Taki jeden szalony hippies z długimi, tłustymi włosami, rozszerzane spodnie plus 4-strunowy Rickenbacker, na którym wygrywał niesamowite rzeczy, po prostu dynamit! I choć nie dane mu było obijać się po renomowanych kapelach, uchodził za jednego z lepszych w swoim fachu w Bay Area. Lubił poza tym bluesa i te stare, sprawdzone firmy: Thin Lizzy, Blue Oyster, Cult, Lynyrd Skynyrd, ZZ Top.
Trauma to właściwie jego pierwszy liczący się zespół, zaś za największy sukces uważali wprowadzenie utworu Such A Shame na drugą składankę Metal Massacre. W Metallica zastąpił nie sprawiającego się za dobrze Rona McGovney'a, a do zespołu przyszedł pod jednym warunkiem: oni przeniosą się do San Francisco.
Pierwszy wspólny koncert z Metalliką zagrał 5 marca 1983. I koncertowali tak razem, aż do dnia 27 września 1986, kiedy podczas trasy koncertowej promującej "Master of Puppets"... nie miał najmniejszych szans: zginął na miejscu. 27 września 1986, w ten wczesny, zimny ranek, gdzieś w Szwecji, wszystko skończyło się w ułamku sekundy.
Gdyby nie ten wypadek miałby dziś 42 lata. Wspólnie z Metalliką nagrał trzy płyty uchodzące dziś za klasykę heavy metalu. Nigdy nie dowiemy się jak dzisiaj wyglądałby zespół gdyby Cliff był z nami.