W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Lars w rozmowie o festiwalu Power Trip
dodane 06.10.2023 13:30:04 przez: Marios
wyświetleń: 3137
Metallica szykuje się teraz do występu u boku innych aktualnie grających i wciąż kontynuujących karierę legend ciężkiej muzyki. Panowie zawitają do Indio w Kalifornii i 8 października zagrają w roli gwiazdy ostatniego dnia festiwalu. Z tej okazji Lars Ulrich porozmawiał o tym wydarzeniu (i nie tylko) z dziennikarzem Los Angeles Times.






tekst: Steve Appleford
tłumaczenie: Marios



Metallica przyzwyczajona jest do działania na masową skalę wypełniając stadiony na całym świecie mocarnymi, heavy metalowymi riffami i kanonadą perkusji. Jednak w przerwach między koncertami wszystko wraca do ludzkich rozmiarów – jak zasugerował Lars w niedawnej rozmowie telefonicznej ze swojego domu w San Francisco. Kilka godzin wcześniej perkusista zajęty był przygotowaniami do egzaminu na prawo jazdy, do którego podchodził jego nastoletni syn. (Tak, Szanowni Czytelnicy, Bryce Ulrich w maju skończył 16 lat, więc jako rasowy Amerykanin mógł się wreszcie cieszyć swoją imprezą My Sweet 16 (ciekawe, jak grubo było, no i oczywiście jaki samochód Bryce dostał od ojca za udane podejście do egzaminu... – przyp. Marios).

Trochę spanikowałem – powiedział Lars, ale wszystko poszło dobrze. Po ulicach Kalifornii śmiga teraz dodatkowy kierowca. Alleluja. Ulrich na scenie jest o wiele mniej zdenerwowany. Parę tygodni temu Metallica zakończyła letnią część trasy po amerykańskich stadionach, promując swój najnowszy album – 72 Seasons. Panowie poruszali się po rozległej scenie, a Ulrich krążył wokół czterech zestawów perkusyjnych. To wszystko jest oszałamiające – stwierdził pałker będąc w swoim zwyczajnym, domowym nastroju. Kilku z nas w tym zespole przekroczyło właśnie sześćdziesiątkę, dwóch z nas puka do tych drzwi (Larsowi sześć dych stuknie w grudniu). Kiedy się starzejesz, szerzej otwierasz oczy, chłoniesz i to doceniasz. Ale trochę nie wierzę, że to wciąż trybi na takim [wysokim] poziomie, na jakim trybi.

Metallica powraca do Południowej Kalifornii, by zamknąć swym występem festiwal Power Trip. Tak wygląda dziś hardrockowo-heavy metalowy szczyt muzyki popularnej: scenę z Metallicą dzielić będzie pięć miażdżących uszy gwiazd: Guns N’ Roses, AC/DC, Tool, Judas Priest i Iron Maiden. Miejscówka w Indio znana jest Metallice, która gościła tutaj w 2011 roku z własną imprezą Big 4, grając u boku legend thrashu: Slayera, Megadeth i Anthrax. Wszystkie te kapele (poza nowojorskim Anthrax) powstały w Południowej Kalifornii w latach 80. ubiegłego wieku. Metallica szybko uciekła do San Francisco po tym, jak spotkała się tylko z obojętnością hairmetalowej sceny Sunset Strip. Miło jest wrócić – mówi Lars o Power Trip. Bardzo wierzę w rockową społeczność; mamy relację z każdym z tych bandów zarówno na poziomie fanowskim, jak i przyjacielskim.



majowa fotka a.d. 2023 - ojciec i jego 16-letni syn



Metallice nadal przewodzą Lars Ulrich i wokalista oraz gitarzysta James Hetfield – współzałożyciele zespołu w 1981 roku. Wespół z wieloletnim gitarzystą prowadzącym, Kirkiem Hammettem i Robertem Trujillo – basistą od roku 2003, kapela wielokrotnie niepokoiła muzycznych purystów zaskakującymi skokami w bok – od nagrywania ballad, przez współpracę z Lou Reedem, na obcięciu włosów kończąc. 72 Seasons to trzeci – po Death Magnetic i Hardwired…. To-Self Destruct – album, który ponownie zanurza się w brutalnych, thrashowych klimatach. W latach 80. thrash był jednym z najbardziej konfrontacyjnych, podziemnych odmian rocka. Teraz nawet NASA wykorzystała zaczepny Fuel, by ogłosić światu przyszłą załogową misję na Księżyc. W zeszłym roku Metallica znalazła się w centrum ważnego momentu popkultury – ich utwór z 1986 roku – Master of Puppets – znalazł się w finale czwartego sezonu netflixowego serialu Stranger Things, co doprowadziło do wzrostu odtworzeń tego utworu na Spotify o 650 procent przez następny tydzień. Po raz kolejny udowodnili więc, że Metallica wciąż potrafi przykuć uwagę nowego pokolenia słuchaczy.


Przez lata Metallica grała na wielu festiwalach. Co sprawia, że Power Trip jest wyjątkowy?

Byłem na Desert Trip (w Indio) w 2016 roku, kiedy to na scenie zjawili się The Rolling Stones, Paul McCartney, Neil Young i reszta tego niesamowitego składu. Było super, bo inaczej niż na innych festiwalach. Moja żona i ja jeździmy rok w rok na Glastonbury. Wiele razy byliśmy na Coachelli i Lollapaloozie. Ale Desert Trip to była ekipa headlinerów dostępnych ot tak na jednej scenie. To świetna sprawa z wielką historią muzyki. Było potem trochę rozmów na temat zrobienia hardrockowej wersji takiego festu… No i sześć czy dziewięć miesięcy temu dostaliśmy ofertę. Jako fan hard rocka zamierzam tam spędzić cały weekend i zobaczyć każdy z tych zespołów.

Niektóre kapele z tej listy zaczynały działalność wiele lat przed Metallicą i dostarczały wam inspiracji. Czy na jakiś zespół czekasz szczególnie?

Kochamy wszystkie pozostałe pięć kapel. Po raz pierwszy zobaczyłem AC/DC w Kopenhadze w 1977 roku; później jeździliśmy z nimi po Europie w 1991. Zakochałem się w Guns N' Roses pięć sekund po tym, jak usłyszałem Mr. Brownstone pierwszy raz w KNAC, zanim jeszcze wydali debiutancki album. Graliśmy koncerty z Iron Maiden w latach 80-tych; graliśmy z Judas Priest; Graliśmy z Toolem… Oczywiście AC/DC, Iron Maiden i Judas Priest wywarły na nas ogromny wpływ. Te trzy zespoły w dużej mierze przyczyniły się do tego, że chcieliśmy założyć własny band. Dlatego zestawienie ich wszystkich na jednej scenie budzi mój podziw.

The Rolling Stones wkrótce wydają album (premiera Hackney Diamonds przewidziana jest na 20 października br - przyp. Marios), a ci goście mają po jakieś 80 lat. Czy przewidujesz, że Metallica będzie działać tak długo?

Psychicznie dalibyśmy radę robić to przez następne dwadzieścia lat. Bardziej chodzi o ramiona, szyje, gardła, palce, nadgarstki – o fizyczny aspekt po prostu – czy jesteśmy w stanie zachować zdrowie, bo to z tym wiąże się niepewność.

Wiele osób widziało wasz film z 2004 roku – Some Kind Of Monster - i osobiste niesnaski, które wprost buchały z ekranu. Jednak twoja współpraca z Jamesem nie przetrwała bez powodu. Co sprawiło, że ona nadal trwa?

Kochamy być w Metallice bardziej niż cokolwiek innego. Poza moim tatą i kilkoma innymi członkami rodziny w Danii, znajomość z Jamesem jest tą najdłuższą, jaką kiedykolwiek miałem. Kiedy więc na niego patrzę, jestem poruszony faktem, że wciąż tu jesteśmy, grając i robiąc to wespół z Kirkiem i Robem. Kilka tygodni temu zagraliśmy dwa niesamowite koncerty na stadionie SoFi w Los Angeles. Uważam, że są to największe koncerty, jakie kiedykolwiek zagraliśmy w Los Angeles, a one odbyły się może jakieś 15 mil od miejsca, gdzie zaczynaliśmy - w Norwalk. To dość szalone, że to wciąż łączy fanów na takim poziomie – niezależnie od tego, co się dzieje po pandemii i zamknięciu oraz ówczesnej niepewności i dewastacji tamtych czasów.

Czy czujesz tę pandemiczną niepewność w muzyce na albumie 72 Seasons?

Nie złapałem jeszcze wystarczającego dystansu, żeby móc zagłębiać się w analogie. Jest w niej oczywiście jakaś korelacja między tym, jak bardzo bezradnym i bezbronnym czułem się w tamtym momencie. Po pewnym czasie odizolowania próbowaliśmy zakasać rękawy i krzyknąć: Zajmijmy się pisaniem utworów i robieniem tego, co zawsze robimy. Spróbujmy znaleźć sposób, w jaki ludzie mieliby dostęp do naszej muzyki, aby nadal mogła służyć temu, czemu służyła dotychczas. Żeby pomagała innym w tym strasznym, niszczycielskim i niepewnym czasie. Z takiej energii narodziła się ta płyta. Siedzieliśmy przed komputerami wraz z naszym producentem Gregiem Fidelmanem w pięciu różnych miejscach na świecie, próbując ogarnąć, jak tworzyć muzykę w takich okolicznościach; jak być produktywnym... Aż do momentu, kiedy znów znaleźliśmy się w naszym studiu w Północnej Kalifornii.

Metallica często wyróżniała się tym, że wychodziła poza metalowy świat – grała na Lollapaloozie, gdy uznawano to za festiwal alternatywy, współpracowała z fotografami o artystycznym zacięciu – np. Andres Serrano; nagrała album z Lou Reedem… Jak ważny jest taki impuls, by ciągle iść do przodu?

To ważna część naszego DNA. Dorastałem wokół jazzu, bluesa i popu; wychowałem się wokół reggae. W pokoju mojego taty leciał głównie jazz: John Coltrane, Dexter Gordon, Charlie Parker, Ornette Coleman, Sonny Rollins. Kirk, Rob i James mają z kolei własną wersję [tego, jak powinniśmy działać] i właśnie to przedstawiamy. Nigdy nie wstydziliśmy się faktu, że jesteśmy bardzo ciekawi muzyki i zawsze, by zachować psychiczną równowagę i próbować przetrwać, musieliśmy sprawdzać, co też kryje się pod każdym takim muzycznym kamieniem.





W mediach społecznościowych Metalliki mogliśmy obserwować niedawno dwudziestą rocznicę wydania St. Anger, którego to powstawanie uchwycone zostało w filmie Some Kind Of Monster.

Kiedy działasz tak długo jak my, to mniej więcej co trzy dni jest jakaś rocznica (śmiech). Staramy się, aby wszystkie te wydarzenia - wszystko co udało nam się zrobić, były równo traktowane z okazji rocznicy.

Reakcje na ten album były mocne, ale Metallica, zdaje się, że przyciąga takie reakcje na wszystko, co robicie.

Wokół Metalliki jest mnóstwo pasji. To nieodłączna część bycia w tym zespole. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni.

Ale przez cały czas sprawiałeś wrażenie niewzruszonego. Nie zmienialiście kursu tylko dlatego, że konkretna grupa ludzi krzyczała coś o tym, czy innym albumie.

To prawda. Tak było w zasadzie od początku. Kiedy zaczynaliśmy, rodzaj muzyki jaką graliśmy nie pasował do tego, co działo się na Sunset Strip w 1982 roku. Wszyscy nas lekceważyli. Kiedy poleciało intro z Fade to Black, które wykorzystaliśmy na Ride the Lightning, wybuchła wielka burza na temat tego, „jak oni śmią używać gitary akustycznej na thrashowym albumie?”. I tak to leci od ponad czterdziestu lat. Zawsze sami sobie wyznaczaliśmy kurs. Wszyscy żyliśmy w świecie który nie był akceptowany przez mainstream. Szukaliśmy czegoś, do czego moglibyśmy przynależeć. Jako jedynak nie miałam do czego przynależeć, więc bycie w zespole, bycie z Jamesem, bycie częścią sceny złożonej z podobnie myślących wyrzutków i odmieńców dało mi poczucie przynależności i tożsamości. Moja droga będzie na zawsze powiązana z drogą, jaką obrała Metallica. To jedyna droga, jaką kiedykolwiek podążałem.


---



Festiwalowi Power Trip poświęcono dziesiąty odcinek cotygodniowego podcastu Metalliki. O swoich wrażeniach opowiedzieli założyciele Metalliki - James i Lars.














Marios
Overkill.pl


Waszym zdaniem
komentarzy: 1
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Marios
06.10.2023 13:48:32
O  IP: 84.10.167.220
Jak te czasy się pozmieniały... Dziś fani od jakichś 15 lat i dwóch albumów studyjnych czekają na balladę :)
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak