W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Lars dla Chicago Tribune
dodane 10.02.2009 12:47:49 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 2688
Lars Ulrich z Metalliki opowiada o życiu z Jamesem Hetfieldem, wojnie głośności i niezrównanym 'Spinal Tap'





Perkusista Metalliki Lars Ulrich widział "To jest Spinal Tap" i jak mówi, jest to komiczna opowieść o zespole który wyprzedzał swoją epokę. Śmiał się z tego, ale i wiele się z tego nauczył. Chyba naśmiewanie się albo auto-parodia spowodowały, że potężna, niemal 30-letnia Metallica sprzedała ponad 100 milionów płyt. To nie jest żartowanie z niego albo jego zespołu - na razie. Kiedy tak się dzieje, Ulrich mówi "W ostateczności możemy zrobić tak jak Soundgarden, ukręcić temu łeb i dać sobie na wstrzymanie."


Metallica będzie obchodzić swoje 28-lecie jesienią tego roku, jako zespół, który prześcignął swoje heavy metalowe korzenie i wszystkim zafundował przejażdżkę kolejką górską pełną kontrowersji (włączając Napstera), tragedii (śmierć basisty, Cliffa Burtona w 1986) i prawie koniec zespołu (udokumentowany w filmie "Some Kind Of Monster" z 2004). Kwartet złożony z Ulricha, Jamesa Hetfielda, Kirka Hammetta i Roberta Trujillo jest mocną marką, która może spokojnie konkurować z U2 i Rolling Stones. Jak Bono i Mick Jagger, Ulrich stał się człowiekiem sukcesu; niedawno sprzedał obraz Basquiata z 1982 z jego kolekcji za 14 milionów dolarów i podpisał umowę dotyczącą licencji Metalliki do własnej edycji gry Guitar Hero.

Dużo czasu minęło od jesieni 1981, kiedy Metallica była duetem złożonym z dwóch kudłatych head-bangerów z praktycznie niczym nadzwyczajnym: Ulrich, tenisista, pochodzący z wyższej klasy średniej, ekscentryk z Danii; i Hetfield, z Kalifornii, odludek wychowany w silnie praktykującej, religijnej rodzinie. Ta niedopasowana para połączona wspólną miłością do NWOBHM [New Wave Of British Heavy Metal] zwalczyła niemożność Ulricha do używania talerzy podczas grania na perkusji, i ukuła brzmienie tego rewolucyjnego hard rocka. Przez lata '80 Metallica była uważana za brutalny, cyniczny speed metalowy zespół, który wybił się z podziemia i stał się jedną z gwiazd mainstreamu. W latach '90 obcięli włosy, zaczęli eksperymentować z różnymi mniej szalonymi stylami i powoli tracili swój wizerunek. W 2000 pozwali internetową stronę Napster i stracili wielu ze swoich fanów, potem wydali "Some Kind Of Monster", które pokazało ich jako pobłażliwych i słabych z "trenerem", który trzymał ich żelazną ręką podczas sesji do St. Anger i któremu płacili 40 000$ miesięcznie.

Ale zespół powrócił do łask z tegorocznym "Death Magnetic" z guru Rickiem Rubinem i duchem ich ciężkiego i szybkiego grania znanego z albumów z lat '80. Chyba do dzisiejszych czasów może to ciut nie pasować, szczególnie z tekstami Hetfielda, które skupiły się bardziej na mętnym echu rehabilitacji niż na politycznych i osobistych sprawach, które były dla nich charakterystyczne w ich klasycznym okresie, ale i tak kwartet gra tak samo szaleńczo, jak zawsze. Jedyną kontrowersją dotyczącą tego albumu jest pewien szczegół techniczny, mocno skompresowany dźwięk zwiększa głośność ogólną nagrań, która odbija się na jakości przy odtwarzaniu w radiu. Ale znowu, Metallica nie zrobiła nic żeby zrobić coś z tym problemem, Ulrich podkreślił to w naszym wywiadzie.

Poniżej wywiad z Larsem dla dziennika Chicago Tribune przetłumaczony przez Morgoth.









Tribune[Tr]: "Death Magnetic" został opisany jako wasz powrót do stylu z lat '80. Czy się z tym zgadzasz?

Lars Ulrich[LU]: Nie to było zamiarem. Po prostu chcieliśmy stworzyć najlepsze piosenki, na jakie było nas stać. Mieliśmy dziwne tabu względem naszych odczuć, co do wczesnych nagrań, bo czuliśmy przerażenie, że trzeba będzie wszystko zaczynać od początku i w jakiś sposób je oszpecimy. Rick [Rubin] zmienił nasz sposób myślenia, czuliśmy się z tym dobrze: wracać - nie kopiować, ale próbować w jak największym stopniu przypomnieć sobie jaka panowała dawniej atmosfera... Rick czuł, że żaden z naszych albumów nigdy nie miał w sobie ani krzty energii jaką wyzwalamy grając na żywo. Nasze nagrania ciągle lądowały w koszu. Chciał żebyśmy grali razem, zgrali się ze sobą nawzajem i grali z energią, którą byłoby słychać, a nie z graniem na siłę i chęcią, żeby wszystko było idealnie.


Tr: Rubin jest znany wśród zespołów z tego, że lubi narzekać na pisanie i przepisywanie na nowo piosenek. Jak pracował z wami?
LU: Potrzebowaliśmy kogoś, kto byłby bólem w dupie. Jeżeli istniała jedna przestrzeń w której byliśmy najgorsi to była to samokrytyka. W latach '90 wpadliśmy w pułapkę. Myśleliśmy, że wszystko co napiszemy jest genialne bo jesteśmy tacy fajni. Napisaliśmy mnóstwo piosenek, około 30 utworów, 10 z nich umieściliśmy na płycie.


Tr: Jak zareagowałeś na wieści ze płyta jest popsuta przez mix i przez to zniekształca brzmienie?
LU: Płyta Metalliki jest za głośna dla ludzi? To jest stanowisko samo w sobie. Ironia. Witamy w świecie cyfrowych nagrań, kompresowania i mp3. Ludzie idą w różnych kierunkach i rzeczy stają się bardziej przewidywalne, mniej dynamiczne. Nie możemy przyjrzeć się każdej piosenki nutka po nutce w naszej kwaterze. Przyciągamy przeróżnych ludzi, nie możemy zadowolić wszystkich. Robiliśmy to co chcieliśmy zrobić dla siebie, tak Metallica osiągnęła sukces... Lubię brzmienie tego albumu. Rick wtrącał się tak daleko jak tylko mógł. Czy wtrącił za mocno, dalej niż niektórzy chcieli? Absolutnie. W świecie kompresji, może to zbyt dużo dla niektórych ludzi. Ale jest coś perwersyjnie pięknego w tym, że nagrania Metalliki są zdecydowanie za głośne.



Tr: Czy czytałeś recenzje płyty? Czy Cię to w ogóle obchodzi?
LU: Czytamy recenzje. Jeżeli jakikolwiek artysta powie, że nie czyta recenzji, to uważam, że na 99% kłamie. Przyjmujemy krytykę i oceny tego, co zrobiliśmy bez zbędnego ich wpływu na naszą pracę. Możesz czytać recenzje i nie będzie to miało wpływu na proces tworzenia, będzie bez obracania tego w parodię. [ale] Stworzyliśmy paczkę złożoną z 10 najlepszych piosenek. Jest w nich dużo dobrej woli i pozytywnej energii. To najlepiej przyjęty album od czasów "Black Albumu" 200 lat temu [Metallica 1991]. Więc spełniliśmy oczekiwania, albo nawet jeszcze lepiej.


Tr: Sytuacja zespołu mocno się zmieniła, kiedy trwał proces Napstera. Jak teraz patrzysz na całą tą sytuację?
LU: To trudno, bardzo trudno ubrać w słowa. Napster jest mało ważnym epizodem dla niektórych fanów, ale większość z nich uważa to za niewiadomo jak ważną sprawę. Kilka lat temu cała ta sprawa była [dokuczliwym] drobiazgiem. Nie wiedzieliśmy że obróci się to aż tak. Ograniczono nas do czterech słów: Zespół który ściga Napstera. Ale to było osiem lat temu. Teraz ta sprawa pojawia się na moim radarze tylko podczas wywiadów. Niektórzy ludzie ciągle nie rozumieją tego całego zamieszania. Jednak uważam też, że kilku ludzi załapało o co chodzi. Nie poszło o kasę. Poszło o ochronę naszych praw i tego jak chcemy wydawać naszą muzykę. Nie żałuję tego.


Tr: "Some Kind Of Monster" udokumentował twoje kłopotliwe relacje z Hetfieldem. Czy twoje relacje z nim zmieniły się?
LU: Wiele się poprawiło od tamtego czasu. Ciągle uważał żeby nie zboczyć z drogi. Odszedł na okres 2003-04 i nie tylko go przetrwał, ale też nie pogorszył się jego stan, ani nie wpadł w żadną ze starych pułapek. Dla niego to był duży wysiłek. Teraz ma o wiele bardziej spokojniejszy stosunek do Metalliki. Niektóre nasze wspólne osiągnięcia dają owoce. Ludzie doceniają to co mamy. Mamy też swoją własną metallikową fabrykę dzieci. Mamy 10 dzieci na naszą czwórkę, każde poniżej 10 lat. To wniosło inną atmosferę do zespołu. Metallica nie jest już najważniejszą rzeczą dla nas wszystkich. Teraz jest to równoważenie czasu pomiędzy nasze rodziny i każdego z nas. Metallica jest teraz bardziej miejscem ucieczki, placem zabaw. Teraz wygląda bardziej jak wspólny piknik.



Tr: Ale przez długi czas to gniew był motorem napędowym dla waszej muzyki. Jak możecie dalej tworzyć tak agresywne piosenki w takiej łagodnej atmosferze?
LU: To jest pytanie warte 64 000$. Czy gniew był w ogóle potrzebny? Nie potrafię odpowiedzieć. Jeżeli potrafimy wydać takie "Death Magnetic" po 27 latach kariery, to znaczy, że gniwe nie jest do tego niezbędny. Słuchałem "Dyers Eve" [piosenka z 1988] zeszłej nocy. Niesamowity tekst, ale James nie jest już tym gościem co dawniej. Myślę, że teraz jego teksty są prawdziwsze, bardziej naturalne. To nie ważne czy osiągnął sukces czy porażkę dając się ponieść gniewowi i móc się wspiąć na poziom "Dyers Eve". Jest wiele innych rzeczy, które powstrzymują Cię od bycia komicznym. Rubin mógł przecież nam powiedzieć czy stajemy się śmieszni. Wiem że znajdzie się 5 albo 10 którzy będą mówić że to śmieszne, ale jednak pozostaje w tym cząstka tego co jest dla nas ważne. Albo inaczej, mam nadzieję, że my pierwsi usłyszymy, co jest w piosenkach ważne.





Tłumaczenie: Morgoth






Łukasz Mróz nadesłał miejsca singli Metalliki na listach przebojów w zeszłym tygodniu:

"The Day That Never Comes"

Lista Przebojów Marka Niedźwieckiego (Złote Przeboje) - miejsce 1.
Lista Przebojów Trójki (PR III) - miejsce 10.
Turbo Top (Antyradio) - miejsce 4.

"All Nightmare Long"

Lista Przebojów Marka Niedźwieckiego (Złote Przeboje) - miejsce 13.



ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet


Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak