W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Wywiad ze Stevenem Wiigem - cz. I
dodane 02.03.2008 00:00:00 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1728
Virginia Fuel, chapter Metalliki z USA przeprowadził ostatnio wywiad ze Stevenem Wiigem - perkusistą Papa Wheelie i asystentem Larsa. Całość wywiadu przetłumaczył Ugluk, poniżej pierwsza z sześciu części:





Część 1 : Jumping in the Fire




Virginia Fuel: Ok. Steve, opowiedz nam trochę o sobie. Skąd pochodzisz? Gdzie dorastałeś? Czy masz rodzeństwo?

Steven Wiig: Dorastałem w malutkim miasteczku o nazwie Negaunee (czytane nigani) w stanie Michigan niedaleko wybrzeży wielkiego jeziora. Jestem synem matematyków (urodzonym specem od rozwiązywania problemów!) i najstarszym z czwórki dzieci (mam dwóch braci Kevina i Briana oraz siostrę Kristen).


VF: "Wiig" to zdecydowanie oryginalne nazwisko, szczególnie to podwójne "i". Gdzie leżą twoje korzenie?


SW: Praktycznie wszystkie nazwiska i nazwy miast w tym rejonie mają skandynawskie, bądź indiańskie korzenie. Większość moich przodków pochodzi z Finlandii i Szwecji. Samo w sobie nazwisko jest fińskie, ale wydaje mi się, że zostało skrócone do Wiig.


VF: Czy znasz jakieś języki obce?


SW: Znacznie lepiej rozumiem języki, niż nimi mówię. Uczyłem się języków obcych w szkole, więc rozumiem podstawowe zwroty, znam trochę duńskich słów i fraz (głównie przekleństw), podobnie z fińskim i niemieckim. Uczyłem się również francuskiego, ale nie mówię żadnym z nich płynnie.


VF: Uczęszczałeś do college'u?


SW: Uczyłem się w Marquette (uniwersytet północnego Michigan) na wydziale grafiki oraz socjologii/psychologii. W międzyczasie pracowałem jako artysta w lokalnym sklepie z komiksami. Nauki zaprzestałem, bo zająłem się pewnym "rockowym zespołem" z zachodu. To była wymówka, której potrzebowałem do rzucenia nauki, a gdy to już zrobiłem, nie oglądałem się za siebie.


VF: Czym zajmowałeś się w Minnesocie i Michigan?


SW: Pracowałem w spożywczakach i w magazynie zajmującym się obróbką papieru, żeby opłacić rachunki. Występowałem również jako DJ jeszcze za czasów pobytu na uczelni. To był kolejny sposób kreatywnego spełnienia się. Mogłem grać co tylko przyszło mi do głowy. Poznawałem w ten sposób mnóstwo zespołów. Trochę też bawiłem się w komika. Grywałem Georga Calina, udawałem że odgrywam Green Machine z repertuaru Kyuss. Czasami dla skeczu dzwonili do mnie znajomi podając się za Henrego Rollinsa czy Glenna Danziga, a ja udawałem że nagrywam z nimi wywiad. To było całkiem rozrywkowe, zwłaszcza o 7 rano! Pracowałem również w sklepie z komiksami, tworząc cały wystrój wnętrza.


VF: A więc.. kiedy odkryłeś Metallikę? Jak długo byłeś fanem Metalliki?


SW: Rzucając piłką do baseballa w ogrodzie mojego sąsiada (to musiało być późnym latem 84 albo 85) słuchaliśmy Ride the Lightning (oraz Marcyful Fate - The Oath), ale nigdy nie wiedziałem (albo mnie to nie obchodziło - miałem wtedy 11 czy 12 lat) kto to gra, aż do momentu gdy usłyszałem ich ponownie u innego kumpla. Fanem zostałem przy okazji słuchania Master of Puppets. Ten sam kolega wpadł z kasetą, w dniu premiery i pokazał mi okładkę (nigdy nie lekceważcie siły okładek płyt!). Słuchanie "The Thing that Should Not Be" było równie przekonywujące. No i to, że wyglądali lepiej niż kapele jak WASP, Twisted Sister i Motley Crue.
NAPRAWDĘ pamiętam czasy, gdy wyobrażałem sobie, że to jest MOJA kapela. W momencie gdy słuchałem "Garage Days Re-Revisited" po raz pierwszy, naprawdę kręciła mnie ta energia i to ich nastawienie. Była tam radość, a także luz. To był wyjątkowy album dla nich. Lubiłem to poczucie humoru na "Garage Days" (np. paplanina w tle, bekanie itd.), to była ich strona, której wcześniej nie znałem. Po wysłuchaniu tej EPki pamiętam, że myślałem sobie, że to JEST absolutnie najbardziej cool zespół mojej generacji. To właśnie ukierunkowało mnie... nie wspominając już nawet o "Cliff'em All!".
Nie tylko kochałem ich muzykę, ale miałem także wielki szacunek do tych gości za to JAK to wszystko robili. Standard Metalliki był znacznie wyższy niż wszystko inne - przynajmniej z mojego punktu widzenia. Byli bardziej profesjonalni, niż reszta, mieli najfajniejsze wkładki do albumów (listy podziękowań!), najlepsze gadżety na trasach, okładki... wszystko to stanowiło spójną całość. Otaczali się najlepszymi - począwszy od Q Prime, przez Pusheada, skończywszy na Rossie Halfinie. Jeśli coś miało stempel Metalliki, wiedziałeś, że to będzie lepsze niż cała reszta. To nie była banda pijanych kolesi w lateksowych gaciach, którzy podrywali laski i wozili się szybkimi wozami. To byli prawdziwi, naturalni ludzie i to jeszcze bardziej mnie nimi zainteresowało.



21 stycznia


VF: W Twojej zwycięskiej publikacji w 7 numerze Shortest Straw pisałeś o byciu wychowanym w chrześcijańskiej rodzinie, o tym, że twoi rodzice nie lubili heavy metalu. To przypomina sytuację, w której wychowywał się James. Czy czujesz więź z Jamesem w tym aspekcie? [przypis: zwycięska publikacja Steve'a jest szerzej opisana w części 2].


SW: Słuchając tekstów Jamesa myślałem sobie: "Ten gość mówi moim językiem.. mówi dokładnie o tym co ja czuję". Definitywnie była między nami więź w tym temacie.


VF: Kiedy zobaczyłeś pierwszy raz Metallikę na żywo?


SW: Ponieważ wychowywałem się w tak odległym zakątku kraju, najlepiej pamiętam koncerty, których nie zobaczyłem... to było takie frustrujące.. Metallica grała zaledwie 5 godzin ode mnie, a ja nie mogłem ich zobaczyć. Kiedy masz 13 lat, koncert Metalliki to dla ciebie fantasy. Poza tym niewiele zespołów grywało w okolicy, w której mieszkałem.
Pierwszy show, który mnie ominął odbył się w Green Bay, w stanie Wisconsin, gdy byli na trasie z Ozzym (11 lipca 1986). Nie dotarłem również na trasę Justice (19 kwietnia 1989 Green Bay), bo miałem szkołę (paru starszych chłopaków przyniosło mi t-shirt i tourbook [zapewne chodzi o jakąś broszurę dostępną do kupienia na stoisku z merchandise - Ugluk]). W końcu dorwałem ich w 91, gdy byłem w stanie sam dowieźć się na gig.
Było to 12 listopada 1991 w Green Bay. Po koncercie czekałem przy autokarach, by móc wszystkich spotkać. To było świetne przeżycie. To jeszcze podbiło moją fascynację zespołem na wyższy poziom. Myślałem sobie "mogę teraz spotkać tych ludzi!". Aż do tego momentu w moim życiu, myślałem, że filmy, muzyka itd. zdarzają się w jakimś innym świecie, na pewno nie w moim mieście. Myślę, że w tym momencie zacząłem myśleć o zaangażowaniu się w ten temat pełną parą (podróżowaniu z nimi na trasie itd.) Takiej możliwości nie miałem jako dzieciak.
To był moment, gdy wciąż próbowałem się odnaleźć po skończeniu ze szkołami, gdy poszukiwałem przygód. W tamtym okresie Metallica jeździła głównie po zachodzie, postanowiłem wykorzystać tą okazję, a oni wydawali się być pozytywnie nastawieni. W tamtym momencie było po prostu fajnie, wszystko zdawało się zmierzać w dobrym kierunku.
Pamiętam również inny koncert w Michigan, niedługo po moim pierwszym spotkaniu z Metalliką, nie mogłem wtedy dostać się na backstage, więc czekałem aż ochrona pójdzie do domu. Przecisnąłem się przez częściowo otwarte drzwi, a następnie gadałem z Larsem popijając Coors Light. Był mną rozbawiony, mówił: "wow! Zrobiłbym tak samo!"


VF: Gdy MetClub rozpoczął działalność na przełomie 1993 i 1994 byłeś zapewne jednym z pierwszych Metclubbersów prowadzących lokalny chapter?


SW: Yeah, byłem w ekipie pierwszych członków Metclubu. Nie rozumiałem wtedy, co oznacza lokalny chapter, ale stwierdziłem, że i tak się tym zajmę. Nie wiedziałem, czy obowiązują tam jakiekolwiek reguły, czy też miałbym robić coś jako członek takiego chapteru. Zastanawiałem się, czy są jakieś wymagania, aby dostać się do niego. Założyłem więc w trybie natychmiastowym Creeping Duluth (tak nazywało się miasto w którym mieszkałem), które potem zostało przemianowane na Creeping Minnesota (po przeprowadzce do Minneapolis).



30 stycznia


VF: Opowiedz szerzej o swoich dwóch lokalnych chapterach, które pomagałeś tworzyć. (Wspomniany Creeping Minnesota oraz Chapter of the Mad). Drugi wspomniany chapter zakończył działalność w styczniu 2000 roku. Czy Creeping Minnesota wciąż funkcjonuje?


SW: Creeping Duluth/Creeping Minnesota - mieliśmy świetną paczkę i naprawdę ostre momenty, ale nie sądzę aby wciąż funkcjonowali. Była to głównie dobra okazja do napicia się, grillowania itd.
Chapter of the Mad - w najlepszym momencie ten chapter miał 1000 członków. Nigdy nie byłem jego przewodniczącym, zostałem do członkostwa zaproszony honorowo i do pomocy. COTM był silnie zakorzenionym w internecie chapterem, a więc pisałem sporo relacji ze swojej współpracy z Metalliką w newsletterze zwanym Killing Time.


VF: A czy to nie ty przypadkiem zacząłeś "Chapter Messiah Project" (sonda pomiędzy lokalnymi chapterami badająca oczekiwania wobec klubu Metalliki), czy był to Tony Smith - prezydent MetClubu? Czy projekt się powiódł?


SW: Haha, wow... zapomniałem o tym. Gdy lokalne oddziały zaczynały się formować, sporo było niedopowiedzeń, na temat tego co chaptery mają robić. Tony i ja wpadliśmy na parę pomysłów. Polegało to tak naprawdę na uzyskaniu jakiegoś odzewu/pomysłów od MetClubu i chapterów, próbując stworzyć dialog na tej linii. Nie sądzę jednak, aby któryś z tych pomysłów wypalił.


VF: A więc twoje zaangażowanie w lokalne oddziały zakończyło się w późnych latach 90?


SW: W tamtym czasie moje kapele zajmowały coraz więcej mojego czasu. Koncerty, nagrania itd. Wydaje się więc, że zboczyłem nieco z mojego kursu działalności "fanowskiej". Chciałem skupić moją energię i czas na własnych projektach, a lokalnym chapterom dać się rozwijać. Dokładnie wtedy Jason Newsted zadzwonił do mnie i zaoferował robotę, do tego jednak przejdziemy później.



Tłumaczenie: Ugluk.
ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet



Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak