W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Metal Hammer - relacja z koncertu w Warszawie
dodane 04.08.2010 07:11:41 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1982
W najnowszym brytyjskim magazynie Metal Hammer znalazła się relacja z warszawskiego koncertu Wielkiej Czwórki. Fragment dotyczący Metalliki zamieściliśmy tutaj poniżej relacja z pozostałych koncertów:
















Nie ma dziś bardziej metalowego miejsca na ziemi niż to tutaj. Stoimy się na pasie startowym lotniska w Polsce, gdzie światło, padające ze sceny na pył, przemienia wszystko w pomarańczowe barwy. Obok nas stoi Dave Mustaine, w którego okularach odbija się zachodzące słońce. Przy dźwiękach Slayera i krzykach 81 tysięcy ludzi frontmant Megadeth odpowiada na pytania Hammera, wyraźnie zerkając na kształtne dziewczyny w uniformach. "Wiecie, powiedziałem trochę rzeczy w przeszłości, ale chcę z tym skończyć. Jesteśmy tu wszyscy, są wszystkie zespoły, a którymi miałem różnicę zdań. Jest w porządku miedzy nami" - mówi Mustaine, potrząsając głową i próbując zwrócić uwagę dziewczyn.

Dave nie jest jedynym, który nie może uwierzyć w to co się dzieje. Dwanaście godzin po tym, jak ekipa Hammera opuściła Wielką Brytanią i trzy po dotarciu na teraz festiwalu Sonisphere, w industrialnej części Warszawy, wciąż nie dociera do nas, że jesteśmy świadkami tak ogromnie ważnego koncertu. Jak ujął to Scott Ian z Anthraxu: "Siedziałem przy stole z Jamesem i Kirkiem wczorajszej nocy. James rozejrzał się i powiedział do wszystkich: 'Patrz tam, Lars zanudza Dave'a jakąś gównianą historią'. W tym czasie Lars i Dave rozmawiali ze sobą, a ja powiedziałem: 'Dla mnie dziwne jest już samo widzenie ich rozmawiających ze sobą, bo ostatni raz, gdy widziałem ich razem to Dave był jeszcze w Metallice.' energia tam panująca była niesamowita, każdy mówił do każdego: 'Wierzysz w to, że właśnie to robimy?' To było naprawdę ekscytujące."

Skala tego wszystkiego jest ogromna i nawet pomimo tego, że tylko część koncertów w ramach festiwalu Sonisphere będzie miało całą Wielką Czwórkę (w Wielkiej Brytanii gwiazdami są Iron Maiden i Rammstein), to bardzo wyraźnie czuje się, że właśnie tworzy się historia. Jakby nie było Wielka Czwórka Thrashu, ak nazwano ich końcem lat 80-tych, spędziła ostatnie 20 lat na narkotykach, rozpadach, odwykach, zmianach składów i lawirowaniu między tym co popularne, ale wciąż działają, są tutaj, starsi i mądrzejsi, z tym samym uczuciem głodu, który sprawia, że dzisiejszy koncert, pierwszy raz razem, będzie tym, którego nie wolno przegapić w tym roku.

Atmosfera na polskim Sonisphere jest wręcz elektryzująca. Niczym w średniowieczna armie przygotowujące się do bitwy, tak i teraz rozlokowano zespoły w ogromnych białych namiotach. W jednym z nich, tym Metalliki, przygotowano specjalną przestrzeń do rozgrzewki - tzw. Tunning Room. Drugi dzielą Slayer, Megadeth i Anthrax, ale nie ma tu żadnej elity - wszyscy na luzie wchodzą do garderoby innego zespołu, przy zachowaniu jedynie drobnych zasad bezpieczeństwa. Być może dlatego, że w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii czy Ameryki w pobliżu kręci się nie tak mało organizatorów, fanów, menadżerów czy innych ludzi, przyczajonych za sceną. Obserwujemy, jak zespoły dowożone są golfowym samochodem, do położonej 200 metrów dalej ogromnej sceny. Niesamowicie jest móc obserwować, jak wygląda cały mechanizm takich koncertów.

Polska sensacja death metalowa - Behemoth, otworzyła ten koncert, ale ich frontman Nergal miał niestety powody do narzekań, na panujące warunki. Po trzydziestominutowym występie powiedział nam: "Co mogę powiedzieć? To mnie rozpieprzyło! Doznaliśmy zaszczytu otwarcia tego koncertu, tu w Polsce. Zazwyczaj koncerty stadionowe są dla nas ciężkie, bo nie jesteśmy zespołem na tego typu obiekty, ale i tak uważam, że nasz set wypadł bardzo dobrze." Spotkałeś już gwiazdy tego koncertu? "Tak, Lars podszedł do mnie, był bardzo przyjacielski". Zapytany, czy za występ na Sonisphere otrzymali kosmiczny czek od organizatorów odpowiedział dyplomatycznie: "Dużo satysfakcji nam to sprawiło. Zagralibyśmy tu nawet za darmo. Co by się nie działo w przyszłości, to zawsze już będziemy zespołem, który zagrał przed Metalliką."

Rozgrzana przez monstrualną muzykę Behemoth polska publiczność przywitała Anthrax bardzo ciepło, reagując na rozpoczynający Caught in a Mosh entuzjastycznym okrzykiem. Miło było to zobaczyć, bo nie jest to zapis jakiegoś starego koncertu weteranów z Nowego Jorku, ale rozpoczęcie nowej ery, która się przed nimi otwiera. Po dwóch latach chaosu, kiedy to nikt tak naprawdę nie wiedział kto jest wokalistą, Anthrax zatrudnił na nowo swojego starego frontmana - Joey'a Belladonnę, który najlepiej nadaje się do zawodzących kawałków a najlepszych płyt, takich jak Spreading the Disease czy Among the Living. Jego ponowne pojawienie się ożywiło zespół, co potwierdził set - szybki 45-minutowy sprint przez największe hity z Among i klasyki jak ich ostatnia wersja Got The Time - Joe Jackson. Zagrali również kilka taktów Heaven And Hell, poświęcając je Jamosowi Ronniemu Dio, co spotkało się z okrzykami aprobaty ze strony zebranego tłumu, nawet jeśli w piosence Only kilkoro osób wykrzykiwało przez chwilę John Bush.

"To coś wielkiego dla mnie" mówił za sceną z uśmiechem Joey, który zdradza, że przed koncertem spędził dwie godziny w tłumie wśród fanów, witając się z nimi. Gitarzysta Scott Ian dodaje: "John Bush zdecydował, że nie chce być w zespole, w żadnym zespole. Zdecydował, że takie życie nie jest już dla niego. Wiedząc, że zbliżają się koncerty Wielkiej Czwórki wydawało mi się sensowne to, że powinien w nich uczestniczyć Joey, ponieważ to on jest w składzie zespołu, który powinien zagrać na tych koncertach. John nie byłby w stanie być na tych koncertach na full, co w pewien sposób nakierowało nas na myślenie: 'OK, zobaczmy, czy Joey chce na nich zagrać.' Polecieliśmy do niego do Nowego Jorku, poimprezowaliśmy razem przez dwa dni i zdecydowanie dobrze się ze sobą czuliśmy."

[...]

Za sceną Dave jest już gotowy na swój koncert. [...] Wzrusza ramionami i mówi: "To historyczna chwila z wielu powodów. Jest tam tak wielu ludzi w tłumie, którzy być może mówią: 'Pieprz się Dave, nienawidzę Cię'. Ale po koncercie zazwyczaj mówią: 'Wiesz co? Dobrze się bawiłem.' Nie przejmuję się nawet przez chwilę tymi, którzy mnie nie lubią, przejmuję się tymi, którzy lubia! Zapytany, czy nie czuje się źle otwierając koncert Slayerowi, z grubsza mającemu taką samą renomę jak Megadeth, Dave wyjaśnia: "Nie - wydaje mi się, że jest tak dlatego, że Slayer gra razem znacznie dłużej, miał mniej zmian w składzie. Dla mnie znaczenia ma to, że jako jedyny grałem w dwóch kapelach [A co z Kerrym Kingiem, który grał w Megadeth i Slayerze?, przyp. ToMek]. Wczoraj mieliśmy kolację. Lars i ja siedzieliśmy przy tym samym stole i gadaliśmy o pierdołach całą noc. James i ja jesteśmy przyjaciółmi. Tak wielu ludzi, którzy są fanami Metalliki, nie zdaje sobie sprawy z tego co nagrywa Megadeth, bo wydaje im się, że nie jesteśmy w dobrych stosunkach. Magadeth nagrywa dobrą muzykę, wydaje mi się więc, że powinni nam poświęcić nieco uwagi."


Patrząc na reakcję polskich fanów wielu chce tak zrobić, stawiając nowe kawałki 'Deth, takie jak Head Crusher na równi z takimi klasykami jak Symphony Of Destruction. Za sceną Kerry King, rozmawiając z Hammerem, przysłuchuje się występowi Megadeth: 'Uważam, że ostatni album Megadeth jest zajebiście wspaniały, ma wspaniałe riffy. Metallica też teraz tworzy cholernie ciężką muzykę. To dobry czas na tę trasę." Kerry, którego później Kirk Hammett opisze jako cholernego metala', zrobił ,tuż po przyjeździe do Polski wczorajszej nocy, to co potrafi najlepiej, przychodząc na kolację zorganizowaną przez Metallikę. "To wczoraj było bardzo historyczne dla mnie" informuje nas. "Zajebiście było, siedziałem przy stole z Shawnem Droverem z Megadeth, do którego powiedziałem: 'Koleś, mnóstwo tu cholernych, znanych ludzi'. Pierwszym, którego zobaczyłem był Ellefson, potem pogadałem z Kirkiem i Scottem, a później Shawnem i Chrisem [Broderickiem] z Megadeth przez większą część nocy. Później ja i Kirk zaczęliśmy pić shoty i wszystko jeszcze bardziej się nasiliło. To było cholerne rozpieprzenie."

Jeśli ktoś realistycznie mógłby wskazać gwiazdę wieczoru, to nominowałby pewnie Slayera, którego godzinny set wręcz hipnotyzował. "Stworzę brutalną setlistę" obiecywał Kerry z wyprzedzeniem i faktycznie, kwartet z Los Angeles wyszedł z szybkim zestawem: od klasyków (Angel of Death, Chemical Warfare i apokaliptyczny zamykacz koncertu Raining Blood) po nowy materiał (Jihad, World Painted Blood), który warty był drogi, jaką należało przebyć, aby tu być. Slayer uosabia metal, jest zgodny z preferencjami starej szkoły grania. Jak powiedział nam Kerry: "Widziałem, plakat, mówiący, że zagra tu niedługo Venom i pomyślałem: 'Kurwa, dlaczego oni nie mogą zagrać dzisiaj?'".










Fragment dotyczący Metalliki zamieściliśmy tutaj.



ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet






Waszym zdaniem
komentarzy: 11
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak