcej niż w sfilmowanym materiale ze studia.

W odjeżdżającym z pierwszego peronu "Hate Train" spostrzeżemy nie tylko dobrze znane, żywcem wyjęte z 88 roku rwane patenty, ale i melodykę riffu głównego, zaczerpniętą z rozwiązań sesji nagraniowych "Load" i "Reload" - a konkretnie "Fuel" - oraz dramatyzm gitarowy w przejściach zmian temp przypominający "Broken Beat And Scarred" z ostatniej płyty. Są w nim także spokojniejsze, balladowe, nostalgiczne wręcz fragmenty tak charakterystyczne dla twórczości Amerykanów. "Just A Bullet Away" posiada przearanżowany początek z "Shortest Straw", by ostatecznie pociągnąć dalej w stronę loadowego "2x4" (gitara ze skrzydłami muchy) oraz motorycznego riffu, który z niczym innym tylko... uwaga... z "Necrophobic" Slayera może się kojarzyć. Ten numer zabił mi dodatkowego ćwieka swoim lirycznym fragmentem, który przypomniał mi, że Opeth kiedyś nagrywał takie rzeczy, jak "Black Rose Immortal" (nie chodzi bynajmniej o pamiętny wstęp akustyczny). Kto by pomyślał, że z czymś takim Metallica może mi się nawet skojarzyć?

"Hell And Back" wydaje się pierwowzorem pierwszej części "Cyanide" sprzed 3 lat. Rozpoczynająca go zagrywka jest po prostu tym samym patentem odtworzonym w inny sposób. Podobnie jak zresztą solówka Hammetta wyjęta z rozwiązań popisu w "All Nightmare Long". Na koniec wiele obiecywałem sobie po czasie trwania zakontraktowanego na 8 minut "The Rebel Of Babylon", bo wbrew ogółowi lubię nadmuchane kompozycje Metalliki, jednak mimo wielowątkowości tej piosenki, kombinowania prędkością i melodyką, nie sposób wytrzeć z mózgu wrażenia, że wyszło to jak męczenie ciasta na buły jajami, ot tylko po to, żeby pokazać, że dalej się je posiada, zaś melotragiczny popis Hetfielda w melodyjnej części wokalnej zdaje się temu przeczyć. Ostatecznie wyszła z tego dłużyzna bez większego znaczenia dla sprawy. Już wiecie, czemu poskąpili tym kawałkom miejsca na "Death Magnetic", ale nie tylko dlatego.

Cztery kawałki "Beyond Magnetic" na swój sposób pokazują prawdę o obecnym, zdaje się już schyłkowym obliczu Metalliki. Kto po "Death Magnetic" myślał, że na dobre, na stare lata, zawrócili w stronę oldschoolu i własnej klasyki, usłyszy, że wcale nie zapomnieli o tym aksamitno-futerkowym przyłożeniu, jakie zafundowali światu dwiema "Ładownicami", i jest to bardziej integralna część ich "ja", niżeli tylko wybryk i chwilowa niemoc mózgu. To ciągle gdzieś tam w nich siedzi, więc jak coś jeszcze planują nagrać, to cholera wie, co z tego może wyjść. Starzy fani mogą więc zapomnieć o zwróceniu defibrylatorów do sklepów medycznych i spokojnym śnie z Megan Fox w roli głównej. Z drugiej strony obnażony mamy tutaj fakt, dlaczego ten materiał na "Death Magnetic" ostatecznie się nie załapał. Po pierwsze Mensh i Burnstein, zapewne za radą Rubina i Fiedelmana, musieli spuścić wpierdol w studio, żeby tych loadowych rzeczy na płytę nie pakować, skoro strategia ofensywy na market skierowana była na wyczekiwany niczym kał w zaparciu oldschool (to musiało zadziałać). Po drugie po kilkukrotnym przesłuchaniu dochodzimy do wniosku, że pro tools miało tutaj nadzwyczaj wiele roboty, a i twarda jednostka centralna "Sound City Studios" była zasobna w pliki zagrywek wszelkiej maści, bo to po prostu w jakiejś mierze te same kawałki, co na "DM", z tym, że przemontowane i pozgrywane w inny sposób. Sprytne. Nie sposób bowiem napisać, że są gorsze, skoro kiedyś napisało się o ich siostrach i braciach, że są dobre, nie? Smutna to prawda, ale i kolejny dowód na to, że członkowie Metalliki nie są, jak chcieliby ich zabójczy fani, niczym więcej, jak genialnymi muzykami, ale tylko metalowymi. Nie są nowymi Beethovenami, Bachami czy chuj wie kim jeszcze. Na obecnym etapie, który trwa od 4 lat, nie potrafią już, jak w latach 81-91, wymyślać prochu z niczego (m. in. "DM" i "Lulu"), nie każdy ich numer jest też genialny, niepowtarzalny itd. Ja im to wybaczam, bo nigdy niczego więcej prócz metalu od nich nie oczekiwałem. Dlatego też "Beyond Magnetic" wyceniam proporcjonalnie do zawartości. Jest na nim metal, jaki winien być na płycie zespołu, który w nazwie ma metal, a że trochę oszukiwany, nieumiejętnie poklejony w kompie (tzn. czuć to), miejscami względny jakościowo i rzucony pospólstwu jako rarytas lub kolejny fragment zwęglonej pocztówki z dawnych dobrych, młodzieńczych lat? Wiem, że szkoda, ale któż dziś nie oszukuje, co?

autor: Megakruk
źródło: rockmetal.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 38
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak