W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Usprawiedliw Swój Gówniany Gust - "St. Anger"
dodane 29.12.2010 17:05:32 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 2515

Poniżej fragment artykułu, jaki jakiś czas temu zamieścił
Decibel Magazine. Tłumaczeniem zajął się po raz kolejny Suaveck - dzięki!



Usprawiedliw Swój Gówniany Gust [Justify Your Shitty Taste] - Metallica "St. Anger"




Prawie każdy zespół ma taki album: wiesz, krytycznie i/lub komercyjnie drwiący niewypał, który w innym przypadku byłby znośny ewentualnie radykalny. Cóż, w każdy środowy poranek, członek ekipy Decibel'a lub gość specjalny biorą do Deciblog'a [album] denerwując się i jęcząc w zakresie w jakim wspomniany niewypał jest w rzeczywistości gówno warty. Żeby się z tym uporać, Kevin Stewart-Panko, wariuje [gets Fran-tick-tick-tick-tick-TICK-TICK-TOCK ;)] dla wiecznie filmowego St. Anger Metlliki.

W czasach gdy byłem silnie zadomowiony w świecie absolwentów [wnioskuję, że chodzi tutaj o osoby przed studiami, po szkole średniej], i wierzyłem w to, że wyższa - a nawet jeszcze wyższa - edukacja doprowadzi mnie do czegoś w życiu (tak się nie stało), skrawkiem porady, jaką otrzymałem od moich starych znajomych było, żeby podczas testów wykonywać najłatwiejsze polecenia zanim przejdzie się do brutalnie trudnego materiału. Wszyscy otrzymujemy podobne rady; "małe kroczki" pokazują jak większość z nas pojmuje proces. Cóż, moje drogie psy Ziemi i chromowane ogary, powiem wam, że małe kroczki są dla tchórzy, natomiast osoby, z myślą o których stworzony kolumnę bloga, którą nasz ukochany redaktor ochrzcił "Usprawiedliw Swój Gówniany Gust", ze skrajnym uprzedzeniem ignorowały wspomnianą radę. ["] Odkąd jestem jedyną osobą na tyle szaloną i/lub wystarczająco głupią, aby zostać nagranym podczas cieszenia się ze słuchania St. Anger Metalliki, teraz przyszedł czas abym przyjął pozycję "Ludzkiej Tarczy" Deciblog'a.

Bądźmy tutaj szczerzy - jeśli St. Anger jest porównywany do któregokolwiek z czterech pierwszych albumów Metalliki, to tak, to jest w rzeczy samej epicko proporcjonalna kupa parującego łajna nosorożca. Nawet jako samodzielny element, ma więcej niż słuszny udział wad [w całokształcie]. Jednakże jestem mocno przekonany, że duża część pogardy jaką jest darzony St. Anger jest rezultatem z tego, że [płyta] pochodzi od tych samych kolesi, którzy dali nam Kill 'Em All, "And justice For All i wszystko co było pomiędzy. Także, w trakcie przygotowań do wydania płyty, pamiętam wywiady, w którym zespół głosił powrót do grania z większą intensywnością i temu podobne, po muzycznych rozmowach przy kominku jakimi były Load i Re-Load. To co zostało zinterpretowane przez Hesher Nation jako "powrót do ich korzeni", posłużyło jedynie do połączenia potencjału z gorzkim rozczarowaniem, zwłaszcza że zajęło im pięć lat (do Death Magnetic) zanim rozpoczęli zbliżać się do czegokolwiek przypominającego ich korzenie. Jednakowoż, gdyby oni naprawdę chcieli wrócić do "dawno, dawno temu", to graliby kowery zespołów NWOBHM w gównianym klubie dla 15 osób w zwykły poniedziałek.

Jaymz i spółka nigdy nie ułatwiali sprawy dla uszu słuchaczy. Cały czas jestem pod wrażeniem - zwłaszcza po obejrzeniu Some Kind Of Monster - tego, że po czasie, jaki spędzili składając to do kupy, nikt nie stanął ["] i nie powiedział "Hej, ten werbel brzmi trochę" dziwnie, nie sadzicie?" To kolejny powód, dla którego zespół jest przepuszczany przez wyrzynaczkę; gdyby nie fakt, że to byli ci sami wieśniacy, którzy napisali "Hit the Lights", "Dyers Eve" i wszystko pomiędzy, to odpowiedź na gówniane brzmienie bębnów byłoby dużo cichsze i zdecydowanie byśmy nie okazywali swojego niezadowolenia 7 lat później. Kurwa, nie spieszyłbym się z zakładaniem się o to, czy "black metalowy zespół X" pochodzący z Estonii oferujący nam podobne brzmienie werbla na albumie wydanym przez Profound Lore, społeczność metalowa biczowała by ich za brak kompromisu. Decibel pogratulował Darkthrone za tworzenie dużo bardziej gównianie brzmiące albumy niż St. Anger.

Dobra, na razie to nie brzmi jak bardzo solidne usprawiedliwienie albumu. Nie zmieni się to jak dodam, że każda piosenka na St. Anger jest 2-3 razy dłuższa niż powinna być, zwłaszcza, że większość z nich składa się z małej garstki powtarzających się riffów. Aczkolwiek duża część z nich jest masywna i ospała, jak Celtic Frost, Christbait czy pochodzący z Massachusetts Godflesh połączone z drugorzędnym południowym rockiem i tolerowalnym alternatywnym metalem (włączając w to Same Difference Entombed'a). Następnie, są tam te wybuchy szybkości - cholera, w niektórych miejscach można się nawet natknąć na prawie podwójną stopę! - to mnie początkowo nawet przyciągnęło do tego albumu. Między innymi "Frantic", "Invisible Kid", utwór tytułowy i zamykający płytę "All Within My Hands" (chociaż wątpię aby większość z Was dotarła do tego miejsca) wpadają w ucha jak cholera i zawierają więcej pamiętnych momentów niż coś w stylu Beyond REcognition Defiance'a czy jakikolwiek inny trzeciorzędny album thrash metalowy przy którym tłum "metalowych kamizelek" spuszcza się w spodnie, i to 15 lat po fakcie. I jeżeli zamierzacie mi powiedzieć że nie możecie sobie przypomnieć ani zanucić melodii "Some Kind of Monster", to kłamiecie bardziej niż polityk w trakcie kampanii wyborczej.

Co lubię najbardziej w St. Anger to to, jak zjebanie on brzmi. Tak, znowu chodzi o werbel, ale jeżeli podłączysz ten pieprzony bałagan do słuchawek, to usłyszysz, że gitara rytmiczna nie jest dużo lepsza. Delikatne niuanse, jak ślizg na progu [fret slides], znaczące nuty [bum notes] i dzwoniące struny [ringing strings] są szalone, i dają albumowi poczucie realizmu, jakbyś siedział na próbie w bezekranowym [monitor-less] garażu śmierdzącym mokrą sierścią psa i naoliwionymi elektronarzędziami. To brzmi jak zespól grający ze sobą, ale niekoniecznie razem. I, podczas gdy to było prawdopodobnie ogromne marnotrawienie pieniędzy, aby uchwycić coś co jest w istocie pasjonującą próbą, bardzo polubiłem ciepło i luz [tego albumu].

Czego nie lubię, to rozdzierająca długość niektórych utworów, zwłaszcza odkąd położono za mały nacisk na jednego z najbardziej wpływowych metalowych gitarzystów i za duży na teksty o walkach z uzależnieniem Jamesa Hetfielda. Jak dla kogoś, którego rodzice wciąż winią Kirka Hammetta za to, że wziął się za gitarę 26 lat temu (i za wiele bezsennych nocy, które nastąpiły później), i kto nigdy nie eksperymentował z alkoholem i narkotykami, to są elementy, które zaważyły. Dziedzictwo Hetfielda jako liryka pochodzi głównie z uszczypliwej poezji w towarzystwie części z największych killerów tego gatunku. Nie ma zwrotek jakości Szekspira, ale piosenki oryginalnie śpiewane dla garstki pryszczatych gówniarzy nadal dekodują zasady angielskiej gramatyki. Poza oferowanymi prawdziwymi śmierdzielami, jest tam także surowa emocja i jawnie życzliwe nastawienie.

Oto jak sprawiłem, że St Anger jest łatwiejszy i dający się słuchać - wciśnij przycisk "następny" zanim utwór zacznie robić się zbyt powtarzający. Moglibyście tak odkryć, jak ja to zrobiłem, album w punkowym stylu posklejany taśmą czy gumą balonową, trochę gwiazdorskiego basu zagranego przez Boba Rocka (tak, powiedziałem to), trochę zadziwiającego pokazu perkusyjnej przenikliwości Herr Ulricha (tak, znowu to powiedziałem) grającego najszybsze, i o największym potencjale, partie w swojej karierze, oraz trochę zakaźnych riffów. Być może nie będziecie się tym [albumem] cieszyć tak jak ja zacząłem, ale przynajmniej zachowałem wam kurewsko dużo czasu na dochodzenie do tego.




Tłumaczenie: Suaveck











Waszym zdaniem
komentarzy: 52
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
1 2
1 2
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak