W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Recenzje dokumentu Some Kind Of Monster
dodane 12.01.2005 00:00:00 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1187
Witryna internetowa Metallica Fans przeprowadziła jakiś czas temu konkurs na najlepszą recenzję dokumentu Some Kind Of Monster . Ponieważ data premiery zbliża się wielkimi krokami (3 luty) poniżej przedstawimy te recenzje, które w przytoczonym konkursie stanęły na podium. Przypominam, iż zbliżające się dwupłytowe DVD będzie rozszerzoną wersją filmu, który mieliśmy okazję oglądać latem i jesienią w naszych kinach. O dodanych scenach możecie przeczytać tutaj , o polskim wydaniu DVD tutaj .




Miejsce 1


Po programach typu reality show i filmach dokumentalnych Michaela Moore'a nadszedł czas na coś innego. Do terminologii kinematografii wchodzi nowy termin - dokument rockowy. Właśnie w tym gatunku utrzymany jest film Some Kind Of Monster, reżyserów Joe Belingera i Burcea Sifonsky'iego, opowiadający o trzech latach wzlotów i upadków (tych drugich było więcej) największego heavy-metalowego zespołu Metallica. Od razu warto podkreślić, że jest to film przeznaczony raczej dla fanów, ludzi zorientowanych w sprawach zespołu oraz osób interesujących się różnymi odmianami filmu dokumentalnego.

Te trzy lata w historii Metallici były chyba najdłuższym etapem dla zespołu. Metallica przechodziła trudny okres i właśnie ten czas reżyserzy utrwalili na taśmie. Nikt do końca nie wiedział jaki będzie efekt końcowy. Czy w ogóle coś wyjdzie? Czy nie będzie to tylko zapis o rozpadzie zespołu? Na szczęście tak się nie stało. Oczywiście, niektórzy fani będą się burzyć, że Metallica "schodzi na psy" i nawet na własnych problemach chce zarobić. Ale takie spojrzenie na SKOM-a jest według mnie błędne. Ten dokument pokazuje, że pieniądze i sława nie przynoszą pełnego szczęścia. Sława to olbrzymia odpowiedzialność. To dzięki SKOM-owi możemy zrozumieć, jaką cenę trzeba płacić za bycie bohaterami dla milionów ludzi na całym świecie.

Fani zainteresowani historią i stosunkami panującymi w zespole, wcześniej mogli tylko czytać książki biograficzne czy śledzić wiadomości w mediach. Dopiero teraz możemy dokładniej poznać członków zespołu. Dopiero teraz możemy na własne oczy zobaczyć Larsa Urlicha, próbującego wszystkich i wszystko ustawić według własnego widzimisię, Larsa, który jest tą osoba, która ciągle szuka okazji do kłótni. Ale z drugiej strony to właśnie Lars odważył się ujawnić najwięcej z życia prywatnego. Widzimy Larsa z ojcem. Widzimy jego zainteresowanie sztuką. Widzimy też osławioną już kampanię przeciwko Napsterowi. Trudno jest przewidzieć czy po tym dokumencie Lars straci w oczach fanów? Nie można jednak nie zauważyć, że jest to człowiek któremu szalenie zależy na utrzymaniu zespołu przy życiu.

Możemy również zobaczyć Jamesa Hetfielda, który w trakcie filmu przechodzi prawdziwą metamorfozę. Na początku widzimy Jamesa, jakiego znamy od wielu, wielu lat - twardziela nadużywającego alkoholu, faceta, który nad wszystkim ma kontrolę. Jednak w pewnym momencie ten symbol heavy metalu, ostrego grania i szybkiego życia załamuje się. Dokładnie nie wiemy co działo się z Jamesem przez cały rok jego nieobecności. Według opinii Kirka, Hetfield przeszedł ciężką drogę przez odwyk. Tłumione emocje i odgrywanie jakiejś roli z psychologicznego punktu widzenia jest niesamowicie niszczycielską siłą - może doprowadzić do całkowitego załamania, prawdziwej tragedii, jeśli wcześniej nie poszuka się pomocy specjalisty. James miał dużo odwagi i zdrowego rozsądku w chwili, gdy zdecydował się na terapię odwykową. Według niego był to pierwszy raz, gdy zrobił coś tylko dla siebie, nie myśląc o zespole. W całym filmie dwie sceny dotyczące Jamesa bardzo mnie poruszyły - pierwsze wizyta w HQ i pierwsze riffy na gitarze oraz przemówienie do więźniów w słynnym zakładzie karnym San Quentin. Te sceny są podsumowaniem tego, co dzieje się w duszy Jamesa.

SKOM to historia o dorosłych ludziach po przejściach, którzy po 20 latach wspólnego grania znaleźli się na rozdrożu. Zdają sobie sprawę, że nie maja już po dwadzieścia czy nawet trzydzieści parę lat i nie są już tym samym zespołem co przy nagrywaniu Kill 'Em All. Od tego czasu zespół rozrósł się do "jakiegoś potwora", w machinę, która chce wszystko pochłonąć. Być może to właśnie było powodem, że stosunki miedzy czterema jeźdźcami zaczynają się psuć. Punktem przełomowym jest odejście Jasona Newsteta.

Do Jasona, po jego wypowiedziach, można stracić serce i sympatię. Ma on dużo do zarzucenia pozostałym członkom zespołu. Ale czy można mieć komuś za złe, że chce ułożyć sobie życie prywatne, mieć rodzinę i miejsce do którego można wrócić? Muzyka, nawet muzyka największego zespołu heavy metalowego, nie jest wszystkim, nie jest początkiem i końcem. Istnieje też coś poza nią. Muzyka jest jedną z części życia, na które składa się wiele różnych czynników. Z drugiej jednak strony decyzja Jasona była słuszna. Jeżeli nie czuł się dobrze w zespole, odejście wydaje się jedyną dobrą drogą. To był szok dla wszystkich - zespołu i fanów. Ale i jedni i drudzy pogodzili się jakoś z tym faktem. Całkiem możliwe, że wielu z nas w jakims stopniu się tego spodziewało. Jason nigdy nie był stuprocentowym członkiem zespołu. Miejsce basisty było, jest i będzie zarezerwowane tylko dla Cliffa Burtona. Scena, w której Hetfield pyta się dlaczego Cliff ich zostawił jest niesamowicie wzruszająca. Po tylu latach, James, Lars i Kirk nie pogodzili się ze śmiercią przyjaciela. To daje nam do myślenia, jakim wspaniałym człowiekiem musiał być Cliff. Popieram opinię Boba Rocka, który stwierdza, że wątpi, czy kiedykolwiek komuś uda się wypełnić tę pustkę, która została po Cliffie. Rob Trujillo jest świetnym basistą i chyba miłym gościem. Jednak ten oferowany milion i udział w dochodach nie zrobi z niego członka zespołu. Na pewno jeszcze przez długi czas.

Jednakże SKOM, to przede wszystkim film o powstawaniu muzyki. Jest to swojego rodzaju pamiętnik opisujący krok po kroku, riff po riffie tworzenie albumu St. Anger. Dzięki temu możemy lepiej zrozumieć ten album. Chodzi mi tu nie tylko o zrozumienie tekstów, ale tego, co te teksty kryją w sobie, jakie uczucia i przemyślenia towarzyszyły ich powstawaniu. Zabawne jest słuchanie pierwszych wersji utworów, np. Frantica. Często aż chciało się krzyknąć: "Hej James, to nie tak, to idzie inaczej!" A pisanie tekstów? Wcześniej było to zadanie Jamesa. Teraz wszyscy byli w to zaangażowani, nawet Kirk, któremu zawsze odpowiadała rola "tylko" gitarzysty.

St. Anger bardzo różni się od pozostałych albumów. Owszem, jest tak samo agresywny, jak te z początków kariery Metallici. Różnica polega jednak na tym, że w każdym słowie i każdej nucie słychać i czuć serce całego zespołu, a nie tylko poszczególnych członków. Możliwe, że duża zasługa jest w tym psychoterapeuty Phila Towla. Metallica dużo mu zawdzięcza. Czasami dobrze jest mieć osobę, której można wszystko powiedzieć, która wyciągnie z nas różne uczucia, zadając odpowiednie pytania i pomoże nam je zdefiniować. Porozumienie jest kluczem sukcesu. Kiepska komunikacja zespołu była przyczyną niepokoju, zmartwień, wrażenia osamotnienia i wielu innych negatywnych uczuć. Phil zdołał doprowadzić do tego, że chłopcy zaczęli ze sobą rozmawiać. I nie tylko ze sobą. Rozwiązanie konfliktu z Davem Mustinem też było ważne do osiągnięcia równowagi. A sam film? To rodzaj katharsis - siły oczyszczającej.

Każdy z nas ma "jakiegoś potwora" w swoim życiu. Może to być wszystko - praca, rodzina, alkohol, zespół, Lars" Trzeba z tym walczyć i nigdy się nie poddawać. Bo prawda jest taka, że można walczyć ze swoimi demonami, ale nigdy nie można ich zwyciężyć. Ale próbować zawsze trzeba.

Magda









Miejsce 2



Basista opuszcza zespół w niezbyt przyjemnej atmosferze. Między perkusistą a wokalistą dochodzi do spięć. W końcu ten drugi idzie na kurację odwykową, a po powrocie przez długi czas nie daje znaku życia. Czy to dobry moment na kręcenie filmu? Mało jest zespołów, które mają tyle odwagi, żeby prać publicznie najgorsze brudy. Niejedna kapela najchętniej o wszystkim by zapomniała i udawała, że nic się nie stało. Przecież taki film świadczy o słabości i kompletnie niszczy dotychczasowy image rockowych bestii. Z drugiej strony pokazuje, ze najsłynniejszy metalowy band świata tworzą zwykli ludzie, którym wizerunek niewzruszonych twardzieli w pewnym momencie zaczyna przeszkadzać.

"Some Kind Of Monster" portretuje dwa najbardziej dramatyczne lata w historii Metalliki. Po odejściu Jasona Newsteda okazało się, że z pozoru niezniszczalna instytucja może się rozpaść, a jej członkowie tylko na scenie sprawiają wrażenie zgranej paczki. Tak naprawdę wcale się nie znali. Dlatego w pewnym momencie postanowili zrzucić pancerz i pokazać sobie i swoim fanom, jacy są w rzeczywistości.

Jak powiedział Lars Ulrich, to film o relacjach międzyludzkich. Metallica nie bała się umieścić w nim scen, stawiających zespół w niekorzystnym świetle. Możemy zobaczyć dość ostrą wypowiedź Jasona, który nie ukrywa swojego rozgoryczenia w stosunku do reszty kapeli, w szczególności do Jamesa Hetfielda. Wielki żal ma również Dave Mustaine, lider Megadeth, wyrzucony z Metalliki za pijaństwo. Pojawia się też fragment rysunkowego filmiku, wyśmiewającego walkę z Napsterem oraz scena niszczenia oryginalnych płyt przez byłych fanów.

Członkowie grupy ukazani są w przeróżnych sytuacjach. Widzimy Larsa rozmawiającego z ojcem, świętującego po sprzedaży dzieł sztuki i załamanego (!) po udanym koncercie Jasona z Echobrain. James przed odwykiem jawi się jako twardziel, po kuracji jest kochającym mężem i ojcem, odwiedzającym córkę na zajęciach z baletu. Kirk w studio pełni rolę mediatora w konfliktach miedzy Larsem a Jamesem; poza studiem obserwujemy go na desce surfingowej i na ranczu. Ważną postacią jest też terapeuta Phil Towle, który pomógł grupie przetrwać najtrudniejszy okres. Ale gdy Lars, James i Kirk postanawiają mu już podziękować, wcale nie chce odejść i próbuje im wmówić, że to nieuczciwe, i że wciąż go potrzebują. Trudno pogodzić się z utratą 40 tysięcy dolców miesięcznie, prawda?

Jednak głównym motywem, przewijającym się przez cały film jest praca nad "St. Anger" od pierwszych sesji w Presidio aż do efektu finalnego. Dowiadujemy się, w jaki sposób powstały niektóre teksty, np. skąd wzięła się pierwsza linijka "Sweet Amber". Okazuje się również, że Kirk nie jest do końca zadowolony z braku solówek. Ten film pomógł mi zrozumieć i przekonać się do "St. Anger". Wcześniej nie darzyłem tej płyty zbytnią sympatią. Teraz dokładnie wiem, skąd wzięła się taka muzyka. Być może to najszczerszy album w historii Metalliki. Unikalna wartość "SKOM" polega także na tym, że mamy okazję posłuchać fragmentów niepublikowanych utworów, które w całości nie szybko (jeśli w ogóle) ujrzą światło dzienne.

Jaki jest ten film? Taki jak płyty i koncerty Metalliki: mógłby się nie kończyć. Wprawdzie parę scen można by usunąć albo przyciąć i w to miejsce wstawić np. dłuższe fragmenty koncertów. Ale i tak nie ma mowy o nudzie. Oczywiście pod warunkiem, że jest się fanem tego zespołu. Innym nie polecam, bo nie wysiedzą tych 140 minut.


Artur











Miejsce 3



Podczas mojego pobytu w Szwajcarii udało mi się obejrzeć dwa ważne
wydarzenia związane z Metallicą: koncert w Zuerichu 18 czerwca i premierę
"Some Kind Of Monster" 24 czerwca. Zacznę może od relacji z premiery
"S.K.O.M.", która odbyła się w niewielkim kinie w Zuerichu pod nazwą
"Academy" na Niederdorf Str.

"Some Kind Of Monster" jest świetny! Teraz rozumiem płytę "St.Anger"! Teraz
rozumiem dlaczego nie ma solówek Kirka! Teraz z całą stanowczością polecam
ten film wszystkim fanom!

Powiem szczerze poszedłem na ten film mając w pamięci "Year And A Half In
The Life Of Metallica", dokument pokazujący kulisy tworzenia "Black Album".
Mam go na kasecie Vhs - oglądałem wielokrotnie, i bardzo mi się podobał.
Fascynowało mnie to jak powstaje muzyka. Jak wyglądają poszczególne etapy
tworzenia dzieła, począwszy od pierwszego riffu, poprzez komponowanie
całości, aż po ostateczny szlif. Tu widzimy, że przy nagrywaniu "Black Album"
również były niesnaski pomiędzy muzykami, konflikty, anse i fochy (zwłaszcza
Larsa), ale to nie było głównym tematem filmu, najważniejsza była mużyka.
W "S.K.O.M." jest odwrotnie, to psychoterapia zespołu jest osią filmu,
muzyka jest tłem. Po obejrzeniu dokumentu, wiem, że nie mają racji ci,
którzy mówili: - Psychoterapia, to takie "świrowanie", aby był show, aby
sprzedać film. Nieprawda, film dowodzi, że gdyby nie ów Phil -
psychoterapeuta, Metallica by się rozpadła!

Nie chcę zbyt wiele przytaczać sytuacji, które widzimy w filmie, aby nie
odebrać fanom przyjemności oglądania, ale trzeba powiedzieć, że cały film
jest niesamowicie interesujący. Są momenty śmieszne, ciekawe, wiele
wyjaśniające, jeżeli chodzi o psychikę muzyków, są także chwile chwytające
za gardło (np. świetna scena z Mustainem, czy np. z ojcem Larsa). Scena,
która opisywana jest w gazetach, jak Lars upija się w galerii, w czasie
aukcji jego obrazów. Niejedni twierdzą, że to dowodzi o prawdziwym obliczu
Larsa, który jest pazerny na pieniądze. A jednak widzimy w filmie, że sprawa
jest dość szersza -obrazy te, to odbicie jego stanu emocjonalnego, jego
spojrzenia na świat. Gdy Lars się zmienia, dochodzi do wniosku, że te obrazy
to 10 ubiegłych lat jego życia, i z tą postawą chce zerwać.

Pod względem muzycznym też obraz pokazuje dużo ciekawostek, np. jak "wyłania
się" utwór "Some Kind Of Monster" (super!), oraz scena wizyty fanów w studio
(Elena!). Ale też pozostaje po projekcji pewien niedosyt, dlatego z dużym
zaciekawieniem czekam na opublikowanie materiału z prób studyjnych, z
utworów odrzuconych z albumu, oraz na wydanie DVD "Some Kind Of Monster",
które jak należy się domyślać będzie zawierało więcej materiału filmowego,
scen wcześniej nie publikowanych.

Zastanawiałem się co może myśleć taki oglądający film, który Metallici nie
zna, który nie zna Larsa, Jamesa, Kirka i Boba . Dla takiego ten film jest
nudny. Widzi jak jeden niski blondyn "podskakuje" do innych, jaki jest
agresywny, jak drugi wyższy blondyn z problemami alkoholowymi, chce się z
nim dogadać, ale też nie ma "wspólnego języka", i jak taki brunet w
kręconych włosach chce swoich kumpli pojednać. Ale taki niezorientowany
oglądający widzi także, jak niebagatelne znaczenie dla tych ludzi ma
rodzina, widzi jak ich dzieci kręcą się pod nogami i to co robią, robią nie
tylko dla siebie, robią to dla rodziny, robią to dla fanów. Fanów
Metallici - takich jak my!


Grzegorz





Recenzja Bartolussa (wspomnienia z Cieszyna)




Upał, pot cieknie po skroniach. Siedzimy w hali sportowej zaadaptowanej na kino. Na twardych niewygodnych krzesełkach. Już wiem, że nie będzie łatwo. Duży ekran bieli się przed naszymi oczami na razie pusty. Jeszcze parę fotek z flagą Fan Klubową na pamiątkę i już się zaczyna - światła zgasły i poszło. 24 lipca 2004r - Festiwal Era Nowe Horyzonty w Cieszynie odbyła się polska premiera filmu Metallica: Some Kind Of Monster, w reżyserii Joe Berlingera i Bruce'a Sinofsky'ego, gdzie nie omieszkałem być, zobaczyć, wysłuchać i dzielić się wrażeniami.

Od początku film zmroził krew w żyłach. Chłopaki wyglądali jakby robili wszystko pod przymusem. Nic nie wychodziło, nic się nie kleiło. Obraz wypalonego zespołu, który nie ma szans podnieść się z popiołów. Aż się wierzyć nie chce, że powstała w ogóle nowa płyta. Jednak scena po scenie, ujęcie po ujęciu sytuacja się rozwija i klaruje aż do finałowego koncertu.


Film opiera się w mojej ocenie na kilku podstawowych torach, czyli: konflikt James - Lars, nałóg i w efekcie leczenie anty alkoholowe Jamesa, terapia całego zespołu i odejście Jazona. Wszystko to jest jakby łańcuchem gór położonym na równinie zwanej "tworzenie nowej płyty". Całość jest przeplatana takimi akcentami jak refleksje o Clifie, rozmową z Davem czy przyjęciem do zespołu Roba. Uważam to za bardzo ważne sceny ale jednocześnie traktuję je jako ozdobniki. Dodatkowo kolorytu nadają sceny z udziałem ojca Larsa. Generalnie całym fundamentem według mnie jest konflikt Larsa z Jamesem oraz odwyk Jamesa, ponieważ te dwie sprawy mogły zaważyć na istnieniu Metalliki.


Obraz jest jakby instrumentem do gry na emocjach widzów. Ktoś powie, że przecież każdy film ma takie zadanie. Tak ale tu nie było scenariusza i wyuczonych dialogów. Została tu obnażona bestia, dotychczas ubrana w pancerz. Okazuje się, że pod tą zbroją twardnieli schowali się normalni, wrażliwi ludzie, którzy mają podobne problemy jak każdy z nas. Złość i spory narastają i powodują w widzu powstawanie gniewu i bulwersacji. W pewnym momencie nadchodzi apogeum dna czyli James znika, studio jest puste i właściwie wygląda na to że to koniec - koniec Metallki. Wiadomo, że wszystko kończy się dobrze ale droga do tego "dobrze" była kolczasta i stroma. Film ten na pewno jest kierowany do fanów ale myślę, że osoby nie zainteresowane muzyczną twórczością zespołu mogą śmiało obejrzeć dzieło traktując go jako pokaz, sposób czy może umiejętność wychodzenia z różnego rodzaju konfliktów. Umiejętność skierowania negatywnych emocji w stronę tworzenia, pracy i w konsekwencji pozytywnych efektów. W przypadku Metalliki była to świetna płyta.


Film jest też efektownym pokazem zaplecza technicznego, sposobu pracy, sprzętu, instrumentów i wszystkiego co jest potrzebne aby nagrać płytę. To na prawdę zapiera dech w piersiach. Jak się to ogląda od razu nasuwa się myśl: chciałbym mieć choć 1% z tego co oni mają. Sceny w filmie są dynamiczne i dobrze zgrane z podkładem muzycznym. Ujęcia niekiedy zaskakujące ale nigdy nudne. Nawet terapia wygląda interesująco, bo każdy muzyk ma swoją osobowość i reakcje są bardzo różne - od zbuntowanego Jamesa, poprzez doszukującego się problemów Larsa i w końcu na ugodowym i bezkonfliktowym Kirku skończywszy.


Ogólnie rzecz biorąc i podsumowując film jest pozytywny, a to dla tego, że ma takie właśnie zakończenie, które wzbudza w człowieku łzy szczęścia. Choć wydawało by się w niektórych momentach, że na tym filmie płakać można tylko z rozpaczy. Uważam że obraz jest wielkim sukcesem dla zespołu i należą im się brawa za odwagę za otwarcie się i obalenie mitu kapeli-maczo. Każdy powinien go obejrzeć, każdy powinien o nim porozmawiać ze swoimi bliskimi, przyjaciółmi czy znajomymi. Pozycja ta powinna znajdować się na półce każdego fana jaki i każdego kinomama.




Bartek Bartoluss Warowy 12.01.2005r.







ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet


Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak