W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Metallica przy [kwadratowym] stole [lipcowy So What! - cz.1]
dodane 30.07.2018 18:15:54 przez: Marios
wyświetleń: 2033
11 maja, tuż przed zakończeniem europejskiej części trasy WorldWired, Metallica ponownie usiadła na przeciwko Steffana Chirazi i pogadała o bieżącej sytuacji w świecie Metalliki. Zapis rozmowy pojawił się w sekcji So What! na początku lipca. Poniżej tłumaczenie części pierwszej. Podzieliłem rozmowę na pół, więc za jakiś czas będzie gotowa ostatnia część wywiadu. Jak zwykle nie zabrakło rzeczowych pytań, a tym samym ciekawych odpowiedzi.





tekst: Steffan Chirazi


To ostatni dzień – Helsinki. Ostatni raz przed wakacyjną przerwą usłyszymy Hardwired dający fanom nieźle po zębach. WorldWired Tour ostatni raz przed letnią przerwą! Ta przerwa jest sama w sobie niezwykła: nie będzie koncertów Metalliki latem! Dajecie wiarę? Ostatni raz będziemy rozkoszować się dronami i ogniem. Ostatni raz zobaczymy Metallicę przed tym, co już wkrótce przyniesie WorldWired Tour – jeszcze więcej koncertów jeszcze bardziej globalnie rozproszonych. To ostatni wieczór przed tym, co nadchodzi – przedłużony, zasłużony wakacyjny odpoczynek dla Metalliki. Wakacje – jakże naiwnie to brzmi… Jak się wkrótce dowiem – gdy czwórka muzyków zasiądzie do prostokątnego stołu – wakacje same w sobie praktycznie nie istnieją. Przerwy? Pewnie. Ale czy można leżeć na plaży i nie odbierać telefonu? Z tym już gorzej. Chciałem też dowiedzieć się więcej o tym, jak pewne aspekty WorldWired wpłynęły (lub zainspirowały) zespół do tej pory. I tak – było trochę punktów wspólnych, trochę śmiechu i inne tego typu kawałki, więc już bez ceregieli – zaczynamy.


To pierwsze lato, w czasie którego Metallica nie będzie koncertować. Jesteś podekscytowany tym, że nie musisz pracować w te wakacje? Co będziesz robił?

James: Cóż, będę trochę na walizkach. Wracam do domu świętować urodziny mojego syna. Ukończył studia. Przeprowadzamy się, dzieciaki wyjeżdżają na kolonie. Dużo się dzieje, naprawdę dużo. Mamy zaplanowaną fajną, zabawową podróż. To prezent dla Castora z okazji dyplomu. Wynajmiemy łódź, poszalejemy gdzieś.

Mało w tym odpoczynku.

James: Wiesz, dla mnie odpoczynek nie obejdzie się bez wsiadania do samolotu. Niezależnie od tego, czy pracuję, czy siedzę w domu, zawsze jest trochę podróży samolotami.

Spoko. Lars, a jakiego lata w tym roku ty się spodziewasz?

Lars: Ja odpoczywam dwa razy dziennie po pół godziny - gdy jestem w kiblu. Wtedy się „wyłączam” A pozostałe 23 godziny? Cóż, myślę, że sen jest częścią odpoczynku. Często słyszę od ludzi: Och, jesteś w domu, masz luz. Dla mnie odpoczynek to po prostu brak harmonogramu. Metallica to najwyższy level planowania, wszystkie te sprawy typu: „musisz być tam”, „później musisz być tu”, „musisz zrobić to”, „musisz zrobić tamto”… Dla mnie lato oznacza coś więcej. Spędzimy z Jess trochę czasu w Europie. Mam tu kilka spraw do załatwienia, ale to nie będzie nic sztywnego na mus. Coraz częściej na mnie i moją rodzinę działa coś mniej zaplanowanego. Cieszymy się tymi bardziej impulsywnymi rzeczami. Wiemy, że będziemy lecieć do Europy tego lata, ale konkretów wielkich nie ma. Może pójdziemy „tutaj”, może „tam”… Chciałbym zahaczyć o Danię, bla, bla, bla… Ale to nie jest nic w stylu: 17 lipca muszę być tu i tu. Dla mnie to najlepsza część czasu wolnego.

Kirk: W kontrze do odpowiedzi Jamesa powiem, że wracam do tych wszystkich law, trzęsień ziemi, powodzi i potencjalnych tsunami. To jest życie! Ale to normalne zjawiska w miejscu, w którym mieszkam.

Lars: Pociski, lawy.

Kirk:To część mojego życia [Kirk mieszka aktualnie na Hawajach – przyp Steffan]. Wiesz, po prostu to akceptujesz. Jesteś może trochę bardziej czujny patrząc na ocean i w niebo, czując grunt pod nogami i oddychając tym powietrzem. Poza tym dopadła mnie niewyobrażalna choroba i miałem kontuzję. Wszystko to trwało od września, gdzieś do marca – kwietnia.

Nieźle.

Kirk: Tak. To była jedna wielka kumulacja - byłem chory i miałem kontuzję. Gdy złapała mnie choroba, nie mogłem ćwiczyć. Gdy już wydobrzałem, to się uszkodziłem i dalej nie mogłem ćwiczyć. To było niedorzeczne i dlatego tego lata popracuję nad tymi częściami mojego ciała, które muszą być silniejsze, sprawniejsze. Spróbuję zrównoważyć możliwość złapania kontuzji, bo taka niedyspozycja jest dla mnie bardzo wyniszczająca. Nie chcę być kontuzjowany. Nie chcę być chory.

Zanim przejdziemy dalej… Wspomniałeś coś o tsunami, trzęsieniach ziemi i innych takich. Chciałbym tylko wiedzieć, czy wszyscy siedzący przy tym stole przysłali ci esemesa z ostrzeżeniem dla Hawajów [w dniu 13 stycznia sporządzono fałszywe ostrzeżenie o pocisku batalistycznym i rozesłano do wszystkich Hawajczyków i turystów – przyp. Steffan].

Kirk: Tak, tak.

A czy mógłbyś się z nami podzielić tym, jak to jest, gdy dostajesz wiadomość, że na wyspę, na której mieszkasz wysyłają broń nuklearną?

Kirk: Myślę, że jest to warte opublikowania. Mój telefon był poza zasięgiem i tylko piknął takim charakterystycznym alarmem. Ćwiczyłem jogę, leżałem na plecach, stałem na rękach, czy coś takiego. Syn przybiega i mówi: Hej, tato, twój telefon właśnie piknął jednym z tych zabawnych dźwięków od tsunami. A ja, wiesz: Co? Sprawdzam telefon, a tam: ALARM RAKIETOWY. NADLATUJĄ POCISKI. TO NIE SĄ ĆWICZENIA. Spojrzałem w kierunku lotniska, bo widzę je z mojego salonu.

Rob: Zobaczyłeś Koreę!

Kirk: Patrzę na Pearl Harbor i nie widzę tam żadnej akcji. Spokój. Wiem, że na Pearl Harbor jest zamontowany system wczesnego ostrzegania. To ta wielka budowla, która wygląda jak piłeczka pingpongowa o wysokości czterech pięter, która ostrzega wszystkich mieszkańców na Pacyfiku. Nic się nie działo, nie było odrzutowców, żadne łodzie nie opuszczały Pearl Harbor. Żadnych syren alarmowych, nic. Pomyślałem: To musi być pomyłka. I wróciłem do jogi.



Znakomicie.

Kirk: Kwadrans później napisałem chłopakom: Wszystko w porządku. To pomyłka.

To wspaniała wiadomość.

Kirk: Ale sprawdź coś takiego: kumpel kumpla miał atak serca. Zadzwoniłem do niego, a on akurat był w górach na szlaku. Dostał ostrzeżenie i myślał, żeby skakać z urwiska.

Boże. Niedorzeczność.

Kirk: Szaleństwo!

Rob: O kurczę!

Kirk: Wracając do pytania o wolne: Popracuję na ciałem i będę dużo ćwiczył na gitarze.

A twój wolny czas, Rob?

Rob: Nie mogę się doczekać powrotu na fale w wiadomym celu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio surfowałem w Południowej Kalifornii. Wiem, że Chloe chce wyskoczyć na dwa tygodnie do Francji, ale na wieś, bo jeszcze w tym roku nie miała okazji. Jakaś wycieczka po wybrzeżu Morza Śródziemnego też się szykuje. Dwa czy trzy lata temu zrobiliśmy sobie rundę wzdłuż Atlantyku, i było fajnie. W czasie ostatniej długiej przerwy miałem operację. Dopadła mnie przepuklina, więc za bardzo w czasie tego ostatniego urlopu nie odpocząłem. Trochę połażę, trochę popływam. Tye w czerwcu ma zamiar nagrywać płytę i już się nie mogę doczekać, żeby go wspomóc. Będę w Szwecji odbierał Polar Prize. W studiu będzie spoko. Już go przygotowuję na studyjną robotę. Z niecierpliwością na to wszystko czekam. Tak się prezentuje moje lato. Z reguły, jeśli chodzi o lato w Metallice, jest pracowicie, ale kiedy plany są takie jak teraz, nie mogę się doczekać.




Zanim zamkniemy temat letnich urlopów, uważam, że to może być lato, w którym ktoś wpadnie na pomysł, żeby coś napisać… wiecie, „Hej, wymyśliłem riffa”, albo „Mam pomysł!”. Czy to może zadziałać? Bo są te trzy prywatne miesiące… Kiedy może coś z tego wyniknąć?

Kirk: Wrzesień?

James: Nie sądzę.

Nie macie, rozumiem, ciśnienia na zamknięcie się w studio?

James: Jeśli napiszę do Larsa: „Hej, mam riff”, coś będzie nie tak.

Lars: Od razu byłby sms od Franceski – „Co się dzieje?”

James: O tak!

Czyli nic z tego?

James: Nie. Chcę powiedzieć, że wszyscy mamy swoje własne hobby i ten czas chcemy poświęcić na to, by się nim cieszyć. Ale wiesz, jedną z moich, może nie hobby, ale radości w życiu jest tworzenie muzyki.

Lars: Wyślę mu wiadomość z riffem!

Rob: Generalnie można powiedzieć, że wszyscy myślimy o muzyce. To jest częścią naszego DNA. Wstałem wczoraj o trzeciej w nocy, podłączyłem moją małą maszynerię perkusyjną do VOX’a i wymyślałem pomysły, więc tworzenie odbywa się cały czas.

Lars: Uważam, że musisz zrozumieć, że ta przerwa jest po to, by zrobić krok do przodu. To nie jest tak, że „Oj, wszystkie terminy na lato już zabukowane, więc musimy siedzieć w domu”. Aby koncertować tak jak my, alby grać tak jak gramy, aby ogarnąć to wszystko, musimy być z dala od domu. Musimy być z dala od naszych rodzin, żeby usiąść przy tym stole i z tobą pogadać. Dla mnie taki sposób, nie wiem czy to właściwe określenie, jest czymś, co nas podtrzymuje. Więc częścią tego, że we wrześniu wejdziemy na scenę w Madison Square Garden jest to, że teraz będziemy przez chwilę z dala od tego świata, bo inaczej wszystko by się zjebało. Wydaje mi się, że trasa Hardwired, te osiemnaście miesięcy, 50 koncertów rocznie… To wszystko jest po to, aby te osie jakoś ze sobą połączyć. Uważam, że udało nam się znaleźć odpowiedni sposób, żeby wszystko funkcjonowało, a jeśli jeszcze się to nie udało, to jesteśmy najbliżej jak się da.





Zahaczyłeś odpowiedzią o pytanie, które właśnie chciałem zadać. Czego nauczyłeś się przez te osiemnaście miesięcy? Czego się o sobie uczysz? Czego się uczycie o sobie nawzajem? Czym się nawzajem zaskakujecie? Hej, nie wiedziałem, że patrzysz na to w ten sposób.

Kirk: Muszę powiedzieć, że odkąd wkręciłem się w swój mały zestaw perkusyjny, mam nauczyciela, który siedzi obok i nawet o tym nie wie!

Lars: On ma nowego ulubionego perkusistę, którym nie jest już Stewart Copeland.

James: Myles Ulrich!

Kirk: Tak, Myles!

Rob: Przyuważyłem, jak Kirk spogląda na Larsa na scenie. Dość intensywnie.

Dobra, dobra. Pozwólcie mi się bardziej skupić na pytaniach. Rob i Kirk zaczęli coś, co zaczęło się od jammów, a skończyło czymś większym, prawda?

Lars: Duet.

Stał się częścią koncertów.

Lars: A może we dwóch tego lata kopsniecie się w drogę i pogracie w duecie?

Rob: Nie bardzo!

Lars: Mógłbym pomóc wam to zaplanować.

Kirk: Nie sądzę, żeby moja rodzina polubiła ten pomysł.

Porozmawiajmy o tym, co waszym zdaniem wniósł do występów ten duet.

James: Podoba mi się to, że jestem częścią tego. Uwielbiam ten fakt, że ktoś inny w tym zespole wpada na pomysł i go realizuje, że pomysł dochodzi do skutku. To jak z gadaniną na scenie [James odnosi się do pogadanek z publicznością w czasie koncertu – przyp. red.] Wiem, że fani mogą powiedzieć: Ta pogadanka była lepsza niż tamta, ale myślę, że ufają mi za każdym razem, gdy mówię ze sceny. Mam pomysł na to, co chcę powiedzieć. Czasami działa, czasami nie. I są wieczory, gdzie mówię dłużej, czasami krócej, ale jestem gadatliwy. To samo z naszym duetem: wymyślili coś naprawdę fajnego.

Czasami się to naprawdę sprawdza, ale czasami mniej. To metoda prób i błędów, ale fakt, że ludzie się z tym identyfikują, że wiesz, „wielki metalowy zespół” pieprzy się z A-ha, albo gdy wypatruję dzieciaka na widowni, mówię „cześć”. Uważam, że to pokazuje ludzką stronę koncertu i szacunek. Na koniec wszystko jest spoko. Zawsze znajdą się osoby, które oceniają, ale wiesz, ich tam nie było, nie przeżyli tej zabawnej chwili. Myślę, że to naprawdę super, widzieć wszystko każdego wieczoru. Nie ma gwarancji, że będzie świetnie.





Lars: Naprawdę super jest to, że jest teraz element, którego ludzie rzeczywiście wyczekują. Kiedyś to był element żartu i wiesz, możemy powiedzieć bez obrażania kogokolwiek: solo na perkusji, basie, gitarze – kible są oblegane, wiesz, fani wyskakują na stoisko z koszulkami, czy gdziekolwiek. A teraz ludzie się spotykają przed i wiesz, prowadzą dyskusję: Co Rob z Kirkiem zagrają dla nas?.

Kirk: Tak, jest spore oczekiwanie.

Lars: Co przygotują na przyszły tydzień? Teraz ten pomysł żyje własnym życiem, co jest naprawdę fajne. A fakt, że jest to część wyczekiwania na koncert, to dla mnie wspaniała sprawa.

James: I mamy przerwę!

Rob: Doceniam koncepcję pomysłu, bycia w trasie i uczenia się. W moim wieku to bardziej zabawa ryzykiem, niż ryzyko samo w sobie. Wiesz, „poznaj zespół z Węgier, z Budapesztu”, albo katalońskiego artystę od rumby z Barcelony, który nazywa się Peret. To jest naprawdę miłe. Są takie interesujące elementy w tych piosenkach, których się na początku nie spodziewasz. Język jest jednym z tych elementów. Wiesz, nauka śpiewania po niemiecku jest naprawdę interesująca. Chodziłem do swojej teściowej, która jest Niemką i prosiłem ją o pomoc. Albo żonę. Cała sprawa przerodziła się w przygodę, ale jak mówi James, jest w tym cząstka ryzyka. Przydarzyło mi się coś takiego w czasie grania Halo on Fire – gram i myślę: Dobra, zaraz będę musiał śpiewać tę piosenkę po czesku przez jakieś dwie minuty – i biorę głębokie oddechy.

Lars: Myślę: Za dwie minuty usiądę i odpocznę i on zaczyna, kurwa, te swoje wariacje!!!

James: „Muszę” śpiewać po czasku. Chodzi o to, że nie musisz. Chcesz.

Rob: Ale ja chcę. Wiesz dlaczego?

Kirk: Dziś wieczorem Rob śpiewa po fińsku.

Rob: Tak, to umowa. I ja w to naprawdę wierzę.

James: Skończyłeś już przygotowania do dzisiejszego śpiewania? (gra słów – Finnish – fiński; finnished – dokończyć – przyp. Marios).





Rob: Właściwie tak. Tak na szybko dodam, że dajemy z siebie wszystko i ludzie znajdujący się w tym pokoju doskonale zdają sobie sprawę z tego, co się dzieje. Wiem, że dotychczas nie robiliśmy takich rzeczy zbyt często, ale oni [Lars i James] to rozumieją. Czekam na Kirka, aby podążyć za tym wyzwaniem dalej. Szczególnie w Europie było to wyzwanie, bo fani popierali to, co chcemy zrobić, mimo tego, że nie wiedzieli, czego doświadczą, a potem nagle wszystko jasne: Oto jest!. Któregoś wieczoru zaproponowałem: Zróbmy numer A-ha. Najpierw (fani) będą mocno sceptyczni, ale po chwili pokochają tę wersję. Przygotuj się na to. Jestem swoim największym krytykiem. Jeśli stoję na scenie i widzę, że coś pieprzę, jestem wtedy najbardziej wkurzony na siebie, niż na cokolwiek innego. Dzięki temu wiem, że daję z siebie sto procent. Nie obchodzi mnie, co mówią inni. Myślę: Dałem z siebie maxa. Jestem z siebie dumny. To samo Kirk: wiem, że zawsze daje z siebie maksimum.

James: Widzisz? Taka jest Metallica. To jest właśnie Metallica.

Robert: Korzystamy z możliwości i właśnie o to w tym chodzi.

James: I wiesz, i to mówi Rob – który bał się zbliżać do mikrofonu.

Rob: O, tak!

James: Wiesz, na początku, gdy Rob do nas dołączył, wiedział, że chcę mu pomóc w nauce śpiewania, zachęcić go do kilku lekcji, żeby poczuł się pewniej. A dzisiaj robi tę szaloną rzecz, jakiej ja bym się nie podjął. Śpiewanie po czesku, czad!!!





Koniec części pierwszej





Marios
Overkill.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 1
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
the_Rock
31.07.2018 09:17:36
O  IP: 165.225.80.101
No, czyli następny album w 2022 lub później.
Jedynie Rob nie zawiódł jammując w środku nocy i zapisując swoje pomysły.

No szkoda.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak