W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Lars dla Eddiego Trunka - CZĘŚĆ 1
dodane 11.03.2009 18:23:23 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1974
Przedstawiamy pierwszą część sympatycznego i szczerego wywiadu przeprowadzonego przed koncertem w Prudential Center w Newark w stanie New Jersey. Doświadczony dziennikarz muzyczny Eddie Trunk podjął z Larsem tematy zarówno luźniejsze, jak i problematyczne (nieśmiertelny temat brzmienia Death Magnetic). Dzięki sympatycznej atmosferze, materiał jest zdecydowanie godny przeczytania. (Oryginalny zapis audio-video znajdziecie na stronie Eddiego Trunka).




Witam z Prudential Center z New Jersey. Obok mnie człowiek, który nie jest tym stronom obcy, ale chyba jest nowy w tym konkretnie obiekcie sportowym.

Absolutnie, zdaje się, że ta hala jest zupełnie nowa? Myślałem, że zagramy tam gdzie zawsze, ale nadchodzi nowe. Musieliśmy przekroczyć rzekę i trochę się natrudzić aby tu dotrzeć, ale jest super. Zdaje się, że przydzielili nam chyba najmniejszą pakamerę w tym budynku (śmiech).

Takie właśnie nam, radiowcom przydzielają pomieszczenia. (śmiech).

Tu chociaż jest chłodno, może to najlepsze pomieszczenie w budynku, a najlepsze w tym pomieszczeniu jest to, że mogę siedzieć w nim z tobą.



Naprawdę doceniam to. Ale to chyba dla was coś nowego i dobrego, grać w obiektach, których wcześniej nie odwiedzaliście. Jesteście w temacie tyle lat. Potrzeba jakiś szczególnych przygotowań przed takim koncertem?

To chyba nie jest taka wielka różnica. Ale generalnie trudno się w tym zorientować, bo wszystkie te hale noszą teraz korporacyjne nazwy, od sponsorów. Raz gramy w FedEx arena, innym razem, nazywa się ona już inaczej. Kiedyś nazywały się one np. Memphis Colliseum. Ale wracając do tematu - nie mam z tym wiele wspólnego, nie biorę udziału w organizacji, po prostu się tam pojawiam i gram. Jasne, że to trochę odświeża atmosferę, ale nikt z zespołu nie chodzi z licznikami sprawdzając jaki tam jest poziom napromieniowania (śmiech).

Myślę, że dla słuchaczy ważniejsze jest sam fakt, że gracie w końcu w USA. Ostatnimi laty pojawiały się sporadyczne koncerty, ale skupialiście się na Europie. Tym razem z okazji premiery Death Magnetic odwiedzacie Amerykę Północną, jak wrażenia po koncertach?

Koncerty są świetne, nie tylko fakt, że gramy tu pierwszy raz od 2004, ale też to, że jest to trasa w obiektach zadaszonych. Koncerty na festiwalach i pod gołym niebem są luks, ale jednak zamknięte hale koszykarskie i hokejowe to bardziej intymna, skumulowana atmosfera. Ludzie pytają nas cały czas o kolejne miasta, czemu nie w Cleveland? Czemu nie w Cincinatti albo Miami? Spokojnie, dotrzemy tam!

Patrzę tak na rozpiskę trasy i widzę, że postawiliście na swoim, twardo trzymacie się rozkładu tydzień grania, tydzień wolnego. Trzyma was to w lepszym stanie?

Dokładnie, innych powodów nie ma. To dosłownie tydzień wolnego i tydzień pracy. Balans jest idealny, nie tracimy kontaktu z dziećmi, widzimy jak dorastają, jednocześnie gramy dla fanów. Trasa po prostu potrwa dłużej, bo zagramy wszędzie tam gdzie chcemy, tylko rozłożymy to w czasie. A uwierz mi, chcemy zagrać wszystkie te gigi, trzeba jednak pamiętać, że James pracuje za dwoje. Większość kapel w naszym wieku z uwagi na wokalistę, gra z dziennymi przerwami. My wciąż gramy dwa koncerty pod rząd.

(Śmiech) śmieję się, bo mówisz "w naszym wieku". Ja też jestem w tym wieku i zastanawiam się czy to już czas (śmiech). Ale miałem do tego przejść. Jesteś perkusistą, grasz naprawdę intensywny materiał dwie godziny każdego wieczora. Masz jakąś receptę na dobrą formę?

Kwestia regularności. W ostatnich latach jesteśmy w niezłej formie kondycyjnej. Ale gramy z takimi kapelami jak Machine Head, The Sword, Lamb of God. Gdy masz takich ludzi za sceną, to jakoś mobilizuje cię do ciężkiej pracy. To co naprawdę robię dla formy to codzienne bieganie. Poza tym mamy doktora Dona. To jakiś daleki krewny Kirka, nie pytaj (śmiech). Pomaga nam się rozciągać, robi masaż rozluźniający i tak dalej.



To jest ostrzeżenie! Uważajcie na siebie. Zobaczcie na kubek Larsa, przed wywiadem Lars powiedział mi, że dwadzieścia lat temu miałby w nim browar a teraz? Jakiś proteinowy koktajl, pewnie sam nie wiesz co tam jest.

Spróbuj, nie obawiaj się, smakuje nawet nieźle. No śmiało, nie mam robaków...

(Pije). Nie ma bata, idę grać Battery. Oto sekret perkusisty.

Stary, gramy dla kilkunastu tysięcy ludzi. Jeśli to nas nie zmobilizuje, to co innego może? Pamiętaj o przedkoncertowych spotkaniach z wiernymi fanami z fan clubu. To również motywuje. To wszystko co opowiadałem, super supporty, doktor Don i jego rozciąganie, a potem wrzawa 20 tysięcy ludzi, którzy na nas czekają. Jesteś gotowy. Na tej scenie wszystko widać, nie ma miejsca, aby się schować. Już sam ten fakt, że na ciebie patrzą tworzy to.. aaaaa! Wiesz co mam na myśli. To jest ogień. Owszem, biegam, ale nie mamy jakiś trasowych przygotowań. Nie jeździmy na obozy dla grubasków (śmiech). Wielu ludzi mówi nam, że gramy lepiej niż kiedykolwiek i ja tak czuję. Oczywiście czasami coś boli, a to Roba nogi, a to Kirka plecy. Po prostu czujesz swój wiek.

To co podoba mi się bardzo w świecie Metalliki to fakt, że otwieracie bramy zespołu dla swoich fanów, począwszy od czarnego albumu. Czy to sesja nagraniowa, czy to film w stylu SKOM. Bez wątpienia opowiesz więc fanom co dzieje się aktualnie w zespole, po wydaniu Death Magnetic, na trasie. Jak wygląda chemia w zespole? Jest taka jakiej pragnąłeś?

Od kilku lat jest naprawdę inaczej. Zaczęło się to kilka lat temu, gdy zdecydowaliśmy się na kilka mniejszych wypraw, do południowej Afryki, do Japonii i Korei, grając sporadyczne koncerty. Wtedy zorientowaliśmy się, że sporadyczne granie jest dla nas naprawdę odpowiednie. Daje nam czas na zwykłe spędzanie ze sobą czasu, a potem granie show. James, co zresztą było widać w filmie, bardzo przejmował się tym co dzieje się w zespole. Po zakończonej trasie St.Anger chyba mocno mu ulżyło, że nie przegrywa już z pokusami. Dzięki temu poczuł się swobodniej, co za tym idzie, atmosfera w zespole jest spokojniejsza. Poza tym nie przejmujemy się już wszystkim tak mocno jak dawniej. Mamy w sumie dziesięcioro dzieciaków i nie muszę ci wspominać, że rodziny są dla nas priorytetową sprawą. To zdjęło trochę ciśnienia z samej Metalliki. Teraz możemy się spokojnie delektować Metalliką, bo wcześniej była całym naszym życiem, wielką maszyną, przetaczającą się przez ziemię i nie biorącą jeńców. Wielu muzyków nazywa to pracą. My staramy się nie traktować zespołu jako pracy, bo to dla nas zabawa. Jeśli ja pracuję w jakikolwiek sposób, to właśnie w domu. Granie gigu, pogawędka z tobą i popijanie tego koktajlu witaminowego, masaże rozluźniające to czysty fun. Ja tu się bardziej wysypiam niż w domu, w domu muszę wstawać o szóstej rano, wiesz o co mi chodzi. Metallica to hobby, to dobrze spędzony czas, banda koleżków na wycieczce. Te kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu byliśmy w to tak mocno zaangażowani, że nie zauważaliśmy całego uroku sprawy.



Lars, nie będę hipokrytą tylko dlatego, że siedzę tutaj z tobą. Wiem i bardzo szanuję to w tobie, że przyjmujesz opinie i gdy management chciał zdjąć negatywne recenzje prasy przed premierą, postawiłeś się za wolnością wypowiedzi. Więc ja uważam, że ten album jest naprawdę znakomity, jest doskonałym powrotem na scenę. Ale jestem jednym z ludzi, którzy zauważają problem brzmienia. Chciałbym poruszyć ten temat, czy rozważacie jakąkolwiek reedycję albumu w lepszej jakości, coś w stylu Blue Ray, czy zostawicie to w spokoju tak jak jest?

Przede wszystkim chciałem powiedzieć, że nie puszczamy tego w niepamięć. Zdajemy sobie z tego sprawę. Wiesz, że jestem osobą, która przyjmie każdy cios w stronę Metalliki, ale to była idea Ricka Rubina. My się na tym nawet nie znamy, szczerze mówiąc. Nic mi nie mówią te gałki w studio, pokrętła, przyrządy. Nie łapię tego, nie jesteśmy technicznie zorientowani. Rick chciał pchnąć ten materiał do granic możliwości, jakie oferuje nam obecna technologia. Niektórzy twierdzą, że za daleko, niektórzy , że nie. Ja osobiście, a mówię to od kilku miesięcy, słucham muzyki głównie w samochodzie. Nie siedzę przed domowym stereo, 95% muzyki odtwarzam w aucie. W moim wozie, a mam tam niezły sprzęt, materiał brzmi zajebiście. Nie słuchałem go na telefonie, albo na słuchawkach do iPoda. Rozumiem, że dla niektórych ludzi dźwięk nie jest czysty. Dwadzieścia lat temu wyszło ...And Justice For All

Brak basu...

No właśnie, zero basu. Pamiętam doskonale krytyczne recenzje, gdy ktoś wspominał o garażowym, nieprofesjonalnym brzmieniu. Dwadzieścia lat później, nagranie to inspiruje dziesiątki thrashowych kapel. My, jako kapela zrobiliśmy co do nas należy i je nagraliśmy. Mamy setki próśb o remix Justice, nagranie go z basem. Ponowne nagranie St.Anger z normalnym werblem. Zawsze coś się pojawi. Dla mnie osobiście te rzeczy określają dany moment w historii. Zawsze moglibyśmy wracać i coś zmieniać na lepsze. Proces kreatywny to klimat danej chwili. Na pewno wiele nauczyliśmy się na tym przykładzie, aby być wyczulonym na te sprawy. Może w przyszłości wyciągniemy z tego wnioski i wyeliminujemy problemy. My słuchamy tego co mówią nasi fani i wiemy, że dla wielu był to problem. Ale bez popadania w drugą skrajność, nie mogę się wszystkim aż tak przejmować, bo od wirowania odpadnie mi głowa. Czegoś się nauczyliśmy, ale jeśli pytasz mnie o re-edycję i rzeczy w stylu blue ray to nie mam tego w planach. Mam otwarty umysł, ale tego po prostu nie widzę. To część uroku Death Magnetic.











Ugluk




Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak