W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Lars o Wielkiej Czwórce dla So What!, cz. 2
dodane 29.11.2010 22:48:02 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1868
Poniżej ostatni już fragment wywiadu z ostatniego magazynu MetClubowego So What! z Metalliką - druga część wywiadu z Larsem. Przypomnijmy, że wywiad Robertem i Jamesem znajdziecie tutaj i tutaj, z Kirkiem tutaj, natomiast wywiad z dr. Donem Oyao tutaj. Pierwsza część wypowiedzi Larsa jest tutaj. Poniższe tłumaczenie przygotowała paps - cheers!






SC: Muszę powrócić do kwestii tego, jak dobre były między wami wibracje, jakby część rzeczy wypowiadanych przez zespoły tu i tam w przeszłości po prostu wyparowało.
LU: Myślę, że kiedy dobijasz do czterdziestki, a z tobą równocześnie część pozostałych zespołów, te małostkowe pierdoły 'on powiedział-ona powiedziała' wraz ze wszystkimi innymi powodami , dla których czasem w przeszłości stroniłeś od [wspólnych koncertów], stają się po prostu zupełnie nieistotne. Te dawne słowa nie są na tyle mocne, żeby powstrzymać takie wydarzenie [jakim jest koncert Wielkiej Czwórki].
SC: Czy myślisz, że w przeszłości Metallica była sparaliżowana strachem, że rówieśnicze kapele zobaczą jak gracie stary materiał i te wibracje na scenie, tzn. czy nie zastanawialiście się "Co sobie pomyśli Bono, gdy zobaczy jak gram 'Fight Fire With Fire'?
LU: Nie. Wcale.
SC: Dobrze. OK, przejdźmy do tego wieczoru, gdy wszyscy z Wielkiej Czwórki zebraliście się na kolacji. Jak było? Jak się czuliście? Jak to się zaczęło? Mam na myśli to, czy wszyscy po prostu się zjawili i rozmawiali w stylu "Hej, podasz mi groszek?" Jak to wyszło? W przypadku niektórych, nie widzieliście siebie nawzajem przez 20 lat, prawda?
LU: Cóż, nie wydaje mi się, żebym kogoś z nich nie widział przez 20 lat. Tzn. wydaje mi się, że cały Anthrax chyba bywał na wielu koncertach. Spotykaliśmy się z tymi kolesiami w czasie koncertów w Chicago na trasie Death Magnetic. Kerry King zazwyczaj pojawia się na występach w Los Angeles. Nie widziałem Dave'a Lombardo przez jakiś czas, a Mustaina nie widziałem przez, nie wiem, 4, 5 ,6 , może 7 lat. Ellefson przyszedł na koncert w Phoenix. Więc to nie było tak , że wiesz: "Oto grupa ludzi w pokoju razem po raz pierwszy." My zjawiliśmy się pierwsi, a po około 12 sekundach wszedł Megadeth. Przywitaliśmy i uściskaliśmy się, a po 5 minutach wszedł Anthrax, a potem po 5 minutach Slayer i wszyscy po prostu rozmawiali. Nie było tam nic, co nie byłoby naturalne, nie było nic wymuszonego ani sztucznego, po prostu grupka ludzi, którzy nie widzieli się przez jakiś czas, nadrabiała to. Było mnóstwo rozmów o rodzinie i dzieciach, o rzeczach, które dotyczą wszystkich, jak rodzicielstwo czy szkoła dzieci, podróże i bycie z dala od rodziny i tym podobne. Coś, co wszyscy dzielimy. Jeśli weźmiesz tych 17 muzyków, nie wydaje mi się, żeby któryś nie był żonaty albo nie był w związku. Wszyscy mają dzieci.


SC: Więc to nie było tak, że siedzieliście porównując dawne historie: " A pamiętacie wtedy w Peorii jak się wkurzyliśmy"?
LU: Nie, niezbyt, nie.


SC: No to super, bardzo dojrzale i cywilizowanie, wszystko się zgadza, ALE czy nie było tam również poczucia rywalizacji? Wydawało mi się, że w Warszawie wyraźnie podkręciliście grę, co skończyło się tym, że daliście najlepszy koncert od czasu drugiej nocy w Meksyku w zeszłym roku.
LU: Myślę, że Dave Ellefson bardzo dobrze to ujął dzień przed koncertem, podczas kolacji. Mówił o tym, jak każda z naszych czterech kapel jest teraz zakorzeniona w swojej własnej osobowości, w swoim dorobku, i własnej wyjątkowości, tak że nie odczuwał żadnego współzawodnictwa. Nie użył dokładnie tych słów, parafrazuję go, ale zgadzam się z jego odczuciem. Nie ma najmniejszego poczucia tej 'bezpośredniej rywalizacji'. Myślę, że jedyna konkurencja jest teraz wewnętrzna. Jedyne zawody polegają na tym, czy możesz teraz wyjść i zagrać tak dobrze, jak potrafisz. Rywalizuję z poprzednimi występami, albo po prostu z sobą samym, o to żeby być najlepszym, jaki tylko mogę. Nie było momentu, żebyśmy siedzieli i gadali 'Dobra, teraz wyjdźmy i zmiećmy wszystkich'.
SC: I muszę zapytać, dokąd to zaprowadzi? Czy będzie więcej takich koncertów i/albo trasa?
LU: Myślę, że to możliwe, żeby kontynuować to celebrowanie przeszłości, a ponieważ wszyscy idą naprzód, uważam, że nie ma powodu, dlaczego Exodus, Testament, lub Legacy jak ich nazywano, albo Forbidden, albo Violence, albo, wiesz, światowiec Rob Flynn, mieliby się nie pojawić. Każdy miałby swoją opinię, wszyscy mieliby inne układy z wytyczonymi liniami historii. Myślę, że ciężko mieć jedno ustalone stanowisko w tej kwestii. Można byłoby z pewnością uczcić Bay Area z lat 1983, 1984 czy 1985. Można uczcić narodziny amerykańskiego metalu. A Dave Mustaine wyznaczył inną prostą, taką, o której nigdy bym nie pomyślał, bo w pewnym sensie to były największe amerykańskie metalowe zespoły (przynajmniej z ostatnich 20, 30 lat), po latach 70-tych: Van Halen-Aerosmith-Nugent - tego rodzaju. Więc tak, uważam, że byłoby świetnie powrócić w którymś momencie do Wielkiej Czwórki, by uczcić scenę [z Bay Area]. Możnaby z pewnością włączyć w to Exodus, włączyć Testament, i z pewnością mnóstwo ludzi z innych kapel. Jest wiele opcji.


[Steffan Chirazi]
Opuściłem Wielką Czwórkę po Sofii. Mogłem zostać do końca, ale ostatecznie, jak mogłem nie być dozgonnie wdzięczny, za możliwość oglądania tych pierwszych 4 występów 'od środka', z zewnątrz i ze wszystkich innych stron?

Osobiste post-scriptum do tych koncertów było intrygujące. Pierwszy raz od 15 lat sięgnąłem ponownie i przesłuchałem Spreading the Disease, album Anthraxu, który odkryłem po raz pierwszy w połowie lat 80-tych; jest naprawdę zajebiście dobry, z riffami jak tłukące szkło, szybszy i bardziej ożywiający niż go zapamiętałem. Slayera wciąż używam jako narzędzia fitnessu (nie pytajcie, chociaż widok dziwnego gościa na siłowni, klepiącego w sprzęt sportowy i grającego na air-gitarze może mieć jakieś zalety), Megadeth zapłonął dla mnie ponownie chyba jakiś rok temu, kiedy z Robem Trujillo porównywaliśmy 'najlepsze hity' własnej roboty na iTunes... a Metallica? Kurwa, człowieku, pomimo lat, pomimo historii i niezliczonego wystawiania się na ich muzykę, wciąż zapadam się w miażdżące riffy, kiedykolwiek ich słucham w zaciszu mojego domu, łapię się na tym, że wracam do nastroju z dzieciństwa, jakby to było wczoraj. I mniej więcej w tym nastroju koncerty Wielkiej Czwórki mnie pozostawiły. Cieszę się drugim dzieciństwem w metalu, przypomniałem sobie dlaczego lubię te zespoły tak bardzo i jestem odzwierciedleniem tego, że to nie żadna nostalgia...to naprawdę było prawdziwe. Może będzie runda druga? Trzymam kciuki...


paps
<center>

Waszym zdaniem
komentarzy: 14
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak