W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Metallica przy [kwadratowym] stole [lipcowy So What! - cz.2]
dodane 30.08.2018 20:31:16 przez: Marios
wyświetleń: 1565
2 września w Wisconsin rusza druga część amerykańskiej trasy WorldWired. W lipcu na łamach cyfrowego So What! pojawił się wywiad z Metallicą przy stole, tym razem kwadratowym. Rozmowa odbyła się w maju bezpośrednio przed kończącym europejską część trasy koncertem w Helsinkach.


Miesiąc temu przetłumaczyłem pierwszą część tego wywiadu. Zbliżający się pierwszy wrześniowy koncert w Ameryce sprawił, że wreszcie dokończyłem tłumaczenie tej majowej rozmowy. Dwa miesiące po upublicznieniu rozmowy zapraszam do zapoznania się drugą i tym samym ostatnią częścią tej pogawędki.





Pierwszą część kończył wątek śpiewania Roberta w czasie koncertów...

Tekst: Steffan Chirazi


James: Wiesz, na początku, gdy Rob do nas dołączył, wiedział, że chcę mu pomóc w nauce śpiewania, zachęcić go do kilku lekcji, żeby poczuł się pewniej. A dzisiaj robi tę szaloną rzecz, jakiej ja bym się nie podjął. Śpiewanie po czesku, czad!!!

Rob: Śpiewanie w obcym języku to szalona sprawa. Ale wszystko to jest świeże, nowe i jest to pozytywne szaleństwo. Wychodzi to naturalnie i jest w porządku.

Kirk: Cała sprawa jest rezultatem tego, że nabraliśmy chęci do zrobienia czegoś nowego. W pewnym momencie ja i Rob usiedliśmy wspólnie i przegadaliśmy sprawę: Czy masz ochotę przygotowywać nowy utwór do każdego z nadchodzących miast? A ja, wiesz: Jasne, spoko. Lubię takie wyzwania, gdzie muszę się nauczyć grać coś w naprawdę krótkim czasie. Podoba mi się to. Podoba mi się również przelatywanie po przeróżnych stylach muzycznych. Niektóre z tych numerów są naprawdę bardzo lokalne, jak „Jożin z bazin” w Czechach.

Lars:[kontynuując pomysł wysłania Roba i Kirka w trasę – dop. red] …taki mały, lokalny wypad, pogralibyście lokalne numery. Wybierzemy jakiś lokalny przebój i wyślemy was w podróż.

James: Rzeczą naprawdę wspaniałą w Europie jest podejście Europejczyków. Podobnie mają ze swoimi drużynami piłki nożnej. Są z nich bardzo dumni. Istnieje tam lokalny patriotyzm dotyczący…

Hymnu ich drużyny.

James: …ich sport, język, śpiew. Wiesz: To jest nasza historyczna piosenka. Wielkie wyzwanie będzie wtedy, gdy dotrzemy z koncertami do Ameryki, Australii, czy coś w tym stylu. Te kraje są większe, bardziej terenowo rozproszone. Jak więc w takim przypadku przywołać lokalną dumę?

Kirk: O, tak. Rozmawialiśmy o tym wczoraj. Zrobiliśmy szkic na trzy, cztery miesiące do przodu. Przebrnęliśmy przez pomysły i sugestie co do miast, gdzie jest więcej niż jeden bardzo znany artysta. Przegadaliśmy nawet opcje grania mashupów, czy składanek i tego typu rzeczy…

Rob: …i trzymaliśmy się schematu czasowego: minuta, czy półtorej na każdą część [medleya]. Z każdym krokiem było coraz bardziej interesująco, ponieważ gdy doszliśmy do Stanów, trochę się zamysł komplikuje, gdy docierasz do miasta, które ma naprawdę wielu znanych lokalnych artystów.





Kirk: O, tak. Np. Deitroit lub Chicago.

Rob: Racja. Takie Michigan, w ogóle sporo jest w Michigan takich rzeczy. Mam na myśli sporo możliwości wyboru piosenek. Dobrze zaplanujcie czas wolny przynajmniej do końca 2018 roku. Spodziewajcie się, że będzie naprawdę fajnie. Później czeka nas już wyzwanie.

Kirk: W Stanach jest dużo układania miejscowych list. Mówiąc „miejscowe”, mam na myśli jedno miasto i konkretny zespół, potem inny stan, inne miasto i całkiem inna piosenka. Przed nami dużo roboty.

Rob: W Sioux Falls lub Grand Forks jest sporo do wyboru, ale najpierw trzeba było je znaleźć. Sporo rzeczy znajdujemy przez przypadek, wiesz: Łaaaał! Następny świetny numer! Wiesz, co mam na myśli? Jest poro zaskoczenia i niespodzianek.

Muszę o to zapytać. Jak to się stało, że ta część koncertu urosła do takich rozmiarów? Zakładam, że po prostu powiedzieliście Jamesowi i Larsowi, że macie taki i taki pomysł na dzisiejszy koncert. Hej, chłopaki! Mamy taki pomysł na dzisiejszy występ. Lars i James – jeśli słyszycie o utworach, które oni przygotowują, może nie w pełni ufacie temu pomysłowi. Słyszycie jakiś numer i trudno wam milczeć o tym, że coś wam nie pasuje…

Lars: Jak wcześniej zaznaczył James, trzymamy się z dala od tego, co mają grać.

James: Ufam temu pomysłowi. Wierzę w te chwile, gdy przedstawiam chłopaków na koncercie. To jest coś jak: Cześć. Jesteśmy wielkim, pieprzonym zespołem, ale teraz się powygłupiamy. Mam nadzieję, że będziecie się świetnie bawić. Proste. A jeśli się świetnie nie bawisz, tracisz. Twoja sprawa.

Uważam, że takie akcje to ogromna oznaka wielkości Metalliki, szczerze mówiąc.

Lars: Nie angażuję się w to. Ufam, jestem ciekawy i czasami zainteresowany, ale się nie angażuję. Nie osądzam tego.

Kirk: Jedyne, co jest pewne w naszych interpretacjach, co jest nieuniknione, to to, że kiedy decydujemy się z Robem na utwór, który w oryginale jest jakby zagrany od niechcenia, to zawsze taka piosenka jest przez nas filtrowana. Zależy nam więc na tym, żeby w 99 procentach nasza wersja brzmiała całkiem inaczej.
James: Uważam, że o wiele łatwiej jest zrobić jakiś super znany popowy numer, albo coś punkowego, lub coś, co nie jest w naszym gatunku. Jest to łatwiejsze do zrobienia, bo wtedy ludzie nie oceniają tego tak mocno. Posłuchają i stwierdzą: O, to było interesujące!.

Kirk: Niespodziewanie.

James: Jeśli próbujesz zagrać coś takiego, jak lokalny band rockowy lub metalowy, albo inny współczesny zespół, lepiej wyjść poza swoją strefę komfortu, poszukać gdzie indziej.

Rob: Nie sądzę, by ktoś robił coś takiego kiedykolwiek wcześniej. Ktoś wysłał mi kiedyś esemesa ze Stanów typu: To, jak robisz te kowery jest niesamowite. Opowiedział mi, że Frank Zappa zwykł coś takiego robić na swoich koncertach. A ja, wiesz: To naprawdę niesamowite, ale czy Zappa śpiewał po węgiersku, po czesku?. Nie, on tego nie robił. Nigdy zespół podobny do nas nie robił takich rzeczy.





Jeszcze jedno pytanie, zanim przejdziemy do ostatniego tematu. Do każdego z was: Wasz ulubiony kower wykonany przez duet Trijillo/Hammett?

Lars: Uważam, że Don’t Look Back in Anger w Manchesterze był chwilą, gdzie uzewnętrzniły się wszystkie emocje.

Kirk: To był ten moment!

Lars: Wszystkie ckliwe emocje, które się ujawniły w związku z tym numerem, wzniosły całość na wyższy poziom.

Kirk: Potwierdzam.

Lars: Tylko z powodu historii utworu i tego, co wydarzyło się ostatnio w Manchesterze (22 maja 2017 roku po koncercie amerykańskiej wokalistki Ariany Grande nastąpił atak terrorystyczny w postaci wybuchu - przyp. Marios).

Kirk: To był chyba najbardziej emocjonalny czas, kiedy graliśmy kower i z tego powodu jest to coś większego.

James: To dwoistość chwili. Mam na myśli to, że publiczność przychodząc na koncert, chce się na chwilę oderwać od rzeczywistości. Przychodzą na koncert Metalliki i chcą zapomnieć o tym, co się dookoła dzieje. A potem, wiesz, my im oddajemy szacunek miejsca, skąd pochodzą i dajemy piosenkę, którą znają. Ilekroć śpiewają ją głośno, robi się złowieszczo – to dwa w jednym! I czy Rob śpiewa w ich języku, czy nie, jest melodia, która wskakuje do głowy i wszyscy głośno śpiewają. To najlepsze uczucie.

Super. Następna część [trasy] to powrót do Stanów, na rynki klasy B, jak się je nazywa. Myślę, dla kogoś, kto nie ma pojęcia, co to określenie oznacza, może wydawać się dziwne, ale chodzi po prostu o mniejsze miasta w Stanach, które z reguły są omijane przez inne zespoły. Czy dobrze myślę, jeśli powiem, że w połowie tych miast nie graliście od jakichś dwóch dekad?

Lars: To nie wygląda tak czarno-biało, ale mamy 30 stadionów. I wiesz, na stadionie w Wichita Falls będzie oczywiście za mało ludzi, by grać na takim obiekcie. Więc grając areny na „drugich rynkach” – co jest jak sądzę inną nazwą, której ludzie używają na określenie tych miejsc – do wielu z nich uderzaliśmy przy okazji promowania Death Magnetic. Ale są też miejscówki jak Grand Forks, albo…

Kirk: Sioux Falls.

Lars: Niektóre z tych miast należą do tzw. „rozsypki”. Jeśli musisz dostać się z punktu A do B, to po drodze musisz jeszcze jechać tam, czy tu, żeby ostatecznie dotrzeć na miejsce. Ameryka to wielkie miejsce. To mnóstwo fajnych fanów muzyki, mieszkających w wielu fajnych zakamarkach Stanów, w których nie byliśmy od dłuższego czasu. Fajnie będzie wrócić w tamte rejony.





Czy w Sioux Falls jest wystarczająco dużo energii w publiczności? W tych mniejszych miastach i mieścinach? Czy to może bardziej jak „zagraniczna publika”, różniąca się od typowej amerykańskiej publiczności stadionowej?

Lars: Dla mnie jest to zawsze dwojakie przeżycie, gdy wracamy do któregoś z takich miejsc. Znów jestem w Helsinkach. A z drugiej strony patrzę na to innymi oczami. Przypominam sobie: To tutaj zagraliśmy na plaży Frayed Ends of Sanity pięć lat temu w 40-stopniowym upale. Albo: Tutaj graliśmy na trasie Load, kiedy przez 48 godzin było zupełnie ciemno. Wiesz co mam na myśli? Dla mnie to podwójne uczucie. Przyjeżdżamy, jesteśmy w innym hotelu, słońce świeci. A później łączysz wspomnienia niczym kropki. Dlatego nie mogę się już doczekać kolejnego wyjścia na scenę w Louisville i pójścia z tym dalej: Jakie jest Louisville w roku 2018? Jaka będzie energia?. Dla mnie niesamowite jest to, co się dzieje z Metallicą od tych 37 lat. Po 37 latach wstajesz, wciskasz przycisk „odśwież” i jesteśmy gotowi. To nie jest tak, że Jesteśmy znów w tym samym pieprzonym mieście, gramy te same pieprzone numery na tej samej pieprzonej scenie, z tą samą publicznością na widowni, która dorastała z Metallicą przez 37 lat. To ludzie, którzy widzieli nas wcześniej, ale przeżywają wszystko tak, jak po raz pierwszy. To jak usłyszenie "Seek & Destroy” pierwszy raz w życiu. Wiesz o co mi chodzi? Fakt, że mogą nas zobaczyć po 37 latach, to pieprzone oszołomienie. To rozpieprza mózg.

Oglądając was teraz na scenie, trudno jest zaszufladkować was do konkretnej epoki i wieku słuchaczy, dla których gracie.

Kirk: Poważnie? Naprawdę myślisz, że trudno jest znaleźć punkt odniesienia, kiedy doświadczasz koncertu Metalliki?

Nie to mam na myśli. Mówię, że Metallica to zespół wyglądający, jakbyście grali od kilku lat – powiedzmy od dekady. Nie wyglądacie na kapelę, która robi to od 37 lat. Nie widać bagażu, nie widać czegoś, co nazwałbym dziedzictwem.

James: Nie mamy bagażu, ale mamy doświadczenie. Tak, zgadzam się, że wyglądamy całkiem świeżo przez większość czasu, a fakt, że gramy 50 koncertów rocznie, ciebie jako fana zmusza do podróżowania! Robisz trochę więcej kilometrów, niż kiedyś, by nas zobaczyć.

Ty też.

James: Tak. Znam ludzi, którzy mówili o Denver: Hej, dlaczego nie gracie w Denver podczas tej trasy? Tak było. A graliśmy przecież. Zrobiliśmy to. Zagraliśmy na Mile High Stadium. Teraz zaklepaliśmy Salt Lake City, więc jeśli chcesz nas zobaczyć ponownie, możesz zrobić trochę więcej kilometrów.

Jeszcze jedno pytanie do trasy. Czy przyszły rok będzie końcem trasy WorlWired, czy przesuwacie ją do 2020 roku?

Lars: Myślę, że koniec czai się na horyzoncie. Musimy tylko usiąść i popatrzeć. Jest Japonia, jest Australia, jest Nowa Zelandia. Jest jeszcze trochę mniejszych miejscówek, z którymi Metallica ma długie i silne związki. Musimy usiąść i to zaakceptować. Ale dla mnie najważniejsze jest to, o czym już rozmawialiśmy. Zachowanie równowagi, konserwacja. Musimy pojechać do Japonii, musimy pojechać do Australii, musimy być tam i tam. I to jest w porządku. Dopóki istnieją zasady, jakie sobie ustaliliśmy, dopóty będzie to działać. Nie sądzę, że jest jakiś konkretny termin typu 2019, 2020, czy jakikolwiek inny. Najważniejsze w tym jest to, że mamy tryb, w którym złapaliśmy równowagę.





Steffan: Należy teraz zadbać o wszelkie potrzebne sprawy, które muszą być załatwione przed kolejnymi koncertami. Trudno na razie ogarnąć rzeczywistość, którą zamierzamy wprowadzić (lub wprowadziliśmy, gdy czytasz to teraz), a chodzi o najrzadziej spotykaną sytuację w naszym muzycznym świecie: o beztroską Metallicę. Ale, szczerze mówiąc, wrzesień już tuż, tuż.



Marios
Overkill.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak