W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
MEGAWYWIAD z Robertem, część 4
dodane 08.03.2009 06:46:52 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1701
Poniżej czwarta i ostatnia już część MEGA wywiadu przeprowadzonego z Robertem Trujillo przez Jeffa Ho dla magazynu Juice. Wywiad przetłumaczyła Morgoth (część pierwsza znajduje się tutaj, drugą tutaj, a trzecią tutaj).


Metallica - Robert Trujillo






Jeff Ho [JH]: JH: A więc dalej współpracujesz z Mikiem Muirem?
Robert Trujillo [RT]: Mike aktualnie ma materiał, który może być wydany w przyszłości. To nagrania sprzed 14 lat kiedy graliśmy razem z tym świetnym perkusistą, Joshem Freeesem i członkami Infecious Grooves. To nie Suicidal Tendencies. To jest zupełnie co innego, ale jak dla mnie i tak jest zadziwiające. Ale mimo to muszę teraz się skupić na moim priorytecie numer jeden, czyli Metallice. Ciężko harujemy, mam nadzieję, że za jakiś rok będziemy mieli gotowy album. Znowu wrócimy na trasę i będziemy kopać tyłki [wywiad sprzed wydanie Death Magnetic, przyp. ToMek].


JH: Więc po Suicidal Tendencies zacząłeś grać z Ozzym Osbournem?
RT: Tak, zacząłem z nim współpracować i jeździć w trasy. Dla mnie to był strzał w dziesiątkę, bo od kiedy byłem nastolatkiem o tym marzyłem. Kiedyś w Oblivition graliśmy kawałki Black Sabbath i Ozziego. Graliśmy "Crazy Train" i "War Pigs." Może to i nie był najlepszy ruch dla mnie jako basisty, bo z Suicidalami i Infeciousem zdobyłem dość wysoką pozycję, a kiedy dołączyłem do Ozziego moja wartość jako basisty jakby nieco zmalała. Nie chodziło o Roberta Trujillo, basistę. Chodziło o samego Roberta Trujillo, członka zespołu Ozziego. Wyzwaniem grania u niego było pisanie dla niego piosenek. Szczęśliwie miałem kilka jego płyt. Po jakiś sześciu latach w końcu mi się udało napisać coś co mu się spodobało. Kosztowało mnie to dużo pracy, ale miałem trzy piosenki na ostatnim albumie Ozziego. Nareszcie spełniłem jego oczekiwania. Strasznie było z nim ciężko. Dałem radę stworzyć trzy solidne, ciężkie, fajne kawałki na tamten album. Dla mnie nagrywanie ich, a potem możliwość usłyszenia jego głosu w piosence, którą stworzyłem było spełnieniem marzenia. Gdy to osiągnąłem nadeszła pora iść na przód. To na pewno był wielki zaszczyt grać na jednej scenie z perkusistą i najlepszym przyjacielem Mikiem Bordinem, tak samo Zakkiem Wyldem i gitarzystą Joe Holmesem.


JH: Więc kiedy grałeś z Ozzym goście z Metalliki skontaktowali się z Tobą i zapytali czy nie przyjechałbyś na przesłuchanie?

RT: Tak, wyszło zabawnie bo przez surfowanie. Kirk i ja mieliśmy wspólnego przyjaciela, który był surferem. Chciał sprowadzić Kirka do LA żeby sprawdzić kilka tamtejszych miejscówek. Więc Kirk i kilku jego znajomych przyjechało w przyczepie, RV. Odjechali do Dockweiler i rozłożyli się na parkingu. Surfowaliśmy w El Porto i dalej w County Line i Malibu. Zrobili sobie tygodniową wycieczkę. Znałem Kirka, bo w końcu byłem z nim w trasie z Suicidalami w latach 1993-1994, ale potem się już z nim nie spotkałem. No, ale jesteśmy w roku 2001 i znowu spotykam się z Kirkiem poprzez surfing - jak dla mnie wspaniale. Nasze rozmowy nie przebiegały tak właściwie na temat zespołu. Nie były ani o Ozzym ani o Metallice. Tak naprawdę rozmawialiśmy tylko o oceanie. Po tym spotkaniu Kirk pojechał bardziej na północ. Minęło osiem miesięcy, kiedy dostałem od nich telefon. Byłem na Tahiti i sprawdzałem moją pocztę głosową. To leciało tak "Dzwoni Metallica. Przyjedź i pojammuj sobie z nami! Chcemy Cię sprawdzić." Więc odleciałem z Tahiti w środę, a potem w piątek jechałem do San Francisco na przyjęcie urodzinowe. Powiedzieli żebym przyjechał w poniedziałek. Nie przygotowałem się do tego przesłuchania. Powinienem przygotować co najmniej pięć ich piosenek żeby dać sobie radę. Wtedy byłem w San Francisco na zabawie, a następnego dnia miałem przesłuchanie. To wszystko działo się w ciągu 5 dni.


JH: Niewiarygodne.
RT: Pierwsze przesłuchanie było interesujące. Trwało dwa dni. Pierwszego się po prostu obijaliśmy. Ślęczeliśmy tam od 11 rano i nie puścili nas do 11 wieczorem. Więc po prostu tam siedziałem i oglądałem jak pracują i nagrywają "St. Anger". Po prostu się z nimi zapoznawałem. Pod koniec wieczoru, byłem na parkingu i Lars podszedł do mnie i powiedział "Chodźmy na piwo. Albo coś mocniejszego." Pomyślałem sobie, że jest kimś w rodzaju przyszłego szefa więc odpowiedziałem po prostu "Jasne". Skończyło się na tym że siedzieliśmy w barze do 5 rano. To nie jest rzecz, która pomoże Ci w graniu następnego dnia. Więc poszedłem na następne przesłuchanie i kiedy miałem zacząć grać spotkali się ze mną przy okrągłym stole. Robili tak ze wszystkimi. Jak dla mnie taka forma komunikacji z nimi na takim poziomie była czymś niewyobrażalnym. Byłem frajerem stulecia. Nie mogłem nawet wydusić z siebie słowa. Miałem kaca. To było straszne. W mojej głowie mętlik, myślałem "Nie mogę się do nikogo odezwać. Proszę nie zmuszajcie mnie do rozmowy." Chciałem nawet znaleźć jakiś zakątek w studio i spróbować się zdrzemnąć. Miałem zamiar powiedzieć "Hej. Nie czuje się dobrze. Jestem chory. Mam kaca. Przykro mi. Jeśli nie chcecie mnie w swoim zespole to nic, jestem do bani."


JH: [śmiech] Chciałeś być sam.
RT: Jasne, a to była naprawdę trudna sytuacja, większość ludzi wie że James jest już czysty i trzeźwy. Pod tym względem w tamtym czasie miał obsesję na punkcie trzeźwości i chciał żeby ludzie, którzy go otaczają byli czyści.



JH: Nie chciał żeby ktokolwiek spowodował, że zawróci z drogi. Nie chciał o tym nawet myśleć.
RT: Właśnie. A tam siedziałem ja, wysłannik whiskey. Odszedłem od stołu i zacząłem pracować nad technikami basowymi. Nie przywiozłem ze sobą instrumentu, ale oni mieli kilka w kwaterze, więc je przejrzałem. Skupiłem się na uzyskiwaniu mojego brzmienia, więc nie musiałem z nikim rozmawiać. I wtedy zaczęli ze mną jammować. Samo przesłuchanie poszło bardzo gładko. Myślę, że chyba nie byłem wtedy zdenerwowany, bo strasznie się tym nabuzowałem.


JH: [śmiech]
RT: Widziałem zdjęcia innych przesłuchiwanych gości i wyglądali tak jakby wszyscy srali w gacie. A ja miałem podejście "Tak, po prostu pograjmy."


JH: Dajmy się jej ponieść.
RT: Powiedziałem "Dajcie mi najszybszą piosenkę jaką macie, dam sobie radę." No i zaczęli od "Battery".


JH:[śmiech]
RT: Tak przebiegło moje przesłuchanie. I poszło dobrze. Po tym jak zagrałem James próbował ze mną pogadać. Zadał mi chyba takie pytanie "Co porabiasz?" Odpowiedziałem "Nie mam pojęcia. Chyba pojadę do domu i przeanalizuję to na spokojnie." James odpowiedział "Nie, nie. Co robisz muzycznie? W jakich projektach grasz?" Ja mu oczywiście odpowiedziałem, że jadę do domu się wyspać. Byłem wykończony. Kilka miesięcy później wezwali mnie na właściwe przesłuchanie. To już przebiegło spokojnie. To przesłuchanie było już w pełni oficjalne.



JH: Robili wtedy dokument "Some Kind of Monster", i pokazali tam jak grasz na przesłuchaniu. To były zdjęcia z twojego pierwszego czy drugiego przesłuchania?
RT: To było z pierwszego pijackiego przesłuchania. To był Trujillo po potyczce z weteranem whiskey. Nic dodać nic ująć. To dlatego kiedy widzę ten obrazek w pamięci zaczynam się śmiać, ale w jakiś sposób mnie to przeraża. Nie lubię przynosić ze sobą niepotrzebnego niepokoju, ale wydaje się, że mimo to zawsze znajdę jakiś sposób. Musisz pracować dwa razy ciężej żeby dostać to, czego chcesz. To stało się tamtego dnia. Musiałem dać z siebie wszystko, mimo przerażenia. Srałem wtedy w gacie ze strachu.



JH: [śmiech] Przynajmniej możesz o tym mówić. No i jesteś szczery.
RT: Owszem, mogę o tym mówić i dziele się tym z innymi. To się po prostu stało. Tak samo jak w Suicidal Tendencies i moim zmaganiu się u Ozziego, z Metalliką, tamtego dnia wzięli mnie do zespołu, zdałem sobie sprawę, że teraz byłby dobrze mieszkać w San Francisco. W LA byłem tylko kilka razy w pierwszych trzech tygodniach bycia w Metallice. Moje życie się zmieniło. Pracowałem nad nowym materiałem dla Metalliki, pracowałem też nad starymi piosenkami. Od debiutu z '83 do teraz. Strasznie tego dużo. Perspektywa pracy i przerabiania, która na mnie czekała była przerażająca. A Metallica nie jest zespołem, który lubi robić próby. Im mniej czasu spędzałem na powtarzaniu tym lepiej. Nacisk był naprawdę duży. Mój pierwszy występ z Metalliką był w więzieniu stanowym w San Quentin.


JH: Miło. Jak poszło?
RT: Miałem może 20 minut na przypomnienie piosenek. Następną sprawą było to, że graliśmy przed ludźmi skazanymi na dożywocie. Zespół mi powiedział po prostu "Hej, Robert, tak, będziesz u nas grał. Będziemy grać w San Quentin. Dajmy czadu." A ja tylko odpowiedziałem "Ok, świetnie." Sfilmowaliśmy tam teledysk do jednej z piosenek z "St. Anger". San Quentin nie płaciło nam za występ. Graliśmy dla więźniów. Dzień po tym mieliśmy występ na "MTV Icons", poświęconemu Metallice. Kamery jeździły dookoła, I generalnie był to występ na żywo. Jeszcze raz, zespół nie ma w zwyczaju robić prób. Na próbę poświęciliśmy 45 minut 5 dni wcześniej. Nie powtarzaliśmy tego aż do dnia nagrań. Na szczęście odrobiłem pracę domową. Nagrałem to co miałem grać i pracowałem nad tym noc wcześniej. Metallica ma zupełnie inny system pracy, nie da się porównać go z żadnym innym. Kiedy mówię styl pracy mam na myśli wywiady, sesje fotograficzne, nagrywanie, granie, filmowanie i próby nauczenia się choć w małym stopniu materiału który możemy zagrać na następnym występie. Nie masz pojęcia czy będą czy nie, ale lepiej nauczyć się ich wszystkich, bo jeżeli zagrają ta piosenkę będzie to nagrywane. Nie chcesz wyglądać na scenie jak skończony idiota. Musisz uważać na tych gości. Tak to działa. Oni sami są do tego przyzwyczajeni. To ich świat. Dla mnie nadążyć za nimi było sporym wyzwaniem. A teraz minęło kilka lat, a tym co mnie napędza to próba bycia przed nimi. Zawsze staram się być kilka kroków przed nimi.


JH: Kiedy odbyły się przesłuchania?
RT: Pierwsze w listopadzie 2002. To była to pijane. Drugie odbyło się tuż po Nowym Roku w styczniu 2003.


JH: To wtedy stało się oficjalne?
RT: Na początku stycznia wezwali mnie i powiedzieli że chcą pogadać. Przyjechałem do nich a oni powiedzieli "Jesteś w zespole."


JH: Co zrobiłeś kiedy się o tym dowiedziałeś?
RT: Pamiętam, to była niedziela. Byłem na kolacji z Chloe, a telefon dostałem o 18. Lars do mnie zadzwonił i powiedział "Jesteś w zespole a my mamy sesję fotograficzną, powinieneś w niej uczestniczyć." Zacząłem myśleć "Super, chcą mnie na sesji." Zorientowałem się że chcą mnie widzieć za kilka dni. Kiedy się zjawiłem Lars powiedział "Czy możesz dzisiaj wylecieć?" To jest świat Metalliki. Odpowiedziałem "Dzisiaj? Ok. Mogę." Musiałem wtedy zostawić kolację, spakować torbę i pojechać na LAX i do San Francisco, moje życie się zmieniło. Od teraz żyję, oddycham i istnieję w świecie Metalliki robiąc to co powinienem.






Tłumaczenie: Morgoth

ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet



Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak