W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Teraz Rock: Metallica. Bezpieczna przystań
dodane 02.06.2023 13:18:35 przez: Marios
wyświetleń: 2100
W majowym numerze magazynu Teraz Rock (poza okładką z zespołem w roli głównej) )pojawił się obszerny tekst Bartka Koziczyńskiego na temat Metalliki i ich najnowszego albumu. Płytą miesiąca (recenzja Roberta Filipowskiego) został oczywiście album 72 Seasons.






WRAŻLIWOŚĆ W METALU


W wypowiedziach na temat nowego albumu wraca temat wewnętrznej harmonii. Nie przypominam sobie, żeby w ciągu dwóch lat powstawania płyty ktokolwiek podniósł głos, żeby były kłótnie, czy konflikty - mówi Lars Ulrich w Kerrang!. Jasne, że przy wspólnie spędzonych czterdziestu latach trafialiśmy na wyboje. Ale trudne chwile zostały dawno omówione, udokumentowane w filmach... Cóż mogę powiedzieć - przy tej płycie tego nie było. To bez dwóch zdań, stuprocentowa, najbardziej bezproblemowa płyta, jaką kiedykolwiek nagrała Metallica. Jesteśmy teraz o wiele bardziej empatyczni, może mamy więcej wzajemnego zaufania i wiary, i nie każda różnica zdań musi przerodzić się w kłótnię. Działamy w innym środowisku niż kiedyś. Najlepsze w byciu w zespole jest to, że stanowi on bezpieczną przystań i pozwała każdemu wnieść coś od siebie. Każdy z nas bardzo o to dba.

O tym, jak wyglądają nowe relacje w grupie, można się było przekonać publicznie. 12 maja ubiegłego roku Metallica występowała w brazylijskim Belo Horizonte. Przed Sad But True James Hetfield wygłosił emocjonalną przemowę do widzów: Muszę wam powiedzieć, że nie czułem się zbyt dobrze, zanim tu wyszedłem. Czułem się trochę niepewnie: jestem stary, nie potrafię już grać... Całe to gówno, które sobie wmawiam. Pogadałem więc z tymi facetami i oni mi pomogli - po prostu. Uściskali mnie i powiedzieli: "Hej, jeśli będziesz miał na scenie problemy, za tobą murem". Mówię wam, znaczyło to dla mnie wszystko. Po czym nastąpił jeszcze jeden zbiorowy uścisk - na oczach publiczności i milionów fanów, którzy obejrzeli to na YouTube. Hetfield, przez lata postrzegany jako twardziel, jawi się teraz jako zupełnie inna osoba. Niedawny wywiad dla So What!: Jestem na scenie, spełniam swoje marzenie, ale miewam też takie myśli. Czemu miałbym nie mieć? Bywają momenty, gdy czuję się, kurwa, niepewny i bezużyteczny, nie wiem, co właściwie robię. Mówię o tym ze sceny, a ludzie: "OK, mógł tak poczuć. Jeśli jestem w pracy i czuję, że buksuję w miejscu, że moje życie zmierza donikąd, nie jestem w tym sam". Cóż, próbuję być człowiekiem. Skądinąd wiadomo, że mniej więcej w czasie tamtej trasy ostatecznie rozpadło się małżeństwo artysty.

I jeszcze uwaga Larsa Ulricha zapytanego w rozgłośni NPR, czy taka wrażliwość pasuje do metalu: Nie postrzegam tego jako wrażliwości w metalu. Spoglądam na to jak na czterech facetów, którzy dzielą wspólny los i są ze sobą od dobrych czterdziestu lat. Najważniejsze, że gramy muzykę, która sprawia nam radość. Bezgranicznie siebie kochamy i cieszy nas wspólne granie. Ta wrażliwość, otwartość nie sprawia nam problemu - jesteśmy z niej wręcz dumni.


ZDROWIE JEST NAJWAŻNIEJSZE


Nowy album Metalliki powstawał w trudnym okresie. Pod koniec września 2019 roku zespół oświadczył, że odwołuje trasę po Oceanii i ujawnił przyczynę: Jak większość z was pewnie wie, nasz brat James zmaga się od wielu lat z nawrotami uzależnienia. Musiał właśnie, niestety wrócić do programu terapeutycznego, by pracować nad swoim powrotem do zdrowia. W lutym 2020 pojawiło się z kolei oświadczenie o odwołaniu dwóch występów na festiwalach w USA. Tym razem tłumaczył się sam Hetfield: W trakcie tych weekendów mam w ramach nieustających wysiłków zmierzających do mojego wyleczenia zaplanowane kluczowe wydarzenia terapeutyczne, których nie można przełożyć. Moją intencją jest powiedzenie "przepraszam " każdemu z was. Fakty są takie, że w trakcie ostatniego roku koncertowania zaniedbałem zdrowie, a teraz wiem, że zdrowie psychiczne jest najważniejsze. Z jaśniejszej strony - terapia idzie dobrze. Absolutną koniecznością jest dla mnie zadbanie o kondycję psychiczną, fizyczną i duchową. Chcę podkreślić, że zespół zagra wszystkie pozostałe koncerty w 2020 roku.

Niecały miesiąc później stało się jasne, że jednak nie zagra, bo wybuchła pandemia koronawirusa. Moje uczucia z wczesnej wiosny 2020... Dla mnie to był okres odrodzenia, uświadomienia sobie, że potrzebuję w życiu pomocy. Pójście na odwyk, ponowne zatrzymanie spraw zespołowych z powodu spraw osobistych, zdrowia psychicznego... - wspomina James. Gdy tyle dzieje się dookoła, trudne jest znalezienie dla siebie czasu, doprowadzenie się przynajmniej do stanu funkcjonowania. Nie było mi łatwo odciąć się od świata. A potem przyszła pandemia i okazała się dla mnie - chcę to dobrze ująć w słowa, bo dla wielu ludzi było to absolutnie okropne - czymś pozytywnym. Mogłem w tym czasie zaciągnąć życiowy hamulec i zająć się swoimi potrzebami. Pozostali koledzy... Covid zdecydowanie napełnił ludzi strachem. Niektórzy w zespole, żyjący w dużych miastach, byli tym dotknięci bardziej niż ja. Ja mieszkam pośrodku niczego, w górskiej dolinie. Nie wpłynęło to tak bardzo na moje życie. Mogłem wychodzić na zewnątrz i spotykać się z kilkorgiem osób, z którymi czułem się bezpiecznie. Spacery, aktywność, możliwość wyjścia z domu... Wiem, że szczególnie trudne było to dla Larsa, który mieszka w San Francisco, gdzie panował lockdown i atmosfera strachu. Ludzie umierali, nikt nie chciał ryzykować życiem, co rozumiem. Aleja nie czułem się tym tak bardzo przytłoczony. Ja i tak buntuję się przeciw strachom świata. Z niezwykłą łatwością tworzę za to strachy własne.





DWUSEKUNDOWE OPÓŹNIENIE


Pobyt w domu miał swoje dobre strony, ale James szybko zatęsknił za muzyka. To z jego inicjatywy powstała akustyczna wersja utworu Blackened, opublikowana w maju 2020 roku. Muzyk samodzielnie nagrał partie gitary akustycznej i wokalne, wysłał je producentowi Gregowi Fidelmanowi, a ten przekazał pozostałym. Przesłanie przez Jamesa "Blackened 2020" było znakiem: "Hej, chłopaki. U mnie w porządku. Nagrajmy to, będzie fajnie. Przygotowałem coś, mam nadzieję, że wam się spodoba, a może nie" - wspominał Rob Trujillo w So What!. Wszyscy to podchwyciliśmy. Zmusiło nas to do użycia domowych środków nagrywania i naszych domowych inżynierów dźwięku: synów i córek. W pewnym momencie filmowała mnie córka, a syn realizował dźwięk. Basista rzucił pomysł, żeby taką współpracę kontynuować, ale już nad nowymi piosenkami. Gdy zaakceptował to Lars i zaczął przeglądać swoją słynną kolekcję pomysłów nagrywanych podczas każdego wspólnego jamu, stało się jasne, że mszyła praca nad płytą.

Zespół rozpoczął cotygodniowe sesje na Zoomie i podobnie jak reszta świata boleśnie odczuwał ograniczenia tej formy komunikacji. W Metallice nie jest tak, że ktoś chwyta za akustyczną gitarę na kanapie i - bum! - jest piosenka - wyjaśnia Ulrich w Classic Rock. Jest wiele puzzli, łączenia elementów. Zaczęliśmy tego słuchać i na bazie tych wybranych jamować podczas naszych sesji na Zoomie. Siedzieliśmy przed ekranami komputerów w naszych domowych studiach, czy prowizorycznych pokojach muzycznych. Próbowaliśmy znaleźć sposób tworzenia muzyki przy dwusekundowym opóźnieniu. Grałem partię perkusji, a James dokładał do niej riff Słyszałem swoje bębny, ale nie słyszałem jego gitary. I vice versa. Nie sprzyjało to zdrowiu psychicznemu. Posuwaliśmy się do przodu z potknięciami - niepewni terminów, lockdownów i kondycji ludzkości... Przez kilka miesięcy działaliśmy bardzo, bardzo powoli. Tempo było ślamazarne. W ten sposób powstały zarysy około dziesięciu utworów, ale na dłuższą metę tak pracować się nie da.

Sprawy przyspieszyły jesienią. Na 14 listopada 2020 zaplanowano koncert w ramach fundacji charytatywnej Helping Hands, realizowanym w kwaterze głównej zespołu w San Rafael. Muzycy zjechali tam tydzień przed wydarzeniem (tylko Lars jest na miejscu, Hetfield rezydował w Kolorado, Hammett na Hawajach, a Trujillo w Los Angeles) i zostali tydzień dłużej. Wtedy zaczęła się właściwa sesja a James podkreśla jej zespołowy charakter: Ta płyta to w dużej części operacja na otwartym sercu. Otworzyliśmy się. Byłem o wiele bardziej gotowy otworzyć swoje serce na każdego w zespole: pod względem tekstowym, emocjonalnym i twórczym. Namawiałem się do tego, schodziłem z drogi, mówiąc: "Podeślijcie swoje riffy. Potrzebujemy materiału.". Nie chciałem tworzyć piosenek tylko z Larsem. Zajęło to więcej czasu, bo w grę wchodziło więcej opinii, ale mieliśmy Grega Fidelmana jako sprawdzoną osobę z zewnątrz. On jest w stanie powiedzieć: "No nie wiem...". Albo: "Hej, to naprawdę dobre, zagrajcie jeszcze raz”. Proces twórczy był znacznie bardziej otwarty i bardziej radosny, gdy uczestniczyła w nim cała nasza czwórka. W pierwszym okresie nagrywania muzycy nosili maseczki, codziennie się testowali i zachowywali dystans. Najważniejsze było jednak wspólne granie. Greg Fidelman, pełniący rolę producenta (wraz "z Larsem Ulrichem i Jamesem Hetfieldem" - jak to ujęto w opisie płyty) podkreśla, że większość partii zarejestrowano na setkę a dogrywane były głównie wokale, do których początkowo James nie napisał wszystkich tekstów.





Z ZASKOCZENIA


Materiał był gotowy w drugiej połowie 2022 roku, ale trzeba było wstrzymać się z premierą z powodu ograniczeń w produkcji winyli. Nie przyspieszył tego nawet fakt, że Metallica kupiła sobie na własność tłocznię w Alexandrii w stanie Wirginia. 28 listopada z zaskoczenia ujawniono singiel Lux Æterna, a Lars Ulrich wystąpił w audycji Howarda Sterna i oświadczył: Pracowaliśmy nad nową płytą przez ostatni rok, półtora, to nasz covidowy album, i po raz pierwszy w karierze o tym nie mówiliśmy. Zamiast "Hej, będzie płyta" i odliczania czy "Zgadnijcie, co się zbliża”, trzymaliśmy pieprzony język za zębami. Utwór Lux Æterna nawiązywał do początków grupy, co potwierdził Hetfield: To optymistyczna, szybka, radosna piosenka, ze wskazaniem na New Wave Of British Heavy Metal, rodzaj riffu na zasadzie "powrót do lat 80. ”. W moim życiu i naszej karierze było wiele mroku, ale była też nadzieja, zawsze widzieliśmy światło w ciemności. Bez ciemności nie ma światła, dobrze skoncentrować się na jaśniejszej stronie życia zamiast złych rzeczach. Z jego późniejszych wypowiedzi wynikało, że kawałek ma dla niego szczególne znaczenie: Miałem wizję, żeby zatytułować płytę "Lux Æterna”, bo podsumowywało to dla mnie ją całą - rodzaj wiecznego światła, które zawsze w nas było, a teraz może się przebija. Zostałem przegłosowany i dobrze się stało, tytuł "72 Seasons" jest zdecydowanie bardziej wciągający. Musisz sprawdzić, o co chodzi. Musisz się w to zagłębić, wgryźć.

Artysta wyjaśniał, że 72 sezony to pierwsze 18 lat życia, gdy człowiek jest kształtowany przez rodziców, i że zaczerpnął to wyrażenie z książki. Jej tytułu nie ujawnił, ale miał prawdopodobnie na myśli podręcznik organizacji ACA (Adult Children of Alcoholics), w którym pada określenie "72 sezony smutku". Chodzi o gromadzone w tym czasie negatywne bodźce przekazywane przez rodziców nie potrafiących sprostać swojej roli. Skutkuje to powstaniem wewnętrznego "krytycznego rodzica", czyli głosu odbierającego w późniejszych latach pewność siebie i narzucającego poczucie winy. Może to skutkować depresją, stanami lękowymi, a w skrajnych przypadkach prowadzić do targnięcia się na życie.

James: "72 Seasons ” jest konceptem, pierwotnie miało być ”72 Seasons Of Sorrow” ale wyrzuciłem ten "smutek”, bo pierwsze 18 łat życia nie składa się wyłącznie z niego - tłumaczy artysta. Skupiamy się na nim w dorosłym życiu, na zasadzie: "Muszę naprawić całe to gówno, przez które przechodziłem jako dzieciak", ale były też wtedy rzeczy dobre. Każdy ma własne 72 sezony i ich odczuwalne skutki. Posiadanie dzieci zdecydowanie pomaga zrozumieć, przez co przechodzili twoi rodzice. Moje rodzicielstwo to coś w stylu: "Dajcie spokój, jestem tylko człowiekiem!". Ale gdy jesteś dzieckiem, spoglądasz na rodziców jak na bogów. Nie mogą się mylić, wszystko, co mówią, jest słuszne. Dopiero gdy dorastasz, stwierdzasz: "Przykro mi, że postawiłem was na piedestale, traktowałem jak bogów, winiłem za to czy tamto, ale wy też byliście tylko ludźmi. Staraliście się jak mogliście, pracując narzędziami przekazanymi wam przez waszych rodziców". To sięga pokoleń wstecz - jako rodzic chcę do tego podejść odrobinę lepiej niż moi starzy.

KOCHAMY WYZWANIA


Album ukazał się 14 kwietnia 2023, na koniec miesiąca zaplanowano w Amsterdamie początek trasy pod hasłem M72. Nietypowej, bo w każdym mieście mają się odbyć po dwa koncerty z różnym repertuarem i różnymi supportami. Ciekawy ma też być układ widowni, ze sceną pośrodku stadionu, a wewnątrz niej dużym snakepitem. Wyglądało to na naprawdę dobry pomysł, w łańcuchach 27 maili, ale cztery tygodnie przed rozpoczęciem pojawia się raczej pytanie: "Kto to wymyślił?" - śmiał się Ulrich w NME przed rozpoczęciem prób. Ma to być dwuletni objazd świata, w większości miast gramy w piątki i niedziele. Dwa kompletnie różne sety, bez powtarzania kawałków. Dwa różne zestawy supportów. To jak pójście na festiwal. Hetfield w So What!: Mamy po 59 lat (Hammett skończył 60, Trujillo 58 - red.), i co też, do cholery, wyrabiamy? To powinno być mniejsze! Ale kochamy wyzwania. Taka ilość ludzi w snakepicie będzie fantastyczna. I chyba żaden koncert stadionowy ze sceną pośrodku nie był jeszcze zrobiony szczególnie dobrze. My spróbujemy.

W rozpisce M72 znajduje się Warszawa, ale dopiero w 2024 roku (5 i 7 lipca. Stadion Narodowy) Przedsmakiem wydarzenia będzie natomiast zaplanowana na tegoroczny sierpień transmisja występów w Teksasie do wybranych kin.





Nalepka na płycie informuje: 42 lata Metalliki w ponad 77 minut. Ktoś mógłby pomyśleć, że 72 Seasons jest składanką albo wydawnictwem typu Songs Of Surrender U2. Na szczęście to premierowy materiał, acz z licznymi odniesieniami do przeszłości. Najwięcej ich w singlowym Lux Æterna. Partie gitarowe jawnie nawiązują do twórczości Diamond Head, a rytmika do Motorhead - dwóch największych inspiracji wczesnej Metalliki - a w tekście znajdziemy aluzję do debiutanckiego albumu pierwszego z tych zespołów, Lightning To The Nations, zaś zawołanie full speed or nothing! to już aluzja do własnego Motorbreath z debiutu (James Hetfield lubuje się w takich cytatach). Jeśli idziemy tropem nawiązań, to utwór tytułowy czy Chasing Light trzymają się klimatu płyt Ride The Lightning i Master Of Puppets (to słychać szczególnie w miksie perkusji. Sleepwalk My Life Away prowadzi natomiast narastający początek i podobny riff co w Enter Sandman, a mroczny, lekko psychodeliczny klimat w wolniejszym You Must Burn! przywołuje okres Load. Takie odniesienia mogą połechtać dawnych fanów, ale co Metallica prezentuje na 72 Seasons w oderwaniu od kontekstu sentymentalnego?

Utwory utrzymane są głównie w duchu progresywnego thrashu, który dominował na większości najważniejszych płyt kwartetu. Tylko szybki, krótki Lux Æterna wyłamuje się z tej konsekwencji, sięgając aż po NWOBHM. Podobne fundamenty nie znaczą jednak, że i wykończenia będą równie misterne. Nie ma tu takiego kombinowania z formą utworów, tak elokwentnego prowadzenia melodii. Każdy numer oparty jest na mniej lub bardziej klasycznym, thrashowym riffie, a gdzieś w połowie pojawia się solówka Kirka Hammetta najeżona tremolo. Nie ma takich kontrastów jak w Fight Fire With Fire, zaskakujących interludiów jak w Master Of Puppets, łamańców w stylu ...And Justlce For All czy rozwijających pę ballad, których Metallica ma w katalogu sporo. W zasadzie tylko w Inamrorata - najdłuższym, nie licząc numerów z Lulu, utworze, jaki kiedykolwiek znalazł się na płycie grupy - trochę kombinują z formą, dodając wyciszoną część z partią basu na pierwszym planie i spokojny śpiew Hetfielda.

Metallice przez długi czas udawało się zbijać kapitał na nonkonformizmie. Gdy w USA rządził Van Halen, a w Europie Iron Maiden, oni zadebiutowali brutalnym Kill ’Em All. Gdy metalowcy prześcigali się w tym, kto zagra szybciej, oni tworzyli progresywne płyty Master Of Puppets i ...And Justice For All, a gdy thrash metal zaczął przebijać się do mainstreamu, oni wykonali woltę i nagrali klasycznie rockową Metallicę. Jednak okres poszukiwań skończył się mniej więcej na Death Magnetic, czyli 15 lat temu, a Metallica trzyma się sprawdzonych patentów. Na 72 Seasons nie stała się wprawdzie tak konserwatywna jak Slayer, ale nie jest też tak poszukująca jak Megadeth na The Sick, The Dying... And The Dead. No, ale może dzięki rozsądnemu wyważeniu tych składników to właśnie Metallica gra największe stadionowe trasy?










Bartek Koziczyński
Robert Filipowski
Teraz Rock


Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak