W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Def Leppard i Mötley Crüe w Krakowie - relacja
dodane 08.06.2023 13:18:45 przez: ToMek
wyświetleń: 3649
Nieco ponad tydzień temu mieliśmy okazję uczestniczyć w koncercie Def Leppard i Mötley Crüe... zapraszamy na kilka słów relacji:


Stało się! Dwaj giganci rocka lat 80-tych zawitali na wspólny koncert do Polski w ramach The World Tour. Def Leppard i Mötley Crüe zagrali w krakowskiej Tauron Arenie. Dla brytyjskiego zespołu była to czwarta wizyta w naszym kraju (ostatni występ na Torwarze w 2015), za to amerykańscy skandaliści z L.A. po raz pierwszy przyjechali do Polski pomimo kariery trwającej ponad cztery dekady więc wydarzenie dla fanów hard rocka było bezprecedensowe! Mieszanka stylu i klasy Def Leppard z pazurem Mötley to recepta na idealny wieczór dla każdego kto lubi stadionowy rock stworzony do dobrej zabawy. I tak właśnie było w Krakowie, który znalazł się w rozpisce między Budapesztem a Pragą. Fani zjechali z całej Polski, krajów ościennych ale byli też Amerykanie czy Włosi. Trzy generacje, od nastolatków po ludzi pamiętających jeszcze szalone lata 80-te czyli okres największego komercyjnego sukcesu obydwu grup (dopóki na horyzoncie nie pojawił się bardziej przyziemny grunge...). Muzyka zdecydowanie łączy pokolenia a ta cięższa zbliża.



Podczas europejskiej trasy zespoły wymieniają się tym kto zamyka koncert (co-headlining). U nas zaczynało Mötley Crüe i kwartet punktualnie o 19:30 wyszedł na scenę przy wrzawie podekscytowanej publiczności. Zespół "oficjalnie" zakończył karierę kilka lat temu ale po sukcesie ekranizacji "The Dirt" i zyskaniu milionów nowych fanów oferty finansowe były zbyt kuszące żeby im się oprzeć. Kontrowersje wzbudza też odejście oryginalnego gitarzysty i twórcy wielu hitów Micka Marsa. Dla części fanów "no Mick = no Mötley" bo to jednak legendarna i uwielbiana postać. Kilka miesięcy temu, przed występami w Ameryce Południowej, jego miejsce zajął wirtuoz od Roba Zombie czyli John 5. Od dawna przyjaciel zespołu, który niedawno nagrywał nowy materiał pod okiem doskonale znanego fanom Metalliki Boba Rocka. Kanadyjczyk wyprodukował też największy album Crüe czyli "Dr. Feelgood". Potężne brzmienie perkusji Tommy'ego Lee tak spodobało się Larsowi, że ten postanowił zatrudnić Boba do pracy nad "The Black Album" a reszta jest już historią...



Koncert zaczął się od "Wild Side" i były wszystkie największe hity z większości albumów grupy, z naciskiem na materiał z lat 80-tych. Nie zabrakło "Shout At The Devil", "Looks That Kill", "Girls, Girls, Girls", prekursora power ballad "Home Sweet Home" czy oczywiście "Kickstart My Heart", które zagrano na koniec. Muzykom podczas niektórych utworów towarzyszyły dwie tancerki (okazjonalnie śpiewające w chórkach) znane jako Nasty Habits. Vince Neil nigdy nie był świetnym wokalistą na żywo ale będąc na koncercie aż tak się tego nie odczuwa przez radość i adrenalinę jaką daje oglądanie Mötley Crüe. Nikki Sixx, lider i twarz zespołu, machał polską flagą i zaprosił szczęśliwą fankę na scenę która... zapomniała telefonu żeby zrobić sobie z nim selfie. John 5 wiernie odtworzył partie Micka i pasuje do kolegów. Myślę, że zyskał w oczach wielu fanów. Tommy Lee był po prostu sobą, showman a zarazem świetny perkusista który jak zwykle emanował energią. Mötley Crüe nie zawiodło, reakcja publiczności była bardzo pozytywna i aż dziw, że przyjechali do Polski po raz pierwszy w przeciągu 42-letniej kariery! Miejmy nadzieję, że wkrótce wrócą bo Sixx zapowiada, że chce dociągnąć grupę do okrągłej 50-tki. Czas pokaże ale tego im życzymy i zapraszamy ponownie!



Po półgodzinnej przerwie, o 21:30 pojawiło się Def Leppard. Zespół w zeszłym roku wydał dobrze przyjętą płytę "Diamond Star Halos" (reprezentowany w secie przez trzy numery, w tym otwierające "Take What You Want") a tydzień przed krakowskim występem świat ujrzało "Drastic Symphonies" czyli nowe wersje klasycznych utworów z orkiestrowymi aranżacjami Royal Philharmonic Orchestra. Większość materiału pochodziło jednak z dwóch największych albumów czyli "Hysteria" i "Pyromania" które odniosły olbrzymi komercyjny sukces, a grupę wyniosły na szczyt popularności. Trudno więc się dziwić, że spośród 17 utworów aż 9 to kawałki z tego okresu.



Def Leppard może i jest mniej efektowne na scenie niż koledzy z Mötley Crüe ale instrumentalnie (i wokalnie) ich przewyższają. Liczy się przede wszystkim muzyka i w Krakowie również to udowodnili. Panowie są w świetnej formie i nie zmienili składu od ponad 30 lat (po tragicznej śmierci gitarzysty Steve'a Clarka) co też nie jest częstym zjawiskiem w rock 'n' rollu. Joe Elliott dumnie paradował po scenie i pokazał, że wciąż ma świetny głos oraz charyzmę. Elegancki Rick Savage na basie czasem wspierał go wokalnie ale warto zaznaczyć, że praktycznie każdy członek Def Leppard dobrze sprawdza się w tej roli. Fenomenalni gitarzyści Phil Collen i Vivian Campbell (który przed zastąpieniem Clarka grał m.in. z Dio) wymieniali się solówkami, a Rick Allen, który w 1984 stracił ramię w wypadku samochodowym, ale postanowił nie rzucać pasji i gra na specjalnie przygotowanym zestawie perkusyjnym, porwał publiczność która zgotowała mu gorące przyjęcie (na które jak najbardziej zasłużył). Ciekawostką jest fakt, że oprócz wspólnego managementu z Metalliką od połowy lat 80-tych (Q Prime), w ekipie Brytyjczyków można znaleźć technicznych którzy pamiętają jeszcze Cliffa Burtona... Zresztą sam Lars Ulrich od początku jest fanem i przyjacielem Def Leppard. Obie grupy zagrały także razem na koncercie ku pamięci frontmana Queen w 1992 roku.



Pomimo, że Tauron Arena nie była do końca wypełniona, frekwencja dopisała, ludzie bawili się świetnie i przekazali swoją energię rockmenom na scenie. Oby to zaowocowało kolejną wizytą Leppard i Crüe w naszym kraju bo krakowski koncert pokazał, że ten rodzaj muzyki ma jednak w Polsce wielu fanów. Zabawa była niesamowita a uśmiech ludzi opuszczających halę mówił sam za siebie. Na kilka godzin zapomina się o świecie czy codziennych problemach a tego typu zespoły i ich naładowane pozytywną energią utwory idealnie się do tego nadają. Co było widać po reakcjach publiki, która na pewno nie żałowała ani minuty. Def Leppard i Mötley Crüe udowodnili, że nawet po 40 latach kariery wciąż porywają tłumy a ich legendarne utwory nigdy się nie zestarzeją. Robią wielkie show i przypominają nam o szalonych, dekadenckich latach 80-tych kiedy hard rock królował na listach przebojów. W naszych sercach nadal tak jest, dziękujemy za wspaniały wieczór i czekamy na więcej!


© 2023 Martin Krush



Waszym zdaniem
komentarzy: 4
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
MaciekP
08.06.2023 23:03:19
O  IP: 89.64.96.41
Pozdro Marmetal! <3
Dudrix
08.06.2023 14:35:53
O  IP: 5.173.33.172
Zazdroszcze, do ostatniej chwili polowałem na jakieś tańsze bilety niż 400 ale no nie udało się... ale już za chwilkę w Krk Deep Purple, Iron Maiden i Kiss
Marmetal
08.06.2023 13:48:45
O  IP: 83.24.158.174
To było wielkie wydarzenie i ogromna przyjemność uczestniczyć w nim razem! Na zawsze zapamiętam ten wieczór.
ToMek
08.06.2023 13:19:30
O  IP: 91.237.136.178
Dawno nic nie wrzucałem, ale cóż... Overkill wciąż głęboko w sercu :)

Dzięki Marmetal za podesłąnie relacji!
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak