W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Hetfield i Flynn dla Rock Hard, cz. 1
dodane 08.07.2009 14:32:24 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 3521
W niemieckim magazynie Rock Hard zamieszczony został wspólny wywiad Jamesa i Robba Flynna z Machine Head - poniżej tłumaczenie części pierwszej przysłane przez jaszczur1987.








Co przychodzi wam na myśl po usłyszeniu słów: "Thrash Metal"? Jaka jest wasza pierwsza myśl?

James Hetfield: Myślę o wczesnych latach 80siątych, piciu, wzajemnym napierdalaniu się, Ruthie's Inn... Po prostu zupełny chaos, dobra zabawa, która nie łączyła się z odpowiedzialnością, to działało na zasadzie braterstwa. Wszyscy świetnie się wtedy bawili, a destrukcja była nieodłączną częścią naszej zabawy.
Robb Flynn: Jeśli chodzi o mnie, to myślę o Metallice, bo to jest pierwszy Thrash Metalowy zespół jaki usłyszałem, choć wtedy nie nazywano tego jeszcze thrashem. Liczyły się wtedy Metallica, Exodus i Slayer, a ponieważ pochodziliśmy z Bay Area to wrzeszczeliśmy: "METALLICA!". Potem pojawił się Exodus i bardzo się nimi interesowaliśmy. Wtedy, mając 14 lat, mieszkałem we Fremont w Kalifornii, przesiadywałem ze swoim przyjacielem w jego pokoju do 2 nad ranem, nastawiając odbiornik radiowy tak, by złapać fale radiowe z San Francisco. Mieliśmy nadzieję na nagranie wszystkiego co usłyszymy...
James Hetfield: Słuchaliście KUSF? Radia Rona Quintany?
Robb Flynn: Tak, KUSF.

Jak ważną postacią był Ron Quintana dla całej sceny w tamtym czasie?

James Hetfield: Był niezmiernie ważny. Powiedziałbym, że był podziemnym centrum rozprowadzania taśm. Jeśli było coś, czego warto było posłuchać , to on to miał, a jeśli nawet nie miał tych nagrań, to wkrótce je zdobywał. Ron był odpowiedzialny za przesyłanie taśm do ludzi, nam też je przekazywał. Na studiach prowadził własną stację radiową, wpadając tam można było uciec od wszystkiego, gościliśmy w jego programie, "Radio Metal" ,wiele razy. Po prostu tam przesiadywaliśmy. Jeśli zupełnie nic się nie działo, nie było imprez, to wpadaliśmy do miasta i nawiedzaliśmy jego radio! To było wspaniałe! Puszczaliśmy różne nagrania, zmuszał nas do ogłaszania komunikatów radiowych, opowiadaliśmy różne głupoty o chorobach wenerycznych, gadaliśmy co nam ślina na język przyniosła, to było powalające!







Czy zachowałeś te nagrania?

James Hetfield: Nie, choć jestem pewien, że Ron wciąż je ma. To była niesamowita zabawa, Ron był jak metalowe biuro informacji - jeśli chciałeś wiedzieć coś o jakiejś kapeli, to należało się zgłosić do niego. Wtedy to właśnie on był centrum informacji. No, może za wyjątkiem Larsa, który również wiedział całkiem sporo.

Skoro mówimy już o początkach sceny Thrash Metalowej, to czy kojarzy wam się z tymi czasami jakiś wyjątkowy album? Chodzi mi o coś, co od razu przychodzi wam na myśl, może jakiś kawałek, który dla was stanowi podsumowanie tamtych lat?

James Hetfield: Wtedy istniało wiele rzeczy, które nas inspirowały i które w pewnym sensie doprowadziły nas do klimatu "Kill'em All". Kiedy o tym myślę, to oprócz nas samych myślę o Exodusie. Mam na myśli ich pierwszy album "Bonded By Blood". Nasz ówczesny manager, Mark Whittaker był także managerem Exodusu... był też odpowiedzialny za nasze oświetlenie na scenie, za efekty specjalne, był naszym kierowcą, generalnie to był kolesiem odpowiedzialnym za wszystko. Dbał o nas, gdy byliśmy w Bay Area. Skoro był managerem Exodusu to oczywiste jest, że dzięki niemu sprowadziliśmy do zespołu Kirka. Powiedziałbym, że album "Bonded By Blood" doskonale nadaje się jako tło, gdy demoluje się dom swoich przyjaciół!
Robb Flynn: Zgadzam się z tym co powiedział James. Dodałbym jeszcze do tego Metallikę i Slayera no i jeszcze wszystkie rzeczy, które ich zainspirowały. Z pewnością warto wspomnieć o "Bonded By Blood", stary, potrafiłbym zabić dla tego albumu! Kawałki z tej płyty są powalające, a Paul Baloff był totalnym świrem!!! Mam na myśli to, że szliśmy na ich występy i byliśmy pod wrażeniem, bo te koncerty były szalone, było na nich pełno przemocy! Chodząc do Ruthie's byliśmy tylko niegrzecznymi dzieciakami, ale widzieliśmy jak ci ogromni kolesie okładali się wzajemnie, dosłownie wbiegali albo wspinali się na głowy pozostałych ludzi! Pamiętam chwilę, kiedy po raz pierwszy zawitałem do Ruthie's, w "młynie" biegał koleś dzierżący w dłoni kość z krowiej nogi, powalał nią ludzi, patrzyłem na to i myślałem sobie "co do chuja?!". Byli też kolesie, którzy ustawiali sobie krzesełka w odległości ponad 4 metrów od sceny, następnie cofali się na tyły klubu by się rozpędzić i użyć krzesełek jako wyrzutni! Tak dostawali się na scenę, przy okazji ściągali z niej gitarzystę... to dopiero prawdziwe przywiązanie!







Co sprawiło, że scena muzyczna w Bay Area była dla Ciebie wyjątkowa? Czy w ogóle była ona dla Ciebie wyjątkowa? Czy zdawałeś sobie wtedy sprawę, że jest ona wyjątkowa?

James Hetfield: Scena muzyczna w Bay Area była dla mnie bardzo wyjątkowa. Dorastałem w L.A. więc dobrze wiedziałem, że jest ona wyjątkowa, ponieważ żyłem w miejscu, w którym scena muzyczna nie była taka. Znajdowałem się w L.A., gdzie było pełno kolesi, którzy wyglądali jak laski z ogromnymi natapirowanymi fryzurami. Grając tam staraliśmy się o odrobinę uwagi. Graliśmy, więc głośniej i szybciej niż inni, byliśmy śmierdzącymi, przepoconymi dzieciakami starającymi się dać czadu! Powinienem chyba powiedzieć, że to co spotkało nas w L.A. ukształtowało nasz styl. Byliśmy nastawieni negatywnie do L.A. Wiedzieliśmy o tym już wtedy, gdy przeprowadziliśmy się wraz z Cliffem do San Francisco i zagraliśmy tam po raz pierwszy. Upewniliśmy się w tym przekonaniu jeszcze bardziej gdy Brian Slagel powiedział: "Zagrajcie na Metal Massacre". Cirith Ungol odwołało swój występ, więc wciągnięto nas na listę zespołów występujących w The Stone, to tam zobaczył nas Cliff i od tamtej pory zaczęliśmy się trzymać razem. Jak tylko pojawiliśmy się w Bay Area, zorientowaliśmy się, że ludzie przychodzą na koncerty dla muzyki, a nie np. dla lasek, które się tam kręciły, nie dla baru, tylko właśnie dla muzyki! Publika nie spędzała czasu przy barze, oni okupowali krawędzie sceny, czekając na Metallikę. Pamiętam pewną sytuację... Przed jednym z naszych występów przed sceną stał zatwardziały metalowiec, a na scenie grała jedna z kapel poprzedzających nas, to był lekko glamrockowy zespół, myślę, że chyba zwali się Bitch... a ten koleś stał tam, w swojej dżinsowej kurtce, odwrócony tyłem to zespołu gającego na scenie, na plecach miał ogromną naszywkę Metalliki! Pomyśleliśmy sobie: "Stary, to jest nasz fan! Kochamy Cię koleś!" i tak wszystko się zaczęło. Zaczynaliśmy poznawać ludzi związanych z naszym środowiskiem, chodziliśmy do miejsca zwanego Strawberry Hill. Kupowaliśmy alkohol i szliśmy na to wzgórze, znajdujące się w ogromny parku, słuchaliśmy kapel, które nas kręciły. Męczyliśmy nagrania grup Motörhead i Tank, machając przy tym łbami, to było nasze zajęcie. Byliśmy jak mała rodzinka, mająca podobne problemy i podobne zainteresowania.

Czy gdy się pojawiłeś, to scena thrashowa zaczęło obumierać?

Robb Flynn: Nie, raczej nie. Poważnie zainteresowałem się wydarzeniami związanymi z mocną muzyką w okresie "Ride The Lightning". W tamtym okresie na scenie zaczynało pojawiać się sporo kapel punk rockowych i zespołów, łączących różne gatunki muzyczne. Pierwszym koncertem, na którym się pojawiłem, był występ Metalliki w Kabuki, promowali wtedy "Ride The Lightning". Następnym show, na który zawitałem, był występ zespołu D.R.I w The Mab. To były czasy kiedy występny D.R.I przyciągały tylko liczne grono zwalistych skinheadów z San Francisco. Ja i mój kumpel Leroy wybraliśmy się na ten gig z dwoma dziewczynami, które interesowały się punk rockiem. Pomyśleliśmy sobie, że skoro mamy długie włosy to będzie spoko. Hersztem skinów był koleś o ksywie Dagger (Sztylet), tak się złożyło, że laski, z którymi się tam pojawiliśmy były jego przyjaciółkami, więc przez cały czas spoglądał na nas spode łba! Przesunęliśmy się w kierunku wyjścia, zobaczyliśmy kolesia z długimi włosami, który zapłacił 5 dolców za wstęp i ledwo co wszedł JEB! Wrzeszcząc "żadnych długich włosów!" powalił go jeden ze skinów, ochrona musiała wyprowadzić tego faceta. Spanikowaliśmy, myśleliśmy sobie: "Jasna cholera! Zginiemy!". Przez następną godzinę patrzyliśmy jak skini napierdalają się wzajemnie. To było jak zastrzyk adrenaliny, ale przeżycie tego wszystkiego było jeszcze lepsze. Krótko po tym wydarzeniu dowiedzieliśmy się sporo o miejscach gdzie grała np. Metallica, takich jak Ruthie's Inn, The Mab, The Stone i zaczęliśmy chodzić na ich występy. Podwozili nas starsi kolesie mojego brata, albo mój ojciec. W tych sprawach mój ojciec był spoko, zabrał nas do Kabuki na jeden z koncertów trasy promującej "Ride The Lightning". Przekonałem go do wysadzenia nas 3 bloki wcześniej, żeby żaden z moich kumpli nas nie zobaczył.
James Hetfield: Taa, jazda autostopem!
Robb Flynn: Jasne!










Czy prawdą jest, że Machine Head został założony podczas występu Metalliki?

Robb Flynn: Tak, zapytałem Adama czy nie przyłączyłby się do projekty, który zaczynałem rozkręcać na The Day On The Green w 1991 roku. Wtedy byłem jeszcze członkiem Vio-Lence, ale stwierdziłem, że chcę założyć Machine Head i chciałem, żeby Adam był częścią tego projektu.

Kiedy po raz pierwszy zwróciłeś uwagę na Machine Head?

James Hetfield: Szczerze mówiąc, to sporo z wczesnych lat widzę jak za mgłą. W tamtym czasie grało sporo zespołów, ale nie jestem pewien czy widziałem kiedykolwiek Forbidden Evil, albo Forbidden, bo tak nazywali się po Twoim odejściu...
Robb Flynn: Tak, odchodząc od nich zabrałem ze sobą "zło" (Evil)
James Hetfield: Więc przeniosłeś się do Vio-Lence?
Robb Flynn: Zgadza się...
James Hetfield: Z pewnością pamiętam Vio-Lence... oni byli częścią sceny i świetnie oglądało się ich występy. Wiesz, nazwa kapeli mówiła wiele o scenie muzycznej tamtych czasów! Ciężko jest kiedy koleś taki jak Robb mocno stara się rozkręcić kapelę, ale musi przy tym przejść przez wiele różnych projektów, mających wiele wcieleń. Po jakimś czasie taki stan rzeczy sprawia, że jesteś trochę zagubiony. Niewiele było takich kapel, które mówiły otwarcie: "zmienialiśmy wokalistów... albo wymienialiśmy się perkusistami", dopiero teraz stało się to częścią gry. Z czasem Machine Head urósł w siłę, ich muzyka stała się bardziej intensywna, bardziej silna i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Muszę się przyznać, że "The Blackening" jest jednym z takich albumów do, których ciągle wracam i który ma swoje miejsce w moim komputerze... trochę to dziwnie brzmi... "w moim komputerze"...







Tłumaczenie: jaszczur1987

ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet


Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak