W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Król Metalowego Basu
dodane 13.02.2005 00:00:00 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1489
Poniżej znajduje się drugi artykuł z najnowszego magazynu Bass Player. Bohaterem jest oczywiście Cliff Burton. Z wersjami elektronicznymi możecie zapoznać się wchodząc na linki poniżej:

The King of Metal Bass - Król Metalowego Basu
Cliff's Musical Legacy - Muzyczna spuścizna Cliffa .


Pierwszy z tych artykułów, napisany przez Davida Ellefsona , przetłumaczyli dla nas Sylwii oraz TommiK - pełen szacunek i podziw !!



Lata osiemdziesiąte wprowadziły więcej heavy metalowego chaosu niż którykolwiek headbanger mógł sobie poradzić. Był to także czas, kiedy rockowe kluby na całym świecie były opanowane przez pozerów i innych naśladowców. Na szczęście, wkroczenie Metalliki na ten krajobraz "włosów i makijażu" wczesnych lat osiemdziesiątych dał społeczności metalowej bardzo potrzebny zastrzyk wiarygodności i szacunku. Niszcząca furia ich debiutanckiego "Kill`em All", następującego po nim "Ride The Lightning" i muzycznego dzieła "Master Of Puppets" wstrzyknęła adrenalinę w ten napchany gatunek i sygnalizowała powrót do doskonałego poziomu muzycznego i mocnej integralności.

Jeśli nazwać Metallikę lekarstwem dla metalu, to Cliff Burton był strzykawką. Scalał zespół i popychał go naprzód, wykuwając ogromnie wpływowy styl, który mieszał galopujące podstawy jego ulubionego Południowego rocka z przebijającym atakiem świetnych gitarzystów metalowych. Poprzez uwolnienie metalowego basu z oków utrzymywania rytmu, Burton ustanowił niezatartą spuściznę prawdziwych innowacji w muzyce.










Lecz właśnie wtedy, gdy Metallica przecierała szlak do super-sławy, Cliff zginął podczas trasy w wypadku autobusu w Szwecji 27 września 1986 roku. Czas zatrzymał się dla fanów metalu na całym świecie. Chcąc uszanować Cliffa, zespół nie załamał się i kontynuował swoją misję zdominowania świata, wsparty potężnymi usługami Jasona Newsteda, a ostatnio Roberta Trujillo. Jednak wśród fanów to wkład Cliffa darzony jest największym szacunkiem. Wydane niedawno przez Rhino w ograniczonym nakładzie re-reedycje jego pierwszych albumów z zespołem - wyprzedane do ostatniego - dokumentują jego mistrzowski styl.

Trzy i pół roku przed śmiercią Cliffa, drogi Metalliki i gitarzysty prowadzącego Dave Mustaine`a rozeszły się, a 2 miesiące później Dave i ja utworzyliśmy Megadeth. Przez jego odejście z Metalliki na metalowej scenie trwała rywalizacja w czasie, gdy nasze kapele pięły się na szczyt. Podczas gdy thrash/speed metal rozwijał się, wpływ Metalliki wyraźnie dowodził szarżą dla nas wszystkich. Sukcesy tej grupy gwałtownie wzrastały, z czego wszyscy mieliśmy korzyści. Można stwierdzić, że oni byli tymi, którzy przełamali wiele barier, co sprawiło, że heavy metal wkroczył do mainstreamu jaki znamy dziś. Pomimo sukcesu Metalliki Cliff Burton pozostawał skromny, pokorny i wierny swym korzeniom.









Początki

Urodzony 10. lutego 1962, Burton był wychowywany w SF Bay Area przez pełnych wsparcia rodziców, Jan i Raya Burtonów. Wyróżniał się od dziecka, był rozwiniętym nad wiek uczniem, zdobywając w rozumieniu tekstu czytanego ilość punktów odpowiadającą 11. klasie, podczas gdy był w 3. Pomimo nieco ekscentrycznej reputacji był towarzyskim i lubianym dzieciakiem. Zaczął grać na basie mając 13 lat, zainspirowany tragiczną śmiercią brata. Szybko przerósł lokalnych nauczycieli aż poznał lokalnego basistę jazzowego, który nauczył go czytać muzykę i studiować Bacha, Beethovena i muzykę baroku. Ale to nie trwało długo, powiedziała Jan Burton w wywiadzie dla Thrash Metal Magazine: "Uczył się u niego długo. Ale stał się tak dobry, że tego już nie potrzebował. Naprawdę siadał i grał Bacha. Uwielbiał Bacha." Burton nie ograniczał się do klasyki. Lubił też rockersów z Południa: Allman Brothers, Lynyrd Skynyrd, wirtuozów Stanleya Clarke`a and Geddy`ego Lee, i metalowych mistrzów jak Lemmy Kilminster z Motörhead.

Jako młody muzyk, Cliff poświęcał się w jednym kierunku. Ćwiczył po sześć godzin każdego dnia - taki miał nawyk aż do śmierci. Jako dzieciak ćwiczył sporo z przyjacielem Jimem Martinem, który później był gitarzystą Faith No More. W wieku 20 lat odniósł niewielki sukces z metalowym zespołem Trauma. W 1982. zespół wybrał się do Los Angeles by zagrać w Whiskey a Go-Go. James Hetfield i Lars Ulrich byli wówczas wśród publiczności, i byli tak zadziwieni grą Cliffa że zapytali go czy by nie zastąpił basisty Rona McGovneya. Burton czuł się w Traumie przytłumiony i rozglądał się za czymś nowym, ale perspektywa przeprowadzki do LA nie odpowiadała jego północnokalifornijskiemu swobodnemu usposobieniu. Po kilku tygodniach obrad zespół zdecydował się na SF Bay Area by zabezpieczyć udział Cliffa. W marcu 1983 miał już na koncie pierwszy występ z zespołem. Jego wygląd, headbanging i styl "basu prowadzącego" mogły się zdawać ekscentryczne na tle ostrego, thrashowego wizerunku i dźwięku Metalliki, ale to działało doskonale.





Mistrz Metalu



Od samego początku Burton kształtował swój niepowtarzalny styl, nie tylko muzyczny. Jeżeli Metallica wyróżniała się od reszty metalowej sfory, to Cliff był tym, który wyróżniał się nawet w zespole. Wówczas gdy większość headbangerów uległa typowemu, jednolitemu thrash-metalowemu wizerunkowi - czarne koszulki, obcisłe dżinsy, adidasy, motorowe, skórzane kurtki - Cliff pozostał wierny sobie. Nosił dzwony i flanelowe koszule, na dziesięć lat przed tym, jak kultura grunge'owa uznała je za modne. W klubach w San Francisco Cliff bezlitośnie "wymiatał" na swoim czerwonym Rickenbakerze 4001 udowadniając tym samym, że wyznaczał swoje własne trendy, a nie podążał za innymi.

Po tym jak Metallica zdobyła sławę powszechnie rozprowadzanym demo - " No Life 'Til Leather", szef Megaforce Records - John Zazula sprowadził zespół do swojej siedziby w New Jersey. Natychmiast po przybyciu na Wschodnie Wybrzeże, zespół zagrał kilka koncertów w okolicach Nowego Jorku i szybko dobił interesu z wytwórnią. Sesje nagraniowe "Kill'Em All" o bardzo skromnym budżecie były w toku w maju 1983 roku.

Album "Kill'Em All" zszokował świat i już na zawsze zmienił kierunek heavy metalu. Producent albumu, Paul Curicio, miło wspomina Cliffa: "Był najmilszym facetem, jakiego chciałbyś spotkać. Po za tym w grupie czuło się braterstwo i zespół wiedział, że jest częścią czegoś wyjątkowego. Rozpoczęliśmy ciężkie prace nagraniowe, a poziom energii był po prostu niesamowity." Paul także wspomina pomoc w naprawie sprzętu grupy, który był w bardzo złym stanie zaraz przed nagraniami. "Byli biedni, a my mieliśmy straszne problemy z zakłóceniami RF w Rickenbakerze Cliffa. Mój przyjaciel z lokalnego sklepu z narzędziami naprawdę lubił zespół i naprawił cały jego sprzęt za darmo. Co więcej, Cliff sprezentował mi torbę oryginalnych części, które pochodziły z jego instrumentu i do dzisiejszego dnia ciągle posiadam przetworniki z jego basu."

Pomimo małego budżetu na nagrania i ośmiotygodniowego ograniczenia czasowego, Cliff i zespół byli bardzo wybredni podczas procesu nagraniowego. Curcio wspomina: "Cliff zadziwił nas wszystkich swoim sposobem gry, wczuwał się bardzo w sprawy związane z nagrywaniem, chociaż można było wtedy pomyśleć, że nie posiadał zbyt dużego doświadczenia. Oglądanie go w studio było jak oglądanie go na scenie, angażował całe swe ciało." Zespół nagrał wszystkie podstawowe ścieżki na żywo z minimalną liczbą dodatkowych efektów. Curcio zdecydował się na prostolinijną metodę nagrywania; dźwięk cyfrowy pomieszany z brzmieniem na żywo. Dźwiękowo, podejście Cliffa do stylu gry palcami i bogate brzmienie Ricenbakera, dało mu tak bardzo potrzebną obecność basu w tej mieszaninie "ciężkiej" perkusji i gitary rytmicznej.

Jeden z utworów na "Kill'Em All", "(Anesthesia) Pulling Teeth", był dla Cliffa punktem zwrotnym. Ten utwór, zaczerpnięty z pomysłów rozwijających się podczas jego pięciominutowego solo wykonywanego na każdym koncercie Metalliki, był wizytówką ukazującą jego zdolności do płynnego łączenia zainspirowanych klasyką arpeggio z metalowym chaosem. Projekt ten uwzględniał także przester i "kaczkę" Morley, efekty, które miały stać się integralną częścią jego brzmienia.








Drugi album zespołu, "Ride the Lightning", nagrany został w Kopenhadze (Dania). Zagraniczna lokalizacja w połączeniu z niekończącymi się światowymi trasami, dodała drugiemu albumowi jeszcze większej ilości energicznego brzmienia, niż posiadał debiut. Burton zaczął wyłaniać się jako kompozytor, jako że wiele utworów dało mu możliwość współkomponowania. Ponownie, atak popisowych brzmień Morley przechodzących w inne rozpowszechnił się, zwłaszcza na wybijającym się intro do "For Whom the Bell Tolls".

Płyta przyniosła Metallice wielki sukces i zespół rozpoczął bezustannie koncertować. Andy Battye, który pracował dla Metalliki na trasie Ride the Lightning, wspomina uwalniane przez Cliffa wibracje na scenie. "Pamiętam pierwszy raz, kiedy zobaczyłem Cliffa z Metalliką. Spędziłem pierwsze trzy piosenki w całkowitym zdumieniu obserwując sceniczne zachowania Cliffa. Po występie powiedział mi, że wszystko brzmiało dobrze, ale muszę czuwać nad tym, żeby te drinki były stale podawane!"

To był ten czas, kiedy Cliff zaczął używać Mesa 400+ złączonej z Mesa 4x12 i wykonanymi na zamówienie "pakami" 1x15.Zdecydował się na bas Alembic Spoiler na krótki czas, ale po tym jak został ukradziony, przerzucił się na bas Aria Pro II. Techniczny Cliffa, Eddie Kercher, wspomina: "Byliśmy na trasie Ozzy Osbourne Ultimate Sin Tour i Cliff właśnie otrzymał oficjalny sponsoring od Aria Guitars, tak więc przysłali nam trzy gitary basowe. Po kilku występach, Cliff zdjął bas i zaczął nim uderzać w boczne wypełnienie monitora, co spowodowało wgniecenie na górze gryfu. Powiedział mi, że powinien zacząć zamawiać więcej gitar basowych, ponieważ on lubi rozwalać je dookoła każdej nocy!. Nawet po zniszczeniu kilku bocznych wypełnień, zrobieniu dziur w scenie i wyrzuceniu basu w tłum, nadal używał tego instrumentu podczas swojego ostatniego koncertu, jaki zagrał w Sztokholmie. Ta rzecz nigdy nie zmieniła brzmienia. Taki właśnie był Cliff Burton!".






Łabędzi śpiew



Dla pewnej części fanów album "Master Of Puppets" jest największym dziełem zespołu. Było to również ostatnie nagranie Cliffa. Metallica podpisała kontrakt z Elektrą, zespół mógł, dzięki sukcesom, pozwolić sobie na sprawną produkcję i czas by dopracować dźwięk w studio. Album ukazał zespół coraz lepiej piszący utwory, a także zawierał drugie basowe dzieło Cliffa, "Orion". Utwór zwracał uwagę na dar Cliffa w aranżacji złożonych ścieżek basu, jak również demonstrował jego wpływ na niuanse melodyczne, nawet w trakcie rozrywającego uszy chaosu. Album zamyka kolejna warstwa basu o wymiarze orkiestralnym - intro do "Damage Inc.", utwór do dziś grany na koncertach.

To właśnie podczas trasy "Master Of Puppes" Cliff niespodziewanie pożegnał się ze światem. Mimo że Metallica osiągnęła absolutne wyżyny jako super-grupa, długoletni fani zawsze będą pamiętać dawne braterstwo jakie dzielili z Cliffem Burtonem. Więc, na jego cześć, przeżyjcie na nowo historię prawdziwego metalu. Jak to Metallica zuchwale ukuła w tytule roboczym dla "Kill`em All", "This is metal up your ass!"











Jason Newsted


"Cliff był nadzwyczajnym muzykiem, a jego gra na żywo miała ten potężny ciężar. Do tego grał niewiarygodne solówki - to była jego mocna strona. Zdarzało się, że ludzie myśleli, że próbuję nim być. Ciężko było uniknąć jego wpływu, a pewne piosenki miały partie, które po prostu musiały tam być. Czasem miałem trochę niechęci, ale całkiem dobrze wiedziałem, czego się spodziewałem"





Kirk Hammett




"Cliff grał nieustannie, i grał na gitarze równie dobrze jak na basie. Gdy ruszyliśmy w trasę, miał zwyczaj zabierać swą gitarę, podpinać pod Scholz Rockman z dwoma małymi głośnikami i grać przez godziny. Prawdę mówiąc był na drodze do bycia naprawdę dobrym gitarzystą; tak naprawdę to parę rzeczy, które trafiły na "Master Of Puppets" podłapałem od niego, gdy grał w pokoju hotelowym. Interesował się muzyką klasyczną, i cały czas wplatał harmonie i techniki muzyki klasycznej do tego, co grał."






Lars Ulrich



"Cliff nie odpowiadał na niczyje pytania. Jego ubiór i gra były rozwinięciem jego osobowości. Wiedział czego chce, nie miało na niego wpływu to co się działo dookoła, i nigdy nie próbował dostosować się do innych ludzi. Był wierny sobie, i był zawsze tym niezgodnym punktem, gdy my sami popadaliśmy w heavy metalowe cliché"





James Hetfield





"Wszyscy mieliśmy magnetofony 4-ścieżkowe, a Cliff pojawiał się ze swoją gęstą, gigantyczną muzyką i 10-cioczęściowymi harmonicznymi i wszystkimi rodzajami orkiestracji. Zawsze chciał grać więcej niż powinien, a nie był najłagodniejszym muzykiem: szedł w górę gryfu, wtedy nie pasowały dolne rejestry, pewne dźwięki wyróżniały się bardziej od innych. Ale nie próbowaliśmy go kontrolować - nie umielibyśmy. Chcieliśmy, aby sam odnalazł swoje miejsce."




Tłumaczyli: Sylwii oraz TommiK

ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet


Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak