W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Steffana Chirazi o zakończeniu trasy World Magnetic
dodane 21.11.2010 11:09:18 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1945
Słów kilka Steffana Chirazi na zakończenie trasy World Magnetic Tour:



...To jest już koniec przyjaciele...


To znaczy nie koniec Metalliki czy cokolwiek takiego, uh-uh... Jak sam James Hetfield powiedział na dzisiejszym zakończeniu trasy World Magnetic w Rod Laver Arena w Melbourne w Australii: "Wrócimy jeszcze kilka razy"... Nie, to koniec trasy, która liczyła 215 koncertów w 992 dni w 45 różnych krajach. Koniec końca trasy, która zmusiła Metallikę do trzykrotnego przyjazdu do Australii, bo takie było żądanie (Co to było? 16 koncertów, które ci uroczo szaleni dranie z Antypodów wypili jak gdyby to był najlepszy szampan w zwykłych butelkach po piwie?). Koniec trasy, która (według mnie) pokazała, że ten zespół odkrył swoje prawdziwe serce i duszę. Koniec trasy, która pokazała, że tych czworo dorosło dużo bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Po raz pierwszy widziałem koniec trasy, na której każdy w zespole nie wyglądał na zmęczonego pozostałymi, a nie zawsze tak było.
Bez walk.
Bez większego zrzędzenia.
Bez pasywno-zaczepnych gierek.
Po prostu czterech mężczyzn, którzy prawdziwie bawili się każdą nocą, kiedy mogli dostarczać Wam muzykę, i co więcej, prawdziwie cieszący się piękną, harmonijną chemią, jaka jest między nimi.

Jest oczywiście fizyczna ulga, bo ich ciała dostaną trochę odpoczynku, nieco więcej niż tylko dwa tygodnie. Ale oczywiście jest też targające nami poczucie, że to... to... niech będzie: "to była zabawa, ale i gówno, ale będzie nam tego brakowało szybciej niż myślimy." Bo dla mnie Lars, James, Kirk i Rob stworzyli takie występy, że często były one transcendentalne w sensie, że przeniosły ten zespół na wyższy poziom, na jaki jako artyści i wykonawcy mogli wejść. I tak też narodził się ogromny komfort w tym, że wiemy, że ponowne narodzenie, jakie miało miejsce na 'Death Magnetic' rozleje się na ich całe nowe życie.


Te koncerty (ta trasa) pokazały, że Metallica gra nie obarczona żadnymi troskami o występ czy stres, jakie to problemy mutiplatynowe zespoły często przeżywają. Znowu grali w duchu młodzieńczym, a ponieważ dobrze się bawili i nie musieli martwić o detale, te detale były tylko wirtualne. Zabawne jak to działa...

Ale nie popełnijmy błędu, to nie jakiś garażowy zespół grający tu i tam. To była potężna operacja, zależna od najlepszej, o jaką tylko możecie zapytać, ekipę. Nie należę do tych, którzy nieproszeni rzucają statystykami, ale zamierzam to zrobić, bo one naprawdę rozpieprzają:

143 koncerty w halach, 34 na festiwalach, 29 koncertów stadionowych, 4 w klubach/kinach, 3 w studiu w radiu/TV, dwa na Rock And Roll Hall of Fame... dwie naturalne katastrofy - islandzki wulkan i trzęsienie ziemi w Christchurch w Nowej Zelandii, ale żaden koncert nie został odwołany (no chyba że liczysz epizod z ostrygami)... około 56 tysięcy piłek plażowych zostało zrzuconych (piszę o tym, aby znakomity menadżer sceny mógł wypić taką właśnie liczbę piw)... Urodziło się siedmioro dzieciaków z ekipy Metalliki, były jedne zaręczyny (Tori z Trivettem) i jeden ślub (Dewey)... Było około 180 członków ekipy, dla których było to wyzwanie życia, 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. 14 było z nami od pierwszego do ostatniego koncertu. Jest więcej statystyk, ale o nich, ah, innego dnia. Nie trzeba dodawać, że skoro ta trasa rozpoczęła się 14-go maja 2008 roku i trwała do dziś, to do końcowego dnia, 21-go listopada 2010, wielu ludziom wiele rzeczy się wydarzyło...

... Jest też tak, że aby ta trasa mogła przetrwać, kwitnąć, rodzinna atmosfera musiała być tu, tam, wszędzie. Pomyśl o tym przez sekundę; Nie znaczy to, że zawsze 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu byli sami uśmiechnięci ludzie, ale oznacza to, że była miłość i szacunek od KAŻDEGO na koncercie, od zespołu, przez ekipę, aż po CIEBIE.

Lars rozmawiał z kilkoma fantastycznymi fanami, którzy podróżowali tysiące mil na tuziny koncertów Metalliki [pozdrowienia Menios!!!, przyp. ToMek], to kolejny poziom oddania, i powiedział im, że on był jak oni, robił coś podobnego dla Richie Blackmore'a. Powiedział, że dołączy do nich za barierką i zrobił to. I dziś wieczorem, po ostatniej nucie jaka padła ze sceny, po ostatnich uściskach, był z nimi Lars, który zeskoczył ze sceny i wskoczył wprost w tłum (Kirk dość szybko dołączył), nurkując w młynie i wydostając się po powietrze razem z tym słynnym, szelmowskim uśmieszkiem, plugawym grymasem ulrichowej radości. To był wspaniały, prosty, ale niezmiernie potężny (jak i czysty) gest. A tak po prostu nie można tego udawać. Po prostu nie można. I mówię, nie tylko dlatego, że Lars obiecał przyjść do fanów za barierkę i to zrobił, mówię to ponieważ gdzieś głęboko jest prawdziwie kinetyczny kredyt, który oni dostali od fanów. To niezaprzeczalne. Pewnie domyślasz się o co mi chodzi, a jeśli nie to przyjdź kiedyś na koncert i się dowiedz!

Więc naprawdę, pozwólcie, że wyrażę się jasno raz jeszcze. Tak, to koniec trasy World Magnetic, ale jest to świętowanie nowego świata, nowych miejsc, nowych wycieczek i celów podróży. Czuję, że Metallica zakotwiczy w wielkim szczęściu, przyjemności i harcie ducha na wiele lat. I tak ciężko, jak próbuję zakończyć to mówiąc do widzenia, wiesz, czy tak już nie jest? Metallica zacznie 30 lat w 2011... i przy takim apetycie, jakiego byłem świadkiem podczas trzech ostatnich koncertów w Melbourne, usłyszymy ich szybciej niż później (oni już ogłosili obecność na Rock In Rio we wrześniu, zanim jeszcze oficjalnie skończył się World Magnetic, a to coś mowi). Nie wiem niczego z wewnątrz, nie znam żadnych szczegółów, ale jakkolwiek, mówię ci kurwa, że mam rację.

:-)
Steffan Chirazi
Melbourne, 21-wszy Listopada 2010


ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet


Waszym zdaniem
komentarzy: 17
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak