Cóż, po raz pierwszy zobaczyłem Metallicę podczas trasy „Ride The Lightning”. Dopiero co dotarłem do Los Angeles, miałem 18 lat, a koncert odbywał się po drugiej stronie ulicy gdzie pracowałem. Pracowałem w sklepie z kanapkami po drugiej stronie ulicy od Hollywood Palladium. Nazywało się to kanapkami Togo. Pracując tam poznałem Dave'a Mustaine'a i Davida Ellefsona. Poznałem również wszystkich z Motley Crue i wszystkie lokalne zespoły z L.A. Przyszło również kilku członków z ekipy Metalliki. Zrobiłem im kanapki i oczywiście zadałem im mnóstwo pytań. Potem poszedłem zobaczyć koncert i pomyślałem "Kurwa". Byłem zachwycony. Otwierali koncert dla Armored Saints. Oczywiście kocham ten zespół, ale tamtego dnia Metallica zmasakrowała ich. Master of Puppets to świetna płyta, nie zrozumcie mnie źle - to arcydzieło. Ale Ride The Lightning miało pewną surowość, np. Fight Fire with Fire, które jest rozrywające na kawałki. Rok później albo dwa widziałem jak otwierali koncert Ozziego. Ozzy przechodził wtedy swój glamowy okres - miał puszyste, kręcone włosy, nosił cekiny, wyglądał jakby nosił sukienkę. Odbywało się to na największej arenie, więc zostałem. Było to doświadczenie znacznie bardziej odmienne. Więc musiałbym powiedzieć „Ride The Lightning”. Oczywiście produkcja „Master Of Puppets” była lepsza. Mieli na tej płycie dłuższe utwory, było tylko osiem utworów. Ale mimo to powiedziałbym „Ride the Lightning”.