W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Load, ReLoad i cała reszta... czyli wymuszona twórczość lat '90
dodane 24.06.2018 00:12:35 przez: Marios
wyświetleń: 4040
Za ten klikbajtowy tytuł już na początku bardzo przepraszam. Na pierwszy rzut oka jednak może się wydawać, że Metallica rzeczywiście w połowie lat 90 wypuszczała płytę za płytą bez jakichś większych przemyśleń, byle tylko coś z siebie wyrzucić i pchnąć na rynek.



Doskonale pamiętam wywiad Piotra Metza z Kirkiem Hammettem z okazji wydania ReLoad w 1997 roku. Bardzo, bardzo często pojawiało się owo spostrzeżenie w innych wywiadach. Chodzi mianowicie o tak błyskawiczne wypuszczenie albumu po albumie: Nie jest to dla was typowe, by wydać dwie płyty w tak krótkim czasie. Kirk: To się nie zdarzyło od czasów albumów Kill ‘Em All i Ride the Lightning.



Oczywiście wszyscy mamy w pamięci wypowiedzi o tym, że Metallica przygotowując 27 utworów zwyczajnie nie zdążyła ich wszystkich dopracować, dlatego też zdecydowali się na to, by Load nie był podwójnym albumem. Gdy Lars złośliwie tłumaczył pytającym, dlaczego Load nie zawierał dwóch krążków i odpowiadał: Jeżeli nagrasz podwójny album, według kontraktu liczy się on jako jeden, a (wydane) w ten sposób (Load i ReLoad) liczą się jako dwa osobne... W efekcie jeszcze szybciej napchamy sobie kieszenie, myślałem wówczas „Cóż, kolejne z wielu zabawnych, jadowitych stwierdzeń, którymi sypał z rękawa Lars”. Muszę przyznać, że dość długo nie zaprzątałem sobie głowy tym tematem. Ot, mieli wenę, chcieli, to wypuścili cztery albumy w cztery lata. No właśnie... Cztery krążki w cztery lata! Nawet przy kowerach w 1998 roku musiało im zejść sporo czasu i energii na przedstudyjną robotę. Po co się tak przemęczali po roku dokładając jeszcze S&M?

Do dziś mam wyryty w pamięci początek recenzji Garage Inc. Igora Stefanowicza, która została zamieszczona we wkładce Teraz Rocka w roku 2003: No, kurcze, kolejny rok przyszedł, trzeba by coś wydać, żeby ludzie o nas nie zapomnieli. Pomysłów na nowy album jakoś nie mamy, to może pchniemy na rynek jakiegoś przedziwnego składańca? – chyba mniej więcej takie musiało być rozumowanie panów z Metalliki, menadżerów oraz firmy płytowej. Wzięli i pchnęli, a mnie trochę drażnią płyty robione na takiej zasadzie. Początek recenzji S&M też jest niezły: Roboty przy tym musiało być sporo – nawet jeśli lwią jej część odwalił Michael Kamen i orkiestra. Skąd taki pomysł? Po co? Akurat Metallica nie musi nikomu udowadniać swojego miejsca w historii rocka, dodając sobie powagi współpracą z orkiestrą symfoniczną. I znów mógłbym takie pytania skomentować znanym „Wydali, to wydali. Na chuj drążyć temat?”. Pamiętacie film Metallimania, gdzie narratorem był Eric Braverman? Jest w nim scena krótkich pytań do Larsa. Jest to jakiś 1995 rok. Jedno z nich: Gdzie widzisz siebie za 10 lat?
Lars: Czekam na Jamesa, żeby dokończył swój wokal na następną płytę. Po prostu mu się odgryzam, bo ostatnim razem w magazynie Fan Club pojawiło się pytanie „Gdzie widzisz siebie za 10 lat” i on powiedział, że ja będę wtedy nagrywał ścieżki perkusyjne. A tak poważnie… hmmm… Myślę, że wciąż będziemy się tym zajmować, bo myślę, że to, co zabija zespoły, to fakt, że kreatywność bardzo szybko się wyczerpuje. A skoro my robimy płytę co 12-15 lat, a za dziesięć lat powinniśmy mieć jakieś 6 albumów… serio, za 10 lat powinniśmy mieć 2-3 płyty więcej na koncie. A więc myślę, że zostało nam jeszcze dużo czasu ze względu na to, że tak rzadko nagrywamy płyty.

Po czasie rzeczywiście zaczął mi doskwierać brak odpowiedzi na pytanie: Dlaczego istniejąca 14 lat kapela – mega gwiazda - nadała sobie akurat wtedy tak mordercze tempo na wydawanie albumów? Mam wrażenie, że odpowiedź na te wszystkie pytania ma swoje źródło w roku 1994, gdy Metallica zaczynała rozpędzać przygotowania do pisania materiału na nowy album.



Jednak najpierw cofnijmy się do roku 1984 i początków współpracy z wytwórnią Elektra. Elektrę dla Metalliki wybrał menadżment Q Prime pod koniec ’84 roku. Jak z grubsza wyglądał pierwszy kontrakt pomiędzy Elektrą a Metallicą? Zespół był zobowiązany do nagrania aż siedmiu albumów. Dostawali czternastoprocentowe tantiemy za wyniki sprzedaży wydanych krążków. W 1991 roku po ogromnym sukcesie komercyjnym Czarnego Albumu zespół nadal dostawał jedynie 14 procent ze sprzedaży. Wyszło z tego tyle, że przez dziewięć lat nigdy nie renegocjowali podwyższenia stawki, mimo, że w 1993 byli już pełnoprawną gwiazdą muzyki rozrywkowej.

Policzmy albumy wydane dla Elektry do roku 1993: RtL, MoP, Justice, Black Album. Elektra kurczowo trzymała się tej listy, a wg. niej zespół miałby nagrać jeszcze trzy albumy, by móc zmienić warunki archaicznego kontraktu. Archaicznego nie tylko ze względu na tę samą stawkę tantiemową, nie podwyższaną nawet ze względu na inflację. Żadne z licznych wydawnictw - filmów video i box setów - nie zostało włączone do warunków kontraktu. Nawet minialbum Garage Days Re-Revisited nie był brany przez Elektrę pod uwagę.

Wszystko przez zapisy wiekowego już wówczas kontraktu, gdzie warunki umowy oparte były na czasach lat 70, gdy zespoły zazwyczaj wydawały dwa albumy rocznie, a kasety wideo i box sety wówczas jeszcze nie istniały.



W kwietniu 1994 roku ze względu na przeogromny sukces Czarnego Albumu Metallica postanowiła renegocjować umowę z ówczesnym szefem Elektra Records Robertem Krasnowem. Negocjacje odbywały się w nie najlepszym momencie, ponieważ jeszcze przed ich zakończeniem Elektra została wcielona przez Time Warner Music Group, której szefem był Robert Morgado. Pogląd Morgado: Metallica nagrała tylko cztery z siedmiu zakontraktowanych albumów, dlatego żądania zespołu są bezpodstawne. Pogląd Larsa: Oprócz albumów Metallica wydała epkę Garage Days, box set Live Shit: Binge i Purge oraz dwa filmy dokumentalne Cliff ‘Em All i A Year and a Half in the Life of Metallica. Wszystkie te “niealbumowe” wydawnictwa rozchodziły się bardzo dobrze, zaliczając wysokie miejsca na listach sprzedaży. Zderzyły się ze sobą dwie charakterne osobowości, trzymające się mocno swoich przekonań. Nic dziwnego, że oba obozy były gotowe na sądową batalię. W grudniu 1994 roku Lars składał wstępne zeznania przed zbliżającym się nieuchronnie procesem. Jak konfrontację wspominał perkusista? Sytuacja była dość zabawna, bo w sali znajdowało się dwunastu prawników. Siedziałem tam z nimi po trzech godzinach snu, wciąż pod wpływem wczorajszego alkoholu, w okularach przeciwsłonecznych, a prysznica nie brałem od tygodnia – tyle o dniu zeznań.


pierwszy z prawej: Bob Krasnow; trzeci po lewej: Bob Morgado; w środku: Doug Morris



Po jakimś czasie odbyło się jeszcze spotkanie ostatniej (przedsądowej) szansy. Lars uzbrojony w Petera Menscha i Cliffa Burnsteina usiadł naprzeciwko Douga Morrisa, reprezentującego Roberta Morgado. Lars: Powiedzieliśmy, że wszystkie osoby, które mogą to naprawić, są w tym pokoju. Nie musimy wciągać w to prawników, nie trzeba komplikować sytuacji. Przegadajmy to. Dwie godziny później doszliśmy do porozumienia, z którego każdy był zadowolony. Wyciągnąłem rękę, Morris ją uścisnął i mieliśmy umowę.

Jak prezentowała się nowa umowa pomiędzy Elektrą a Metallicą? Metallica nadal miała nagrać dla Elektry brakujące trzy albumy na lepszych warunkach finansowych (tym razem bez podziałów na studyjne, autorskie czy live), otrzymali prawa do dysponowania własnym katalogiem „po to, by Leper Messiah nie znalazł się w reklamie pasty do zębów, chyba, że my będziemy tego chcieli” – jak tłumaczył Ulrich. Lista rzeczy do zrobienia dla Metalliki: dogranie brakujących trzech krążków na korzystniejszych warunkach finansowych, a później podpisanie kompletnie świeżej umowy.

Jak ta historia się skończyła? Metallica z werwą ruszyła do komponowania. Przygotowali w sumie 27 utworów, które zostały wydane na dwóch osobnych albumach rok po roku. Tym sposobem pod koniec 1997 roku został im do nagrania jeszcze jeden krążek, by uwolnić się od kontraktu. W dwa tygodnie zaaranżowali na swoją modłę jedenaście kowerów i równie szybko puścili wydawnictwo na rynek. Można zaktualizować początek recenzji Garage Inc. Igora Stefanowicza: Pomysłów na nowy album jakoś nie mamy, to może pchniemy na rynek jakiegoś przedziwnego składańca? – chyba mniej więcej takie musiało być rozumowanie panów z Metalliki, menadżerów oraz firmy płytowej. Metallica i Q Prime doskonale wiedzieli, po co wydają tegoż „przedziwnego składańca”– byle szybciej wypełnić kontrakt z firmą płytową. To, że ten na szybko sklecony składak sprzedał się w tak zawrotnej liczbie egzemplarzy, że wskrzesił do życia dawno niegrające zespoły, to już opowieść na inną historię. Metallica wypuszczając Garage Inc., wydała siódmy album dla Elektry i wypełniła tym samym warunki renegocjowanego kontraktu z wytwórnią, a także podpisała całkowicie nową, bardzo korzystną dla siebie umowę.

Słowa Larsa Ulricha o tym, że dzięki wydaniu osobno Load i ReLoad „szybciej napchają sobie kieszenie” przestałem po czasie traktować jako wyłącznie żart. Gość po prostu kilka lat wcześniej został przyparty do muru przez własną wytwórnię i poradził sobie znakomicie z obostrzeniami kontraktowymi. Wena to jedno, ale nieustająca chęć zakończenia umowy opartej na przestarzałych zapisach były paliwem dla niespotykanej ani wcześniej ani później aktywności wydawniczej zespołu Metallica.



Co jeszcze zostało? Sprawdzenie tego, jak w warunkach rynkowych poradzi sobie nowa umowa, a w niej wyższe zapisy wynagrodzenia z tytułu tantiem od sprzedaży. Jak zrobić to najszybciej? Oczywiście wydając album koncertowy. Igor Stefanowicz dostał odpowiedź na pytania, które zadał w swojej recenzji (Skąd taki pomysł? Po co? Akurat Metallica nie musi nikomu udowadniać swojego miejsca w historii rocka, dodając sobie powagi współpracą z orkiestrą symfoniczną). Metallica udowodniła samym sobie oraz przeciwnikowi, że nie tylko jest w stanie wygrzebać się z niekorzystnego dla nich kontraktu. Postanowili dodatkowo dać prztyczka w nos Elktrze. Bądźmy szczerzy – Metallica nie przepracowała się przy składaniu materiału na S&M. Cytując recenzję Igora Stefanowicza - lwią część roboty rzeczywiście odwalił Michael Kamen. Kapela pojawiła się na próbach, zagrała dwa koncerty i mogła spokojnie obserwować rosnące słupki sprzedaży S&M. Powtórzmy to jeszcze raz – sprzedaży na warunkach nowej umowy z Elektrą. Biorąc pod uwagę to, że album sprzedał się w ponad dziesięciu milionach kopii, zespół spokojnie mógł zająć się kręceniem swojego reality show, wybudować prywatną kwaterę główną w postaci HQ i myśleć o kolejnym studyjnym albumie.



Dzisiaj pierwsza (może właśnie na szczęście nieudana) próba Metalliki, by sądownie walczyć o swoje wydaje się być jakimś mało znaczącym incydentem, który wydarzył się blisko ćwierć wieku temu. Temat nie był jakoś bardzo szeroko prezentowany w dotychczasowych publikacjach o Metallice. Jest raczej ciekawostką, do której dziś niewiele osób spoza kręgu zespołu przykłada jakąś większą wagę. Spróbowałem naświetlić nieco ten krótki rozdział kariery Metalliki, który wydaje się mieć niebagatelny wpływ na twórcze zaangażowanie zespołu w drugiej połowie lat 90. Fakty pozostają takie, że Metallica uraczyła swoich fanów czterema wydawnictwami w cztery lata. Jeśli w tym okresie taka a nie inna sytuacja kontraktowa nie odbiła się na jakości i sukcesie wydanych wówczas płyt, to tym większe słowa uznania dla Metalliki za podjęcie rękawicy, a dla fanów za to, że docenili ówczesną twórczość swoich idoli.



Marios
Overkill.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 7
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
gutekzg
25.01.2019 21:18:44
O  IP: 78.8.44.202
Artykuł można krótko skwitować: Wytwórnie to hieny
Corsar
27.06.2018 21:32:01
O  IP: 77.114.115.71
Dawno nie było tak ciekawego artykułu. Marios - właśnie po to istnieje ta strona :)
MaciekP
25.06.2018 14:02:16
O  IP: 213.241.41.10
Więc, w tej kwestii, jakiekolwiek dogadywanie to była dobra wola drugiej strony, a nie sukces Larsa, bo psim obowiązkiem było wypełnić kontrakt.

Ostateczna decyzja jasne, że należy do drugiej strony. Ale na tyle co czasami zdarzało mi się jakieś tam rzeczy negocjować, to jest to również sukces Larsa bo ma dar przekonywania. Oni faktycznie NIE musieli się zgodzić, jednak z jakiegoś tam powodu się zgodzili. Lars ma dobrą gadkę i ja go tutaj bardzo dobrze rozumiem, z prostej przyczyny, że tak nieskromnie powiem - też mam dobrą gadkę :)

Tym niemniej masz tutaj rację - jeśli oni by się nie zgodzili no to by nie było nowych warunków, a kontrakt byłby wypełniony na starych. JEDNAK pozwolono na nowe. Nie sądzę że ot tak sobie z dobrej woli, bo robimy dobry uczynek, oooo co to to nie. To są biznesmeni i miliony dolców. Uznali że tak będzie korzystnie. Że te nowe warunki są dla nich spoko.

Zauważmy że Metallica i tak tutaj była miła. Przecież jeśli przyjęli by zasadę pisania/tworzenia muzyki jak w latach 80 to z Load/Reload mogli by zrobić cztery (!!!!) a nie dwa albumy. I kto wie.... ktooooo wie czy Lars takiego argumentu nie użył, że słuchajcie, mamy jakieś 30 kawałków. Wolicie aby to były 1,2 czy 4 albumy? :D
a7xsz
25.06.2018 11:02:50
O  IP: 212.160.172.85
Sprawa kontraktów. Jako, że jesteśmy raczeni niekończącą się telenowelą transferu Lewandowskiego, nawiążę do sportu. Jeśli ktoś świadomie, bez przymusu, sam podpisuje jakiś kontrakt na określonych warunkach - jest zobowiązany go wypełnić. Koniec kropka. Czemu na 7 albumów? Tak samo Lewandowski - czemu do 2021 ? Można na rok / na 1 album, a potem przedłużać, negocjować i mieć tą furtkę otwartą. Więc, w tej kwestii, jakiekolwiek dogadywanie to była dobra wola drugiej strony, a nie sukces Larsa, bo psim obowiązkiem było wypełnić kontrakt.

Sprawa tytułu. Skoro w pierwszym zdaniu przepraszasz za niego, to po co on w ogóle był? I tu temat łączony z kolejnym, czyli :
Sprawa muzyki. Wymuszenie, nie wymuszenie, to jaką muzykę nagrali i ile kawałków, to już sama inicjatywa Metalliki. Mogli nagrać dwie płyty po 7 kawałków z stylu lat 80. Sami porobili 27 kawałków, 14 na albumie to dość sporo, trzeba przyznać. Tu nie ma się czego wstydzić, nikt nie nalegał, nie wymuszał stylu (jak niby przy Escape - RDL).
Load i Reload są genialne. To wyżyny i mistrzostwo aranżacji, wokalu, tekstów i umiejętności, możliwości Larsa, Kirka i Heta.

Sprawa Garage i SM. Obydwa albumy świetne. Astronomy, czy uwielbiany Whiskey, który powracał ostatnio do setlist. Naprawdę świetny klimat tych nowo nagrywanych kawałków.
SM - genialne. Słuchanie, czy oglądanie tego to wielka przyjemność. Uwielbiam momenty orkiestry, świetne dopełnienie i tu serio ciarki przechodzą (the call of ktulu - GENIUSZ, najlepsze wykonanie w historii, Jason się wykazał i parte Cliffa brzmią potężnie, w połączeniu z wszechogarniającą orkiestrą).
Dodać należy rewelacyjny No Leaf Clover. Czy jest ktoś, komu się on nie podoba?
siara
25.06.2018 05:53:18
O  IP: 62.63.58.226
lub piłkarzem...
NIKT
24.06.2018 15:05:45
O  IP: 81.190.112.76
Przyłączam się do słów, że to bardzo ciekawy artykuł. Pokazuje, że Larsisko to przebiegły lis:D Obnaża również wytwórnie, jak bardzo potrafią dymać w "cztery litery" artystów. W sumie to każdy się domyślał o takich praktykach, ale o tych 14% to nie wiedziałem.. nie spodziewałem się, że tylko tyle zarobili na tych płytach.
Cała ta "polityka" w przemyśle muzycznym to wielka kupa gówna. Chyba łatwiej być zwykłym budowlańcem;)
Elvis-Król
24.06.2018 13:26:52
O  IP: 31.182.52.156
Świetny artykuł Marios, miło dowiedzieć się czegoś nowego o czym za bardzo nie miałem pojęcia.

Pierwsza klasa i zarazem świetny przykład tego jak wytwórnie mogą niszczyć artystów. Czasem wieszamy psy, że ktoś obniżył loty i wydał kilka kiepskich albumów. Teraz będąc świadkiem takiej sytuacji zawsze będę miał w głowie drugą stronę medalu, czyli dlaczego akurat tak się stało. Bo widocznie mogło chodzić tylko i wyłącznie o uwolnienie się z kajdan. Co oczywiście nie musi mieć zawsze miejsca.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak