Co można napisać o płycie, o której powiedziano i napisano już niemal wszystko?? Nie będę wymyślał od nowa koła i silił się na oryginalność . Ta płyta po prostu jest genialna. Ten zbiór utworów, te teksty, brzmienie i okładka tworzą razem zamkniętą całość, która wielkimi zgłoskami zapisała się w historii muzyki. Większość zespołów po 1986 roku, będzie się w mniejszym lub większym stopniu odwoływać do tej płyty i stawiać ją sobie za wzór. Używając terminologii chrześcijańskiej ta płyta jest dla metalmaniaków jak Pismo Święte, a tytułowy „Master of Puppets” to „Ojcze Nasz”. Poniżej recenzja Master Of Puppets, zamieszczona jakiś czas temu na
blogu - kmf.blog Grzegorza, który z tego miejsca przypominamy i polecamy!
Nawiązanie to nasunęło mi się przypadkiem, kiedy poszedłem z moją ówczesną narzeczoną do multipleksu jednej z ogólnopolskich sieci, na pokaz koncertu DVD „Cunning stunts”. W momencie gdy wybrzmiały pierwsze dźwięki „Master of puppets”, grupa kilkunastu długowłosych młodzieńców zbiegła pod ekran w dzikiej ekstazie, by pod wielkim białym ekranem oddać się w pełni metalowemu szaleństwu. Zobaczyć w tym momencie minę mojej późniejszej żony, było bezcenne. Na jej pytanie: „Boże co oni robią??” odpowiedziałem właśnie w wielkim skrócie, że jest to bodaj najważniejszy metalowy utwór i by obrazowo opisać wagę tego faktu porównałem go do modlitwy „Ojcze Nasz”. Moja odpowiedź wynikała też z faktu, że nie przyszedłem tam rozmawiać a słuchać i oglądać, więc konieczna była odpowiedź krótka i wyczerpująca. W tym momencie ktoś może mi zarzucić „zaraz, zaraz kolego a czemu ty się nie ruszyłeś? Odpowiedź jest prosta. Na kinowy pokaz koncertu pojechaliśmy prosto z nauk przedmałżeńskich i bałem się, że przed metą mogę wystraszyć dziewczynę swoim „zezwierzeńceniem” ;) …tak, tak jestem pod pantoflem.
Ale czy myliłem się co do sedna sprawy??
„Battery” , „Disposable heroes” i „Damage Inc.” to thrash w czystej postaci. Bez niepotrzebnych upiększeń czy złagodzeń te piosenki to dzika energia, przy której nie sposób nie machać głową.
Tym bardziej, że „Battery” to utwór napisany w hołdzie zespołu dla fanów, więc nie mogło być mowy o żadnym kompromisie. „Master of puppets” to utwór o uzależnieniach, utrzymany w szybkim tempie. Po drugim refrenie zespół zwalnia, by wykonać wolną instrumentalną partię z pierwszą solówką. O takich solówkach jak ta mówię, że są to solówki z duszą. Jest w nich coś co przejmuje do głębi, przez co dostaje się gęsiej skóry. Metallica w swoim dorobku ma kilka takich partii a na tej płycie jest jeszcze jeden podobny moment. Mam tu na myśli drugą część „Oriona”.
Ten instrumentalny utwór to magnum opus basisty Cliffa Burtona. Pod koniec piątej minuty możemy usłyszeć jak dźwięki się nasilają, gitary stają się głośniejsze. Ma się uczucie, że za chwilę wydarzy się coś niezwykłego. I faktycznie następuje gitarowe solo, którego dźwięki zawarte między 06:16 a 06:34 wywołują u mnie zawsze sterczenie włosów na rękach i karku. Nie jest to przenośnia, a fizyczne zjawisko. Nie potrafię tego opisać, a na usta nasuwa mi się tylko jedno słowo. Magia.
Moja miłość do muzyki tworzonej przez ten zespół zadziwia mnie już od bardzo dawna. Zastanawiam się gdzie jest granica, po której mi się to znudzi? Przez te dwadzieścia lat słyszałem niektóre utwory pewnie tysiące razy, a mimo to, zawsze działają w ten sam sposób. Oczywiście, że są okresy w których Metallica, nie ma swojego udziału, ale zawsze do niej wracam. Ponownie i ponownie.
Słuchając płyty „Master of puppets” przez tak długi czasu, ulubionym utworem był już każdy z nich. Na tą chwilę jest to ponownie „Lepper Messiah”. Utwór utrzymany jest w marszowym tempie, gdzie Hetfield wypluwa z siebie kolejne wersy, traktujące o fałszywych kaznodziejach manipulujących wiernymi by się wzbogacić. Jak każdy fan metalu wie, motywem przewodnim tej płyty jest temat kontroli i zniewolenia. Nie ważne czy to przez narkotyki, wojnę czy lekarzy, manipulowanie drugą jednostką jest niebezpieczeństwem. Zawsze było. Nie tylko w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, czyli momencie kiedy płyta ta powstawała. Tym bardziej w dzisiejszych czasach w erze Internetu, jesteśmy narażeni na nieświadome poddanie się manipulatorom, korporacjom czy szarlatanom.
Na albumie znajduje się jedna ballada „Welcome Home (Sanitarium)”. Jednak , jak to bywa w przypadku Metalliki ze wczesnych lat, balladą jest tylko przez chwilę. Później już diametralnie przyspiesza by do samego końca nie zwolnić prędkości. Ostatnim utworem który pozostał jest „The thing that should not be”. Utwór zainspirowany prozą H.P. Lovecrafta. Mówi o pradawnych potworach, które pewnego dnia obudzą się by nas zgładzić. Klimat utworu doskonale współgra z tekstem. Zawsze zastanawiałem się czy Lars nie wykorzystał w tym utworze podobnej struktury jaka jest w piosence zespołu The Doors „Wainting for the Sun” z albumu „Morisson Hotel”. W obu przypadkach są to wolne piosenki, gdzie zwrotki zdają się tylko zapowiadać mocny i ciężki riff z refrenu. Szansa na to jest według mnie spora, choć niczym nie potwierdzona. Faktem natomiast jest, że Lars dzięki swojemu ojcowi Torbenowi miał styczność z twórczością Jima Morissona i The Doors.
Kończąc już swój nudnawy (?) wywód chcę powtórzyć to co powiedziałem na początku. Ta płyta nie ma słabych punktów. Trafiła po prostu na swój czas w historii a dzięki młodzieńczej energii zawładnęła masą zbuntowanych nastolatków. „Master of puppets” to wreszcie ostania płyta, którą nagrali z Cliffem. Basista zginął tragicznie w wypadku autobusowym podczas europejskiej trasy promującej album. Do tej pory trwają spory, w którym kierunku poszedł by zespół gdyby Burton żył. Jak duży wpływ miał na członków może świadczyć fakt, iż jego następcy nie zaakceptowali nigdy do końca, przez co ten w 2001 roku odszedł z grupy. Ja uważam osobiście, że gdyby nawet Cliff Burton żył, kolejna płyta i tak nie cieszyłaby się takim uznaniem. Po prostu tak wielkim osiągnięciem artystycznym jest „Master of puppets”. Dlatego nie warto dywagować, a cieszyć tym co mamy i tak jak autor tej recenzji z siwymi włosami na skroniach, machać głową krzycząc „Master, Master”. Ja to robię już od 20 lat!!