W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Fotki i videa z koncertu w Chorzowie - <font color=yellow>15 galerii </font>
dodane 01.01.2004 00:00:00 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1570
Relacje z MetOnTour:

13 lat po tym, jak Metallika grał w tym miejscu, na stadionie Śląskim. Wówczas była to trasa Monster Of Rock wspólnie AC/DC, Queensryche, Motley Crue oraz the Black Crowes [te dwie ostatnie kapele nie grały u nas]. Tym razem wszystko kręci się tylko wokół Metalliki. Oczywiście, są z nami przyjaciele ze Slipknota i nie możemy zapomnieć też o polskich herosach Vader. Chociaż fani nie mówią płynnie po angielsku, z pewnością w znajomości tekstów są na najwyższym poziomie. [Even though the fans at the show might have been fluent in English, they sure have a degree in Metallica Lyrics]. Umiejscowienie stadionu jest tak świetne, że nie ma mowy o siedzeniu w domu. Tak samo z dźwiękiem, każdy tu czuje i słyszy muzykę. Dzisiejszy gig dostaje nagrodę dla "największej ilości koszulek w kolorze czarnym" - Polscy fani przywiązują dużą wagę do metalowego wyglądu. . Jutro załoga pakuje się do lotu do Glasgow - znacie powiedzenie "czas leci szybko przy dobrej zabawie"? Muszę przyznać czas mija bardzo szybko, ponieważ z pewnością mamy pełno zabawy.



Setlista:
1. Blackened
2. Fuel
3. The Four Horsemen
4. Fade To Black
5. Frantic
6. King Nothing
7. No Leaf Clover
(Ten kawałek został podpowiedziany Larsowi podczas spotkania z MetClubem)

8. St. Anger
9. Sad But True
10. Creeping Death
11. Battery
--------
12. Wherever I May Roam
13. Nothing Else Matters
14. Master of Puppets
15. One
16. Enter Sandman
--------
17. Dyers Eve

(Kirk zapytany o to co chcemy usłyszeć zamiast Overkilla usłyszał ów tytuł, podobnie Lars podczas spotkania z MeTClubem)

18. Seek And Destroy







Fotki Artura Hetfielda:













P1010568-V.jpg





P1010569-V.jpg





P1010570-V.jpg





P1010573-V.jpg





P1010574-V.jpg


















P1010575-V.jpg





P1010576-V.jpg





P1010577-V.jpg





P1010579-V.jpg





P1010580-V.jpg


















P1010581-V.jpg





P1010582-V.jpg





P1010583-V.jpg





P1010584-V.jpg





P1010585-V.jpg


















P1010586-V.jpg





P1010587-V.jpg





P1010595-V.jpg





P1010596-V.jpg





P1010599-V.jpg


















P1010600-V.jpg





P1010601-V.jpg





P1010602-V.jpg





P1010603-V.jpg





P1010604-V.jpg


















P1010605-V.jpg





P1010606-V.jpg





P1010607-V.jpg





P1010608-V.jpg





P1010609-V.jpg


















P1010611-V.jpg





P1010612-V.jpg





P1010613-V.jpg





P1010614-V.jpg





P1010615-V.jpg


















P1010616-V.jpg





P1010617-V.jpg





P1010618-V.jpg





P1010619-V.jpg





P1010621-V.jpg


















P1010622-V.jpg





P1010623-V.jpg





P1010624-V.jpg





P1010625-V.jpg





P1010626-V.jpg


















P1010627-V.jpg





P1010628-V.jpg





P1010630-V.jpg





P1010631-V.jpg





P1010632-V.jpg


















P1010633-V.jpg





P1010634-V.jpg





P1010635-V.jpg





P1010636-V.jpg





P1010637-V.jpg


















P1010638-V.jpg





P1010639-V.jpg





P1010640-V.jpg





P1010641-V.jpg





P1010642-V.jpg


















P1010643-V.jpg





P1010645-V.jpg





P1010646-V.jpg





P1010647-V.jpg





P1010648-V.jpg


















P1010649-V.jpg





P1010650-V.jpg





P1010652-V.jpg





P1010654-V.jpg





P1010655-V.jpg


















P1010656-V.jpg





P1010657-V.jpg





P1010658-V.jpg





P1010659-V.jpg





P1010660-V.jpg


















P1010661-V.jpg






















Tutaj będą pojawiać się linki do podstron z fotkami przez Was nadsyłanymi - czekamy !!!




Dostęp do filmów:
adres ftp: 153.19.216.163
login: zlot
hasło: gda
Z serwerem ftp należy łączyć się przez klienta ftp typu CuteFTP, Windows Commander lub inny.



Fotki okołokoncertowe :)
metallica.icenter.pl/metallica_chorzow/chorzow/skorowidz.html - Wojo

metallica.icenter.pl/metallica_chorzow/chorzow2/skorowidz.html - Ctomek

metallica.icenter.pl/metallica_chorzow/chorzow3/skorowidz.html - różne

metallica.icenter.pl/metallica_chorzow/chorzow4/skorowidz.html różne: xyz_m, pietrekcz, elminister, asa76

metallica.icenter.pl/metallica_chorzow/chorzow5/skorowidz.html - gazeta wyborcza

metallica.icenter.pl/metallica_chorzow/chorzow6/skorowidz.html - fotki Wojtka Aniszewskiego

metallica.icenter.pl/metallica_chorzow/chorzow7/skorowidz.html - 4 fotki z lotniska przed koncertem

rambo.nd.e-wro.pl/galerie/metallica/ - fotki overkillowców z Wrocławia

metallica.icenter.pl/metallica_chorzow/chorzow8/skorowidz.html - fotki Darka Kawki z odyssey !!!!!!!!</a>

odyssey.pl/archiwum.html - fotki z Odyssey.pl

metallica.icenter.pl/metallica_chorzow/chorzow9/skorowidz.html - fotki tomsona</a>

vader.pl - fotki Vadera</a>

metallica.icenter.pl/metallica_chorzow/chorzow10/skorowidz.html - Marfield

metallica.icenter.pl/metallica_chorzow/chorzow11/skorowidz.html - Saymon007

<br.
Metallica - Chorzów 31.05.2004


A long time ago......


Słońce od dawna nie pokazywało się zza zwartych kłebów chmur. Brodząc niemal po kolana w śniegu, szedłem dalej myśląc jedynie o celu podróży. Byłem tak zdeterminowany, że cel ów gotowy byłem osiągnąć każdym możliwym sposobem. Na szczęscie (a może i niestety - wtedy satysfakcja byłaby większa) nie musiałem się uciekać do "każdego możliwego sposobu" (doceńcie ten przezabawny dowcip) - wystarczyło wychrypieć hasło, położyć pieniądze na ladzie i oto ukazał się przed moimi przepalonymi oczyma bilet. Bilet na koncert Metalliki w Chorzowie!


Tak oto wspominam szczęśliwy dzień otrzymania wejściówki na rzeczony wyżej koncert (była to lekka improwizacja - nawet nie pamiętam czy wtedy był śnieg :) ). Teraz z niekłamaną przyjemnością będę mógł zacząć rozpływać się w zachwytach na temat samego koncertu. A zresztą jeszcze nie teraz. Jak zwykł mawiać A. Hitchcock (wokalista G`n`R, guru grungu) najpierw musi nastąpić trzęsienie ziemi, a potem napięcie ma stopniowo rosnąć, aż do wielkiego finału. Za trzęsienie ziemi można uznać mój iście Tolkienowski wstęp :). Teraz pora na resztę.

Z Częstochowy wyjechaliśmy (prywatnym samochodem) około 12-13 z zamysłem przejazdu przez Kraków (po odbiór następnych ktosiów). Pora wydawała mi się co najmniej późna - nie liczyłem że uda nam się dojechać wcześniej niż na 15. Pogląd ten musiałem zweryfikować po tym, kiedy zobaczyłem kilku kilometrowy korek pod Siewierzem. Ale mimo to nadal nie traciłem dobrego humoru. Straciłem go dopiero po następnych atrakcjach przed i popołudnia (typu przegapienie zjazdu na Kraków, kolejne korki w samym Krakowie czy kilkudziesięcio minutowe błądzenie po Katowicach (o czymś bardziej egzotycznym, jak zgubienie indeksu (nie mojego) już wspminał nie będę)), po których to okazało się że na parkingu pod stadionem byliśmy około 19. Na płycie pojawiliśmy się dokładnie w momencie kiedy zwijał się Slipknot (swoją drogą, niesamowite wrażenie kiedy wychodząc z tunelu zobaczyliśmy płytę całą zawaloną wrzeszczącymi ludźmi).

W tym akapicie autor pragnie wyjaśnić brak opisu przeżyć z występu dwóch sapportów, ale, w związku z powyższym, jako takich nie posiada, więc trudno od autora wymagać aby je opisywał.

Utracony :) wcześniej humor, powrócił kiedy okazało się że dopchnąć udało się całkiem daleko - ok.10-15m od sceny. A udało by się jeszcze dalej, gdyby nie wzgląd na resztę ekipy (nie mającej wzrostu,ochoty ani siły na ściskanie się podsceną). Zresztą nie było takiej potrzeby - widok był bardzo dobry, a miejsca naokoło wystarczająco dużo do swobodnego operowania głową:).

Teraz pozostawało tylko przeczekać te kilkadziesiąt minut. Czas dość mocno się dłużył, a sytuacji wcale nie polepszało to co dobiegało z głośników (chociaż po stokroć wole takie stanie, niż stanie w korkach, których teraz mam już serdecznie dosyć:)). Czas uprzyjemniał nam pan z niebieskim balonem (którego przy okazji GORĄCO pozdrawiam), który pomimo wielokrotnych próśb, przekleństw i złorzeczeń nie chciał go zdjąć z lini
"oczy - scena". (Skończyło się wreszcie na skandowaniu "Weź ten balon!" i "Zwróć mu wolność!":)). A tak notabene, to ciekaw jestem kto wpadł na tak genialny pomysł zabrania na koncert Metalliki balonu na hel(l). Nawet ja bym czegoś takiego nie wymyślił.

Balonem przestałem się przejmować kiedy poznałem utwór, z bootlegu z Tokio. Wiedziałem że to on poprzedzać będzie Ecstasy of Gold. I nie myliłem się. Po kilku minutach głośniki ucichły i zgasły wszystkie światła. Wprost na nas popłyneło Ecstasy!!! (przyozdabiane na telebimach przepiękną facjatą Clinta Eastwooda z filmu "Dobry, zły i brzydki"). Byłem pewny, że gig zostanie otwarty Blackened, i może dlatego tak wielka była moja radość kiedy usłyszałem intro. Cały czas nikt nie pojawiał się na scenie, na zapaliło się ani jedno światło. Podczas ostatnich taktów wstępu pomyślałem tylko "stań twardo i nie daj się zabić:)" - i słusznie. Kiedy na scenie pojawił się James grając pierwszy riff, wokół mnie zrobił się niesamowity młyn!!! Nawet nie próbowałem patrzeć na scenę, bo się po prostu nie dało! Na całe szczęście nie trwało to długo. Już od drugiej zwrotki mogłem skupić się tylko na muzyce i w miarę spokojnie obserwować wszystko co się dzieje przedemną (i tak już zostało do końca gigu - wyłączając kilka szczególnie ostrych i szybkich momentów). A ile się działo!!! Kirk biegając, podskakując wtórował Jamesowi swoim subtelnym i delikatnym głosikiem:). "Fire!!!" wrzeszczał również Rob, pozostający cały czas w charakterystycznej dla niego pozycji - niemal na klęczkach, a kiedy tylko nie stał przy mikrofonie, niemal pochylał się ze sceny nad publiką. Przy wolniejszej części (co wcale nie znaczy wolnej!:)) znakomicie brzmiące solo harmoniczne, a potem prefekcyjnie odegrane przez Hammetta solo "właściwe" (tradycyjnie już bez ostatniej częsci). Ostatni riff Blackened nie zdążył mi jeszcze przebrzmieć w uszach, a Hetfield już krzyczał "Gimme fuel, gimme fire, gimme that which I desire!", i rozpoczynał pierwszy utwór z albumu ReLoad, czyli Fuel! O tym, że właśnie Fuel będzie drugi wiedziałem wcześniej, i muszę przyznać że nie byłem zadowolony. Jakoś nie przepadam za tym kawałkiem. No i narzekanie było zwyczajnie niepotrzebne, gdyż "Paliwo" wypuściło w tłum taką dawkę energii, że pomimo kompletnej utraty oddechu śpiewałem dalej, dusząc się i krztusząc:), a buchające na scenie, kilkumetrowe płomienie robiły porażające wrażenie (rymowanie na ekranie, Hej!:)). A na koniec jeszcze absolutnie rozłożył nas Kirk, piekielnie szybką improwizowaną solówką. Po zakończniu wiązanki tych dwóch utworów tłum długo jeszcze skandował "Metallica! Metallica!". James musiał wreszcie nam przerwać, bo inaczej chyba do rana nic by nie powiedział:). Ale szczerze mówiąc dużo się nie nagadał. Mruknął tylko coś w stylu "Jak widzicie i wiecie, jest nas tu czterech, więc bardzo łatwo możecie to skojarzyć z albumem Kill`em All", po czym Lars natychmiast nabił rytm, i w naszą stronę ruszyli Czterej Jeźdzcy! Zagrany potwornie potwornie szybko The Four Horsemen naładował mnie jeszcze bardziej niż wcześniejszy Fuel, więc plując i sliniąc się wywrzeszczałem wszystko co tylko do wywrzeszczenia było. Po "horsmanach" przyszła kolej na pierwszą dzisiejszego wieczoru balladę. W grę wchodził tylko Fade to Black, lub Wlecome Home, i skończyło się na tym pierwszym. Byłem trochę rozczarowany - w końcu tak chciałem zaśpiewać razem z Hetfieldem Sanitarium, ale pogodziłem się z tym szybko. W końcu Fade jest równie znakomity, a końcowa, szybsza solówka to prawdziwy majstersztyk! Po solówce udało mi się wymienić z resztą ekipy głębokie refleksje, takie jak "Zajebiście!!!", "Ale jazda!!!" i tym podobne przemyślenia. Zaraz potem James zabrał się za również znaną mi z bootlegów wariację na temat Fratic, gdzie początki taktów publika akcentowała ogłuszającym "HEY!!!". Pózniej już tylko Lars "pokazał" nam, gdzie mamy owe "HEY!" wcisnąć w samym utworze, i poleciał chyba najbardziej energetyczny kawałek tego wieczoru. "FRRRRANTIK" sprawdza się na koncertach naprawdę wspaniale, a moc jaką emanuje, i jaką nas po prostu opluwa jest porównywalna chyba jedynie z Whiplashem. Moment kiedy Jamyz wrzeszczy opentańczym głosem "Frantic tick tick tick tick tick tock!" na zawsze wypalił mi piętno na bębenkach usznych. I o to właśnie chodzi! (autor tekstu ostatnie trzy linijki dedykuje wszystkim malkontentom, twierdzącym że ostatnia płyta to nu-metal, że komercha i że się, tfu, sprzedali. A ja wam mówię "Bullshit, brednia i kupa"). Kiedy udało się przeżyć do końca utworu nastąpiło absolutne zaskoczenie. Kirk na spółkę z Robem rozpoczeli King Nothing!!! Wszakże muzycy zapowiadali że na tej trasie będzie wiecej materiału z Load i ReLoad, ale tego w życiu bym się nie spodziewał! Bardzo pozytywna niespodzianka! Nie za szybko, ale jednak z werwą i ostrym zacięciem - śpiewało się po prostu wybornie! (szczególnie refren, kiedy to James jak zwykle "oddawał" nam partię "Where`s your crown King Nothing?") Chwilę po zakończeniu "Króla", wszystkie światła zgasły a my usłyszeliśmy puszczone z taśmy, "orkiestrowe" intro do No Leaf Clover. Tutaj się troszeczkę rozczarowałem - liczyłem na I Disappear, ale w ostateczności jakoś udało mi się bez niego obejść:). W koncu słyszeć "Klowera" bez orkiestry też nie często się zdarza, a sam utwór też ma niezły power. Zaraz po bardzo delikatnych nieprzesterowanych momentach, następują ciężkie i ostre, przy których nogi same odrywają się od ziemi, a gęba składa do głupiego uśmiechu:) (takiego jak ten). Potem kolejna gadka z publicznością, krótkie przedrzeźnianie Larsa i Jamesa, i ruszył walec St. Anger! Na początku, kiedy Lars dudnił podwójną stopą, znowu byłem zmuszony chwilę pogować (bo nie było się gdzie wycofać:)), ale znów niedługo - do pierwszych, delikatnych wokali odśpiewanych oczywiście w głownej mierze przez publiczność - a pogo już do końca utworu miało się nie powtórzyć:). I bardzo dobrze. Szczerze mówiąc byłem bardzo mile zaskoczony. Spodziewałem się najgorszej rzeźni w życiu (wyłączając kilka występów lokalnych kapel, gdzie mało kto przejmuje się tym co robią na scenie, a wszyscy zajęci są przede wszystkim radosną rozwałką) a tu proszę - pełna kulturka. Widać że ludzie przyszli tutaj dla muzyki, i dla tych czterech spoconych facetów odwalających kawał świetnej roboty. I bardzo dobrze! W koncu nie nie po to rozbiłem skarbonkę, żeby później nic z koncertu nie pamiętać:). Dobra, wybaczcie tę dy(a)gresję. Czas wracać do gigu. St. Anger wypadł oczywiście wspaniale, a na partii "I`m madly in anger with You!!!" już doszczętnie zdarłem gardło (zresztą tak jak podczas całego kawałka - tekst tytułowego utworu ostatniego albumu uważam za jeden z najlepszych jakie zdażyło się Jaymzowi napisać). Potem nastąpiło odrobinę dłuższa przerwa (ale niewiele), aby wreszcie opuścić ręce odetchnąć kilka razy i ewentualnie łyknąć trochę wody (bez tego przeżyć by się chyba nie dało!) Kiedy znów spojrzałem na scenę, James akurat podchodził do mikrofonu i a`capella zaśpiewał refren Sad but True (oczywiście wykrzyczany przez publikę), po czym Lars nabił rytm i cały czołg ruszył od początku. Bezapelacyjnie najcięższy kawałek tego wieczoru, i jeden z najcięższych w całej karierze zespołu. Pomimo że po ostatniej wizycie u fryzjera włosy nie urosły mi jeszcze na odpowiednią długość, to i tak zabrałem się za headbanging, i z ustęsknieniem czekałem na ostatni refren - zawsze chciałem usłyszeć na żywo część zaczynającą się od "I`m your truth". Niestety byłem już zbyt zmęczony żeby ją zaśpiewać - w końcu trzeba było jeszcze oddychać. I jak się potem okazało, bardzo dobrze zrobiłem zbierając do kupy resztki sił, bo to co chłopaki mieli nam za chwilę zafundować omal mnie nie zabiło. Dwa następujące po sobie utwory z drugiej i trzeciej płyty - Creeping Death, a zaraz potem Battery!!! (szczególnie ten drugi absolutnie mnie wyczerpał). Podczas słynnego "dajowania" nikt z zespołu nawet nie zbliżał się do mikrofonu. Myślę że był to pewien "hołd" w stronę Jasona. Może basistą tak dobrym jak Rob nie jest, ale jego wokal jest moim zdaniem bez porównania lepszy. Szczególnie przy takich partiach jak rzeczone "Die!", Harvester of Sorrow czy "that`s fuckin Whiplash!!!" (ten ostatni tekst szczególnie sobie upodobałem). Zaraz po Battery nastąpiło szybkie pożegnanie i scena opustoszała. Oczywiście czekała nas jeszcze minimum godzina i to tych największych "chiciorów", ale wreszcie było można chwilkę odpocząć, uregulować poziom płynów w organiźmie i zebrać siły na następny atak.

A ten nadszedł, i to w jakim stylu! Już po kilku minutach światła zapłoneły ponownie, a z głośników popłyneło intro do Wherever I May Roam! (nie wiem dlaczego, ale to intro zawsze kojarzyło mi się z Tarzanem:)) Pierwsze kilka sekund bardzo mroczne i ciężkie, ale natychmiast tempo zostaje podkręcone. Potem znów chwila uspokojenia aż do końcówki - szybkiej i "skocznej":). Jeszcze ostatni riff przebrzmiewał, a już trójka muzyków schodziła ze sceny - teraz znów przyszła kolej na Kirka (wreszcie mogłem go zobaczyć z trochę mniejszej odległości - dotąd jakoś nie kwapił się do podejścia w stronę po której stałem). Rzucił mnie na kolana może i prostą w formie, ale o jakże bogatej treści akustyczną solówką, i natychmiast po niej rozpoczął Nothing Else Matters, przekształcając w ten sposób pierwsze brawa w absolutny ryk radości. Momentalnie wszystkie ręce powędrowały w górę a sektor za nami rozświetliły tysiące zapalniczek. Gdyby James nie zaśpiewał tego utwóru z pewnością nikt by się nie zorientował - 50 tys., ludzi śpiewało zbyt głośno, aby można było słyszeć cokolwiek innego. Nie wiem, może i jestem dziwny, ale słuchając tego śpiewu miałem wrażenie, jakby jakaś więź łączyła wszystkich którzy się tam znajdowali. Jakby coś dziwnego znajdowało się w powietrzu, i rozdzierało ten ogrom gardeł. A może po prostu się wygłupiam, bo w końcu nie do mnie należy analiza zachowań społecznych. Jedno jest pewne - ten utwór wzbudza w ludziach niesamowite emocje. Emocje które narastają coraz bardziej w jego trakcie i osiągając punkt kulminacyjny podczas ostatniej, już przesterowanej, solówki. Ostatni jej dźwięk James przytrzymał trochę dłużej aby dać trochę czasu na rozładowanie napięcia, po czym Lars nie czekając aż ucichnie nabił rytm i z głośników runął MASTER!!!! Już dużo wcześniej sporo osób skandowało nazwę tego utworu - teraz się doczekali. "End of passion play, crumbling away" krzyczał Hetfield, a stadion odpowiadał jeszcze głośniej. Przez wolniejszy moment i solówkę odśpiewaną w "kibicowym" stylu, przez absolutną rzeźnię w czasie szybszego solo, przez ostatnią zwrotkę, aż do ostatniego złowieszczego śmiechu Jamesa publika nie milkła nawet na chwilę. Po Masterze światła znowu zgasły, a stadionem zatrzęsły puszczone z taśmy odgłosy wystrzałów, połączone z efektami pirotechnicznymi (swoją drogą potwornie dają po oczach, o moich biednych schorowanych uszach już nie wspominając). I wreszcie po 2 minutach gapienia się we własne buty i zatykania uszu łagodnie rozpoczął się One. Ale łagodnie nie było długo, bo w ciągu tych kilku minut z łagodnej ballady utwór przechodzi do... hmm.... ostrzejszej stylistyki:). (niestety nie było mi się dane nią rozkoszować, gdyż niespodziewany wybuch czegoś, co pewnie miało imitować minę, przy "Landmine!!!" pozbawiło mnie słuchu do końca kawałka:). Gdy go odzyskałem, usłyszałem pierwszy riff Enter Sandman. Jedyne co udało mi się wydobyć z doszczętnie zdartego gardła to głuche "Yeah!" i rzucić się prosto przed siebie. Nawet nie wiem kiedy Sandman się skończył, już myślałem o kolejnym bisie. "-You want some slow or fast? - FAAAAST!!!!! -How fast? - REAL FAST!!!!!!!!!" I hukneło wprost na nas Dyers Eve! Tak rzadko grany utwór trafił się właśnie nam! Potwornie szybko, potwornie głośno, i w ogóle potwornie jakoś:). Każdy najmniejszy szczegół był po prostu prefekcyjny i nie wobrażam sobie lepszego wykonania. Teraz pozostawało tylko zebrać resztkę sił na to co miało być teraz. Mój ulubiony kawałek, a zarazem ostatni tego wieczoru. Po krótkiej zabawie z publicznością James rozpoczął Seek&Destroy!!!!!!! Absolutnie mnie to rozłożyło. Wywrzeszczałem wszystko co tylko mogłem, a nawet jeszcze wiecęj. Dwa ostatnie bisy były po prostu rewelacyjne!!!! Później jeszcze tylko pożegnanie (również w języku polskim, z przeuroczym "na zdrowie" - słynnymi już teraz słowami wypowiedzianymi przez Kirka:)) Przed zejściem ze sceny Lars i James wzieli jeszcze od fanów pokaźnych rozmiarów flagę Polski i położyli ją na prekusji.

Cóż mogę powiedzieć na koniec? Nic:). Po prostu brak mi słów. Metallica dała polskim fanom niezbity dowód, że (nie bójmy się tego stwierdzenia) jest BEZAPELACYJNIE najlepszym zespołem koncertowym na świecie. Pomimo dość zaawansowanego już wieku muzyków dali show, którego te 50 tys., osób na pewno nie zapomni do końca życia. Na koniec mogę podać tylko dwa cytaty. Pierwszy to cytat z relacji z MetOnTour. "Dzisiejszy gig dostaje nagrodę dla "największej ilości koszulek w kolorze czarnym" - Polscy fani przywiązują dużą wagę do metalowego wyglądu". Hell Yeah!, hehe:).
Drugi cytat trochę bardziej na poważnie. Pochodzi z relacji jednego z redaktorów Gazety Wyborczej, i szczególnie mi się spodobał "Energia i moc, która płynie z tej muzyki, da się porównać jedynie do zapału tych, którzy ją kochają". Amen.

Qualis










<center> Wojo

Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak